Poprzednie częściKlucz ucieczki-rozdział 1

Klucz ucieczki-rozdział 3

Moje gałki oczne szybko poruszają się pod powiekami. Czy ja zamordowałem swoich rodziców? Nie! W głowie nadal widzę ich...leżących na podłodze. Kiedy otwieram oczy, ze zdziwieniem odkrywam, że jestem w swoim pokoju, a ręka nadal spoczywa na klamce. Kur... Co się właśnie stało? Nie dając mi chwili do zastanowienia, ktoś energicznie otwiera drzwi, które uderzają mnie w ramię. W nich staje ojciec. Przed chwilą leżał w kuchni, cały we krwi! Nic nie mówi, stoimy, patrząc sobie w oczy. Nie zmienił się, nadal jest wysokim, chudym mężczyzną z zapadniętymi policzkami i smutnymi oczami. Nie pamiętam innego ojca, rzadko się uśmiechał, zazwyczaj tylko darł ryja i próbował mi wbić do głowy swoje „mądre” słowa.

-Damian, jestem tutaj. Popatrz sobie w obrazek, a nie na mnie - jego stanowczy głos wybudził mnie z zamyślenia.

Jak najszybciej oderwałem wzrok od jego twarzy i opuściłem głowę w dół. Nie! Dlaczego ja się go słucham? Nie może czuć, że ma jakąkolwiek przewagę nade mną, nie pozwolę na to.

-Czego chcesz? - warknąłem, tym razem unosząc głowę i prostując plecy.

-Niczego, przyjechałem zwyczajnie się zobaczyć z moim synem.

-Pf, taa, jasne - próbowałem grać nieporuszonego - dzień, w którym czegoś nie kombinujesz, powinien być świętem narodowym - po tych słowach poczułem się pewniej.

-Możemy usiąść?- spogląda na kanapę za mną.

Bez słowa wpuszczam go do pokoju, zamykając za nim drzwi i opieram się plecami. Dla wygody podnoszę lewą nogę i opieram ją o drzwi, moje ręce krzyżują się na piersi w oczekiwaniu na kolejne słowa.

-Usiądź.

-Nie, dzięki, postoję.

-Hmm, trudno - mówi, jakby mu naprawdę zależało na relacjach ze mną, ale to tylko głupie wrażenie. Jedno mu muszę przyznać, jest dobrym aktorem.

-Co u ciebie?

-Przestań grać zatroskanego ojczulka i mów, o co chodzi - staram się brzmieć jak najobojętniej potrafię.

-Nie gram nikogo - spogląda mi w oczy jeszcze mocniej niż dotychczas - po prostu się o ciebie martwię. Wiem, że nigdy nie mieliśmy dobrych relacji, ale chcę to zmienić.

W tej chwili gdzieś z tyłu głowy zapala mi się czerwona lampka, ewentualnie bomba.

-Co chcesz zrobić? - pytam z niedowierzaniem

-Zmienić to - odpowiada powoli.

Mój mózg reaguje w jedyny właściwy sposób. Zaczynam się gromko śmiać, naprawdę to jest takie zabawne. Było wiele absurdów w moim życiu, ale żaden mnie tak bardzo nie rozśmieszył, jak ten. Jak on chce zmieniać coś, czego nawet nie ma?

-Zabawne, naprawdę. Nie masz ważniejszych rzeczy do roboty? Zapewne już kolejne blondyneczki pchają ci się do łóżka, jedź do nich lepiej, a nie zajmujesz się jakimiś błahostkami.

Ojciec patrzy na mnie, lecz nic nie odpowiada. Strasznie dłuży się ta chwila. W końcu mówię:

-Wypieprzaj stąd - stanowczy głos roznosi się po niedużym pokoju. Ojciec nie reaguje, siedzi i po prostu się, kurwa, patrzy. Tak nie będzie, ma być na moich zasadach!- Wypieprzaj stąd! - emocje biorą górę.

-Nie.

Złość się we mnie zbiera i kumuluje w pięściach, w tej chwili zaczynam żałować, że ten powalony sen na jawie, nie okazał się rzeczywistością.

-Wy-pie-przaj stąd. Czego nie rozumiesz w tak prostym zdaniu? - mocno zaciskam zęby, wypowiadając te słowa.

Ojciec powoli wstaje, by do mnie podejść, opiera się prawą ręką o drzwi, tworząc klosz, z którego, jego zdaniem, nie ucieknę. Patrzy na mnie z góry, czując, że ma władzę. Jeszcze zobaczy, jak bardzo się myli.

-Słuchaj gówniarzu, starałem się być dla ciebie miły, ale skoro ty nie potrafisz dostrzec jak się zmieniłem, możemy to załatwić po twojemu.

No ta, właśnie widzę, jak się zmienił. Na pewno każdy normalny ojciec staje w ten sposób nad swoim synem.

-Ale przypominam ci, że nie mamy czego załatwiać - uśmiecham się. Zaczyna się robić bardzo zabawnie.

-Dasz mi, chociaż powiedzieć to, co chcę ci przekazać?

Rozśmiesza mnie to jeszcze bardziej.

-Nie? Ty mnie nie słuchałeś nigdy, więc, dlaczego ja miałbym cię słuchać przez minutę?

-Bo żałuję.

Kurde, dobry jest, za udawanie skruchy powinien Oscara otrzymać.

-Co robisz? - śmieję się.

-Nie będę powtarzać - jego głos się podnosi, a czoło zaczynają pokrywać malutkie kropelki potu.

Oj, biedaczek powoli traci cierpliwość, jak mi przykro. No to Oscara jednak nie będzie.

-Spokojnie, nie będziesz miał okazji - w tej chwili wysuwam się spod klosza i staję obok ojca. - patrzę na jego rękę, spoczywającą na drzwiach.

Ojciec prostuje się, poprawia czarną marynarkę, chwyta klamkę i mówi:

-Niedługo porozmawiamy.

I wychodzi.

Następne częściKlucz ucieczki-rozdział 4

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania