Poprzednie częściKetir, Zapomniany Apostoł - Wstęp

Ketir, Zapomniany Apostoł - rozdział 1

Rok 1114, 4 ery

Fajum

 

Obciąłem człowiekowi ucho.

Nie pamiętam dokładnie, kiedy to było: w 1114 roku, podczas drugiej krucjaty. Gdzieś w Fajum. Ale zdarzyło się to podczas ataku na jeden z cesarskich fartów. Chcieliśmy im oczywiście zabrać zapasy. Chlubię się tym, że dbam o zaopatrzenie Drugiej Kohorty (jednej z trzech wchodzącej w skład Pierwszego Legiony, ,,Regniusza", wówczas dowodzonym przez Ulmara). Za murami tamtego fortu było jednak coś jeszcze. Coś, czego nie mieliśmy, a potrzebowaliśmy. Ktoś, mówiąc ściślej. Brakowało nam kucharza.

Nasz własny kucharz i jego pomocnik nie żyli. Pomocnik został przyłapany na podjadaniu z naszych własnych zapasów, co potraktowałem jako kradzież, dostał więc wybór; odcinamy mu prawą dłoń lub ma wypić kubek szczyn. Muszę przyznać, że nie widziałem jeszcze, by karny kubek szczyn kogoś zabił, ale to właśnie spotkało pomocnika kucharza. Wypił szczyny, wieczorem położył się spać i już się nie obudził. Kucharz przez jakiś czas radził sobie sam, ale lubił łyknąć rumu, a po łyku rumu lubił zaczerpnąć świeżego powietrza. Usłyszałem, jak się tłucze obok mojego namiotu, tańczy gigę - potem tylko krzyk i plusk.

Rozdzwonił się dzwonek, ludzie wybiegli z namiotów. Zapaliliśmy latarnie i pochodnie, zaczęliśmy przeczesywać okolice, ale po kucharzu nie było śladu. Potem doszliśmy, że musiał zlecieć z urwiska i wpaść do wody, z której już się nie wynurzył.

Przed garem pracowało oczywiście jeszcze paru chłopców, ale byli tylko giermkami; w kuchni potrafili jedynie zamieszać zupę albo obrać kartofle, od tamtej pory wszyscy więc żywiliśmy się surowizną. Żaden z nas nie potrafił nawet zagotować wody...

Jakiś czas temu przejęliśmy konwój nieprzyjaciela. Wynieśliśmy z niego nowiutką balistę i całe skrzynie broni. Od jednego z pojmanych niewolników, który potem przeszedł pod moją komendę, dowiedziałem się, że w pewnym cesarskim forcie służył wyjątkowo biegły kucharz. Chodziły pogłoski, że niegdyś gotował na dworze, ale obraził czymś cesarzową i go wygnano. Nie wierzyłem ani jednemu jego słowu, ale nie przeszkodziło mi to powtórzyć tej informacji i obiecać moim ludziom, że ów kucharz będzie dla nas gotował jeszcze przed najbliższą niedzielą. Zawieliśmy się więc na ten fort, a kiedy go znaleźliśmy, zaatakowaliśmy bez zwłoki.

Fort został wzniesiony za czasów pierwszej krucjaty (998 rok, 4 ery), który oddzielał port wschodni od zachodniego. Na zewnątrz fortu znajdowałby się potężny mur obronny, wykonany z kamiennych bloków lub cegły. Ale mógłby być nieco bardziej wyższy i grubszy, zapewniłoby to lepszą ochronę przed atakami lądowymi i morskimi. W murze znajdowały się jednak strzelnicze okna i otwory, które umożliwiały strzelanie w naszym kierunku. Główny wjazd do fortu był chroniony przez potężne bramy i bronione przez strażników, a przynajmniej tak było zanim my się pojawiliśmy. Jednym natarciem przedarliśmy się przez główne wejście.

Wewnątrz znajdowałyby się przestronne dziedzińce, na których mogłyby odbywać się manewry wojskowe, a także inne obiekty wspomagające funkcje obronne, takie jak koszary dla żołnierzy, arsenały, magazyny i punkty obserwacyjne.

Najazd kontynuowany, moi ludzie rzucili się do ataku, wśród upału i smrodu dymu, krzyków i pierwszych szczęknięć stali. Jak zwykle byłem wśród moich ludzi, ja i mój lojalny przyjaciel; falchion. Skoczyło na mnie dwóch - pierwszym rozprawiłem się szybko; tnąc go w czubek głowy, rozpołowiłem mu kapelusz i rozłupałem głowę niemal na pół. Padł na kolana z moim ostrzem między oczami; utkwiło ono tak głęboko, że kiedy szarpnąłem miecz w moją stronę, trup poleciał razem z nim. Tymczasem dopadł mnie drugi mężczyzna, w oczach miał strach. Znać było, że nie nawykł do walki. Szybkim ruchem podniosłem sztylet po trupie i ruchem nadgarstka obciąłem mu ucho, co wywołało zamierzony efekt - zatoczył się do tyłu, bryzgając krwią z dziury ziejącej w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą było jego ucho. Ja zaś w końcu oburącz wyrwałem falchion z czaszki pierwszego napastnika i mogłem ruszyć do dalszej walki. Wkrótce było po wszystkim, staraliśmy się ograniczyć, jak się tylko dało, straty wśród cesarskich - wydałem instrukcje, by pod żadnym pozorem nic złego nie spotkało kucharza; ,,cokolwiek się stanie, powiedziałem, kucharza musimy wziąć żywcem".

Kiedy ich fort stanął w płomieniach, a my odeszliśmy, zostawiając za sobą unoszący dym i świeżo wykopany cmentarzyk na polanie, zebraliśmy pojmanych mężczyzn, by wyłowić spośród nich kucharza. Nie było chyba wśród nas takiego, któremu by nie ciekła ślinka i nie burczało w brzuchu. Nie uszło naszej uwadze, jak dobrze odżywieni są tamci ludzie. Nic a nic.

To Astrid nauczyła mnie doceniać dobre jedzenie. Astrid, moja jedyna, prawdziwa miłość. Przez ten krótki - o wiele za krótki! - czas, który ze sobą spędziliśmy, sprawiła, że moje podniebienie stało się bardziej finezyjne i lubiłem sobie wyobrażać, że pochwalałaby moje podejście do jedzenia oraz to, że natchnąłem upodobaniem do luksusu swoją załogę, wiedząc - również to mi pokazała - że najedzony człowiek to człowiek zadowolony, a człowiek zadowolony jest bardziej posłuszny, dzięki czemu przez wszystkie lata nigdy nie groził mi bunt. Ani razu.

- Tu jestem - powiedział kucharz, występując z szeregu. Tyle że brzmiało to raczej jak; ,,Du jezdem'', był wyczerpany i miał zabandażowaną twarz, bo jakiś dureń obciął mu ucho.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • MKP rok temu
    "Ktoś, mówiąc ściślej. Brakowało nam kucharza." - kogoś

    "Nasz własny kucharz i jego pomocnik nie żyli. Pomocnik został przyłapany na podjadaniu z naszych własnych zapasów, co potraktowałem jako kradzież," - masz dwa razy "nasz własny", a to drugie można spokojnie wywalić. Zostaw na pojadaniu zapasów

    "Ale mógłby być nieco bardziej wyższy" - bez bardziej

    Jak coś zaczyna się od "obciąłem człowiekowi ucho" to zapowiada się ciekawie. Troszkę zaimków jak na mój gust za dużo, ale wszytkie zasadne i poprawnie użyte - a przynajmniej nie kłują w oczy😉

    Taki lekko śmieszkowy styl, który do mnie trafia
  • LaurazjanWolf 10 miesięcy temu
    Napaść na fort w celu zdobycia kucharza... Grunt to motywacja. Ode mnie 5.0 😄
  • Lucius Thar 10 miesięcy temu
    Może armia żyła na jakimś odludziu a do najbliższej wioski mieli dalej niż na fort? Przynajmniej wiemy, że główny bohater i kucharz przeżyli, nic więcej się nie liczy 😉
  • Lucius Thar 10 miesięcy temu
    Opowiadanie dobre, szczególnie opisy walki i miejsc. Brakuje mi powiązania tego opowiadania z wcześniejszym i nadal nie wiem, czego konkretnie dotyczy cała seria, tzn. brakuje tego problemu, który ma zostać rozwiązany w późniejszych częściach serii. Dla mnie mocne 4.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania