Poprzednie częściKlucz ucieczki-rozdział 1

Klucz ucieczki-rozdział 4

Minęły dwa tygodnie od ostatniej wizyty ojca. Czy dużo się zmieniło? Nie, prócz tego, że matka jeszcze bardziej mnie nienawidzi. Zastanawiam się, jak długo jeszcze będzie mnie trzymać pod kluczem i co powiedziała sąsiadom, którzy uwielbiają wpychać nos w nie swoje sprawy. Nie wychodzę z domu już zdecydowanie za długo. Każdy dzień jest strasznie męczący. Sen jest męczący i jego brak też, ileż można spać?! Mój pokój przypomina istne wysypisko śmieci, a góra brudnych ubrań rośnie z każdym dniem. Muszę to wreszcie wyprać, bo na matkę nie mogę liczyć. Nawet nie chcę, poradzę sobie sam.

Stos brudnych ubrań sięga mi do kolan. Klękam, by je zebrać. Wykonuję kilka rund do łazienki, a przy ostatniej mama musi się odezwać. Ładuję ciuchy do pralki, jak leci. Szczupła, wysoka kobieta stoi ze skrzyżowanymi rękoma na piersiach i się śmieje.

-To ci i tak nic nie da, i tak będziesz śmierdział.

-To chyba moja sprawa, co nie?

-No nie wiem, ale jak chcesz wyjść, to chyba wypadałoby nie cuchnąć, bo sąsiedzi będą gadać.

W tej chwili przypomina mi się Pani Dulska z „Moralność Pani Dulskiej”, która na siłę próbuje pokazać światu, że w jej rodzinie jest wszystko w porządku. Matka ma z nią sporo wspólnego.

-I tak mi nie pozwolisz mi wyjść, więc co cię to obchodzi, jak pachnę.

-A co jeżeli ci pozwolę?

Udało mi się wpakować lekko ponad połowę ubrań do pralki.

-Ta, jasne, chyba żeby kosić trawnik przed domem. - nie chciałem dalej ciągnąć tej dyskusji, ale ta kobieta zbytnio działa mi na nerwy, bym tak szybko odpuścił.

-Niekoniecznie. Możesz wychodzić, gdzie chcesz, nie będę cię niańczyć.

Ostatnie słowa zabrzmiały dla mnie jednoznacznie.

-Czyli rozumiem, że mnie wyrzucasz z domu?

-Tego nie powiedziałam, ale jak chcesz...

Wstaję, by spojrzeć prosto w oczy matce.

-Jasne, na pewno. Za kilka tygodni kończę 18 lat i tak sobie, od serca, pozwalasz mi wychodzić?. - szukam słów, by jeszcze dosadniej pokazać wszystko to, co siedzi mi w głowie od tygodni.- Czekałaś tylko na to i wiem to nie do dzisiaj, ty głupia...- nie kończę, nie widzę w tym sensu, chcę już wrócić do swojego pokoju i schować się pod kołdrę.

-Nie chodzi tu o twoją pełnoletniość.

-A w takim razie, o co? - zaciskam zęby.

-Pamiętasz, jak ojciec przyjechał?

No kurwa, oczywiście, że pamiętam. Tylko, dlaczego ona teraz musi o tym wspominać?

-Przyjechał tu, aby ci coś powiedzieć.

Hah, czyli jednak miałem rację, miał w swojej wizycie jakiś pieprzony interes.

-Zamieszkasz u niego na jakiś czas. - te słowa padają powoli, zbyt powoli.

Co? Nie, chwila, nie dam się ponieść emocjom, to pewnie jest jakiś podstęp, byle by mnie sprowokować.

-Słucham? - muszę upewnić się, czy dobrze usłyszałem.

-Tak będzie lepiej — mówi, jakby miała się zaraz rozpłakać.

Nie wiem jak reagować, zawsze mam jakąś ciętą ripostę na wszystko, ale nie tym razem. Mój mózg odpowiada za mnie i idzie znanym torem:

-Lepiej? Dla kogo? Chyba tylko dla ciebie — warczę.

-Zachowujesz się skandalicznie.

-Ojj — mówię z udawanym przejęciem — A to nie jest czasem tak, że to ty — dosadnie pokazuje palcem w stronę matki — nie dajesz sobie rady ze mną?

-Nie będę z tobą dyskutowała na ten temat. Jutro po południu masz autobus i koniec kropka.

Chociaż raz się jej posłucham, nie chcę zrobić niczego głupiego.

Wracam do siebie, opadam na łóżko, zamykam oczy i próbuję nie myśleć o tym, czego przed chwilą się dowiedziałem. Mija kilka minut, aż do pokoju wchodzi matka. Znowu? Czego tym razem chce?! Nim znajduję chamski tekst, by ją spławić, ona się odzywa:

-Proszę, o to twoje sprzęty - w ręku trzyma laptopa, mp3, telefon i coś jeszcze, jakąś kopertę. - Zacznij się pakować — mówi oschle.

Moje rzeczy zostawia na biurku i wychodzi, nie zamykając za sobą drzwi, specjalnie robiąc mi na złość.

Wstaję i trzaskam drzwiami. Odwracam się, czuję ogromną złość, zaraz coś rozwalę. Nawet nie mam czego, ten pokój jest taki pusty. Pusty jak moja dusza. Siadam przy biurku i patrzę na białą kopertę. Spodziewałem się tam pieniędzy, ale prócz tego, znajduję jeszcze list.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania