Poprzednie częściKu wolności - Sny

Ku wolności - Odstępca

„I nastał tedy dzień sądny, gdy niebiosa otwarły się szeroko, a ziemię oblał blask obcych gwiazd. Nikczemne, obślizgłe kreatury rozpełzły się we wszystkie kierunki, karmiąc ludzkie serca lękiem oraz zmartwieniem. Wzniesiono błagalne modły ku chwale jedynego boga. Oko przypomniał nam jednak, iż jest ojcem kochającym, jak i surowym.

Wypomniał naszą rozpustę i pogardę do świętości; bożki ze złota; niecne schadzki z innymi ludami. Osądził nas, jednocześnie okazując niewypowiedziane śmiertelnym językiem miłosierdzie. Ukazał świat władany przez tych, do których łapczywie lgnęliśmy i lgniemy po dziś dzień”.

Kazanie wygłoszone na placu Białej Grani; stolicy Błogosławionego Imperium.

 

Sześćdziesiąty pierwszy dzień tysiąc sto dwudziestego trzeciego lata; rynek Błyszczących Stawów.

 

Stoiska wszelkiej maści obsypano niezliczoną ilością biżuterii, strawy, kadzideł, tkanin oraz wszelkiej maści alkoholi. Kupczyków rozlokowanych na brzegach targowiska ledwo było stać na postawienie na ziemi kilku dużych skrzyń i ewentualnie narzuceniu na nie kolorowego obrusu, towarzyszącego właścicielowi dziesięciolecia. Jakość i cena prezentowanych tam towarów była równie żenująca co prezentacja takich stanowisk. Im bliżej się jednak zbliżało do centrum tego kotła kupujących, koni i osłów, tym częściej dało się zauważyć wozy z towarem przerobione pospiesznie na sklepiki albo nawet wielkie, pokryte ogromem drobnych, misternie wykonanych zdobień namioty, trzymane w ryzach przez skryte wśród towarów cienkie drągi oraz drobne, okazyjne zacieśnianie lin czy inne konserwacje wykonane przez niewolników.

Podczas przedpołudniowych godzin, wybrukowane uliczki przypominały dziką, przetaczającą się przez miasto rzekę sprzedawców, kupujących, koni i jucznych mułów ze wszystkich kultur znanych temu światu. Sytuacja wyglądała nieznacznie lepiej wśród stanowisk dla elit, gdzie biedniejsza populacja została odsiana, jednak ciągle trzeba było uważać, żeby na kogoś nie wpaść. Zbyt biedne na najęcie jakiejś ochrony krople tegoż potoku musiały walczyć ze ściskiem oraz duchotą, prosząc bogów, aby prąd porwał ich w odpowiednie miejsca. Nawet kiedy już się tam znaleźli, musieli krzyczeć i namiętnie gestykulować, jeżeli mieli zamiar zostać usłyszanym wśród panującej tu kakofonii głosów, kroków czy przekleństw.

Ten zlepek kultur, ras i języków często rozpoczynał nowe życie dla uciekinierów z położonego po drugiej stronie rzeki Cafteru. Ci, którzy mieli dość sprytu i odwagi, aby nie zostać złapanym na próbie przekroczenia granicy, mogli po prostu rozpłynąć się w tłumie i zapomnieć o utopionej w krwi i zbrodni przeszłości. Przeciskający się tędy Evan próbował zostać jednym z tych ludzi, jednak w ostatniej chwili jego plan spalił na panewce. Stary, miły woźnica owszem, pozwolił mu się ukryć w sianie, jednak żaden z nich nie przewidział tego, że strażnik postanowi pobawić się w przepisowego gryzipiórka i przeszukać wóz. I żeby tylko mowa była o pobieżnym spojrzeniu na zawartość, obyłoby się bez większych problemów… Ale nie! Zachciało mu się wszystko dokładnie przeszukać, poczynając rzecz jasna od przeorania zawartości widłami.

Trzydziestolatek o piwnych, głęboko osadzonych w podłużnej twarzy oczach zdołał co prawda zbiec, jednak okupił to niezliczoną ilością bolesnych razów i promieniującego bólu prawie całego ciała, zwłaszcza prawego przedramienia. Brudny, okrwawiony i wychudzony wyglądał jak siedem nieszczęść, a niegdyś jasna koszula i spodnie charakterystyczne dla ludzi z południa nie pomagały mu się wtopić w tłum. Zakasłał paskudnie, skręcając się z bólu i memląc przekleństwo w ustach, mimowolnie gładząc się po niewielkim zaroście. Niepewnie stawiał kolejne kroki, zataczając co jakiś czas. Na razie zgubił pościg i pozbył się co po bardziej zmartwionych lub wścibskich przechodniów, teraz rozglądał się w poszukiwaniu czegoś, co pozwoliłoby mu się wspiąć na pokryte dachówką dachy domostw; niestrzeżonej bocznej uliczki; nawet zwijający na dzisiaj interes kupiec z wozem by się nadał. Prędzej świnie ujrzą niebo, niż Evan natrafi się na dwoje nadgorliwców z rzędu. Niestety, żadna z tych opcji nie zaszczyciła jego oczu, a czas powoli uciekał… Już po trzykroć musiał się skrywać przed reprezentacją prawa. Szczerze wątpił, że taka sztuczka uda mu się po raz czwarty.

Próbował ukoić nerwy, wdychając powietrze nosem i powoli wypuszczając je ustami. Ogarnęło go znajome wrzenie wewnątrz ciała, na sekundę zmysły zostały zalane czystą emocją. Następnie nastało ukojenie — każdym razie przejściowe ukojenie. W skupionym umyśle narodziła się idea. Gdy niemalże go złapano na moście, naliczył czterech strażników. Nie było mowy, aby dali radę samodzielnie zabezpieczyć to miejsce, nie wspominając nawet o kontynuowaniu pracy na ich stanowisku. Musieli posłać po pomoc, a co za tym idzie, jedynie opisać jego wygląd kompanom. A że tamta bijatyka nie trwała nawet minuty, ten opis raczej nie należał do najwybitniejszych. Jeśli życie świadka nauczyło czegokolwiek Evana, była to retoryka. Po prawdzie lekcji kłamstw mu nie udzielano, jednak nie mogło to być aż tak trudne…

Uśmiechnął się w niespecjalnie przekonujący pomysł, poprawiając turkusową chustę wokół szyi. Nie był już Evanem, teraz nazywał się… Abdul. Tak, Abdul to z pewnością dobre imię. Nazywał się Abdul i owszem, wdał się w bójkę, jednak z innym żebrakiem. Oko uchowa… Nie, nie Oko! Absolutnie nie ze strażą, z innym żebrakiem. Wszystko będzie dobrze, uda się do domu, wyliże się z tego jakoś. Nie będzie żadnej potrzeby, aby się nim przejmować, a co dopiero próbować go aresztować. A gdy już wydostanie się z targu, wystarczy, że wyślizgnie się z miasta i rozpłynie się w nowym kraju. Stanie się wolny…

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Sajmar 21.03.2021
    No i kolejny dobry rozdział :) niezbyt przekonują mnie jedynie niektóre "poetyckie skróty myślowe", choć domyślam się o co chodzi, bo sam tak czasem piszę :P
    "biedniejsza populacja" ; "skrywać przed reprezentacją prawa"
    I tylko dwie rzeczy rzuciły mi się w oczy - "przekopania zawartości widłami", widłami można by chyba tylko przeorać ;) "rzekę kupców, kupujących" - kupcy to też kupujący :) może jakiś synonim bliższy znaczeniowo temu, co miało być ujęte? Może "sprzedawcy"? :)
  • Bukietkwiatow 21.03.2021
    Hmm... No nie wiem, nie chcę pisać straż po pięćdziesiąt razy, a i też nie widzę skrótu w biedniejszej populacji. Ale jak ostatnio, postaram się pisać dłuższe zdania.

    Oczywiście, już wprowadzam Twoje sugestie!
  • Sajmar 21.03.2021
    Biedniejsza część populacji to tak, ale sama populacja to chyba za ogólny termin - ewentualnie biedniejsza populacja jakiegoś konkretnie miejsca (np. dzielnicy). Po prostu dziwnie brzmi :)
  • Bukietkwiatow 21.03.2021
    A, rozumiem. Dopiszę więc to miasto.
  • Zaciekawiony 23.03.2021
    Popaczmy.

    "Stoiska wszelkiej maści obsypano niezliczoną ilością (...) oraz niezliczonych rodzajów " - na szczęście powtórzenia da się zliczyć

    "misternie wykonanych zdobień namioty[,] trzymane w ryzach" - przecinek

    "namioty trzymane w ryzach przez (...) pracę niewolników." - jacyś niewolnicy tam stali i ciągle trzymali rozsypujące się namioty? Robili za dodatkowe maszty? Bo praca niewolników, to mogła te namioty najwyżej ustawić, trzymać ich po postawieniu nie powinno być potrzeby.

    "Trzydziestolatek o piwnych, głęboko osadzonych w podłużnej twarzy..." - ...włosach? pryszczach? Co takiego miał głęboko osadzone w twarzy? No jakoś tu chyba czegoś w zdaniu brakuje.

    Nie jest źle.
  • Bukietkwiatow 23.03.2021
    Poprzez pracę niewolników miałam na myśli "konserwację". Wiesz, to się przekrzywia więc poprawię, wiatr nam linę poluzował to poprawię i tak dalej. Co do reszty, ciężko cokolwiek powiedzieć, później poprawię. Dzięki za przeczytanie i poprawki!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania