Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Jak ważnym jest kochać - rozdział 2

– W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego – rzekł Karol.

– Amen – odpowiedział mu tłum dzieciaków.

Katecheta uśmiechnął się i skinął głową na znak, by uczniowie zajęli miejsca. Otworzył dziennik i wyczytał listę obecności. Z dwudziestopięcioosobowej klasy, jedynie dziewięć osób nie uczęszczało na lekcję religii. Uznawał to sukces. Koledzy po fachu nie mogli pochwalić się taką frekwencją.

Napisał na tablicy temat katechezy: Samson – słaby silny człowiek. Rozejrzał się po klasie, jedynie dziewczynki z dwóch pierwszych ławek, Marika i Asia, zapisały temat w zeszytach. Reszta klasy gapiła się w ekrany smartfonów jak cielę na malowane wrota.

Co prawda, pani dyrektor zakazała używania telefonów w trakcie lekcji, ale wolał nie ryzykować zwróceniem uwagi, a potem nagraniem w sieci, jak banda siedemnastolatków wkłada mu kosz na głowę, ściąga spodnie i okleja taśmą klejącą. Byli cicho i to w zupełności wystarczało.

– Czy ktoś z was słyszał o Samsonie? – zapytał.

– Taka stara kapela heavy metalowa – z tyłu klasy odezwał pryszczaty chłopak w długich włosach i koszulce Motorhead. – Dickinson śpiewał tam zanim przeszedł do Maidenów. Zna ksiądz „The Number of the Beast”?

– Nie jestem księdzem. Po ponad pół roku powinniście to wiedzieć.

– No to zna pan „The Number of the Beast”?

Karol uśmiechnął się pod nosem. Miał przed sobą bandę licealistów, którzy w większość mieli go gdzieś i to, co ma im do powiedzenia. Jednak te kilka par oczu z przodu klasy sprawiały, że decydował się mówić.

– Samson był jednym z sędziów… – zaczął katecheta.

– Co sędziował? – głos z ostatnich ławek przerwał mu w pół zdania.

– To nie był taki sędzia.

– Ale grali w coś w tej biblii, nie? – odezwał się inny głos, ale Karol nawet nie chciał tracić energii na lokalizowanie go.

– Samson był jednym sędziów, którzy sprawowali władzę oraz sądy nad ludem izraelskim. I to jako jedyny z sędziów został wybrany przez Boga. Był nazi…

– To w Biblii już były naziole? – kolejny głos z końca sali przerwał katechecie.

Klasa ryknęła śmiechem. Karol chciał coś odpowiedzieć, ale uszczypnął się pod biurkiem. Wiedział, że nie ma to sensu. Wolał milczeć. Siedział i patrzył na wskazówkę, leniwie odliczającą minuty do końca lekcji.

– Nazirejczyk to osoba, która złożyła wieczysty ślub pełnego poświęcenia się Bogu – rzekł po chwili. – Samson, jeszcze przed narodzeniem, został wybrany przez Boga do roli, którą miał spełnić. Miał on wybawić lud Izraela z rąk Filistynów. Urodził się jako syn Manoacha, z kobiety, która wcześniej była bezpłodna. Kiedy dorósł, opuścił swoją rodzinną ziemię i wyruszył do miasta Timna. Poznał tam kobietę, Filistynkę, którą zechciał poślubić. Rodzicom nie spodobała się ta decyzja. Małżeństwo było jednak częścią boskiego planu i miało być jednym z powodów sporu Izreaelitów i Filistynów. W drodze do Timny, Samsona zaatakował lew. Zabił go gołymi rękoma. Samson lwa, a nie odwrotnie. W padlinie zwierzęcia zalęgły się pszczoły, a następnie wytworzyły miód. Wesele Samsona trwało siedem dni...

– Siedem dni bani, ciekawe czy jechali na krysztale? – anonimowy głos z sali ponownie wyraził swoje refleksje związane z tematem.

Mężczyzna zamilkł na chwilę, policzył w głowie do dziesięciu i kontynuował opowiadanie. Mógłby zmyślać, pomylić Samsona z Samuelem, a nawet Chrystusem, a nikt by się przecież nie zdziwił i nie zaprotestował. Mieli w go w dupie. Mieli w dupie religię. Chodzili na nią wyłącznie po to, by móc zostać dopuszczonym do bierzmowania. Nie wiedzieli, czym jest bierzmowanie, ale wiedzieli, że to jedna z tych okazji, na które babcie i dziadkowie, ciocie i wujkowie przyjeżdżają z kasą i gadżetami. Chodzenie na lekcje religii wiązało się z nowy Iphonem, nowym laptopem i solidnym zastrzykiem gotówki. Amen.

Karol opowiadał dalej. Opowiadał, jak Samson pokonał trzydziestu Filistynów i jak zemścił się za zabicie i schował w grocie. Jak udał się do Gazy i wyrwał wrota bramy miejskiej.

Opowiadał jak zakochał się w kobiecie imieniem Dalila. I o tym, jak została przekupiona, by wydobyć z Samsona sekret jego siły.

– W końcu uległ namowom ukochanej i powiedział, że jedynie obcięcie włosów może pozbawić go siły. Dalila wyjawiła jego sekret Filistynom. Kiedy utuliła swego kochanka na kolanach, przybył jeden z Filistynów i ogolił mu głowę. Wtedy opuściła go siła. Samson był Nazirejczykiem, a jedną z zasad nazireatu był zakaz ścinania brody i włosów. Złamał zasadę, a więc opuścił go również Pan. Filistyni porwali go i wyłupili mu oczy. Wtrącili do lochu i kazali mielić zboże. Po jakimś czasie, w ramach obchodów święta ku czci ich boga Dagona, przyprowadzili go, żeby zabawiał świtę filistyńskich władców. Oprócz przywódców na dachu świątyni było zgromadzonych około trzech tysięcy ludzi, którzy przyszli patrzeć na upadek Samsona. W czasie uwięzienia mężczyźnie urosły włosy, a więc powróciła również jego siła. Poprosił on chłopca, trzymającego go za rękę, by poprowadził go do kolumn, na których opierał się budynek, aby mógł się o nie oprzeć. – Karol przerwał na moment, chwycił Pismo Święte z biurka, po czym zaczął czytać: - „Wtedy wezwał Samson Pana mówiąc: «Panie Boże, proszę Cię, wspomnij na mnie i przywróć mi siły przynajmniej na ten jeden raz! Boże, niech pomszczę raz jeden na Filistynach moje oczy». Ujął więc Samson obie kolumny, na których stał cały dom, oparł się o nie: o jedną - prawą ręką, o drugą - lewą ręką. Następnie rzekł Samson: «Niech zginę wraz z Filistynami». Gdy się zatem oparł o nie mocno, dom runął na władców i na cały lud, który w nim był zebrany. Tych, których wówczas zabił sam ginąc, było więcej aniżeli tych, których pozabijał w czasie całego swego życia.” Bóg obdarzył Samsona darem, ale nie był to dar bezwarunkowy. To od wierności Samsona zależało, jak będzie ów dar potrafił wykorzystać. Tak jak noc gasi dzień, tak Dalila zgasiła życie Samsona.

W klasie zapanowała cisza, ale nie dlatego, że historia starotestamentowego siłacza zrobiła na kimś wrażenie – po prostu wszyscy mieli to gdzieś.

– Może ktoś zechce podzielić się swoją refleksją? – rzucił na forum, z nadzieją, że chociaż jakaś kujonka z pierwszych ławek mu odpowie.

– A co tu gadać, nawet taki kozak się wyłożył przez jakąś głupią cipę – podsumował historię Samsona głos z tyłu klasy.

W pierwszej chwili Karolem targnęło uczucie, które jednak zdławił w sobie. Spojrzał na krzyż wiszący u wejścia do klasy. Twarz Jezusa spoglądała na niego z bólem. Rozumiał ten ból. Rozumiał i dlatego wybrał milczenie. Nadstawienie drugiego policzka. Powtórny cios jednak nie nadszedł. Zadzwonił dzwonek, a wszyscy momentalnie opuścili salę.

***

Zostawił klucze w kanciapie woźnych, ukłonił się grzecznie i ruszył w kierunku wyjścia. Czuł ulgę, że właśnie skończył dzień pracy i przez kilkanaście najbliższych godzin nie będzie musiał użerać się z człekokształtnymi amebami intelektualnymi, dla których nic poza filmikami na TikToku nie ma sensu. Nie kręciło ich już nawet picie tanich win w parku i gadanie o seksie.

Nie oglądali się za płcią przeciwną, nie chodzili na randki, nie wymieniali pełnych świństw wiadomości. Mieli komputery, media społecznościowe i dostęp do pornografii, która przez to, ze nie była zakazana, utraciła swoją magię. To akurat cieszyło katechetę. Zdawał sobie jednak sprawę, że nie była to zasługa religii, a postępu technicznego.

Tuż przed wyjściem zatrzymał go gwizdek. Obrócił się na pięcie. Sławek, nauczyciel wuefu, machał do niego z końca korytarza.

Jeśli Karol kumplował się z kimś z grona pedagogicznego, to był to właśnie Sławek. Kilka razy wyskoczyli wspólnie na piwo. Wuefista upatrzył sobie katechetę na powiernika, któremu zwierzał się ze swych erotycznych podbojów. Karol przez większość czasu po prostu słuchał i przytakiwał, a Sławkowi to pasowało.

Podczas pierwszego spotkania myślał, że kolega traktuje go jako prywatnego spowiednika, któremu może wyznać swe winy związane z życiem na wskroś rozwiązłym. Szybko jednak doszedł do wniosku, że nie chodziło tutaj o wyleczenie duszy umęczonej grzechem.

Facet musi pochwalić się drugiemu facetowi, że wylądował w łóżku z kobietą. W przeciwnym razie seks się nie liczy. Nie jest powodem do dumny. Nie wzmacnia męskości. Jest czymś niepełnym. Dlatego Sławek uwielbiał się chwalić, jak to w weekend wyskoczył do Czekolady, Lordis, Kaliskiej czy Kokoo, poznał jakąś dziewczynę i, jak sam to opisywał, „zabrał na chatę i zerżnął jak szmatę”.

Jakaś część Karola podziwiała kolegę. Jego odwagę, tupet. Bezpośredniość i determinację. Wuefista miał w sobie prawdziwego ducha walki. Jeśli nie wyszło mu z jedną, uderzał do drugiej. Jeśli druga była obojętna na jego zaloty, wybierał kolejną. Dopiero trzecia odmowa sprawiała, że zmieniał klub. Jednak zdarzało się to dość rzadko.

Co zabawne, wcale nie był przystojnym kolesiem. Oczywiście był zadbany i wyrzeźbiony, ale jego twarz była lekko szczurkowata, a czoło z każdym rokiem zajmowało coraz większą powierzchnię głowy.

Na swoje szczęście, szybko zorientował się, że dla większości kobiet wygląd gra rolę drugoplanową, a nawet epizodyczną. Oczywiście nigdy żadna nie odmówiła facetowi dlatego, że był zbyt przystojny, prawdziwa i skuteczna droga do ich serc i wagin prowadziła przez głowę. Dlatego równie często, co na siłowni i solarium, chodził do kina, a czasem nawet do teatru. W drodze do pracy słuchał audiobooków z topki Empiku, żeby móc zabłysnąć kilkoma zdaniami, które wymyślili mądrzejsi niż on.

Karol, gdzieś głęboko w środku, chciał być jak Sławek. Dlatego chodził z nim do knajpy, kiedy ten proponował. Podświadomie miał nadzieję, że obcując z kolegą chociaż trochę nasiąknie jego urokiem i talentem.

Wuefista i tym razem zaproponował wyjście na piwo.

Karol początkowo chciał wykręcić się jakąś głupią wymówką, ale kolega zaskoczył go pewną informacją. Katecheta czekał, aż kolega wybuchnie śmiechem, mówiąc, że znowu go nabrał, ale tym razem Sławek milczał. Uśmiechał się jak dziecko i milczał.

– No to jak, idziemy? – zapytał ponownie.

Katecheta nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Stojący przed nim mężczyzna, oznajmił właśnie, że poznał dziewczynę, która okazała się czymś więcej niż złośliwą naroślą wokół cipki.

– Lubię ją, chyba nawet kocham – powtórzył Sławek i dopiero wtedy dotarło do Karola, że wcale nie żartuje.

Przytaknął, a wuefista powiedział, że skoczy tylko po rzeczy i mogą iść.

Praca w szkole nie była jedynym zajęciem Sławka. W przeciwieństwie do innych pedagogów, nie musiał on po godzinach sprawdzać kartkówek, szykować pomocy naukowych czy układać sprawdzianów. Dlatego popołudnia zazwyczaj spędzał w klubie Adonis jako trener personalny. Nie była to zwykła siłownia dla osiedlowych mięśniaków, którzy robili jedynie klatkę i łapy. Było to miejsce dla tych wszystkich, którzy mają kasę i chcą dzięki niej poczuć się lepiej. Klub zapewniał kompleksową obsługę swych gości – od dietetyków, przez certyfikowanych trenerów, na masażystach i fizjoterapeutach kończąc. Przychodzili tutaj biznesmeni i prawnicy. Lekarze i project menagerowie.

Wyższe sfery. Wyższe ceny. Wyższe wymagania.

Ostatnio firma zatrudniła nową fizjoterapeutkę. Dwadzieścia cztery lata, sto osiemdziesiąt trzy centymetry wzrostu i uśmiech jak milion dolarów. Kiedy tylko ją zobaczył, miał wrażenie, że właśnie dostał udaru. Było to tak intensywne i pierwsze, że sam nie wiedział, co mu właściwie jest. Jakby ktoś otworzył mu czaszkę i pogrzebał w mózgu gorącą lutownicą. Całe szczęście, że znęcał się wtedy nad CEO jakieś firmy marketingowej, który skupiał się nad kolejnymi machnięciami sztangą.

Sławek zawsze stosował się do zasady, że gdzie się mieszka lub pracuje, tam się chujem nie wojuje, ale nagle miał gdzieś profesjonalizm. Pracował z klientami, ale złapał się na tym, że za każdy razem idąc po coś, przechodzi bliżej niej. W końcu był na tyle blisko, że niepodejście i nieprzedstawienie się byłoby sztuczne i niegrzeczne.

Miała na imię Kamila i była piękna jak sen.

Przez całą drogę Sławek gadał nakręcony jak po wciągnięciu amfy. Słowa wuefisty sprawiły, że Karol poczuł się bardzo samotny. Wyciągnął telefon z kieszeni i, chociaż nie dzwonił, przyłożył go do ucha.

– Mama – usprawiedliwił się przed kolegą, po czym kilka razy przytaknął i obiecał, że będzie w przeciągu pół godziny.

– Przepraszam cię – powiedział do wuefisty. – Staruszka ma problem z nogami, znowu ją bolą i puchną. Musze do niej jechać. Opowiesz mi o Kamili następnym razem, ok?

Sławek był w takim amoku, że nawet łyknął słowa Karola. Pożegnali się serdecznie i katecheta ruszył w kierunku domu.

Był w wieku chrystusowym i nigdy nie miał prawdziwej partnerki. Oczywiście spotykał się z różnymi dziewczynami, a potem kobietami, ale żadna z nich nie odważyła się na głębszą relację z Karolem, więc z czasem i on przestał próbować, chodzić na randki i zapraszać do kina czy spacery po parku.

Brak odtrącenia jest lepszy niż chwilowe uniesienie.

Jednak w środku wciąż tliła się w nim potrzeba bycia przez kogoś, najzwyczajniej w świecie, kochanym. Ale razem z tą potrzebą istniała znacznie większa obawa, że nie przeżyje wielkiej i odbierającej dech i umysł miłości, o której przecież tyle czytał.

„Gdybym w ogóle nie chciał być zraniony, to już dawno bym nie żył” – myślał i z tą myślą wrócił do mieszkania.

Mijały dni, miesiące i lata, a samotność była jak gęstniejące, oblepiające powietrze, przez które z każdym rokiem szło z coraz większym wysiłkiem.

Przywitała go cisza. Nie licząc buczenia lodówki, zawsze witała go cisza. Nie licząc krótkiego epizodu, kiedy podążając za radą terapeutki kupił sobie kanarka. Z początku ptaszek śpiewał dużo i głośno, widząc swego właściciela. Niestety, nastrój Karola zaczął udzielać się zwierzątku i ptasi entuzjazm szybko się skończył. Mimo, że kanarek, dostawał codzienne ziarno i wodę, powoli gasł, śpiewał ciszej i krócej, jakby jakaś maź wypełniała mu płuca. Nawet otworzenie klatki nie sprawiało, że wzbijał się radośnie do lotu. Pewnego poranka kanarek zmienił się w białe zimne ciałko, które leżało w kącie klatki, zakopane w podściółce.

Zakopał go nocą w parku, odmawiając krótką modlitwę nad usypanym kopczykiem ziemi. Klatkę wymył i oddał za darmo jakiemuś dzieciakowi, który jako pierwszy zgłosił się na OLXie.

Katecheta zdjął buty, zostawił torbę w przedpokoju i od razu ruszył do łazienki, by wziąć prysznic. Uwielbiał długie prysznice, kiedy woda parzyła mu skórę i po których trudno było oddychać od pary. Po każdej takiej kąpieli stał przez chwilę przed lustrem, zastanawiając się, czy coś z jego ciałem jest nie tak. Nie był wyrzeźbiony jak grecki heros, ale na pewno nie był też wątły.

Był przeciętny.

I może to przeciętność była jego największą wadą. Był tak przeciętny, że niemal przezroczysty.

Chwycił suszarkę i zaczął dmuchać gorącym powietrzem na ramiona i korpus. Suszarka nie służyła mu do suszenia włosów – w tym przypadku wystarczał ręcznik. Suszarka generowała ciepło, którego tak pragnął i które było tak nieosiągalne. Przesuwał słup powietrza po swoim ciele i wyobrażał głaszczącą go kobietę. Nie miała kształtu oraz imienia. Nie miała konkretnego koloru włosów oraz brązowych oczu.

Sama idea, że kobieca dłoń gładzi jego Karolową skórę była dla niego kojąca.

Czasem potrafił stać tak długo, aż suszarka nie wyłączała się z przegrzania. Tym razem jednak robił to stosunkowo krótko. Nie chciał, żeby do końca swych dni suszarka zapewniała mu przyjemność.

Odpalił laptopa i wpisał w wyszukiwarkę: „jak umówić się z dziewczyną przez internet”.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • kigja 11.08.2021
    Kontrastujący bohater w innym od poprzedniego klimatu.
    W pierwszej części ostra kobieta z nieposkromionym apetytem na życie, a w drugiej delikatny, samotny mężczyzna nie odnajdujący się w nowoczesnym świecie.

    Ciekawa jestem kolejnego bohatera.
    Fajny cykl. Podoba mi się. Na tę chwilę.
  • Trzy Cztery 11.08.2021
    Hm... Nawet ciekawe byłoby spotkanie Karola z Konstancją. Może masz zamiar połączyć ich ścieżki. Zobaczymy.

    Co do spraw technicznych, widać, że się spieszysz, ale to nic, poprawianie można odłożyć na później. Popraw np. to zdanie:
    "Otworzył dziennik i wyczytał listę obecności". Daj tak: "Otworzył dziennik i ODCZYTAŁ listę obecności".
    Listę się odczytuje. Wyczytuje się "z listy". Wyczytuje się pojedyncze nazwiska, wybierając kogoś, np. do odpowiedzi.

    (W poprzednim rozdziale możesz też poprawić jeden szczegół. Konstancja podobno nie miała na sobie nic poza koszulą:
    "Miała na sobie srebrną aksamitną koszulę. I nic poza tym", a w dalszej części ściąga z włosów gumkę. No to miała na sobie także tę gumkę. Zastanawiam się także nad aksamitem. Może chodziło o atłas? Aksamit to raczej nie jest materiał na koszule. Bardziej nadaje się na obiciówkę, na meble lub ozdobne poduszki. Czasem też na marynarki lub zimowe spódnice/ spodnie. Aksamit jest gruby i puszysty, a atłas delikatny, lejący się i połyskliwy).

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania