Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kubas Adventure 5 i Turniej Trójmagiczny

Opowiadanie dostępne również na blogu powieści:

https://kubasadventure.blogspot.com/

 

lub pod linkiem:

https://drive.google.com/file/d/1_K1_YnbqI3HdH0zJkzoZQ9EORbtlcKtx/view

 

=================================================================

Kubas vs James

=================================================================

Zaczynamy kolejną część Kubas Adventure. Nie chce mi się przypominać co działo się w poprzednich odcinkach więc napisze w skrócie kim jest główny bohater.

 

Jest sobie taki gówniarz jak Kubas. Ma on chyba już około 13 lat i bawi się w obrońcę dobra. Dzięki temu, że zwalcza zło, będzie mógł kiedyś spełnić jedno swoje życzenie, jakim jest zmiana płci. Kubas tak naprawdę jest dziewczynką, ale udaje, że jest chłopcem. W jego pojebanych przygodach towarzyszą mu często jego równie pojebani koledzy.

 

Kubas jest ubrany w szarą bluzę z kapturem, która na środku ma narysowaną czarną literkę A w białym okręgu. Ma okrągłą głowę i wielkie okrągłe okulary bowiem ma olbrzymią wadę wzroku. Ludzie spierają się czy ma krzywy czy zjebany ryj.

 

Ja tam myślę, że oba.

 

No dobrze, ale skoro główny bohater jest taki chujowy to może chociaż ma fajne super moce?

 

Oceńcie sami.

 

Kubas ma moc runy zwanej Sourei. Zamienia ona jego wkurwianie się w energię dzięki czemu lepiej i mocniej może kogoś jebnąć. To, że ma w sobie moc runy oznacza, że jest runinem. Jeżeli jest runinem to musi miecz charakterystyczną bliznę po runie. Kubas ma takową w kształcie piorunka nad prawą brwią.

 

Przedstawiliśmy naszego głównego bohatera. Możemy więc przejść do powieści, którą zrelacjonuje dla was ja – narrator.

 

Jeżeli macie dla mnie jakąś lepszą robotę to błagam dajcie mi znać.

 

***

 

Kubas opierdalał się w mieszkaniu swoich przyszywanych rodziców, w którym mieszkał wraz ze swoim przyjacielem Włodkiem, którego wolałbym nie opisywać. Nie dlatego, że mi się nie chce tylko dlatego, że był brzydki. Miał prostokątny ryj i prostokątne okulary, ponieważ ledwo widział (tak jak Kubas). Chodził w żółtej koszulce z narysowanym bananem chiquita oraz fioletowych spodniach. Przypominał trochę downa (albo faktycznie był trochę downem autor nie zdradził mi dokładnie, bo pewnie też nie wie.)

 

No więc jak wspomniałem nasz główny bohater nie robił nic pożytecznego. Szkoła podstawowa do której uczęszczał była zniszczona a miastu nie chciało jej się odbudowywać, tak więc nie musiał chodzić na zajęcia. Od czasu do czasu dostawał jakieś zadanie by pokonać złą postać, ale od dawna nic poważnego. W ogóle ostatnio miał wrażenie, że jego pracodawcy go olewają.

 

Z tą właśnie myślą leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit a raczej w plakat na suficie z najprzystojniejszym polskim piosenkarzem, którym jak wszyscy wiemy jest Krzysztof Krawczyk.

 

„Kurna przez to, że lordowie mnie do siebie nie wzywają to nie mam okazji widywać mojej ukochanej Magdy." Narzekał Kubas Włodkowi.

 

Lordowie a dokładniej trzej wielcy lordowie byli opiekunami ziemi i to oni byli pracodawcami Kubasa. Dzięki nim rozpoczął swoją przygodę. Mieszkali oni w pałacu lordów w górach Rolling Stones, które były nieosiągalne dla zwykłych śmiertelników.

 

W tym pałacu pracowała również Magda, czyli ukochana Kubasa. Gdy tylko przenoszony był do pałacu i miał trochę czasu to lubił ją odwiedzać. Dawno jednak nie miał okazji przez co było mu smutno.

 

Albo spojrzał w lustro i dlatego zrobiło mu się smutno, chuj wie.

 

„Pomyśl, że możesz leżeć i nic nie robić." Pocieszył Kubasa Włodek, który robił to co on, ale dodatkowo jeszcze pierdział.

 

„Nie rozumiesz Włodku, potrzebuje akcji, żeby coś się działo. Chciałbym stawać się silniejszy, przeżywać przygody i napierdalać się z jakimiś fagasami."

 

„Możesz zawsze zaczepić dresów z pod bloku, oni zawsze są chętni do bicia. Ostatnio jebneli mi w brzuch."

 

„Nie no wiesz akurat ich jest trzech to nie będę ryzykował."

 

I nagle stało się to na co Kubas czekał. W ich pokoju pojawiła się Wróżka Wali Gruszka (skrót: WWG). Pracowała ona dla lordów i przenosiła Kubasa w różne miejsca za pomocą swoich mocy.

 

„No nareszcie kurwa!" Zerwał się z łózka i krzyknął wesoły Kubas.

 

„Jeszcze raz podniesiesz głos to sobie pójdę." Odpowiedziała.

 

„Przepraszam."

 

„I otwórzcie okno, bo zaraz umrę." Włodek niechętnie spełnił prośbę wróżki. „Ale do rzeczy. Zabieram Cię Kubas do lordów, bo mają do ciebie sprawę."

 

„Czyli jak zawsze." Kubas złapał Włodka za rączkę niczym pedał. „Ruszajmy."

 

Wróżka, Kubas i Włodek zniknęli.

 

***

 

Pałac trzech wielkich lordów a dokładnie główna komnata, do której przenieśli się Kubas i Włodek była majestatyczna jak zawsze. Zresztą tak samo jak trzej wielcy lordowie, którzy dla Kubasa wyglądali by tak samo, jeżeli nie mieli by innych fryzur i ich kolorów. Jak zawsze przybierali oni wielkość kilka razy większa niż przeciętny człowiek by podkreślić swoją wyższość nad żałosnymi śmiertelnikami.

 

„Przybywam, bo mieliście jakąś sprawę." Kubas popisał się ogładą, bo ostatnio oglądał dużo filmów o agentach,

 

„Tak, chcieliśmy się pośmiać z twojego ryja. Heh." Uśmiali się lordowie. „Chociaż to bardziej płakać trzeba."

 

„Aha, a mogę odwiedzić Magdę, skoro tylko o to wam chodziło." Kubas już chciał iść do windy, która zabrałaby go do ukochanej, ale lordowie jeszcze nie skończyli mówić.

 

„Hola, hola, kolego." Zatrzymali bohatera. „Jest jeszcze jedna, równie ważna sprawa."

 

„Niby co?"

 

„Pomyśleliśmy, że chciałbyś wiedzieć, że zgłosiliśmy cię do Turnieju Trójmagicznego." Wyjaśnił w końcu lord Tom'Ash.

 

„Czego kurwa?" Zdziwił się Kubas.

 

„Turnieju Trójmagicznego." Powtórzył lord Ski-O. „Odbywa się raz na kilkaset lat i akurat teraz wypada jego kolejna edycja."

 

„Rumun!" Zawołał lord Tom'Ash po czym po chwili do sali wszedł rudawy, piegowaty chłopak, którego mina była tak smutna, że od razu chciałoby się zalegalizować eutanazję. Niósł ze sobą szczotkę.

 

Rumun był waflem, czyli sługą lordów. Sprzątał ich pałac, ale też potrafił napierdalać tą szczotką.

 

„Jestem." Pokłonił się niechętnie sługus.

 

„Zgłosiliśmy ciebie i Rumuna." Dodał lord Tom'Ash. Rumun podrapał się po głowie.

 

„Do czego?" Widocznie też zrobili to za jego plecami.

 

„Turnieju Trójmaślanego." Chciał się popisać Włodek, że zapamiętał nazwę, ale coś mu nie wyszło.

 

„Ale ja się nie zgodziłem." Zaprotestował Rumun.

 

„Jakbyś miał kurwo jakiś wybór." Spojrzał na niego złowieszczo lord Tom'Ash.

 

„Dobra o co chodzi z tym turniejem?" Zainteresował się Kubas. Sam przed sobą przyznał, że był zaciekawiony tym zadaniem. Nigdy nie brał udziału w żadnym turnieju nie licząc tego w szkole na największego zjeba a nawet tego nie potrafił wygrać, bo to Włodek triumfował.

 

„Jest to turniej między wymiarowy. Co to wymiary chyba już wiesz." Strzelał lord P.Ter.

 

„Tak." Kubasowi zdarzyło się kiedyś skorzystać z portalu, który przeniósł go do innego wymiaru. Najlepiej te wymiary określić jako inne światy. Lord P.Ter kontynuował.

 

„A więc turniej ten znany jest większości wymiarom przez co ściąga wielu chętnych uczestników. W każdej edycji do wygrania jest inna nagroda. Najczęściej jest to jakiś fajny artefakt."

 

„Co można wygrać w tym roku?" Ubiegł Włodek Kubasa z tym pytaniem.

 

„Lampę Dżina."

 

„Takiego co spełnia życzenia?" Zajarał się Kubas.

 

„Tak, ale tylko jedno. Plotki głoszą, że już dwa zużyto."

 

„Kurde co za debil pozbywałby się czegoś tak pożytecznego." Kubas od razu wymarzył sobie, że jak wygra lampę to przemieni się w prawdziwego chłopca. Rumun marzył o tym, żeby dać nauczkę lordom a Włodek chciałby całą ciężarówkę bananów do jedzenia.

 

„Wystartujecie w tym turnieju i wygracie lampę. Użyjemy życzenia, żeby raz na zawsze pozbyć się Diablicy Martwicy, głównego zła na naszej planecie." Wyjaśnił lord P.Ter.

 

„Aha." Kubas przez chwilę się zastanowił. „No w sumie od biedy mogę się zgodzić. Suka się mnie przyjebała." Kubas od początku miał na pieńku z Diablicą. Nie miał pojęcia czemu chciała go załatwić, ale pewnym jest, że strasznie go wpieniała.

 

„Jakbyśmy pytali cię o zdanie." Rzekł któryś z lordów. „Turniej odbędzie się za tydzień."

 

„Tak szybko!? Muszę się mentalnie przygotować!" Zaczął narzekać Kubas za to Rumunowi było wszystko jedno.

 

„Niby jak?" Zapytał Włodek z ciekawości.

 

„Nie wiem, psychicznie czy coś."

 

„Psychiczne to są pokemony." Popisał się wiedzą Włodziu.

 

„Na czym polega turniej? To jakaś napierdalanka?" Zapytał tym razem Rumun.

 

„Co prawda jakoś bardzo nie interesowaliśmy się wcześniejszymi odsłonami, ale zazwyczaj są to trzy próby. Kto je przejdzie, zdobędzie nagrodę."

 

„Jest nas dwoje to zawsze większa szansa." Zauważył Kubas, bo do dwóch potrafił liczyć.

 

„Żałujemy, że tylko was dwoje i to jeszcze takich frajerów." Skomentował lord Ski-O. „Nie wiemy kto będzie występował w turnieju. Przydałoby się więcej naszych uczestników."

 

„No dobra, mogę spróbować." Zgłosił się Włodek, ale wszyscy popatrzyli na niego jak na debila (którym zresztą jest) po czym go olali.

 

„I tutaj mamy dla ciebie zadanie." Wtrącił się lord Tom'Ash. „Wysyłamy cię do USA."

 

„A co to?" Zapytał główny bohater.

 

„Ameryka." Dopowiedział lord.

 

„A po jakiego wała?"

 

„Tam jest główna siedziba organizacji Turks. Masz powiedzieć temu pułkownikowi co napierdala ogniem o turnieju i o planie zajebania Diablicy. Myślę, że jeśli on wystartuje to nasze szansę bardzo wzrosną."

 

„No bez kitu." Osoba, o której mówili lordowie to pułkownik James. Pracował on dla organizacji Turks, która zajmowała się niszczeniem zła na ziemi. Tak jak Kubas, on też posiadał moc runy. Kontrolował i tworzył ogień. Kubas średnio go lubił, bo ten ciągle się popisywał. „Serio go potrzebujemy? Przecież jestem od niego dużo silniejszy."

 

„Jakoś w to wątpimy." Brutalnie ocenili Kubasa lordowie.

 

Nagle jeden z nich a dokładnie lord P.Ter wyjął coś co wyglądało jak oko na łańcuchu i wręczył to Kubasowi.

 

„Masz, tylko nie zepsuj. To moje oko. Dzięki temu będziemy widzieli to co ty na ekranie naszego telewizora." Kubas powiesił naszyjnik na szyi i dopiero teraz zrozumiał, dlaczego lord. P.ter – ten o czarnych włosach zawsze ma grzywkę zakrywającą jedno oko.

 

„Czyli pewnie nie dacie mi zobaczyć się z Magdą?" Kubas znał odpowiedź.

 

„Wypierdalaj. Rumun idziesz razem z nim."

 

„Świetnie."

 

Kubas, Włodek i Rumun zniknęli zapewne dzięki pomocy Wróżki Wali Gruszki.

 

***

 

Chwilę później pojawili na wielkim placu, gdzie ubrani w żółte mundury żołnierze szlifowali swoje umiejętności walki ze złem (czyli np. grali w karty). Przed bohaterami zaś stał masywny budynek z wielkimi drewnianymi drzwiami. Między wieloma oknami można było dojrzeć duży napis „TURKS". Nie było więc mowy o pomyłce.

 

To ich główna siedziba.

 

Zanim jednak bohaterowie zdążyli podjąć jakieś działanie, zaczepił ich jeden z żołnierzy.

 

„Dzieciaki jak się tutaj znaleźliście? To teren zastrzeżony." Popatrzył na nich dokładnie. „A wy jesteście z tej wycieczki niepełno sprytnych dzieci, która miała się tutaj pojawić w tym tygodniu?"

 

„Co kurwa?" Oburzył się Kubas chociaż był niepełno sprytny.

 

„Zostaw ich. Ja ich znam." Powiedział żołnierz w prostokątnych okularach i koziej bródce z włosami postawionymi na żel. W ręku bawił się długopisem.

 

„Porucznik Max!" Zawołał Kubas znajomą postać.

 

„Co wy tutaj robicie?"

 

„Przylazłem spotkać się z pułkownikiem a raczej zostałem do tego zmuszony." Marudził Kubas.

 

„W jakiej sprawie?"

 

Kubas i reszta wytłumaczyli porucznikowi o co chodzi z turniejem.

 

„Ło panie, jakaś większa akcja się szykuje jak z tymi dupami." Max złapał się za głowę. „Ale coś mi się wydaje, że jak James tylko usłyszy o turnieju to od razu się napali na uczestnictwo."

 

„A o jaki turniej chodzi?" Usłyszeli głos starszego mężczyzny. Na jego widok Max aż się wzdrygnął i zasalutował.

 

„Dzień dobry Panie Marszałku!" Oficjalnie przywitał się Max, gdy podszedł do nich jakiś facet. Był koło czterdziestki, ubrany w ten sam strój co reszta. Różnił się jedynie naramiennikiem a raczej znakiem na nim. Zamiast bananów była tam żółta gwiazda, czyli oznaka największej rangi w Turksach.

 

Był to marszałek, szef wszystkich Turksów.

 

Kubas był prawie pewien, że koleś był całkowicie łysy, ale nie mógł stwierdzić tego na sto procent, bo ten nosił żółty elegancki kapelusz, który idealnie pasował do stroju. Gdy mężczyzna tylko się zbliżył, Kubas wyczuł od niego dziwną energię, ale tylko na chwilkę więc uznał, że to przypadek albo kolejne pierdy Włodzia.

 

„Ten w okularach i zjebanym ryjem to pewnie ten sławny Kubas?" Odezwał się marszałek, który przypatrywał się bohaterowi.

 

„Widzę, żem sławny." Ucieszył się okularnik.

 

„Doszły mnie raporty o tym, że ciągle plączesz się pod nogami. Zapraszam was do mojego biura, pana też poruczniku." Marszałek ruszył w stronę ich siedziby.

 

„Ale my musimy znaleźć pułkownika." Przypomniał Rumun.

 

„Spokojnie. Niedługo powróci z misji. Poczekamy na niego razem." Mężczyzna mówił bardzo spokojnie nawet nie odwracając się do Kubasa i innych. Ci posłusznie podążyli za nim do jego gabinetu.

 

Mijali piękne korytarze odpicowanej i nowoczesnej siedziby idąc kilka kroków za marszałkiem.

 

„Co to za ważniak?" Kubas szepnął do Maxa.

 

„Marszałek Malina. On tutaj dowodzi. Zarówno ja jak i James podlegamy jego rozkazom. Moim zdaniem powinieneś mu powiedzieć co wiesz o turnieju, bo i tak James będzie potrzebował jego zgody by w nim wystąpić."

 

„Ach tak. Przez chwilę wyczułem jakaś dziwną energię wokół niego. Taką jakby znajomą. Chuj, nie przypomnę sobie teraz."

 

Warto dodać, że moc Kubasa pozwalała mu na wyczuwanie Worywoku, czyli energii, którą wydzielają runini.

 

„Marszałek też jest runinem?" Zapytał zaciekawiony Rumun.

 

„Nie. James to obecnie jedyny runin w całych Turksach."

 

„Szeptanie przerwało dojście do gabinetu, równie eleganckiego i równie nowoczesnego jak reszta budynku. Marszałek usiadł za brązowym biurkiem, które wyróżniało się na tle wszystkiego co jasne i białe wokoło.

 

„A więc o co chodzi z tym turniejem?" Zapytał ponownie marszałek. Kubas popatrzył na Rumuna to na Maxa i zdradził wszelkie szczegóły. „Hmm lampa dżina tak? Chcecie ją zdobyć by ostatecznie zniszczyć Diablicę Martwicę." Malina chwilę się zamyślił. „Toż to genialny pomysł. Jak tylko James wróci dostanie za zadanie wygrać ten turniej."

 

Kubas i reszta wzruszyli ramionami. Chyba osiągnęli to po co tutaj przyszli.

 

„Jesteś dość niezwykły." Stwierdził marszałek przypatrując się w bliznę na czole Kubasa. „I nie chodzi mi o twój krzywy ryj."

 

„Dziękuje. Chyba."

 

„Słyszałem od ludzi, że jesteś runinem jak James. Ciekawe jak bardzo panujesz nad swoją mocą." Marszałek chciał powiedzieć coś więcej, ale wtedy do gabinetu wszedł pułkownik James.

 

„Misja wykonana. Zajebaliśmy King-Konga." Zaraportował pułkownik, salutując po czym dopiero ujrzał Maxa, Kubasa i jego kolegów. „Wy tutaj? Co się dzieje?"

 

„Idealne wyczucie czasu pułkowniku." Zaczął marszałek. „Mamy dla pana kolejne zadanie." Spojrzał na Kubasa. Ten podrapał się po głowie i już po raz trzeci w jednym rozdziale wytłumaczył wszystko co wiedział o turnieju. Tak jak wspominał wcześniej Max, James od razu złapał zajawkę.

 

„Świetnie. A więc za tydzień Diablica Martwica będzie dla nas już tylko złym wspomnieniem." Skomentował James. „Kubas i... Rumun tak? Nie wkurzajcie się, ale powiedźcie tym swoim lordom, że nie ma sensu, żebyście marnowali czas na uczestnictwo. Ja się wszystkim zajmę." Jak zawsze z pułkownika wylewała się pewność siebie.

 

„Nie bądź taki pewny siebie. Ostatnio dużo trenowałem i jestem silniejszy. Idę o zakład, że bym cię pokonał." Zripostował Kubas.

 

„Ach tak? Chciałbym to zobaczyć." Uśmiechnął się James. Zanim Max zdołał uspokoić obu runinów, odezwał się marszałek.

 

„Ja też." Wszyscy spojrzeli na człowieka za biurkiem. „To co? Sparing przed oficjalnym turniejem?" Zaproponował marszałek z uśmiechem.

 

***

 

I tak chwilę później na placu, wszyscy żołnierze zebrali się w koło by oglądać pojedynek dwóch runinów. Marszałek oraz Max a także Włodek i Rumun również oczywiście byli obecni. Temu ostatniemu Kubas oddał do potrzymania oko lorda P.Tera, żeby nie popsuło się podczas walki.

 

Wszyscy oczywiście kibicowali pułkownikowi. Widać, że był lubiany chociaż wielu miało mu za złe, że w tak młodym wieku zarabia więcej niż reszta. Kubas również miał swoich kibiców, czyli aż Włodka, który darł japę.

 

„You can do it!" Krzyczał.

 

"Jesteś gotowy? Jak chcesz to potraktuje cię łagodnie." James podniósł prawą rękę, na której dłoni miał znak po runie Hisaki – runie ognia.

 

„Łagodnie to możesz sobie przyprawiać jajecznice." Kubas zaczesał do tyłu włosy (a nie było ich dużo) ale chciał zwrócić uwagę na swoją bliznę po runie Sourei – runie szału.

 

„You can do it!"

 

„Tylko nie wypominaj mi, że nie dałem ci szansy na handicap." James wycelował dłonią w Kubasa. Okularnik od razu czuł, jak zbiera się wokół niej Worywoku.

 

„You can do it!"

 

Sam więc nie postanowił zostawać w tyle i zebrał Worywoku wokół głowy. Blizna zaświeciła na czerwono. Kubas również był gotowy do ataku.

 

„You can do it!"

 

„Kurwa Włodek zamknij ryło!" Wkurzył się Kubas co dodało mu więcej energii, ale trochę zdekoncentrowało.

 

„Start!" Krzyknął nagle marszałek, dając pozwolenie do walki. Kubas zerwał się z miejsca zadowolony, że będzie mógł dać nauczkę pułkownikowi.

 

„Założę się, że nigdy mu nikt nie obił porządnie ryja. Kiedyś musi być ten pierwszy raz.„ Pomyślał Kubas zbliżając się do celu. W między czasie pułkownik był już gotowy do strzału.

 

„Flare Arrow." Z dłoni żołnierza wydobył się ognisty pocisk. Kubas jednak bez większych problemów uniknął ognia i dalej sunął do Jamesa. Był już zaledwie na wyciągniecie ręki. „No dobrze. Fire Ball." Pułkownik nie zmieniając nawet pozycji swojej dłoni wypuścił kolejny atak, tym razem kulę ognia która trafiła centralnie w głowę Kubasa. Nastąpił malutki wybuch.

 

Gdy opadł dym, Kubas leżał spalony jak grzanka na łopatkach.

 

„To się kurwa popisałeś." Rumun podsumował Kubasa. Reszta Turksów również była zawiedziona, nawet marszałek stracił zainteresowanie i sobie poszedł. „Chodź, bierzemy go." Powiedział Rumun do Włodka po czym poszli pomóc Kubasowi wstać i w dupie mieli, że miał poparzenia trzeciego stopnia i go boli.

 

„Dobrze, że nie użyłeś całej mocy." Powiedział porucznik Max, który podszedł do Jamesa. Ten jednak patrzył na swoją dłoń. „Co jest?" Max zdążył zauważyć, że ręka pułkownika była rozwalona. Nie jakoś bardzo poważnie, ale na pewno czuł ból.

 

„Tak, gdybym użył normalnej dawki Worywoku to nic by z niego nie zostało." Popisał się James patrząc na Kubasa. Prawda jest taka, że co prawda wygrał pojedynek, ale Kubas zdołał przebić się przez jego płomienie i zaatakować jego rękę. „Coś tam potrafi, ale daleko mu do mojego poziomu."

 

„No wiesz to jeszcze gówniarzeria." Poklepał go po ramieniu Max. „Dawaj, za tydzień masz turniej. Trzeba się najebać czy coś."

 

=================================================================

Przygotowania

=================================================================

Przenieśmy się do miejsca, które owiane jest tajemnicą. Mimo, że mogę się tam pojawić, nie wiem, gdzie to jest. Całe pomieszczenie jest ciemne. Oświetlają je pochodnie. Na środku tej sali stoi kamienny tron, na którym siedzi pewna postać oczywiście złowieszcza jak całe to miejsce. W powietrzu czuć zło i smażoną kaczkę.

 

Na tronie siedzi równie złowieszcza postać, główne źródło zła na ziemi. Wiemy, że jest to kobieta a dokładniej Diablica Martwica – arcy wróg Kubasa. Dalej jednak nie znamy jej wyglądu ani tym bardziej zamiarów (znaczy oprócz tego by zajebać głównego bohatera tej powieści).

 

„Czy wszystko gotowe do rytuału?" Zapytała swojego sługę równie tajemniczego jak ona.

 

„Tak. Możesz w każdej chwili zaczynać moja Pani, ale czy jesteś pewna, że chcesz zużyć w ten sposób skrawek Peleryny Niewidki?" Dopytywał sługus.

 

„Jestem pewna i tak sam z siebie jest bezużyteczny i zaczęłam go używać jako chustkę do nosa. Skoro straciłam możliwość wyczuwania, gdzie jest ten okularnik, muszę korzystać z każdej szansy gdy wiem gdzie będzie. Teraz gdy wiem, że wystąpi w turnieju, nie mogę siedzieć bezczynnie i patrzeć. Odsuń się." Kobieta podniosła ręce i na środku komnaty pojawiła się czarna aura. Z tej czarnej mgły wydobyła się jakaś postać. Przybrała postać młodej dziewczyny, ale jest tutaj tak ciemno, że nie widzę dokładnie jak wygląda. Dziewczyna odezwała się jednak do swojej twórczyni.

 

„Witaj matko."

 

„Witaj córko. Mam dla ciebie pierwsze zadanie."

 

Po tej mrocznej chwili, wracamy do sanktuarium.

 

***

 

„Ale ty jesteś chujowy." Rzekł do Kubasa jeden z lordów, gdy ten leżał przypalony na ich podłodze w pałacu. W międzyczasie lord P.Ter przyczepił swoje oko na miejsce i rzekł.

 

„Widzieliśmy twój pojedynek, boże to piąta część powieści a ty dalej ssiesz."

 

Nagle usłyszeli pukanie do drzwi.

 

„Wejść." Odpowiedzieli lordowie. Rumun i Włodek odwrócili się by zobaczyć kto odwiedził pałac lordów. Zapewne nie tele-pizza. Nawet Kubas z wielkim bólem odwrócił twarz z ciekawości.

 

Do sali wszedł młodzieniec w złotych szatach i brązowym kosturem w kształcie krzyża. Miał on na głowie złotą czapkę jaką noszą papieże. Loki wystawały mu spod wielebnej czapencji.

 

„Kto to jest?" Zapytał Włodek, który pewnie jako jedyny nie znał tej osoby.

 

„To jest młody papież Cracvs I. (czyt. Krakus Pierwszy)" Odpowiedział od niechcenia Rumun. „Kubas poznał go w poprzedniej części."

 

„A więc nie robił mnie w jajco gdy o tym opowiadał." Pomyślał Włodek.

 

„Ale....co....ty....tuta...robisz." Wydukał ledwo Kubas.

 

„Pomieszkuje, odkąd rozjebaliście mi sanktuarium w Grecji." Powiedział wściekły, ale po chwili się uspokoił. „Przynoszę kolejną porcję fasolek Sensu, tak jak prosiliście." Rzekł papież do lordów.

 

„Świetnie to od razu daj jedną Kubasowi." Gdy tylko z wielkim bólem okularnik-grzanka zjadł pudrową fasolkę, w mgnieniu oka doszedł do siebie a wszelkie poparzenia zniknęły.

 

„Kurwa nareszcie." Teraz Kubas był wściekły. „Ale ten jebany pułkownik miał szczęście no jak boga kocham." Mówił sam do siebie, bo nikt go nie słuchał.

 

„Posłuchaj Kubas. Skup się." Przywołał go do porządku lord Tom'Ash. „Popełniliśmy błąd, że daliśmy ci się trenować samoistnie bez kontroli."

 

„No tak bo to jak pozwolić niedorozwojowi się rozwijać." Burknął Rumun.

 

„Posłuchaj. Mamy tydzień, żeby zrobić z ciebie godnego zawodnika turnieju. Myśleliśmy, że jesteś silniejszy, bo masz bardzo dużo Worywoku, ale co z tego, jeżeli nie potrafisz z niego korzystać." Ocenił Kubasa lord Ski-O.

 

„Od jutra zaczynasz specjalny trening." Dodał lord P.Ter. Kubasa zaintrygował ten pomysł. Teraz zrobiłby wszystko by stać się silniejszy nie tylko by walczyć ze złem, ale i skopać dupę pułkownikowi.

 

„Dobrze, będzie, jak chcecie. A czy mogę teraz odwiedzić Magdę?"

 

„Tylko jeśli ma przerwę w pracy." Dodali lordowie.

 

„Super!" Szczęśliwy Kubas pobiegł do windy, która zawiozła go do jego wybranki serca. Włodka zostawił a sobą, razem z Rumunem, lordami i papieżem.

 

„Co tam?" Zapytał Włodziu zanim wyjebali go za drzwi.

 

***

 

Kubas i Magda spędzali czasami razem jej przerwy od pracy.

 

Jej obowiązkiem było monitorowanie i opieka nad Ołtarzem Złych Dusz, który znajdował się na piętrze 221 w pałacu lordów. Ołtarz ten wsysał duszę złych postaci, którzy umierali na ziemi. Dzięki temu, nikt nie mógł wykorzystać ich z powrotem do walki. Innymi słowy po prostu gapiła się czy ołtarz, który wyglądał jak olbrzymia butelka wódki nie psuje się ani nie odpierdala podejrzanych rzeczy. Łatwa praca, ale nużąca niemiłosiernie w dodatku w pałacu lordów nie było wi-fi więc nie można było surfować w sieci.

 

Magda była przeciętnej urody. Miała zgniło-brązowy kolor włosów, była dość wysoka i kilka lat starsza od Kubasa. Bardzo często mrużyła oczy oraz uśmiechała się. Była dość pogodną osobą, mimo że harowała za minimalną stawkę.

 

Z początku Kubas był dla niej obojętny a nawet odpychający, ale z czasem doceniała to, że ktoś w ogóle dotrzymuje jej towarzystwa, gdy ma przerwy. Zmusiła się więc do tego by go polubić chociaż jego krzywy ryj nie ułatwiaj jej zadania. Zazwyczaj spędzali czas przy ołtarzu lub przed pałacem lordów, dlatego tym razem, Kubas zdziwił się, gdy nie zastał jej na piętrze 221.

 

Zamiast niej, przy wielkiej butelce wódki siedział Kupizzz. Drugi z wafli lordów o twarzy i zębach krzywych jak wieża w piździe. Miał blond włosy i grzywkę, która stała do góry.

 

„Kupizzz? A gdzie moja beloved Magdusia?" Nieprzyjemnie zdziwił się bohater.

 

„Jakiegoś questa dostała i to przed chwilą." Dłubał w nosie Kupizzz i się opierdalał. „Ja ją zastępuje teraz." Kubas uznał, że jeżeli złapie Magdę to może pomoże jej w zadaniu. Postanowił czym prędzej ją odnaleźć. Zamiast wracać do winy, chciał wyskoczyć przez okno, ale potem ogarnął, że w tym pomieszczeniu nie ma okien więc jednak do windy wrócił.

 

Udało się. Kubas odnalazł Magdę przy wejściu do pałacu, gdzie stała razem z Włodkiem.

 

„O Kubas już wróciłeś?" Zapytał Włodek.

 

„Debilu przecież polazłem odwiedzić Magdę. Skoro jest tutaj to po co miałem tam siedzieć."

 

„No tak. To ma sens." Włodek trzymał kosz z sałatą i marchewkami.

 

„Witaj Kubas." Przywitała się Magda.

 

„Witaj ukochana. Podobno dostałaś jakieś zadanie. O co chodzi? I po chuj ci Włodek ten kosz z warzywami?" Pytał Kubas.

 

„A to właśnie część mojego zadania." Wyjaśniła Magda. „Muszę zanieść kosz do pomniejszego pałacu."

 

„Pomniejszy pałac? Co to?" Kubas pierwszy raz usłyszał o tym miejscu.

 

„Widzisz Kubas, pałac lordów stoi na najwyższym szczycie gór Rolling Stones, ale jak wiesz, ciągną się one w nieskończoność." Kubas rozejrzał się i faktycznie widać było wszędzie chmury i wierzchołki gór. „Niedaleko stąd stoi pomniejszy pałac."

 

„Czyli są dwa pałace. Ciekawe czemu." Zastanowił się Kubas a z wyjaśnieniami przybył młody papież Cracvs, który podsłuchał rozmowę, gdy przechodził do sracza.

 

„A temu, że trzej wielcy lordowie to nie jedyni mieszkańcy gór Rolling Stones." Powiedział i reszta odwróciła się do niego. „Poza tym kiedyś to był ich wakacyjny pałacyk, który sobie jebnęli dla frajdy. Przynajmniej tak słyszałem." Papież spojrzał na Włodka i koszyk. „To jedzenie jest dla Królika Wielkodusznego, nie mylę się?"

 

„Tak." Odpowiedziała Magda. Zanim Kubas zapytał co to za zwierzeł, dziewczyna udzieliła mu odpowiedzi.

 

„To właśnie on ma moc przenoszenia dusz do ołtarza. Został stworzony razem z ołtarzem przez boginię Multiwita Minę."

 

„Królik ma moce?" Starał to sobie wyobrazić Włodek.

 

„Jakoś mnie to nie dziwi." Wyznał Kubas i wyszarpnął Włodkowi koszyk. „Ja ci pomogę słońce ty moje." Okularnik odważnym krokiem ruszył przed siebie.

 

„Ale to w drugą mańkę!" Zawołała za nim Magda i zawróciła go w dobrą stronę.

 

„Ja nie idę, muszę w końcu do kibla, bo już takie bąki zasadzam, że sam się nie poznaje." Wżynał papież machając ręką przed nosem.

 

„A nie martw się, to ja pierdnąłem Cichaczem Wszędobylskim." Uspokoił Włodek papieża (a przynajmniej tak myślał) po czym dogonił Kubasa i Magdę. Cracvs przeżegnał się i udał się do klopa.

 

Droga do pomniejszego pałacu trwała tylko kilkanaście minut. Łatwo się domyśleć, że wszystko wokół wyglądało ciągle tak samo. Bohaterowie szli po gruncie złożonym z chmur. Kubas spojrzał na koszyk, gdy w końcu oderwał ślepia od swojej wybranki serca.

 

„W sumie mogłem się domyśleć, że to dla królika." Merdał ręką w koszu, przekładając sałatę i marchewki aż ujrzał, że między nimi schowana była wódeczka.

 

„Na mnie nie patrz, to lordowie pakowali." Uśmiechnęła się Magda. Włodek szedł za nimi, ale był dość milczący, ponieważ skupił się i liczył przelatujące ptaki. Doliczył się zeru. Gdy w końcu doszli do dużo mniejszej wersji pałacu lordów, dostrzegli jakieś dwie kobitki, które siedziały na tarasie, popijały herbatkę z prądem i grały w karty pokemonów.

 

„To są służki Multiwita Liny." Pomachała im Magda, one odmachały. Jedna z nich była ubrana jak czarodziejka i była gruba. Nosiła okulary. Druga z nich była malutka i miała różową sukienkę, której kołnierz zasłaniał pół twarzy. Miałą drewniany kostur.

 

„Ta druga wygląda prawie jak Wróżka Wali Gruszka." Zauważył Kubas a rzadko coś dostrzegał.

 

„Dokładnie. Ta pierwsza to wiedźma Malyna a druga to wróżka Sylwina. Też jest z rasy wróżek."

 

„Meh, czyli moja nie jest tak wyjątkowa jak myślałem." Powiedział Kubas pod nosem, żeby WWG nie usłyszała. Nie chciał jej podpaść, ponieważ bał się, że nie zamieni go wtedy w chłopca.

 

To właśnie ona miała taką możliwość.

 

„Mówiłaś, że kogo to służące?" Zapytał Włodek, gdy cała trójka wlazła do pomniejszego pałacu.

 

„Multiwita Liny. To córka bogini Multiwita Miny. Też żyje w tym pałacu." Powiedziała Magda.

 

„To musi być mega stara. Przecież jej matka żyła w chuj dawno temu." Popisał się wiedzą Kubas, ale nieskutecznie, bo Magda od razu go sprostowała.

 

„Wiesz, boginia Multiwita Mina była długowieczna i jej córka również taka jest. Nie wiem, ile ma lat, ale boskie moce przejęła po matce."

 

Pytanie czy to dobrze. Z tego co wiemy to Multiwita Mina była magiem amatorem. Mimo czystego serca, nie miała talentu do używania świętej mocy, którą niegdyś podarował jej sam bóg Colonel.

 

„No dobrze, ale nie jesteśmy tutaj by ją odwiedzić. Nasz cel podróży jest tutaj." Magda otworzyła drzwi, za którymi siedział na dużej pufie zająć, ale dość humanoidalny z zrzędliwą miną. „Witaj Króliku Wielkoduszny."

 

„Masz wódkę?" Zapytał od razu zając.

 

„Królik gada!" Zdziwił się Włodek. Kubas przekazał zwierzakowi koszyk co bardzo uszczęśliwiło tego drugiego.

 

„Super. Podziękujcie lordom." Wyjebał marchewki gdzieś w róg po czym zaczął żłopać wódę z butelki.

 

„Zastanawiam się, dlaczego to królik dostał moc kontroli dusz." Kubas nie mógł się powstrzymać i powiedział to nagłos.

 

„A ja jestem ciekaw, dlaczego taki zjebus dostał własną opowieść." Zripostował królik. Magda wyciągnęła chłopaków przed pałac i wyjaśniła.

 

„Kiedyś Multiwita Mina chciała zrobić uDUSZONEGO królika w bulionie a zamiast tego stworzyła królika, który rządzi DUSZAMI. Rozumiecie? Rządzi duszami, dlatego WielkoDUSZNY." Mówiąc to, podkreślała powiększone słowa.

 

„No pojebana." Stwierdził Włodek w drodze powrotnej.

 

***

 

Tak jak poprosili lordowie, dnia następnego Kubas stawił się przed ich obliczem. Był ciekaw o co chodzi z tym specjalnym treningiem którzy obiecali mu pracodawcy.

 

„To jak? Zaczynamy?" Niecierpliwie Kubas rozciągał mięśnie.

 

„A co ty myślisz, że z nami będziesz ćwiczył? Parówo, jednym palcem byśmy cię rozwalili." Zakpili z mocy Kubasa lordowie.

 

„To co, sam mam ćwiczyć?"

 

„Oto twój nowy trener." Do głównej sali weszła nowa postać. Kubas przyjrzał się jej dokładnie. Był ciekaw, kto będzie z nim ćwiczył i dlaczego akurat on.

 

Był to facet koło czterdziestki o czarnych długich włosach rozpuszczonych do ramion. Miał spory nochal, na którym była charakterystyczna krosta. Ubrany był jak niedoszły zawodnik MMA połączony z niedoszłym rockmanem. Był dość umięśniony a na jego mordzie była czarna bródka. Mężczyzna odezwał się, gdy podszedł bliżej.

 

„Gdzie ta pizda, którą mam ćwiczyć?" Rozejrzał się po sali, ale wyglądał jakby ignorował obecność Kubasa. Dopiero lordowie wskazali mu na okularnika. „Oj, sorry, myślałem, że jesteś waflem lordów, bo wyglądasz na zjeba."

 

„Spieprzaj dziadu." Kubasowi już odwidziało się trenowanie. Brunet zaczął przyglądać się bliźnie Kubasa.

 

„Teraz widzę. Runa Sourei, wspomnień czar." Wytarł łezkę, która zakręciła się wokół oka.

 

„Co to za dziad?" Zapytał Kubas lordów.

 

„Od dzisiaj to twój nowy mistrz. Nazywa się Ździraja." Przedstawił go lord Tom'Ash.

 

„Elo." Machnął ręką do Kubasa jego nowy coach.

 

„Ale to jakiś śmiesznie ubrany dziad. Co on może wiedzieć o treningu Worywoku i runie szału." Czepiał się bohater.

 

„Więcej niż myślisz. Ździraja był poprzednim właścicielem runy Sourei." Wyjaśnił lord Ski-O.

 

„Ale bardzo dawno temu." Dodał Ździraja.

 

„Coooooooooooooo!? Ale jakim cudem!?" Wydarł japę zdziwiony Kubas.

 

„A co myślałeś, że jesteś jedynym runinem? Gdy użytkownik runy umiera, Worywoku rozchodzi się po świecie i odtwarza runę najczęściej w kamieniu, ale trwa to czasami nawet setki lat." Teraz mówił lord P.Ter.

 

„Ale on nie wygląda AŻ tak staro! Poza tym żyje!" Nie rozumiał Kubas i dalej był zszokowany. „Jakim cudem przestał być runinem!?

 

„Nawet nie wiesz, ale znasz odpowiesz na to pytanie. Pamiętasz co stało się z Super Bananem?" Na wspomnienie lordów, Kubas przypomniał sobie, że bohater Super Banan zginął podczas wysysania z niego mocy runa za pomocą urządzenia zwanego Wysysaczem (który wyglądał jak mały odkurzacz ręczny.)

 

„Zaraz, ale ten proces jest zabójczy dla runina. Tak tłumaczyli Turksi." Przypomniał sobie bohater.

 

„Oj uwierz mi, że byłem po tym jedną nogą w grobie. Ledwo to przetrwałem, ale miałem pod ręką kogoś kto świetnie potrafił leczyć." Wyjaśnił Ździraja. „Ale my tu gadu gadu a miałem cię trenować. Mamy mało czasu." Widocznie lordowie wprowadzili mężczyznę w szczegóły dotyczące turnieju i ich planu zajebania Diablicy Martwicy.

 

„Spokojnie. Zamkniemy was w Komnacie Ducha i Czasu. Ta sala działa tak, że jeden dzień w środku działa jak cały rok harówy. Ale zanim zadasz kolejną masę pytań to wiedz, że można tam wejść tylko raz i to na dwa dni." Opowiedział o nowej lokacji lord Tom'Ash.

 

„Czyli jak spędzimy tam dwa dni to tak jakbym napierdalał na siłce 2 lata?" Starał się zrozumieć Kubas. Lordowie potwierdzili jego o dziwo dobre obliczenia. „Czyli jak wyjdę będę dwa lata starszy? Zajebiście."

 

„Nie. Nie wchodzicie tam na dwa lata tylko na dwa dni, ale skutki treningu będą jak po dwóch latach." Sprowadził go na ziemie lord P.Ter.

 

„Meh. W Dragon Ballu działało inaczej." Po marudzeniu Kubasa ten wraz ze swoim nowym mistrzem udali się do rzeczonej komnaty.

 

Gdy tylko weszli do Komnaty Ducha i Czasu, ich oczom ukazała się biel.

 

Wszędzie aż po horyzont było biało, jakby ktoś otworzył nową, czystą kartę w paintcie.

 

„To jest sala czasu? Nic tutaj niema. Wszędzie biało. O co tutaj chodzi?" Kubasa zaszokowało nowe miejsce.

 

„Przypatrz się. To normalna ziemia tylko pomalowana na biało a na ścianie położone są białe tapety." Wytłumaczył Ździraja.

 

„Aha. No ok teraz widzę, ale i tak olbrzymia ta komnata. I ciężko się tutaj oddycha, pewnie warunki są utrudnione czy coś."

 

„Nie." Znowu trącił się starszy. „Ta sala nie ma klimatyzacji a nikt tutaj nie wietrzył, dlatego trudno się oddycha. Lepiej się martw co będziesz jadł przez te dwa dni. Ja kupiłem sobie zupki chińskie."

 

„Ale tutaj nie ma wody a co dopiero czajnika."

 

„Kurwa. Dobra jebać. Bierzemy się do roboty."

 

„Od czego zaczniemy?" Kubas odzyskał zapał.

 

„Hmm. Czytałem poprzednie części tej powieści, więc nie musisz mi tłumaczyć w jaki sposób używasz runy. Z tego co mówili lordowie, masz bardzo dużo Worywoku, ale nie potrafisz w pełni z niego korzystać. Chujowy jesteś innymi słowy."

 

„Dzięki."

 

„Moim zdaniem powinieneś nauczyć się przekładać Worywoku w różne miejsca na ciele a nawet na całe ciało. Pomogę ci to osiągnąć. Nie wiem, czy wiesz, ale można jej używać nie tylko do ataku, ale również i obrony. W pewnym niewielkim stopniu, energia absorbuje uderzenia."

 

„Coś tam ogarnąłem, ale na razie potrafię tylko odpalać ją wokół głowy nie licząc mojej techniki Szału Bojowego, gdzie jestem wszechpotężny, ale nie potrafię się kontrolować." Trudno powiedzieć czy okularnik się chwalił czy skarżył.

 

„Poza tym walczysz z bliska wiec nauczę cię walki wręcz lub chociaż podstaw, jeżeli nie ogarniesz co i jak." Kontynuował swój plan treningowy Ździraja. „Jak tyś się uchował dzieciaku do piątej części." Załamał ręce.

 

„Brzmi nudno, ale niech ci będzie." Kubas był gotowy do treningu i podniesienia swoich skilli.

 

„Zaczynajmy więc."

 

***

 

Diablica Martwica chodziła po swojej mrocznej komnacie jakby czekała na autobus. Coś sprawiało, że nie potrafiła usiedzieć na dupie.

 

„Czym się tak denerwujesz moja Pani?" Zapytał zmartwiony sługus.

 

„Tym, że on zaraz tu będzie." Powiedziała z obrzydzeniem. „Sama nie wierzę, że zdecydowałam się poprosić go o pomoc. Będzie mi to wypominał do końca życia."

 

„Ale kto?" Dopytywał się sługa. Nieco dzień widział swoją Panią tak naburmuszoną.

 

„Valerian." Odpowiedziała.

 

„Rozumiem. Czyli zdecydowałaś się poprosić go o pomoc. Moim zdaniem to dobry ruch." Podlizywał się sługol.

 

„Może i dobry, ale nie znoszę jego osobowości. Ostatnio chciał mi tutaj przemalować ściany na różowo. Pedał." Okazało się, że żeby spełnić swoje mroczne i niecne cele, Diablica Martwica poprosiła o pomoc swojego jedynego „przyjaciela" o imieniu Valerian. Kim jest owy typ? „A co z moją córką? Jak jej idzie poznawanie swojej mocy?

 

„W porządku. W każdej chwili będzie gotowa do podjęcia zadania."

 

„Świetnie. Kubas, nie długo będziesz gryzł glebę."

 

***

 

Przenieśmy się do pałacu lordów a dokładniej do komnaty ducha i czasu, gdzie po całym dniu treningu, Kubas i Ździraja smacznie sobie spali. Kubas jednak co chwilę się budził, bo brakowało mu poprukiwania Włodka i tego kującego w nosek zapaszku. W końcu postanowił pójść się wysikać, ale że nie było tutaj kibla do wylazł daleko w białą przestrzeń by odlać się w rogu komnaty. Tam jednak zobaczył, że jakaś tajemnicza osoba robiła to co on zamierzał, czyli szczała na ścianę.

 

„Co pan!?" Zwrócił uwagę dziwnemu człowiekowi w pomarańczowym, długim płaszczu oraz wielkim czerwonym, damskim kapeluszu. „Nie szcza się w miejscu publicznym!" Kontynuował Kubas, mimo że przed chwilą sam chciał to zrobić. Speszony facet schował wacka i odwrócił się do Kubasa. Wyglądał na dwadzieścia ileś lat. Miał bardzo jasno-błękitne włosy opadające trochę na jedno oko oraz lekki makijaż.

 

„Sorry, nie chciałem, ale tutaj nie było kibli." Odpowiedział złapany na gorącym uczynku.

 

„Ktoś ty i jak się tutaj dostałeś?" Kubas czuł dziwną energię od tajemniczego przybysza, ale był zbyt zmęczony i śpiący by to przyznać.

 

„Chciałem cię odwiedzić. Ty jesteś Kubas, zgadza się?"

 

„A ty pedał jakiś?"

 

„Uważasz, że jestem pedałem, bo zdrowo się odżywiam?" Uśmiechnął się koleś w płaszczu.

 

„Uważam, że jesteś pedałem, bo masz mordę jak ciota." Wyjaśnił Kubas.

 

„Aha. Chciałem sobie ciebie obejrzeć, mimo że twój wygląd kłuje moje oczy. Zobaczyć kim jesteś." Przyjrzał się dokładnie Kubasowi dziwny typ. „Nie masz łatwo dzieciaku, współczuje ci."

 

„Odwal się od mojego ryja!"

 

„Chodziło mi o twoje przeznaczenie chociaż w sumie o wygląd też."

 

„W takim razie odwal się od mojego przeznaczenia!"

 

„Porywczy jesteś i w gorącej wodzie kąpany. Cóż, takie prawa młodości. Żegnam."

 

Kubas obudził się ze stopą Ździraji na mordzie. Rozejrzał się dookoła ale w komnacie nikogo nie było. Uznał, że spotkanie z pedalskim typem było snem a na dodatek zobaczył ze zeszczał się w spodnie.

 

=================================================================

Eliminacje

=================================================================

Minęły dwa dni więc Kubas i Ździraja wyszli z komnaty. Szybkim krokiem przeszli do głównej sali pałacu lordów, ale nie zastali ich tam.

 

„To były dwa dni owocnej pracy." Poklepał Ździraja Kubasa po ramieniu, dumny z treningu.

 

„Ale kazałeś mi cały czas stać na jednej nodze. Czego mnie to nauczyło?"

 

„Jak to czego? Stania na jednej nodze." Do sali wbiła Magda i podbiegła do bohaterów.

 

„Magduś! Przyszłaś mnie przywitać?" Ucieszył się Kubas.

 

„Tak oraz przekazać wiadomość od lordów. Wyruszyli do wymiaru, w którym odbywa się turniej by zgłosić waszą kandydaturę." Magda złapała się za brodę i chwilę zastanowiła. „Jeśli dobrze pamiętam ten wymiar, w którym odbędzie się turniej nazywa się Czarą Ognia."

 

„A czemu tak?"

 

„Nie mam pojęcia." Odpowiedziała. „W każdym razie miałam ci powiedzieć, że za trzy dni, zbiórka pod twoją chatą. Lordowie przeniosą tam na chwilę portal, którym przeteleportujecie się na miejsce. Rumun wyruszył by przekazać tę informację Turksom."

 

„A mogę zabrać kolegów?" Zapytał podjarany Kubas.

 

„Lordowie nic o tym nie mówili."

 

„Czyli mogę." Machnął ręką.

 

***

 

I tak po trzech dniach, wszyscy stawili się w Warszawie pod blokiem, gdzie mieszkał Kubas. Ludzie zastanawiali się o co chodzi, bo budynek okrążyły oddziały Turksów. Gdy Kubas wyjrzał przez okno, trochę się zdziwił, więc szybko założył brudne gacie i razem z Włodkiem zbiegli na dół.

 

„Ile ludzi." Złapał się za głowę Włodek, gdy mieli pełny obraz chętnych do podróży w nieznane. Głównie byli to żołnierze od Turksów, którzy mieli w siatkach popcorn, chipsy oraz browary.

 

„Wszyscy chcieli obejrzeć, jak wygrywam więc wzięli L4." Na ich czele stał pułkownik James, gotowy by wziąć udział w turnieju.

 

„Widzę, że bez publiczności jesteś nikim." Chciał mu dopiec Kubas, ale chwilę potem zobaczył, że przyszli również i jego koledzy, czyli żydek Konrad oraz Wietnamczyk Derek.

 

Pierwszy z nich chodził w białej koszuli bez ramiączek i miał czarne, żydowskie pejsy a drugi w czarno-czerwonej bluzie w paski no i był jako jedyny z towarzystwa Azjatą.

 

„Siema Kubas" Przywitali się koledzy. „Dziena za zaproszenie." Derek również się przywitał chociaż był trochę smutny.

 

„Szkoda, że Olusia z nami niema." Rzekł Wietnamczyk bowiem ich inny kolega – Oluś, postanowił dołączyć do Turksów i nie kumplasił się już z paczką Kubasa.

 

„Jestem, jestem." Usłyszeli głos Olka i zobaczyli go w towarzystwie porucznika Maxa.

 

„Cześć Oluś skurwysynie." Kubas dalej miał za złe jego zdradę. „Cześć poruczniku. Też masz wolne?" Max podrapał się po bródce.

 

„Tak, nie chciałbym przegapić tak ważnego fabularnego wydarzenia dla tej powieści. Zresztą mam dla ciebie niespodziankę." Kubas już ucieszył się, że ktoś coś mu sprezentuje, bo dotychczas jedyne co dostawał to wpierdol od losu. „Ta dam." Max odsunął się i Kubasowi popsuł się humor. Zobaczył on brudnego i brzydkiego dzieciaka z jedną brwią i krzywymi zębami. Miał niebieską bluzę w paski i długie paznokcie.

 

„Kurwa Gers!?" Kubas poznał ziomka, z którym walczył ramię w ramię w poprzedniej części. Był to Hiszpan z pojebanym DNA który potrafił zamieniać się w wilkołaka. „Po chuj tu przylazłeś? Ktoś cię zapraszał?"

 

„Wal się." Przywitał się tipsiarz.

 

„Nie mów tak. Wiesz, ile się naszukałem tego debila?" Wyjaśnił Max. „Długo zastanawiałem się kto jeszcze mógłby wystąpić z wami w turnieju i przypomniałem sobie o nim."

 

„Słyszałem, że do wygrania jest lampa Dżina, która spełnia życzenia. Jak wygram to w końcu stanę się fajny." Wyjaśnił swój cel Gers.

 

„No nie wiem, czy życzenie ma aż tak potężną moc by coś takiego się urealniło." Skomentował Kubas. Zanim jednak bohaterowie zdążyli się pokłócić, wśród zebranych pojawił się duży portal, przypominający ten ze Star Gate'a. Wraz z nim pojawili się Rumun, Ździraja, Kupizzz oraz Wróżka Wali Gruszka.

 

Gdy wszyscy byli na miejscu, portal odpalił się.

 

„Skąd lordowie mają portal?" Zastanawiał się Kubas, który raz już miał okazję korzystać z podobnego urządzenia, gdy przenosił się do innego wymiaru. Rumun udzielił mu odpowiedzi.

 

„Stał jakiś stary w piwnicy, ale cały obsyfiony. Zgadnij kto musiał go czyścić całą noc. Nie ma, jak być wypoczętym przed turniejem." Poskarżył się na życie Rumun.

 

„Zapraszam do środka. Kierunek – Czara Ognia." Zarządziła wróżka i chętni zaczęli włazić do portalu.

 

Kubas, Włodek, Konrad, Derek, Oluś, James, Max, Gers, Rumun, Kupizzz, Ździraja, Wróżka Wali Gruszka oraz Turksi a także JA, wbiliśmy do portalu, nie wiedząc co czeka nas po drugiej stronie.

 

Samo przejście trwało sekundę lub dwie. Z tego co widzę to nikt nie dostał od tego sraczki nie licząc Włodka, ale to u niego normalne.

 

Naszym oczom ukazało się coś w rodzaju wielkiego festynu lub jarmarku. Wszędzie stały budki z pamiątkami i jedzeniem. Było tutaj mnóstwo osób z różnych światów. Niektórzy z nich nie byli nawet ludźmi, ale nie wiem czy to potwory czy kosmity.

 

Wszędzie było głośno i radośnie. Nasza grupa poszła kilka kroków do przodu i już wtedy ujrzeli coś najbardziej charakterystycznego dla tego miejsca.

 

Olbrzymią arenę, która przypominała nowoczesne Koloseum, która rzucała cień na namioty i stragany.

 

„Sporaśna." Stwierdził Max. „Musimy gdzieś kupić bilety, żeby wpuścili nas na widownie."

 

„My pójdziemy się zgłosić do szatni." Powiedział Rumun, któremu chyba lordowie wytłumaczyli, gdzie mają się stawić. „Za mną."

 

Rumun, Kubas, James i Gers podeszli do wielkiej areny i weszli do wejścia, które podpisane było jako szatnia dla zawodników.

 

„Już nie mogę się doczekać." Chciał powiedzieć Kubas, ale wyprzedził go pułkownik.

 

„I tak przegrasz." Burknął Kubas. James popukał go w czoło.

 

„Chyba nie pamiętasz finału naszego pojedynku. Zapraszam, przypomnij sobie, strona 14." Pochwalił się pułkownik.

 

„Od tamtej strony dużo się zmieniło. Dużo ćwiczyłem." Pochwalił się okularnik.

 

„I tak wynik będzie ten sam." Bohaterowie wyszli z długiego korytarza, który składał się w większości ze schodów w dół i weszli do szatni. Wyglądała dość biednie, była prosta jak taka na siłowniach, ale przynajmniej nie jebało potem. Kubas i Gers nie przejęli się, że nie ma tutaj pryszniców, bo i tak by ich nie użyli. „Chyba jesteśmy pierwsi. Nikogo tutaj niema." Rozejrzał się James.

 

„Do ceremonii otwarcia i eliminacji zostało jeszcze trochę czasu." Powiedział Rumun, który pierdolnął się na ławeczkę i udawał, że odpoczywa.

 

„Eliminacji?" Zapytał Kubas. „Ale podobno turniej składać się ma z trzech prób."

 

„Tak, ale w tym roku jest w chuj uczestników, przynajmniej tak coś marudzili lordowie. Poza tym do turnieju dopuszczają tylko kilka osób a tylko nas jest czworo. Muszą zrobić jakiś przesiew ochotników." Rumun wytłumaczył po czym poszedł spać, żeby chociaż trochę odpocząć.

 

„To ja opiłuje sobie paznokcie, żeby były ostrzejsze." Gers zaczął ostrzyć tipsy. James podszedł do lustra i przeczesywał ręką włosy.

 

„To ja przygotuje się, żeby dobrze wypaść."

 

„A ja będę udawał, że jestem fajny." Kubas usiadł sobie w rogu, bo nie miał pomysłu jak zabić czas. Tak jak mówił, starał się udawać fajnego, ale oczywiście coś mu nie wychodziło.

 

Minęło około 30 minut. Bohaterowie zaczęli słyszeć coraz większy wrzask widowni.

 

„Chyba się zaczyna." Ogarnął się pułkownik a za nim reszta bohaterów. Właśnie w tej chwili zaczęli do szatni wchodzić inni zawodnicy. Kubas i reszta bacznie się im przyglądali.

 

Pierwszy wlazł koksu, który zamiast twarzy miał znak „?". Był cały czerwony i umięśniony. Chodził w luźnym, pomarańczowym stroju sportowym, takim jaki używa się na siłowni. Trudno było wyczytać coś z jego mordy, bo jej nie miał.

 

Druga osóbka była niewysoka. Była to śliczna dziewczyna o długich jasnoszarych włosach spiętych w kucyk. Ubrana była w różową sukienkę a w pasie miała przewiązany biały płaszcz. Wyglądałaby po prostu na ładną, wesołą dziewczynę, gdyby nie to, że na plecach miała wielkie białe skrzydła a nad głową aureole. Bardziej przypominała aniołka niż człowieka.

 

Trzeci wyglądał jak jakiś dzieciak z adhd w pomarańczowym błyszczącym dresie. Był identyczny jak ninja Naruto a tak właściwie to był on we własnej osobie.

 

Czwarta postać była wysokim, wychudzonym, łysym facetem z brodą i tatuażami. Wyglądał jakby spierdolił z więzienia. Chodził w czarnym podkoszulku. Na plecach miał coś co wyglądało jak bardzo wielkie, białe pióro.

 

Piąta postać była chyba najbardziej dziwna. Był to dziwny robopodobny twór. Wyglądał jak jakiś rycerz tylko miał mechaniczne części oraz pelerynę zrobioną z papieru toaletowego. Ale całą te dziwność przebijało jeszcze coś. Miał on na głowie, całkowicie nie pasującą do reszty maskę spider-mana. Kubas pomyślał, że znajduje się tutaj kilku zjebów i pewnie siebie też miał na myśli. Jednak to ostatni zawodnik a raczej zawodniczka przykuła największą uwagę okularnika.

 

Ostatnia uczestniczka była ubrana na czarno w typowe dla buntowniczej nastolatki ciuchy (na taką mroczną biacz). Miała długie (do pasa) czarne włosy opadające trochę na jej jedno oko, czerwone oczy, piegi oraz kieł wystający z buzi. Oprócz tego na rękach miała duże czarne pazury i trudno było powiedzieć, czy to broń czy część ciała. Jej wzrok spotkał się ze wzrokiem Kubasa a, że ten był pizdą to od razu schylił główkę w dół i spojrzał na buciki.

 

Lamus.

 

Ale już wtedy poczuł, że ta dziewczyna jest zła. Pomyślał, że musi mieć na nią oko zresztą ona też chyba coś miała do Kubasa, bo jopiła się na niego morderczym wzrokiem.

 

Zanim dziesiątka uczestników zdążyła zamienić ze sobą jakiekolwiek słowo, jakiś spiker czy organizator wezwał ich na arenę.

 

Co?

 

Nie ma spikera? I sędziego? I nawet komentatora? I pieniędzy, żeby kogoś zatrudnić? Że ja mam niby komentować?

 

A ja co kurwa pracuje za frajer?

 

No byłem pewien, że będę mieć chwilę przerwy, ale jak zawsze się zdziwiłem. Eh...

 

...jedziemy dalej.

 

Wszyscy zawodnicy odważnym krokiem ruszyli ku arenie.

 

***

 

Od szatni do wyjścia na arenę było tylko kilka kroków. Obok wejścia stało kilka ławeczek, pewnie dla uczestników, którzy akurat nie biorą udziału w turnieju. Jednak to olbrzymie rozmiary Koloseum najbardziej zdziwiły Kubasa i resztę oraz zapełnione po brzegi miejsca na widowni. Wszyscy kibice darli japę i dmuchali w wuwuzele. Rumun pokazał Kubasowi, w którym miejscu siedzą jego koledzy, Ździraja oraz Turksi z Maxem na czele. Razem z nimi siedział też wafel lordów – Kupizzz, który miał na szyi naszyjnik z okiem. Było to oko lorda P.Tera dzięki czemu lordowie też będą mogli oglądać turniej na ekranie swojego zajebistego telewizora i to w 4k.

 

Wszystkich zdziwił też kształt „stadionu", który przypominał miskę.

 

„A więc dlatego ten wymiar nazywa się czara. Ale dlaczego czara ognia?" Zastanawiał się Kubas, ale nikt go nie oświecił. Przynajmniej w tym temacie, bo ktoś nawiązał do jego pytania. Była to dziewczyna ze skrzydłami i aureolą.

 

„Właściwie to pół-wymiar a nie wymiar." Poprawiła Kubasa z roześmianą buzią.

 

„A czym się to różni?" Zainteresował się James jednocześnie machając ładnym laskom na trybunach.

 

„Pół-wymiary są malutkie. Założę się, że ta arena oraz jej obrzeża to jedyne miejsca w tym świecie. Dlatego wykorzystują to miejsce na turniej." Wyjaśniła, ale Kubas miał już inne pytania.

 

„A właściwie kto organizuje turniej Trójmagiczny?" Tym razem odpowiedział łysy z tatuażami wskazując na kamery i drony które latały wokół areny.

 

„To inicjatywa między-wymiarowa. Bogate wymiary, które mają za dużo pieniędzy i czasu, organizują ten turniej by mieć co oglądać w telewizji i Internecie."

 

„Czyli jestem w TV? Zajebiście." Ucieszył się James robiąc „cool" miny do kamery.

 

Dobra słuchajcie, skoro mam komentować turniej i sędziować to zamknijcie ryj i słuchajcie co mam do powiedzenia.

 

Powiedział narrator uczestnikom tzn. ja.

 

Dostałem na kartce wytyczne jak turniej ma przebiegać więc teraz je przeczytam. Tak jak już wcześniej czytelnicy przeczytali, turniej składa się z trzech etapów. Są to próby kolejno: wiatru, wody i ziemi.

 

„A dlaczego nie ma próby ognia?" Zapytał zawiedziony James.

 

Była w pierwszej edycji. Wtedy był to Turniej Quatromagiczny. Polegała na tym, żeby wskoczyć do ognia i przez to wszyscy uczestnicy zginęli. Dodatkowo cały stadiom się podpalił i były ofiary wśród publiczności. Dlatego ją wycofali.

 

„To, dlatego to miejsce nazywa się Czara Ognia!" Wydedukował Kubas, ale wszyscy go olali.

 

Do turnieju dopuszczamy tylko kilku zawodników więc trzeba będzie parę osób wyeliminować. Tak jak wspominał wcześniej Rumun, odbędą się eliminacje. Jest was dziesięcioro więc zrobimy walki 1 na 1 i zostanie pięciu zwycięzców. Ta piątka przystąpi do faktycznego turnieju.

 

Następnie piątka będzie musiała przejść trzy, wcześniej wspomniane próby. Ostatnia z nich będzie wyścigiem po nagrodę, czyli Lampę Dżina, który spełni jedno życzenie zwycięzcy.

 

Mam nadzieje, że wszystko jasne. Zaraz wylosujemy kto z kim się napierdala. Na razie won do ławek.

 

Bohaterowie posadzili dupy na ławkach przy wejściu do szatni. Ja zacząłem robić wyliczankę ene due like fake i jakoś mi wyszło tak, że w pierwszej walce zmierzą się Kubas i Naruto.

 

„Już kurwo nie żyjesz." Pogroził Kubas blondynowi po czym oboje wyszli na środek areny.

 

***

 

Kubasowi obiło się o uszy, ze jego przeciwnik to ninja. Bał się, że użyje jakiś technik i zaatakuje go z zaskoczenia albo zniknie i poderżnie mu gardło, ale kiedy chłopak zaczął drzeć japę na cały głos i biec prosto na niego ze sztyletem w dodatku w odblaskowym, szeleszczącym, pomarańczowym dresie to Kubas uznał, że chyba nazywają go ninja dla beki.

 

„Kubaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaas!" Darł japę Naruto, gdy biegł do naszego bohatera. W tym samym czasie Kubas aktywował swoją moc i zebrał ją w głowie.

 

„Zamknij japę!" I gdy ninja był już blisko, Kubas zajebał mu z główki prosto w mordę, rozpierdalając mu buzie jak kwaśne jabłko. Trudno powiedzieć czy to co leżało koło rozjebanego chłopaka to był jego nos, oko czy kawałek mózgu. My natomiast wiemy kto wygrał walkę. „Prościzna." Kubas zwycięskim krokiem powrócił na swoje miejsce a ekipa posprzątała to znaczy wyniosła ciało blondyna.

 

***

 

Cóż, może następna walka będzie bardziej ekscytująca. Na arenę wyszedł Gers oraz wesoła dziewczyna, ze skrzydłami która według moich informacji nazywała się Trini.

 

„Wybacz panienko, ale mam zamiar wygrać ten turniej." Gers przygotował swoje ostre paznokcie.

 

„Wybacz brzydalu, ale ja też." Trini otworzyła szeroko usta i krzyknęła. „Alfa Flasher!" Po czym prawie z jej buzi wystrzelił potężny złoty promień prosto w Gersa. „Wybacz, że używam mojej najlepszej techniki, ale nie mam czasu na takich knypków jak ty."

 

„O kuźwa." Powiedzieli prawie jednocześnie Kubas i James, gdy zobaczyli próbkę mocy dziewczyny. Trini miałaby zwycięstwo w kieszeni, gdyby nie to, że Gers przemienił się w Gersołaka (czyli wilkołaka) i uniknął promienia.

 

Ledwo.

 

„O rzesz ty!" Powiedział przerażony Gersołak. „Gdybym się nie transformował, nie zdążył bym uniknąć i było by po mnie. Niezła jesteś."

 

„Czyli mój atak z zaskoczenia nie poskutkował. Szkoda."

 

„Widzę, że muszę te walkę potraktować poważnie." Uspokoił się Gersołak. „W takim razie pokaże efekty swojego treningu. Opanowałem drugą przemianę!" Gers zaczął przemieniać się ponownie w zwierzaka, ale teraz jakiegoś innego. Wyglądał jak humanoidalny szczur ubrany jak muszkieter. Miał nawet rapier w ręku. „Jam jest Dzielny Desper..."

 

„Alfa Flasher!"

 

SRUUU

 

Tym razem promień trafił prosto w cel i wyjebał go w pizdu gdzieś w ścianę. Gers już skończył a nawet nie zaczął.

 

Znamy zwycięzcę drugiego pojedynku. Trini pomachała publiczności po czym biegła zadowolona do Kubasa i reszty.

 

„I co? Szczena opadła?" Dumnie zapytała.

 

„Mi to opadło co najwyżej dwa złote na ziemie." Kubas udawał, że nie był pod wrażeniem. „Kim ty właściwie jesteś?"

 

„Trini. Pochodzę z innego wymiaru. Ty jesteś Kubas prawda? Słyszałam o tobie chociaż nie powiem, że dobre rzeczy." Okularnik nie wiedział, czy się cieszyć czy przejmować.

 

Zanim dokończyli rozmowę, narrator (ja) ogłosił kolejną parę do walki.

 

***

 

Tym razem na arenę wyszli dwaj najdziwniejsi zawodnicy. Czerwony siłacz ze znakiem zapytania na ryju o czerwonej skórze oraz dziwny robot z płaszczem ze srajtaśmy i maską spider-mana. Ten pierwszy został wywołany jako BoB a drugi jako Leta.

 

„Jako dumny wojownik z wymiaru Bionicli, liczę na uczciwy pojedynek. Wierzę, że wygranie tego turnieju udowodni wszystkim, iż jestem godzien tytułu Toa i dołączenia do ich elitarnej jednostki." Zaczął opowiadać historie życia robot w masce spider-mana.

 

„A czemu do tej pory nie chcieli cię dołączyć do elitarnych Toa?" Zapytał czerwony, mimo że nie miał ust.

 

„Też tego nie rozumiem. Ich lider Toa Stahu mówił, że będę robił im siarę."

 

„Jesteś Leta tak? W takim razie się nie dziwie, bo wtedy byś został Toa Leta – Toaleta."

 

„O kurwa! To prawda! To dlatego dali mi pelerynę ze srajtaśmy i mówili, że mi pasuje!" Wkurzył się robot. „W takim razie wygram lampę i zażądam zmiany imienia!"

 

„Jak tam sobie chcesz. A czemu masz maskę Spider-mana?"

 

„W moim wymiarze każdy musi mieć jakąś maskę. Ja swoją zgubiłem wiec zajebałem jakiegoś ziomka, który łaził po dachach i pożyczyłem od niego tę."

 

„Dobra zacznijmy walczyć, bo chyba nie zniosę więcej informacji na twój temat." Podłamał się BoB i podniósł ręce tworząc gardę. Leta nie czekał na zaproszenie tylko rzucił się na przeciwnika w międzyczasie wyjmując coś co przypominało lancę. Gdy był już blisko, zaatakował bronią BoBa, trafiając go w tors. Jego przeciwnik jednak nie cofnął się nawet o krok tylko wziął zamach i wycelował w maskę Lety.

 

JEB

 

Cios był tak mocny, że Leta stracił maskę razem z głową.

 

„Ten Bob jest całkiem niezły." Powiedział Kubas. „Ale czemu nic mu się nie stało, gdy oberwał z lancy?"

 

„To przez Skamienirdzę." Wyjaśnił Bob wracając do reszty zawodników. „Moja skóra absorbuje 10 procent obrażeń." Pokazał miejsce, w którym został zraniony i była tam tylko lekka rana. „Na szczęście ten robot był dość słaby."

 

***

 

Kolejna walka

 

Pułkownik James kontra łysol z tatuażami i brodą, którego zwali Lucas. Przed walką, łysy wyjął coś co wyglądało jak wielkie białe pióro. Trzymał je niczym miecz.

 

„Skądś go kojarzę." Powiedział Rumun, gdy zawodnicy, wychodzili na środek areny.

 

„Miejmy to z głowy." James wystawił prawą dłoń, na której miał czerwoną bliznę po runie ognia. „Fire Ball!" Wraz z krzyknięciem z jego ręki wydobyła się kula ognia. Zanim jednak doleciała do celu, Lucas zamachnął się swoim piórem. Zamach spowodował podmuch powietrza, który rozbił kulę ognia niczym niewidzialna ściana. „Co!?" Nie krył zdziwienia jeszcze przed chwilą pewny siebie James.

 

„To paopei pióroszabla!" Krzyknął Rumun. „Teraz pamiętam. To jest Lucas z grupy Gogoshi!" Kubas odwrócił się do wafla lordów.

 

„A dokładniej?"

 

„To grupa między wymiarowych najemników. Kiedyś lordowie skorzystali nawet z ich pomocy. Ta broń, którą trzyma to podarowane im paopei." Kubas starał się nadążyć.

 

„Paopei?" Rumun podrapał się po głowie i odpowiedział.

 

„No tak, mogłeś o tym nie słyszeć. Paopei to artefakty tworzone przez lorda Ski-O za pomocą runy kreacji. To jeden z nich." Rumun i Kubas spojrzeli na Jamesa, który słyszał ich rozmowę.

 

„Nie ważne kim jest i jaką ma zabawkę. Zaraz będzie po nim." Ponownie pułkownik wycelował dłonią. „Flare Arrow!" Tym razem wystrzelił kilka mniejszych pocisków ognia jednak łysol bez problemu ich uniknął.

 

„Nie mogłem się powstrzymać, gdy usłyszałem, jaka nagroda jest do wygrania." Zdradził Lucas, który zaczął biec w stronę oponenta. „Ale czas zacząć atakować, nie tylko się bronić." James wysłał kolejne pociski ognia, które łysy unikał poza jednym, który otarł się o jego biodro.

 

„Nie jesteś aż tak szybki. Fire Ball!" James postanowił jeszcze raz zaatakować kulą ognia, gdy przeciwnik nie był jeszcze bardzo blisko. Niestety historia powtórzyła się. Została zmieciona za pomocą wiatru.

 

Lucas zbliżył się do Jamesa i zamachnął się piórem jakby ciął mieczem. Tym razem to pułkownik uniknął, ale oprócz cięcia, z paopei wydostał się potężny podmuch, który odrzucił Jamesa do tyłu w ścianę.

 

Na pewno poczuł ból w plecach.

 

„Orz ty w mordę kopany." Ogarnął się James, masując zraniony bark. „Nawet jak uniknę, podmuch mnie odrzuci."

 

„Dokładnie tak." Lucas powoli zaczął kroczyć do żołnierza. James znowu był na dystans więc wystawił rękę do ataku. Zaczął jednak rozmyślać, czy to, aby na pewno dobry pomysł. Jego kula ognia zostanie rozwiana a pociski uniknięte. Marnotrawco Worywoku.

 

„Pułkowniku!" Krzyknął od niechcenia Rumun. „Używanie paopei przez zwykłego śmiertelnika jest cholernie męczące i obciążające organizm!" Zdradził słaby punkt artefaktów.

 

„Zamknij japę!" Krzyknął Lucas do Rumuna grożąc mu pięścią. Musiał jednak ponownie użyć pióroszable by rozwalić kolejnego Fire Balla Jamesa, gdy ten wystrzelił go po słowach Rumuna.

 

James przyjrzał się, że faktycznie Lucas ledwo dyszy.

 

„To dlatego powoli kroczy w moją stronę zamiast biec. I to, dlatego używał broni tylko na kule ognia a nie na pociski. Wiedząc to, nie przegram." James odzyskał morale.

 

„Skoro tyle wiesz, to muszę to zakończyć następnym atakiem." Wytatuowany brodacz zamachnął się piórem, będąc jeszcze daleko od celu. Posłał podmuch powietrza, który zamiast wbić Jamesa w ścianę, zawrócił i popchnął go w swoją stronę. „Szabla pozwala na pchnięcie jak i przyciąganie za pomocą podmuchów chociaż taki trick kosztował mnie resztę energii. To koniec!" Pułkownik pchany przez wiatr, zbliżał się do Lucasa, który brał już zamach swoją bronią niczym pałkarz w baseballu swoim kijem. Gdy już miał zaatakować, James użył swojej sekretnej techniki.

 

„Shit, miałem to zostawić na finał, ale chuj." Podniósł dłoń z blizną, wokół której spowił się ogień, tworząc małe ostrze. „Fire Knifes!" James padł na ziemie dzięki czemu uniknął cięcia piórem po czym szybko wstał i przebił ognistym sztyletem przeciwnika zakończając walkę.

 

***

 

„Rozumiem, że zaniemówiliście po moim zajebistym ataku, ale może wydusicie z siebie jakieś słowa podziwu." James wrócił do pozostałych zawodników.

 

„Mam chujowy wzrok, nie wiedziałem co tam się odpierdoliło." Niechciał przyznać Kubas, że pułkownik zaskoczył go taką techniką.

 

„Gnój." Irytacje Jamesa przerwał Rumun.

 

„A więc ja będę walczył z tą satanistką? Cudownie..." Załamał się Rumun wychodząc na arenę. Tuż za nim szła wspominania mroczna dziewczyna, która wywoływała u Kubasa dyskomfort.

 

Zaraz będziemy świadkiem ostatniej już walki eliminacyjnej turnieju.

 

„Jesteś gotów na śmierć?" Zapytała dziewczyna ostrząc swoje czarne pazury.

 

„Nie bo muszę jeszcze dywany wytrzepać, jak wrócę inaczej lordowie będą mnie torturować." Rumun chwycił mocniej szczotkę do sprzątania, którą używał jako broń. „Nie podoba mi się, że mnie nie doceniasz. Może wyglądam jak zjeb, ale nie jestem taki słaby."

 

Rusto (bo tak miała na imię dziewczyna) chwilę się zastanowiła po czym odpowiedziała.

 

„Masz rację. Wyglądasz jak zjeb." Po tych słowach rzuciła się na Rumuna i zaatakowała pazurami. Te, mimo że ostre, zostały zablokowane przez szczotkę.

 

„Mówiłem." Rumun w końcu zaczął traktować walkę na poważnie, bo odepchnął Rusto i chciał ją uderzyć szczotką. Tym razem to jednak pazury zablokowały atak. Pojedynek rozstrzygnie więc szybkość i umiejętność walki w zwarciu.

 

Rozpoczęła się wymiana i blokowanie ciosów. Trybuny jak i reszta zawodników zamilkła i skupiła się na walce. Nikt z nas nie spodziewał się, że będzie aż tak zacięta.

 

„Rumun, mimo że nie wygląda to nie jest taką pizdeczką." Stwierdził Kubas. „Już kilka razy walczyłem u jego boku."

 

„No tak, ale ta laska wyglądająca na biacz, też daje radę." Wpatrywał się pułkownik, który odpoczywał po swojej walce.

 

„A więc pytanie, które z nich się szybciej zmęczy." Wyjaśnił BoB.

 

„Oby nie ta dziewczyna. Wystarczy nam jedna heroina w powieści." Dodała Trini.

 

Rumun i Rusto oddalili się na dystans już dość zmęczeni.

 

„Kurczę myślałem, że to będzie łatwiejsze." Powiedział pod nosem Rumun.

 

„Ja pierdole, żeby taki byle wafel lordów sprawiał takie problemy." Rusto również coś marudziła po cichu. „Nie ma rady. Nie odpadnę tutaj."

 

I w jednej chwili Rusto po prostu zniknęła. Rumun nie krył zdziwienia.

 

„Co jest kurwa!?" Rozejrzał się. Pomyślał, że może tak przyspieszyła, że zniknęła mu z oczu, ale nigdzie jej nie było. Zanim zdołał pomyśleć co właściwie się wydarzyło, na jego ciele zaczęły pojawiać się rany cięte i to dość głębokie. „Aghhh!" Krzyknął. Próbował bronić się szczotką, ale rany pojawiały się z różnych stron. „Jest niewidzialna!" Chciał krzyknąć, ale stracił przytomność i padł na ryj.

 

Natomiast jego przeciwniczka pojawiła się tuż nad jego ciałem przebierając łapczywie pazurami. Na pożegnanie napluła na Rumuna po czym wróciła do reszty zawodników.

 

Rumun przegrał.

 

„O ty mała..." Kubas wkurzył się na Rusto, bo to on chciał dać w ryj Rumunowi. Nie zaczął jednak z nią zwady, bo został powstrzymany przez pułkownika.

 

„Zostaw ją. Może będziesz mógł się z nią zmierzyć podczas turnieju." Po tych słowach Kubas trochę się uspokoił. „O ile wcześniej cię nie rozwalę."

 

Zanim zawodnicy rzucili się sobie do gardeł, wkroczyłem ja (czyli narrator) i rzekłem.

 

Dziękujemy za przybycie. Eliminacje wykazały kto zostanie uczestnikiem turnieju. W tym roku będzie ich pięcioro.

 

Kubas, pułkownik James, Trini, BoB oraz Rusto.

 

30 minut przerwy.

 

I zaczynamy próbę wiatru.

 

=================================================================

Próba Wiatru

=================================================================

Kiedy zawodnicy odpierdalali eliminacje, lordowie opierdalali się na kanapie w swoim pałacu, oglądając turniej za pomocą drugiego oka lorda P.Tera. Cały poprzedni rozdział skomentował lord Tom'Ash.

 

„Kurwa, ale z tego Rumuna debil."

 

Wraz z końcem eliminacji pojawiła się u nich Wróżka Wali Gruszka.

 

„Znalazłam te osobę, o którą mnie poprosiliście. Była w wymiarze turniejowym - Czarze Ognia, tak jak napisała w liście." Zaraportowała.

 

„Dalej chce się spotkać?" Zapytał lord Ski-O.

 

„Tak."

 

„To dawaj ją." Powiedział lord P.Ter, gdy cała trójka ogarnęła się by wyglądać majestatycznie i w ogóle fajnie. WWG zaś zniknęła tylko po to by po chwili pojawić się z inną osobą.

 

Była to piękna kobieta o długich blond włosach, ubrana w białą koszulę. Z pleców wyrastały jej białe skrzydła niczym u anioła a nad głową unosiła się aureola (zupełnie jak u zawodniczki Trini).

 

„Witajcie trzej wielcy lordowie. Wasza sława was wyprzedza." Pokłoniła się, wychwalając gospodarzy. Ci, jako że lubili jak ktoś im się podlizuje od razu zaakceptowali gościa.

 

„Witaj. Otrzymaliśmy Twój list. Ty jesteś Anielica Żywica tak?"

 

„Zgadza się. Jestem siostrą Diablicy Martwicy." Lordowie spojrzeli się po sobie. Trudno było im ukryć zdziwienie, ale jakoś się udało.

 

„No tak. Mogliśmy domyśleć się po nazwie. Napisałaś w liście, że prosisz o spotkanie w sprawie Diablicy Martwicy."

 

„Dokładnie tak. A dokładnie w sprawie pokonania jej raz na dobre." Poważnie stwierdziła Anielica.

 

„A więc mamy wspólny cel."

 

„Tak. My, wy i Kubas, zgadza się? To wasz podopieczny?" Lordowie udawali, że nie. „Rozumiem was, też bym normalnie udawała, że nie znam kogoś o takim wyglądzie, ale pytam poważnie."

 

„No niech będzie, że go znamy. Reprezentuje nas na turnieju. Naszym głównym celem jest zdobycie lampy i wykorzystać życzenie by zniszczyć Diablicę Martwicę."

 

„Tak jak zakładałam. Wy oraz rasa czyśćca, czyli my, mamy ten sam cel. Naszą reprezentantką jest Trini – wybranka naszego świata."

 

„Wybranka?" Zapytał lord Tom'Ash. „Mówisz poważnie?"

 

„Tak."

 

„Poważna sprawa. Czego od nas oczekujesz?"

 

„Współpracy chociaż może powinnam powiedzieć sojuszu." Uśmiechnęła się blondyna. „Deklarujemy przyjaźń naszej rasy w zamian za przyjaźń ziemi."

 

„Cóż, chyba nie mamy powodu odmawiać. Wiemy, że wasza rasa jest pokojowa i służy dobru. Możecie nas uważać jako sojuszników." Zadecydowali lordowie.

 

„To cudowna wiadomość!" Ucieszyła się Anielica. „Trini również bardzo się ucieszy."

 

„Widzieliśmy co pokazała na turnieju. Ma młoda talent."

 

„Kubas również. Mimo, że ma taki krzywy ryj." Oceniła głównego bohatera.

 

„No bo w ostatniej chwili zatrudniliśmy dla niego nauczyciela." Zdradził lord P.Ter. „Gdybyś czytała poprzednie części to nie byłabyś tak zadowolona."

 

„Rozumiem. A czy on jest..." Anielicy przerwał lord P.Ter.

 

„Nie odpowiemy na to pytanie by nie spoilerować czytelnikom."

 

„Aha. Zapomniałam, że teraz też występuje w opowiadaniu, sorki."

 

„Zobaczymy co nam pokaże w pierwszej części turnieju. Zaczyna się." Lord Tom'Ash spojrzał na wielki telewizor a reszta obecnych chwilę po nim.

 

***

 

Między eliminacjami a pierwszą próbą była chwila przerwy więc zawodnicy udali się do szatni. Nigdzie nie było jednak widzieć Rusto (może znowu sobie zniknęła).

 

„Ty Kubas jesteś od trzech wielkich lordów prawda?" Zaskoczyła naszego bohatera pytaniem Trini.

 

„Tak a skąd wiesz? Jestem aż taki sławny?"

 

„Moja opiekunka Anielica Żywica wyruszyła do nich na spotkanie."

 

„A po chuj?" Zapytał okularnik.

 

„Żeby się z nimi dogadać i razem posłać do piachu Diablice Martwicę." Kubasa uradowała taka odpowiedź.

 

„Widzę, że nie tylko mi zaszła za skórę." Ucieszył się Kubas, że zdobył koleżankę. „A ty co pułkowniku taki milczący? Zesrałeś się?" James siedział niedaleko ich na ławce, odpoczywając po walce.

 

„Chce być w formie a w przeciwieństwie do ciebie ja straciłem Worywoku podczas walki więc się odpierdol." Odpowiedział.

 

„No w każdym razie, pułkownik i jego ziomale, czyli Turksi też, chcą zajebać Diablicę. Straciliśmy Gersa i Rumuna, ale z tobą Trini, i tak jest nas trójka." Na szczęście Kubas potrafił liczyć na niskich cyfrach.

 

„No. Chyba, że ty BoB też chcesz ją zajebać." Odwróciła się Trini do czerwonego wojownika.

 

„Ja nawet jej nie znam, ale z tego co słyszę to niezła z niej szmata, skoro ma tylu wrogów." BoB podrapał się po łysej głowie. „Ja też pragnę lampy, żeby kogoś rozwalić, ale nie żadną Diablicę."

 

„Cóż. W takim razie niech wygra lepszy." Rzucił wyzwanie Kubas, który był w swoim żywiole.

 

„Niech wygra." Odpowiedział BoB. „Chociaż nie spodziewałbym się uczciwiej walki po tej mrocznej lasce."

 

„Czuje od niej zło." Powiedziała Trini. „Ciekawe skąd się wzięła."

 

„Nie wiem, ale chętnie bym ją sprowadził do parteru." Walną tekstem z Internetu Kubas.

 

Zanim zdążył bardziej udawać, że jest fajny, bohaterowie musieli powrócić na arenę.

 

Zaczęła się bowiem pierwsza próba.

 

***

 

Niebyło ich tylko 30 minut a środek areny przeszedł niezłą przemianę. Teraz nie było tutaj płaskiej powierzchni a kamienie, stalagmity i pagórki. Publiczność była już na swoich miejscach obkupiona w popcorn i coca-colę. Włodek i reszta machali do Kubasa, ale ten był zbyt ślepy, żeby to dostrzec. Nie był jednak teraz myślami przy swoich kolegach. Interesowało go tylko pierwsze zadanie. Nie tylko chciał wygrać nagrodę, ale również pokazać wszystkim co potrafi a przede wszystkim chyba samemu sobie, że nie jest takim frajerem na jakiego wygląda.

 

Obok bohaterów, tajemniczo pojawiła się Rusto. Wszyscy zawodnicy byli więc obecni.

 

Zaczynamy.

 

Wyjaśnię najpierw na czym polega Próba Wiatru.

 

Jest to pierwsza z trzech prób Turnieju Trójmagicznego. Żeby ją przejść będziecie musieli pokazać, że potraficie się pojedynkować lub główkować. Każde z was bowiem zmierzy się ze smokiem.

 

„Smokiem? Heh, ja już walczyłem z jednym." Popisał się Kubas, który już faktycznie z takim walczył (tylko nie wspomniał, że tamten był chory na downa i pomagał mu Gers).

 

Jednak nie walka jest tutaj najważniejsza a Smocza Kula, którą musicie zdobyć. Każda pilnowana jest przez innego smoka. Taka kula jest potrzebna do drugiego zadania więc, jeżeli przegracie to albo skończycie w brzuchu smoka albo odpadacie z turnieju. Wszystko jasne?

 

„Tak." Odpowiedzieli zawodnicy.

 

W takim razie wylosujemy zaraz pierwszego zawodnika oraz pierwszego smoka.

 

I oczywiście padło na Kubasa.

 

Ten ucieszony wbiegł między kamienne bloki.

 

„Zajebiście! Z kim walczę?" Rozglądał się za smokiem i długo nie musiał na niego czekać. Prawie na głowę zwaliło mu się wielkie bydlę ziejące ogniem. Gdyby nie to, że szybko schował się za kamieniem, Kubas (ponownie już w tej części) zamieniłby się w grzankę.

 

„Ale wielki!" Krzyknął BoB, ale wszyscy byli pod wrażeniem. Przed ich oczami mieli bowiem Rogogona Węgielskiego!

 

„Rogogon Węgielski?" Dopytywał się znowu Kubas, gdy wydostawał się z pod gruzów by stanąć twarzą w twarz ze smokiem.

 

Zgadza się. To smok, który żywi się wyłącznie węglem (Słyszałem plotki, że występują w Polsce na Śląsku) dlatego nie ma sobie równych w zianiu ogniem. A oprócz tego osiąga olbrzymie rozmiary.

 

„Jest tak duży jak blok, w którym mieszkam z Włodziem." Skomentował Kubas podnosząc gardę. „Z racji, że nie ma szansy, iż wypatrzę gdzieś te jajo czy tam kulę, skupię się najpierw na pokonaniu tego smoczysyna."

 

„Nie masz szans Kubas! Tylko ktoś taki jak ja obróciłby jego ogień przeciwko niemu!" Wykrzyczał James, sam nie wiedział dlaczego.

 

„To się jeszcze okaże." Kubas rozpędził się na smoka a ten wypuścił kolejny podmuch ognia. Nasz bohater miał o tyle szczęścia, że niedaleko od niego była dziura, do której mógł wskoczyć by uniknąć płomieni. Tak też zrobił. Co więcej zapewniło mu to bezpieczną drogę pod brzuch smoka. Po drodze Kubas ładował Worywoku wokół głowy.

 

„Hammer Head!" Krzyknął i jednocześnie podskoczył, atakując głową w spód smoka. Cały atak był na tyle potężny, że oderwał bydlaka od ziemi. Smok zawył z bólu.

 

WRAAAAAAAGH

 

Wszyscy zawodnicy wpadli w osłupienie a publiczność zaczęła bić brawa. Być może za wcześnie, bo nie był to koniec walki. Smok co prawda oberwał, ale machnął skrzydłami i pozostał w powietrzu wyszukując wzrokiem robaka jakim jest Kubas.

 

Szybko go dostrzegł, zatoczył koło w powietrzu i poszybował prosto na niego przymierzając się by zaatakować łapą i wielkimi pazurami.

 

„Zgniecie go!" Zawołał przestraszony Włodek.

 

I tak też się stało. Smok z całej siły zaatakował Kubasa a po ciosie pozostał jedynie gruz i pył.

 

„Przypatrz się." Powiedział Ździraja, który siedział obok Włodka na trybunach. Włodek poczekał aż opadnie pył i dostrzegł Kubasa – całego i zdrowego.

 

Okazało się bowiem, że ten najnormalniej w świecie złapał za pazur zanim go zmiażdżył zatrzymując całego Rogogona w miejscu.

 

„Jakim cudem?" Zastanawiali się koledzy Kubasa. Nikt bowiem normalny nie zatrzymałby takiego wielkiego skurczybyka, chyba że Mariusz Pudzianowski.

 

„Hehe." Podrapał się po nosie Ździraja. „To są właśnie efekty naszego treningu." Zaczął się popisywać. „Kubas miał w sobie naprawdę dużo Worywoku, lordowie mieli rację. Problem w tym, że nie potrafił go używać. Miał duży problem, żeby rozprowadzać energie po ciele więc na tym skupiliśmy się podczas treningu. Teraz Kubas błyskawicznie potrafi rozmieszać Worywoku czy to do rąk czy nóg dzięki czemu zwiększa się jego siła i moc."

 

„Najwyższy czas, to piąta część." Zauważył Konrad żydek.

 

Wróćmy jednak do walki.

 

Nie tylko wszyscy wokół byli zdziwieniu nowymi umiejętnościami Kubasa. Również sam smok zastanawiał się czemu jego obiad się stawia. Okularnik zaparł się, użył całej siły i mnóstwo Worywoku by podnieść olbrzymiego smoka i przerzucić go na plecy.

 

JEB

 

Rogogon Węgielski wylądował na łopatkach, łamiąc pod sobą kamienie i kloce. Gdy ten kołatał się i próbował podnieść na plecy, Kubas postanowił nie tracić czasu. Wyskoczył wysoko w górę i naładował Worywoku wokół głowy.

 

„Hammer Head!" Krzyknął zlatując na dół wprost na ryj smokeła.

 

„Może i potrafi przenosić energie, ale ciągle atakuje z główki." Zauważył Konrad. Ździraja chwile się zastanowił.

 

„Taa... też tego nie kumam. Zamiast mieć jakąś fajną technikę jebnięcia z pięści czy coś to on napieprza z główki. Powiedział mi, że już się przyzwyczaił, jego sprawa."

 

Kubas zaatakował swoją głową w smoka, rozwalając mu pysk. Bestia nie zdążyła nawet zawyć z bólu, bo straciła przytomność. Kubas wylądował obok, zmęczony, bardziej niż się spodziewał.

 

„Wyszło super, ale... chyba trochę przesadziłem." Opadł na kolana.

 

Tłum zaczął wiwatować co bardzo spodobało się Kubasowi. Zazwyczaj go wyśmiewano. Usłyszał dziewczęcy głos, który przebił się przez wrzaski tłumu.

 

„Kubas! Zdobądź smoczą kulę!" Krzyczała Trini o czymś o czym już zdążył zapomnieć nasz bohater. Ledwo trzymał się na nogach, ale zaczął rozglądać się wokół. Przetarł okulary z pyłu i szybko udało mu się dotrzeć pomarańczową, błyszczącą kulę, wielkości piłki tenisowej. Podniósł ją i zobaczył na niej cztery czerwone gwiazdki. Miał tylko nadzieje, że to nie prawdziwe smocze jajca.

 

Ruszył w stronę szatni, gdzie osunął się o ścianę. Złapał go BoB zanim zdążył mu pogratulować walki. Zmęczony, ale wygrany Kubas tracił przytomność z uśmiechem na ustach i kupą w majtkach.

 

„No nieźle, nieźle." Pochwaliła go Trini. „Już nie mogę się doczekać swojej walki!"

 

„Po tym co zobaczyłem, też chce już napierdalać na arenie." Przyznał się BoB, który położył Kubasa na ziemi.

 

„Co to miało być!?" Wykrzyczał James, ale jedynie w myślach. „Co to za moc!? Przecież kiedy z nim walczyłem, to Kubas był słabeuszem! A teraz?" Pułkownik na poważnie się przejął. „Teraz gdybyśmy stanęli twarzą w twarz dostałbym wpierdol bez dwóch zdań." Spojrzał na naszego bohatera James. „Niech cię szlag."

 

Pierwszy zawodnik przeszedł próbę i zdobył Smoczą Kulę. W związku z tym kwalifikuje się do dalszej części turnieju. Czas na następnych zawodników.

 

***

 

Reszta walk nie była aż tak ekscytująca. Kto by pomyślał, że to właśnie Kubas stanie się gwiazdą pierwszej części turnieju.

 

Rusto trafiła na wielkiego smoka imieniem Smaug, którą jedyną słabością było to, że wpadał w panikę jak jego ofiara stawała się niewidzialna (podobno miał kiedyś styczność z kimś takim) więc miał pecha, że to akurat był jej atut. Szybko pokonała bestie i zdobyła smoczą kulę.

 

BoB musiał zmierzyć się z smokiem zwanym Nocną Furią, który znacznie przewyższał go szybkością. Jednak jeden cios BoBa w ryj smoka, wyeliminował go z gry. Przez to, że wybił mu zęby, publiczność zaczęła krzyczeć na furię – szczerbatek albo Karolak – nie pamiętam dokładnie.

 

Trini nie musiała dużo się męczyć podczas walki, ponieważ trafiła na Godzillę, która w ramach protestu, że nie jest smokiem odmówiła walki i oddała kulę po dobroci.

 

Ale jeżeli myśleliście, że to była najłatwiejsza walka to nie widzieliście tej pułkownika Jamesa, którego przeciwnikiem okazał się przyjazny smok Tabaluga. Pułkownik nie miał humoru do rozmów ani w ogóle nie miał humoru do niczego więc naprędce sfajczył przeciwnika.

 

Wszyscy bohaterowie zdobyli Smocze Kule i dostali się do drugiego etapu.

 

***

 

Kubas nie miał okazji oglądać walk innych zawodników, bo jako jedyny zemdlał z wycieczenia. Obudził się dopiero wieczorem w jakimś obcym dla niego pokoju.

 

„Śniło mi się, że mam prawdziwych przyjaciół." Powiedział, gdy przecierał oczy.

 

„Dzięki kurwa." Usłyszał głos jednego ze swoich ziomali a dokładniej żydka Konrada. Obok stali też Włodek, Derek oraz Oluś.

 

Paczka znowu w komplecie.

 

„Ło panie, co się stało?" Kubas powoli zmienił pozycję by siedzieć. Czuł się wypoczęty i już nic go nie bolało. „Co z turniejem?"

 

„Przelazłeś dalej Kubas." Włodek szczęśliwy, śmierdzący i dumny z przyjaciela pokazał mu pomarańczową Smoczą Kulę.

 

„No przyznaje, że jesteś mocny!" Teraz to Wietnamczyk go pochwalił a Oluś i Konrad potwierdzili jego słowa machając głową.

 

„Zemdlałeś po swojej walce." Dodał ten ostatni.

 

„Rozumiem. A jak poszło innym? Pułkownik dostał wpierdol?"

 

„Chciałbyś." Odezwał się Oluś. „Wszyscy przeszli dalej."

 

„Nawet ta mroczna biacz?"

 

„Ta."

 

„A tak w ogóle to, gdzie ja jestem? Za elegancko tutaj, żebyście to wy mi opłacili taką metę."

 

„Jesteś w naszych kwaterach." Kubas usłyszał kobiecy głos, który należał do osoby wchodzącej właśnie do pokoju. Była to blondynka ubrana w białą koszulę o anielskich skrzydłach i aureoli nad głową. „Witaj Kubas. Jestem Anielica Żywica i uleczyłam cię, gdy byłeś nieprzytomny."

 

„Dziena. Trini... dobrze pamiętam jej imię? Też miała skrzydełka i kółko nad głową."

 

„Tak pochodzimy z tej samej rasy a ja jestem jej opiekunką. Jeżeli doszedłeś już do siebie, może dołączyć do nas w salonie?"

 

Kubas nie widział powodu, żeby odmówić. Wstał, poprawił gacie, podrapał się po pośladku i razem z kolegami wyszli z pokoju do mocno oświetlonego saloniku. Tam przy stole siedziała Trini, zawodnik BoB oraz jakiś brunet z za dużą błękitną bluzą z kapturem i za dużymi spodniami, które zlatywały mu z tyłka. Widać, że wychlał już z kilka browarków.

 

Na stole znajdowało się mnóstwo dobrego jedzenia i co najlepsze darmowego. Kubas szybko więc zaczął wpierdalać jadło by pokonać głód. Anielica usiadła koło Trini i gdy okularnik opierdolił już co nieco, rozpoczęła rozmowę.

 

„Rozmawiałam z lordami. Zgodzili się, żebyśmy cię tutaj uzdrowiły."

 

„W ogóle nazywasz się Anielica Żywica? To prawie jak odwrotność Diablicy Martwicy." Popisał się spostrzegawczością Kubson.

 

„Diablica jest moją siostrą." Przyznała z ciężkim bólem Anielica.

 

„Co!?" Kubas opluł się jedzeniem. „Jak to!?"

 

„Ogarnij dupę Kubas." Odezwał się BoB, który jako jedyny nie jadł i nie pił, bo... no nie miał twarzy i ust, tylko znak zapytania.

 

„Rozumiem twoje zdziwienie. Pozwól jednak, że opowiemy o sobie a wtedy pojmiesz o co tutaj chodzi. Mam nadzieję, że czytelnicy również."

 

=================================================================

Próba Wody

=================================================================

Rasa czyśćca, która przypomina anioły pochodzi z wymiaru zwanego Kalangel. Tak samo jak u nas na ziemi, bóg dobra Colonel walczył niegdyś z bogiem zła Ronaldem McDonaldem tak u nich bóg dobra odpowiedzialny za zdrowie i kondycję Sei Fitness walczył ze złym bogiem obżarstwa i złego trybu życia Schab Ra Nigdym. Ten pierwszy zatriumfował dzięki czemu wymiar ten stał się pokojowy oraz jego mieszkańcy cieszą się długowiecznością oraz dobrą formą (a laski mają fajną figurę). Jednak jedna mieszkanka tego świata zwana Anielicą Złośnicą zdradziła swoich pobratymców i wchłonęła moc samego boga obżarstwa po czym uciekła nigdzie indziej tylko na naszą ziemie. Została ona wykluczona z rasy czyśćca przez co straciła skrzydła i aureolę oraz swoje pierwotne imię.

 

Zaczęto nazywać ją Diablicą Martwicą.

 

„Czekaj narrator stop." Poprosił mnie Kubas. „Czyli ta cała Diablica uwolniła boga zła, spierdzieliła z waszego świata i teraz z jego mocą robi u nas rozpierdol?"

 

„No tak." Przyznała Trini.

 

„I dlatego chcemy wam pomóc się jej pozbyć. Dlatego Trini występuje w turnieju i zawarliśmy przymierzę z lordami." Wytłumaczyła Anielica. „Może to i była moja siostra, ale to co zrobiła było karygodne. Musi zapłacić za swoje grzechy."

 

„No ok, ja wszystko o dziwo łapie, ale wytłumaczcie mi jeszcze tylko jedno. Kim kurwa jest ten koleś z browarami w łapie." Wskazał na tajemniczego bruneta siedzącego obok BoBa.

 

„Duczman jestem." Powiedział trochę wstawiony.

 

„To może skoro zostaliśmy zaproszeni na imprezkę to teraz ja coś opowiem o nas." Odezwał się BoB. „Widzicie, nasza historia również zawiera w sobie element z lordami."

 

„Kurwa, wszędzie ich pełno." Zauważył Kubas.

 

„A więc Duczman." Wskazał na pijanego kolegę. „To tak naprawdę światowej sławy profesor, któremu lordowie zapłacili by stworzył idealnych obrońców dobra. Gdyby nie to, że ciągle chodzi podchmielony to dostałby nobla."

 

„Ta, chyba w piciu." Dodał od siebie Konrad.

 

„Dobra BoB, resztę ja powiem. Widzicie dzieciaki, to ja stworzyłem BoBa." Przerwał mu Duczman.

 

„Serio?" Zapytali wszyscy. „Ale jak to możliwe?"

 

„Potrzebowałem hajsu na alko więc zgodziłem się pomóc lordom i postanowiłem stworzyć dla nich tych obrońców dobra. Zamknąłem się więc na długo w swoim podziemnym laboratorium (bimbrowni) i kombinowałem aż po kilku głębszych byłem gotowy do działania. Narratorze?"

 

Tak, tak, dokończę historię o powstaniu BoBa.

 

Krew

 

Mięśnie

 

Kości

 

I różne wnętrzności

 

Oto składniki, które wybrano do stworzenia idealnych obrońców.

 

Ale profesor Duczman przypadkowo dodał do mieszanki jeszcze jeden składnik.

 

Bimber X

 

BOOM BOOM (odgłos wybuchów, jeżeli muszę komuś tłumaczyć)

 

I tak narodzili się obrońcy dobra!

 

Świadomi swej nadprzyrodzonej siły:

 

BoB, SeB i NaB

 

Postanowili poświęcić życie walce ze złem i występkiem.

 

...

 

...

 

„Fajnie." Skomentował Kubas. „A tak w ogóle to super, że nie zaprosiliście pułkownika, hehe."

 

„Zaprosiłyśmy." Wyjaśniła Trini. „Ale powiedział, że ma dużo na głowie i że zobaczymy się podczas drugiego etapu."

 

„O właśnie! Drugi etap!" Przypomniał sobie o turnieju Kubas.

 

„Spokojnie. Jest dopiero jutro." Uspokoił Kubasa Wietnamczyk.

 

„No to dzisiaj balujemy!" Ucieszył się nasz bohater z krzywym ryjem, który był teraz wśród swoich.

 

***

 

Kiedy Kubas dochodził do siebie, James odpoczywał w swojej kwaterze w głównej bazie Turksów w USA. Niechciał iść z resztą, ponieważ męczyło go to, że główny bohater tej powieści przeskoczył go w potędze. Zawsze pewny siebie pułkownik, wkurzał się na samą myśl, że taki dzieciak reprezentuje wyższy poziom.

 

W swoim życiu nie spotkał wielu silniejszych od siebie a tutaj proszę.

 

Niespodzianka.

 

Młody żołnierz nie mógł sobie poradzić z natłokiem emocji więc na ratunek przylazł porucznik Max oraz co ważniejsze połóweczka zimnej wódki.

 

„Co ty taki wkurwiony James? Przecież przelazłeś do następnego etapu." Rzekł otwierając butelkę i od razu biorąc łyka.

 

„Może i przelazłem."

 

„To o co chodzi?"

 

„Sam nie wiem. Kiedy przystępowałem do turnieju to miałem wrażenie, że nikt mi nie podskoczy. Mam w końcu moc runy i to nie byle jakiej a także doświadczenie pomimo młodego wieku."

 

„Tak, pamiętam rok 1998 i to co działo się w Wietnamie."

 

„No widzisz. A teraz po eliminacjach i pierwszej turze mam wrażenie, że jestem najsłabszym z zawodników. Eh... muszę się napić. Daj łyka."

 

„Za późno już wychlałem całą." Pokazał pustą butelkę Max. „Słuchaj, zrobili na tobie wrażenie i to całkiem spore, ale to nie znaczy, że jesteś od nich słabszy. Moim zdaniem zazdrościsz Kubasowi i innym, że dostali więcej braw i tyle. Zawsze miałeś parcie na szkło."

 

„A ty na zwieracze."

 

„Szczególnie po ojebaniu pół litrówki w parę sekund! Lecę do sracza!"

 

Krótka rozmowa z przyjacielem z dzieciństwa poprawiła Jamesowi humor i trochę go uspokoiła. Chociaż nie tak jak to, że Max obsrał się po drodze do kibla. Może faktycznie za bardzo się przejmował a to wszystko to tylko stres związany z turniejem.

 

„Oby tak było." Pomyślał po czym udał się na spoczynek. Jutro wielki dzień.

 

***

 

Witam widzów, czytelników oraz zawodników na drugim etapie Turnieju Trójmagicznego.

 

Próbie Wody.

 

Zawodnicy stawili się punktualnie a widownia powoli zapełnia swoje miejsca. Tym razem Turksi nie byli obecni, bo większość zmarnowała swoje L4 lub wolne na żądanie poprzedniego dnia.

 

„Ciekawe na czym będzie polegać druga próba." Zastanawiał się James. „Moja moc ognia raczej nie współgra z wodą."

 

„Spoko ziom." Poklepał go po ramieniu Kubas. Od kiedy popisał się w walce ze smokiem, stał się pewny siebie i zarozumiały. „Poprzednia próba nazywała się próba wiatru, ale tak naprawdę to nie miało dużo z wiatrem wspólnego. No chyba, że liczymy pierdy smoków."

 

Z pod ziemi wyłoniły się trzy głębokie baseny, zapełniając większość areny.

 

„Aha to jednak będzie woda." Skomentował Kubas a James znowu się podłamał.

 

Drodzy obecni bohaterowie. Wytłumaczę teraz na czym polegać będzie drugi etap turnieju.

 

Jak widzicie z pod ziemi wyłoniły się baseny. Są one bardzo, bardzo głębokie. Na ich dnie znajdują się bliskie zawodnikom osoby, które ci muszą uratować. I właściwie to tyle.

 

„Bliskie nam osoby?" Trini zaczęła się rozglądać. „A ja się zastanawiałam, gdzie się podziała Anielica Żywica."

 

„A ja myślałem, że profesor Duczman ma kaca i nie przyszedł." Zastanowił się BoB. Pułkownik zaczął się rozglądać.

 

„Nie ma Maxa. A więc to jego porwali, bo chyba inaczej się tego nie da nazwać."

 

„Hmm?" Kubas looknał na trybuny i zobaczył, że nie brakowało nikogo oprócz Włodka. „Włodziu, nie martw się! Uratuje Cię!"

 

Aha i krótkie ogłoszenie. Zawodniczka Rusto przechodzi automatycznie ten etap.

 

„Heh. Frajerzy." Powiedziała pod nosem mroczna dziewczyna.

 

„Kurwa niby czemu?" Wkurzył się Kubas.

 

Bo ona nie ma nikogo bliskiego kogo mogłaby ratować.

 

„Aha."

 

Mamy tylko trzy baseny więc jedno z was będzie musiało poczekać na swoją kolej. Losowanie pokazało, że ostatnim zawodnikiem będzie James.

 

„Świetnie." Powiedział pułkownik po czym wrócił na ławeczkę przy wejściu do szatni. Rusto również zeszła z areny.

 

Chciałbym zaznaczyć, że „ofiary" podpisały zgodę na wykorzystanie ich w turnieju i umieszczenie pod wodą. (a tak naprawdę to nie)

 

„Chuja prawda. Włodek nie umie pisać." Powiedział Kubas, ale nikt go nie słuchał. „A tak w ogóle to po chuj nam te smocze kule z pierwszej części turnieju?"

 

Zobaczycie, gdy będziecie pod wodą.

 

„A czy one nie spełniają życzeń jak się zbierze siedem?" Przypomniał sobie BoB.

 

Tak, ale sponsorzy znaleźli tylko pięć więc dupa.

 

Jesteście gotowi?

 

„Tak!" Krzyknął Kubas, Trini i BoB.

 

W takim razie.

 

START!

 

Bohaterowie na sygnał wskoczyli do basenów. Dopiero w wodzie Kubas ogarnął, że nie potrafi pływać.

 

***

 

W basenie było ciemno zresztą Kubasowi nie robiło to różnicy, bo i tak by nic nie widział. Nie miał pojęcia jak popłynie w dół.

 

Na szczęście problem rozwiązał się sam. Smocza Kula była na tyle ciężka, że ściągała bohatera w dół. Pozostało więc czekać aż spadnie się na dno i modlić się, żeby starczyło tlenu w płucach.

 

Ale oczywiście gdyby zadanie tylko polegało na tym to każdy by sobie poradził. Między zawodnikiem a osobą do uratowania znajdowały się istoty, które miały tylko jeden cel.

 

Przeszkadzać.

 

Z ulotek, które rozdają sponsorzy wiem, że w każdym turnieju występują inne morskie potworki. Zanim jednak dowiemy się jakie potwory będą atakować bohaterów w basenach, wróćmy na powierzchnie, gdzie widownia już zdążyła się znudzić a James i Rusto czekali na swoją kolej.

 

Konrad, Derek i Oluś zaczęli z nudów naśmiewać się z ludzi na widowni, ale w końcu jakiś dres z innego wymiaru dał im wpierdol. Gdy masowali swoje siniaki, wesołym krokiem przylazł do nich Włodek.

 

„Gdzie Kubas? Już się zaczęło?" Zapytał.

 

„Włodek?" Zdziwili się chłopaki. „Co ty tutaj robisz? Myśleliśmy, że zostałeś uwieziony na dnie basenu!" Wytłumaczył Konrad.

 

„Co ty. Od rana w kiblu srałem, bo ładowałem skubańca 3 dni. Nie była to równa walka, oderwałem nawet kawałek deski klozetowej, ale przeżyłem." Pochwalił się prostokątnogłowy chłopak.

 

„Ciekawe kogo w takim razie porwali." Zastanawiał się Ździraja, który udawał, że nie zna gówniarzy obok. Obok nich siedział jeszcze wafel lordów Kupizzz, który w dupie miał cały turniej, ale jego pracodawcy kazali mu tutaj być, bo na jego szyi zawieszone było oko lorda P.Tera. Dzięki temu lordowie mogli oglądać turniej u siebie w pałacu.

 

Ale wróćmy do zawo....

 

Co?

 

A to co?

 

Niebo nagle zrobiło się.... O kurwa no nie mówcie....

 

Niebo zrobiło się nagle czerwone a wszędzie posmutniało i pociemniało. Jeżeli ta lokacja miała jakiś soundtrack (jak w grach) to właśnie ucichł. Nasi bohaterowie na trybunach oraz na arenie a także większość widzów ogarnęła, że coś złego się dzieje (reszta pomyślała, że to część przedstawienia)

 

„Co się dzieje?" Ździraja zerwał się z miejsca i spojrzał w niebo. Przyjaciele Kubasa również, z tym, że oni wiedzieli co się święci.

 

„Och nie!" Przestraszył się Derek. „I to teraz, kiedy nie ma z nami Kubasa!"

 

„Co się dzieje!? Mówcie!" Krzyknął dziad.

 

„Ta zła aura..." Tym razem to pułkownik James mruknął pod nosem. „To... Diablica Martwica!"

 

Równo z jego krzykiem na arenie pojawiły się oddziały Cieniasów. Potworów złożonych z cienia z jednym, wielkim fioletowym okiem. Nie były zbyt potężne, ale nie czuły strachu i były posłuszne rozkazom złej pani. W dodatku posiadały ostre pazury.

 

„Zgadza się!" Odkrzyczała mu Rusto, która stała wśród cieniasów. „Zmówcie lepiej pacierz, bo to wasz koniec!"

 

Cieniasy zaczęły też pojawiać się na widowni wśród widzów. Spowodowało to panikę i chaos. Ludzie uciekali i przepychali się jakby ktoś rzucił crocsy w promocji w Biedronce.

 

„Ty! Pracujesz dla Diablicy!?" James miał prawą rękę w pogotowiu by w każdej chwili móc użyć mocy runy.

 

„Zgadza się. To moja twórczyni, moja matka! Naszym głównym celem jest Kubas, ale zawsze jego przydupasy pomagają mu wykaraskać się z kłopotów. Zdecydowała więc, że najpierw pozbędzie się was pod jego nieobecność!"

 

„O ty szmato... Kubas ostrzegał, że coś z tobą jest nie tak a ja tylko myślałem, że przechodzisz wiek buntu i słuchasz Tokio Hotel. Pożałujesz, że stoisz po złej stronie barykady." Wycelował w nią rękę.

 

„Wybacz, ale ja mam zaczaić się na Kubasa, gdy ten wyjdzie z wody. Musisz zadowolić się nimi!" Na Jamesa rzuciło się kilkadziesiąt cieniasów.

 

„Fire Ball!" Pułkownik dość szybko pozbył się pierwszej fali przeciwników. Jednak potworów było dużo jak mrówków. Musiał skupić się na obronie zamiast walczyć z Rusto. „Kuźwa w tym tempie stracę Worywoku. Fire Ball!"

 

Kolejny wybuch, kolejne martwe cieniasy.

 

Niestety nie tylko James miał ciężko. Na widowni widzowie byli bez szans. Znalazło się oczywiście kilku, którzy potrafili o siebie zadbać jak Ździraja, ale ci martwili się tylko o siebie, nie ratując innych.

 

„Kurwa." Rzekł mistrz Kubasa. „Kubas oraz reszta zawodników dopiero co zaczęła próbę wody. Rumun oraz ten hiszpański wilkołak w szpitalu a lordowie nie mogą nam pomóc. Zajebiście." Pomarudził rozwalając z pięści jednego z cieniasów.

 

Kupizzz, Włodek, Konrad, Oluś i Derek schowali się pod siedzeniami udając, że nie są nikim ważnym. Nie wiedzieli, że nie muszą udawać.

 

„Ty jesteś w Turksach. Nie dali ci gnata czy coś?" Zapytał Kupizzz Olusia. Konrad w międzyczasie rzucił kilka razy w przeciwnika swoją bojową jarmuszką (czapeczką żydowską) ale broń okazała się nieskuteczna.

 

„Dali mi, ale na wodę!" Odpowiedział przerażony Oluś.

 

„Kurde!" Skopał kolejnego potworasa Ździraja. „Może i nie są zbyt silne, ale jest ich całe mnóstwo! W dodatku rozpylili chyba jakiś trujący gaz!"

 

„A nie, to moja wina." Przyznał się Włodek, który puścił pierda ze stresu.

 

„Aha... To chociaż tyle. Cóż, nie mamy wyjścia! Musimy wytrzymać, dopóki zawodnicy nie skończą próby! Tylko oni mogą nam pomóc!" Wykrzyczał Ździraja by jego słowa doszły do jak największej liczby osób.

 

„Łatwo ci mówić." Skomentował James, który napstrykał się kul ognia a przeciwników jak było w chuj tak jest dalej. „Dłużej już nie dam rady..."

 

„Co tu się odpierdziela?" James usłyszał pytanie poprzedzone chlupnięciem wody. Okazało się, że to BoB razem z Duczmanem wypłynęli z jednego z basenów.

 

„BoB! Diablica Martwica zaatakowała, gdy wy się kąpaliście!" Wyjaśnił sytuację wyczerpany pułkownik.

 

„To ta o której była mowa wcześniej." Przypomniał sobie BoB.

 

„Pomóż im. Ja sobie poradzę. Mam gdzieś skitranego browara." Odpowiedział profesor Duczman po czym ukrył się gdzieś w szatni. BoB podbiegł zaś do Jamesa.

 

„Uważaj. Rusto też dla niej pracuje." Powiedział James, padając na dupę.

 

„Dam jej raz w pysk to niewstanie." Podniósł gardę człowiek bez twarzy po czym rozpędził się w stronę mrocznej dziewczyny. Drogę zagrodziły mu jednak cieniasy.

 

Nie było to jednak żadnym problemem dla BoBa, który staranował przeciwników nie zatrzymując się ani na chwilę. Podbiegł do Rusto, wziął zamach i chciał uderzyć ją po ryju, ale ta stała się niewidzialna i BoB spudłował.

 

„Shit. Zapomniałem o tym." Po tych słowach, nasz czerwony bohater oberwał po plecach z pazurów, ale zbytnio się nie przejął. „Hehe, że mną ci nie pójdzie tak łatwo jak z tym rudym sprzątaczem. Moja skóra to Skamienirdza. Absorbuje 10 procent obrażeń."

 

Jednak na jego popisywanie się nikt nie odpowiedział.

 

„Zamurowało?" Obejrzał się za siebie, niepotrzebnie, bo i tak nie zauważył przeciwniczki, ale nagle go olśniło. „Pułkowniku! Ona chce ciebie zaatakować!" Ostrzegł Jamesa.

 

„Szlag!" James zebrał się w sobie i próbował podnieść się na nogi. Brak Worywoku jednak utrudniał mu to niemiłosiernie co skutkowało całkowitym odsłonięciem na ataki.

 

BoB miał rację. Rusto w swoim trybie incognito podbiegła do Jamesa i chciała go przebić pazurami. Przed atakiem usłyszał tylko.

 

„Giń!" Po czym zobaczył, że przed ciosem osłoniła go złota tarcza mocy. „Co jest!" Tarcza co prawda pękła i rozpadła się niczym szkło, ale to wystarczyło by ochronić żołnierza. James był równie zdziwiony jak Rusto, która zdezorientowana straciła skupienie i przestała być niewidzialna.

 

„W ostatniej chwili." Okazało się, że to Trini stworzyła obronne zaklęcie. Obok niej stała równie mokra Anielica Żywica. „Szkoda tylko, że pękła po jednym razie." Zmartwiła się Trini.

 

„Za mało trenujesz zaklęcia defensywne." Upomniała ją Anielica.

 

„Za to ofensywne wychodzą mi lepiej. Zaraz ci pokaże, gdy poślę ją do piachu." Teraz to Trini rzuciła wyzwanie Rusto a ta podjęła rękawice.

 

„Co prawda moim celem jest zabicie tego Kubasa, ale prawda jest taka, że ciebie gówniaro, moja matka też nienawidzi. Na pewno się ucieszy jak pośle cię do piachu."

 

„Nie ma jak podlizywanie się starym." Trini wypuściła kilka złotych pocisków jednak jej przeciwniczka była na tyle zwinna, że nie dała się trafić a nawet skróciła dystans między nią a Trini i chciała zaatakować. Ta jednak podskoczyła do góry i zwisła w powietrzu dzięki swoim skrzydłom. „Może nie potrafimy latać, ale dzięki skrzydłom możemy powoli opadać. Przydatna sztuczka."

 

„Złaź na dół i walcz!"

 

„A może ja ci wystarczę?" Kolejny głos, kolejne postacie.

 

„Kubas!" Krzyknęła ucieszona Trini. Stał cały mokry, ale bohaterski razem z Magdą u boku.

 

A więc to ją musiał uratować.

 

„Słyszałem co mówiłaś przed chwilą. Twoim celem jest pozbycie się mnie tak? No to kurwo dawaj na ring."

 

„Kubasku jesteś pewien?" Zapytała Magda.

 

„Tak. Ona jest moja. Odpłacę jej za Rumuna."

 

„Co wy kurwa tak szybko ogarnęliście ten etap?" Powiedziała otoczona przez bohaterów Rusto a BoB pospieszył jej z wyjaśnieniami.

 

„Bo jakiś debil wybrał świnki morskie jako przeszkadzajki. Chyba nie ogarnął, że nie potrafią oddychać pod wodą."

 

„Dokładnie. To było proste jak drut." Dodał Kubas chociaż to Magda musiała go wyławiać a nie odwrotnie. „Trini, Bob! Ja się nią zajmę, wy pomóżcie ludziom na trybunach."

 

Zawodnicy spojrzeli na siebie, machnęli twierdząco głową po czym pobiegli w stronę widzów. Kubas zaś poprosił Magdę by się odsunęła a sam stanął naprzeciwko Rusto. Wysunął dłoń i pomerdał nią niczym Morfeusz w Matrixie po czym dodał.

 

„Dajesz."

 

„Co takiego?"

 

„Dajesz w sensie chodź się napierdalać."

 

„Trzeba było tak od razu!" Rusto wyprostowała pazury po czym szybko rzuciła się na Kubasa. Kilka razy zaatakowała, ale Kubas uniknął każdego ciosu. Trening podstaw sztuk walki ze Ździrają przynosił zadowalające efekty. „Nie ruszaj się!"

 

„Spierdalaj!" Gdy miał szansę, Kubas kontratakował, ale jego przeciwniczka również omijała jego pięści. Można rzec, że byli na wyrównanym poziomie i oboje byli w dobrej formie. Im dłużej walczyli tym jednak to nasz brzydki bohater zdobywał przewagę. „No co jest? Masz dość?". Zezłoszczona mroczna dziewczyna użyła więc swojej atutowej umiejętności i stała się niewidzialna i ponownie zaatakowała. Bardzo się zdziwiła, gdy oberwała po ryju i padła na plecy.

 

„Ugh!" Złapała się za policzek i pojawiła się z powrotem. „Jakim cudem mnie wyczułeś! Przecież moja technika niweluje wszelkie dźwięki a nawet energie!" Zszokowana nie wiedziała co się stało.

 

„Wiesz... w sumie dla mnie to mała różnica czy jesteś niewidzialna czy nie bo i tak zazwyczaj ledwo widzę z czym walczę."

 

No tak Kubas przecież jest prawie ślepy.

 

„Kurwa! Cieniasy! Zabić go!" Ponownie do akcji wkroczyły przydupasy Diablicy jednak zanim zdążyły zaatakować okularnika, spłonęły w morzu ognia. Pułkownik James wrócił do gry. „A ten co!? Nagle wydobrzał!?"

 

Okazało się, że Anielica Żywica w tym czasie uleczyła zaklęciami uzdrawiającymi pułkownika.

 

„Czas na drugą rundę." James stanął przy Kubasie. „Nie tylko ty odwalasz tutaj bohatera młody."

 

„Gadaj co chcesz. Najpierw pozbędę się jej a potem tej całej Diablicy. Hej właśnie! Może ty wiesz czemu się mnie tak uczepiła?" Zapytał okularnik Rusto, ale ta nie słuchała co mówi tylko obczajała sytuację na arenie. Niestety (dla niej) cieniasy przegrywały a ona była ranna. W dodatku nie miała szans przeciwko dwóm runinom jednocześnie.

 

Musiała zrezygnować ze swojej misji i uciekać, ale zanim to zrobiła musiała wygłosić tekst każdej złej postaci.

 

„Tym razem ci się udało Kubas, ale następnym razem nie będziesz miał tyle szczęścia." Wskazała na niego pazurami po czym zniknęła.

 

„Suka zwiała!" Krzyknęli jednocześnie Kubas i James. I mieli rację, zwiała, a razem z nią reszta cieniasów. Wszędobylska zła aura wyparowała a niebo pojaśniało.

 

Nasi bohaterowie odparli atak bez ofiar.

 

Nie licząc nieważnych dla książki npc'tów z widowni.

 

***

 

Organizatorzy przerwali turniej by pomóc poszkodowanym. Oczywiście zdyskwalifikowano zawodniczkę Rusto. Dopiero po godzinie czy dwóch pozwolono Jamesowi przystąpić do drugiego etapu. On również bez problemu wyłowił zakładnika, czyli porucznika Maxa. Z racji, że na basenu dnie miał tlenu tylko na godzinę to od razu po tym przewieźli go do pobliskiego namiotu, gdzie trzymali rannych.

 

Zostało więc czterech zawodników a kolejny etap, czyli Próba Ziemi została zapowiedziana na kolejny dzień.

 

=================================================================

Próba Ziemi

=================================================================

Tego samego dnia wieczorem, trzej wielcy lordowie poprosili zawodników by przenocowali u nich w pałacu. Chcieli mieć pewność, że Diablica ani nikt inny nie zaatakuje ich ponownie oraz zależało im by Kubas i reszta byli w formie następnego dnia. Mieli też do pogadania ze swoim „podopiecznym". Zaproszenie przyjęli Trini oraz BoB jednak pułkownik wolał zostać przy podtopionym przyjacielu. Wróżka Wali Gruszka przeniosła wszystkich do siedziby lordów w Górach Rolling Stones.

 

Początkowo w sali lordów byli tylko Kubas, Magda, BoB, Trini oraz Anielica Żywica, ale chwilę później dołączyli do nich koledzy Kubasa (prócz Dereka przez napis na drzwiach, który możecie znać z poprzednich części a jak nie to wasz problem), Kupizzz, profesor Duczman oraz Ździraja. Ten ostatni odezwał się jako pierwszy.

 

„Kopę lat Anielico." Mrugnął do blondyny dziad.

 

„Ździraja? Co ty tutaj robisz?" Odpowiedziała zdziwiona, ale ucieszona.

 

„Znacie się?" Zapytała Trini.

 

„Tak, stare dzieje. Jeszcze za czasów Zakonu Feniksa." Opowiedziała Anielica zadowolona ze spotkania. „Jesteśmy starymi przyjaciółmi.

 

„To, dlaczego ty jesteś młoda a on stary jak dziad." Zastanawiał się Kubas.

 

„Nasza rasa wolniej się starzeje, dlatego teraz jest starym prykiem a ja nie." Dodała blondyna.

 

„Dzięki." Podrapał się po głowie Ździraja. „Jestem nauczycielem Kubasa, ale nie rozpowiadaj na mieście, bo to przypał. Ale nie my jesteśmy teraz najważniejsi. Lordowie wezwali nas tutaj nie bez powodu."

 

„Fajna chata." Spostrzegł BoB, który był tutaj po raz pierwszy zresztą tak jak Trini oraz Duczman. Lordowie ucieszyli się komplementem, ale postanowili przejść do rzeczy.

 

„Gratuluje przejścia do ostatniego etapu turnieju oraz odparcia inwazji Diablicy Martwicy." Rozpoczął lord Tom'Ash a lord Ski-O kontynuował.

 

„Jutro ważny dzień. Jesteśmy o krok od zdobycia lampy Dżina i pokonania Diablicy. Dlatego musicie się skupić na swoim zadaniu i nie przejmować niczym innym."

 

„Łatwo wam mówić. To nie wam siedzi na głowie ta ździra." Burknął Kubas.

 

„No właśnie między innymi dlatego chcieliśmy z wami porozmawiać." Odpowiedział lord P.Ter. „Dogadaliśmy się z organizatorami turnieju i pozwolono nam dla dobra zawodników oraz publiczności wznieść barierę złożoną z naszych boskich mocy. Nikt jej nie zdoła przebić, nawet Diablica Martwica."

 

„W dodatku nie spenetrują jej żadne techniki teleportacji np. takie jakimi posługuje się Wróżka Wali Gruszka." Dodał lord Ski-O a dokończył lord Tom'Ash.

 

„Dlatego skupcie się by zdobyć lampę. To tyle."

 

„Miło z waszej strony. Zazwyczaj jesteście chujami." Zauważył wafel Kupizzz za co dostał później karę 20 batów na plecy.

 

„A skoro o waflach mowa, to gdzie jest Rumun?" Zapytała się Magda, nie z troski a z ciekawości.

 

„Magdusiu kochana, zanim nas tutaj przeniosła wróżka, odprowadziliśmy pułkownika Jamesa i porucznika Maxa do namiotu, gdzie byli ranni i poszkodowani. Był tam też Rumun i z tego co widziałem to już mu się polepsza. Konrad i Derek dla beki podmienili mu nawet kroplówkę na domestos." Wytłumaczył Kubas.

 

„Dobrze słyszeć, że mu lepiej." Ucieszyli się lordowie. „Bo już przydałoby się tutaj posprzątać. Mamy jeszcze jedną sprawę, ale tylko do Kubasa. Bądźcie tak mili i opuśćcie tę salę." Wszyscy pokornie wypełnili prośbę lordów.

 

***

 

Skoro wspomnieliśmy o namiocie ze zdechlakami to tam się teraz przenieśmy, ale nie do Rumuna tylko do Jamesa, który siedział przy łóżku swojego przyjaciela Maxa. Ten ledwo co odzyskał przytomność i dalej był cały przemoczony.

 

„Nie no kurwa dzięki, że się pospieszyłeś naprawdę ziom." Były to jego pierwsze słowa do Jamesa po przebudzeniu.

 

„Spoko."

 

„Organizatorzy powiedzieli mi, że będę pod wodą max 15 minut a nie kurwa dwie godziny. Te świnki morskie cię tak załatwiły?" Pułkownik opowiedział przyjacielowi o tym co zaszło na arenie. „To może i dobrze, że byłem bezpieczny pod wodą."

 

Szybko zmienił podejście.

 

„Ale widzę, że ty dalej przybity jesteś. Sraczkę masz? Czy dalej uważasz, że jesteś słaby i do dupy?" Max zawsze potrafił podnieść na duchu towarzysza. "Posłuchaj mnie James. Zacząłeś traktować Kubasa jak rywala a powinieneś jak sojusznika. Właściwie to powinieneś go traktować jako podopiecznego, w końcu jesteś dużo starszy, masz doświadczenie oraz lepiej kontrolujesz moc runa. Poza tym ty napierdalasz z ognia a on z główki jak Zidane. Nigdy nie będzie tak fajny jak ty."

 

„W sumie coś w tym jest. Pewnie nigdy nie znajdzie dziewczyny."

 

„Nom. Powinieneś mu współczuć a nie mu zazdrościć. Poza tym nigdy nie będzie zarabiał tyle ile ty. Ale pamiętaj. Nie ważne jak jest zjebany, to dobry dzieciak z sercem na odpowiednim miejscu."

 

„Tak jak ja kiedyś. Przed 1998 rokiem. Przed Wietnamem." Zabrało się pułkownikowi na wspomnienia.

 

„I niech nowe pokolenie nie będzie musiało przeżywać tego co my. Przecież to był twój cel prawda? Awansować w Turksach by nie dopuścić do złych decyzji i by mieć wpływ na losy świata. By bronić ludzkość. Kubas jest jej częścią więc i jego chcesz... musisz chronić."

 

„Dobra, dobra wiem o co ci chodzi. Dzięki Max. A tak w ogóle to przecież nic ci nie jest, zamierzać tutaj leżeć cała noc?"

 

„Tak. Tutaj jest wygodniej niż u mnie na chacie. Ale ty już idź. Musisz być w formie, jeśli chcesz jutro wygrać." James posłuchał przyjaciela i powrócił do swojego mieszkania, chuj wie, gdzie. Ale to nie koniec naszej relacji z tego miejsca.

 

Gdy Max wylazł na dwór się odlać, zauważył coś bardzo podejrzanego. Szaszłyki, które lewitowały w powietrzu.

 

„Co jest kurwa?" Przetarł oczy, ale mięso i tak popierdalało na wysokości jego torsu. Trochę z ciekawości a trochę z głodu zaczął śledzić szaszłyki (jakkolwiek to brzmi). Jednak za pierwszym z rogów podejrzane mięso zniknęło. Porucznik znalazł jednak coś jeszcze bardziej ciekawszego.

 

Portal wyglądający trochę jak mały łuk triumfalny.

 

„Hmm... O chuj tutaj chodzi?" Mężczyzna podrapał się po głowie a następnie po brodzie, bo po głowie nic nie dało. „Podejrzane." Dodał po czym powrócił do namiotu.

 

***

 

„To o co chcecie mnie opierdolić?" Zapytał Kubas, który dobrze wiedział, że skoro wylądował na dywaniku u lordów to nie może być nic dobrego.

 

„O to, że masz krzywy ryj." Odpowiedzieli.

 

„Czyli nic nowego." Zasmucił się bohater. Lord P.Ter rzucił do Kubasa malutki woreczek, właściwie sakwę.

 

„Oto prezent od papieża. Kilka fasolek Sensu. Dajemy je tobie na wszelki wypadek."

 

„To chyba trochę nie fair, że dajecie mi to na turniej."

 

„Dlatego nie pokazuj ich nikomu a użyj, gdy uznasz na słuszne. Mamy nadzieje, że to tylko dmuchanie na zimne, ale lepiej mieć niż potem płakać." Wyjaśnił lord Tom'Ash.

 

„No dobra, dzięki." Schował sakiewkę do gaci a w tym samym czasie bohaterowie za drzwiami nie mieli co ze sobą zrobić. Jedynie Derek był zadowolony, bo w końcu nie musiał siedzieć w korytarzu samemu.

 

„Ciekawe o czym gadają." Odezwała się zniecierpliwiona Trini.

 

„Pewnie robią sobie z niego bekę." Zasugerował Ździraja.

 

„Słuchajcie, ja to się zabieram z powrotem do ołtarza złych dusz. Wystarczająco długo był bez opieki." Stwierdziła Magda po czym opuściła resztę, mimo że była ciekawa o czym lordowie gadają z Kubasem.

 

„Boże nudzi mi się." Trini nie stała za drzwiami nawet kilku minut a już nie potrafiła usiedzieć na tyłku. Zaczęła zaglądać do wszystkich pokojów, do których drzwi udało jej się znaleźć na korytarzu.

 

„Trini, usiądź na dupie, zachowuj się." Zbeształa ją Anielica, ale młoda dziewczyna pochłonięta była zwiedzaniem. Gdy oddaliła się trochę od reszty, spotkała Włodka, który akurat co wyszedł z kibla.

 

„Dalej są tylko kible?" Zapytała zatykając nos na widok kolegi Kubasa.

 

„Chyba tak. Chociaż jest jeden pokój, którego nie otwieraliśmy." Przedstawił sytuację prostokątnoryjny. Trini od razu podbiegła do drzwi i zajrzała do środka a Włodek z ciekawości ruszył za nią. Był to mały ciemny pokoik, który wyglądał jak jakaś opuszczona i nieużywana pracownia a raczej składzik na różne graty. „Może to sekretna lokacja albo nie dokończona przez developerów?" Pomyślał Włodziu.

 

„Ale zobacz jakieś fajne gadżety!" – Trini wpadło w oko coś co wyglądało jak mały pistolet o opływowym kształcie, gdzie lufa była przyozdobiona metalowymi płatkami niczym u kwiatów. „Ale fajowe!"

 

Włodek również zaczął grzebać po skrzyniach i kufrach aż znalazł podniszczoną, sporaśną brązową torbę. Myślał, że to też jakiś fajny artefakt, ale okazało się, że w środku były same żarówki. Pewnie ze swoim szczęściem odnalazł torbę elektryka. Lordowie nie ważne jak potężni, nie potrafili sami naprawić elektroniki. Nie mieli za dużo czasu na przeglądanie reszty, bo usłyszeli, że wielkie drzwi do głównej sali lordów stanęły otworem. Kubas skończył rozmawiać. Trini i Włodek szybko powrócili do reszty.

 

„Wszystko jest już jasne." Rzekł lord Tom'Ash, który pojawił się z innym lordami w drzwiach za Kubasem. „Tak jak powiedzieliśmy na samym początku. Odpocznijcie i skupcie się całkowicie na zdobyciu lampy."

 

„Możecie na nas liczyć." Zasalutowała Trini. Gdy to robiła, lord Ski-O zaczął się jej przyglądać. „Nieładnie dotykać cudzych rzeczy." Dziewczyna nawet nie zauważyła, że zabrała pistolet ze sobą tak samo jak Włodek torbę.

 

„Trini! Przynosisz mi wstyd! Oddaj to!" Anielica już drugi raz podniosła głos.

 

„Ale spodobało mi się to. W Kalangel nie mamy takich cacuszek."

 

Ta dzisiejsza młodzież. Pluszaka by sobie wybrała a nie pistolet.

 

„W porządku." Powiedział lord Ski-O. „To stworzone przeze mnie artefakty, które nazywam paopei. Akurat ten kurzy się jedynie w magazynie, możesz go sobie wziąć."

 

„Naprawdę? Dziękuje!" Ucieszona Trini zaczęła wtulać się w pistolet nie wiedząc nawet czy jest naładowany.

 

„Paopei?" Zastanowił się Kubas. „Coś mi ta nazwa mówi."

 

„Bo już jedno widziałeś kilka dni temu w wymiarze Czara Ognia." Wyjaśnił mu Ździraja. „Ten łysol anorektyk... Lucas chyba. On też używał paopei."

 

„I jego używanie bardzo go wyczerpywało." Dodał profesor Duczman. „To pewnie nie łatwa sztuka."

 

„To prawda." Lord Ski-O potwierdził machając głową. „Tworze je za pomocą świętej mocy Colonela oraz runy Souzou, czyli kreacji."

 

„Oj tam, oj tam, dam radę." Trini jak to miała w naturze widziała tylko jasną stronę medalu. „Lepiej niech mi Pan powie Panie lordzie, co to w ogóle jest i jak to działa."

 

„O ile dobrze pamiętam to ten pistolet nazywa się Kwiatem Destrukcji. Napierdala z wybuchającego promienia." Wyjaśnił na prośbę Ski-O, który lubił opowiadać o swoich urządzeniach, nawet jeśli robił je z nudów. „Ale skitrałem go do szopy, bo obciążenie użytkownika było za duże. Bierzesz go na własną odpowiedzialność." Trini przestała słuchać po zdaniu z wybuchającymi promieniami. Zanim lord Ski-O mógł się złapać za głowę, nieśmiało Włodek zapytał czy ta torba też ma jakieś właściwości. Lord popatrzył na niego wkurwiony, że taki chuj tyka jego rzeczy, ale i tak już przesiąkło jego smrodem wiec niech to zabiera. „Nie torba jest bronią a żarówki w środku. To Pociski Edisona, które oprócz tego, że potrafią mocno świecić to wybuchają, gdy się je rzuci."

 

„Może i dobrze się stało, że je zabierze." Dodał lord P.Ter poklepując swego kolegę po ramieniu. „Atak Diablicy pokazał nam, że bez Kubasa, jego koledzy są bezużyteczni a teraz może przynajmniej wysadzi się zabierając ze sobą jakiegoś przeciwnika."

 

Jak dla mnie są bezużyteczni nawet z Kubasem, ale ok.

 

Tę noc bohaterowie spędzili w pałacu lordów, wolni od trosk, ale nie pierdów Włodka. Kubas tuż przed zaśnięciem wyjątkowo nie myślał o turnieju ani nawet o swoim marzeniu zostania prawdziwym chłopcem, ani nawet o tym, dlaczego to wszystko wina Tuska. Powrócił myślami do początku swojej przygody i zrozumiał jaką przebył już drogę. Był z siebie dumny. Z tego, że zdobył ludzi, na których może polegać oraz że zdobył moc, na której on może polegać.

 

Dzisiaj wieczorem zasypiał bardzo pewny siebie.

 

Oby nie zgubiło go to na turnieju.

 

Bo stracę pracę.

 

***

 

I oto nadszedł długo oczekiwany ostatni dzień turnieju. Nasi zawodnicy: Krzyworyjny Kubas, przystojny pułkownik James, podekscytowana Trini oraz muskularny BoB bez mordy oczekiwali już w Koloseum. Tym razem na arenie znajdował się nieskończony labirynt złożony z wysokich krzewów. Nie wiem jakim cudem nieograniczony labirynt znajduje się na ograniczonym terenie, ale autor tak sobie wymyślił (jego cyrk, jego małpy) W przeciwieństwie do poprzednich etapów, ten rozpoczął się wieczorem. Nasi bohaterowie mieli więc czas na odpoczynek i oczyszczenie myśli ze zbędnych... no myśli.

 

Jeśli chodzi o publiczność to nie zdziwicie się jak powiem, że było ich dużo mniej. Nie wszyscy chcieli narażać się na kolejny atak nawet mimo zapewnień organizatorów, że tym razem będzie więcej ochrony no i bariera lordów.

 

Na frekwencje miało też wpływ to, że wielu widzów zginęło... co?

 

A miałem nie mówić ok sorry.

 

Specjalnie poustawiane reflektory oświetlały zarówno roślinny labirynt jak i naszych bohaterów. Trwały przygotowania a widownia grzała zawodników do walki oraz wodę na herbatę. Wszyscy przyjaciele Kubasa oraz jego sojusznicy siedzieli teraz w pierwszych rzędach machając mu oraz Trini i życząc powodzenia. Jedynie Oluś siedział z resztą żołnierzy z Turksów, których było zadziwiająco dużo. Z własnej inicjatywy postanowili pomóc w ochronie turnieju a przy okazji za darmo mieć przedstawienie.

 

No właśnie, co do bezpieczeństwa.

 

Trzej Wielcy Lordowie dotrzymali słowa i wokół Koloseum pojawiła się wielka i potężna złota bariera z mocy samego boga Colonela. Od tej pory nikt nie mógł wejść oraz wyjść (nawet do łazienki, niestety).

 

„Wielki ten labirynt. Na czym polega trzecia próba?" Zapytał mnie BoB.

 

Otóż próba ziemi polega na tym, żeby odnaleźć w labiryncie pewną istotę. Strażnika głównej nagrody... czyli

 

...Fauna.

 

„Czyli ten labirynt..." Zaczęła Trini a ja dokończyłem.

 

Tak, witajcie w Labiryncie Fauna. To on ma Lampę Dżina. Kto go pokona, zdobędzie wymarzoną nagrodę, ale przestrzegam was. Labirynt ten jest zdradziecki i podstępny.

 

Szukajcie drogi...

 

..., ale uważajcie by nie zgubić samych siebie.

 

„Co kurwa?" Zapytał w imieniu wszystkich James.

 

Nic, tak jest w broszurze to czytam. Za 5 minut zaczynamy. Każde z was wejdzie osobnym wejściem.

 

Bohaterowie podeszli do siebie by życzyć sobie ostatni raz powodzenia a tak naprawdę to nie.

 

„I co pułkowniku? Strach obleciał?" Drwił Kubas z tego, że James był jakiś nieobecny.

 

„Spierdalaj młody. Martwię się, bo przyszli prawie wszyscy Turksi a nie widzę Maxa. Chuj miał mnie dopingować i załatwić szampana, gdy już stanę na podium."

 

„Hmm. Faktycznie ja też go nie widzę, ale u mnie to nic nadzwyczajnego."

 

„No właśnie Kubas. Jak ty się chłopaku uchowasz w tym labiryncie z taką wadą wzroku. Nie przejmujesz się?" Zapytała Kubasa Trini, pukając mu w okulary.

 

„Eee tam. Będę wybierał drogę jak zawsze."

 

„Czyli?"

 

„Na ślepo." Powiedział z dumą Kubas. Widać po nocy nie opuściła go pewność siebie.

 

„Ej słuchajcie." Wtrącił się BoB. „Lubię was i pewnie ta cała Diablica faktycznie jest suką tak jak mówicie, ale..."

 

„Spoko BoBby." Kubas poklepał go po plecach. „Wiemy, że ty masz swój cel. Jeżeli spotkamy się w labiryncie to skopie ci dupę, żebyś nie miał wymówki, że się nie starałeś." BoB uśmiechnął się (nie czekaj on nie ma ryja) i klepnął Kubasa jakiś milion razy mocniej po plecach prawie łamiąc mu kręgosłup.

 

„Cieszę się, że to rozumiecie. Niech wygra lepszy." Trini spojrzała na wszystkich machając twierdząco głową. James również przysłuchiwał się co mówi reszta. Ostatni raz spojrzał na trybuny, zamknął oczy, wziął głęboki oddech i całą uwagę skupił na turnieju.

 

„Lepiej uważajcie, bo nie będzie taryfy ulgowej. Jeżeli nie znajdę przejścia to spalę ten las w pizdu." Reszta nie wiedziała, czy pułkownik żartuje czy nie. „Kubas, Trini. Pamiętajcie. Jeżeli jakimś cudem zdobędziecie lampę przede mną to wypowiedzcie, życzenie by zabić Diablicę Martwicę. Nie pomylcie się."

 

„Nie musisz mi mówić." Odparł Kubas po czym każdy z zawodników podszedł do innego wejścia do labiryntu. Każdy z nich był gotowy na spotkanie z przeznaczeniem.

 

Pozostaje powiedzieć już tylko jedno.

 

START!

 

***

 

Gdy bohaterowie ruszyli w mroczne krzaki Labiryntu Fauna, porucznik Max dłubał przy tajemniczym małym portalu, który znalazł dzień wcześniej w mrocznych uliczkach wymiaru Czara Ognia. Zastanawiające było to, że byli przy nim Rumun i Gers, zawodnicy turnieju, którzy odpadli w eliminacjach oraz towarzysze Kubasa i spółki.

 

„Po co nas tutaj ściągnąłeś. I co ty właściwie robisz poruczniku? Tak dobrze było mi się opierdalać w tym namiocie, bez zmartwień i obowiązków." Zapytał Rumun, który opierał się o swoją szczotkę.

 

„Też chciałbym wiedzieć szczególnie, że w przeciwieństwie do was, ja naprawdę jestem kurwa poobijany i ranny." Narzekał Gers, który podczas eliminacji został rozwalony laserem Trini. Od tamtej pory kurowali go w medycznym lazarecie na obrzeżach areny, który teraz znajdował się poza ochronną barierą.

 

„Nie narzekajcie. Przez przypadek zobaczyłem, że też kiblujecie w namiocie to postanowiłem was wykorzystać... tzn. poprosić o pomoc." Mówiąc to nie patrzył na nich tylko majstrował przy portalu. W końcu aktywował go. Wszyscy cofnęli się krok do tyłu.

 

„O co chodzi z tym portalem? Dokąd prowadzi?" Zastanawiał się Rumun.

 

„To właśnie chce ustalić. Widzicie wczoraj byłem świadkiem dziwnej sytuacji. Widziałem, jak szaszłyki lewitowały i zniknęły gdzieś tutaj. Wydaje mi się, że przeszły przez portal." Dwójka rannych spojrzała na niego jak na debila. „Ej! Nic nie ćpałem jakby co! Mówię serio!"

 

„Odkąd widziałem biegające dupy to we wszystko jestem w stanie uwierzyć.„ Oznajmił Gers. „Ale kurwa latające szaszłyki?"

 

„A tak poza tym aż tak głodny jesteś, że idziesz za nimi w pogoń? Przecież na straganie przed Koloseum też można kupić." Dodał Rumun.

 

„Debile, kurwa. Wy w ogóle wiecie, że był atak Diablicy Martwicy na arenę i naszych sojuszników?"

 

„No wiemy."

 

„A latające szaszłyki nic wam nie mówią?"

 

„Nie."

 

„A kto się okazał przydupasem Diablicy?" Quiz porucznika Maxa trwał w najlepsze.

 

„Czekaj. Twierdzisz, że ta szmata... Rusto, która posłała mnie na łopatki, ukradła szaszłyki, zrobiła się niewidzialna i spierdoliła tym portalem?" Wydedukował Rumun.

 

„Tak kurwa! Jeśli to jej portal to może doprowadzi nas do kryjówki samej Diablicy! Wtedy Turksi będą mogli przeprowadzić na nią atak z prawdziwego zdarzenia i posłać ją do piachu."

 

„A my mamy się narażać i iść z tobą." Rumun podrapał się po głowie.

 

„Tak. Zjebaliście w turnieju to może tutaj się przydacie."

 

„Kurwa." Gers podrapał się po tyłku.

 

Za porucznikiem Maxem, do portalu weszli niechętnie.

 

***

 

Niechętnie tez musiał przyznać Kubas, że się zgubił i to już na pierwszym zakręcie (nie wiem jak to możliwe, bo to nie było nawet rozwidlenie). Pomimo popisywania się Kubas nigdy nie był najlepszy w zabawę kto pierwszy ten lepszy.

 

Ja za to byłem w to niezły.

 

Przynajmniej tak twierdziła moja żona.

 

Ex-żona

 

Chociaż ona mówiła, że wcale kto pierwszy ten nie najlepszy.

 

Nigdy nie rozumiałem głupich kobiet.

 

Pocieszyłbym go, że reszta zawodników też nie ma łatwo, ale oni przynajmniej widzą co mają przed nosem. Orientacje utrudniał fakt, że od razu po wejściu w krzaki, labirynt zamykał się za konkurentem. Od teraz Kubas i reszta byli zdani jedynie na siebie. Według zasad, chcąc się wycofać z turnieju, zawodnik powinien wystrzelić racę w niebo. Niestety nikt z nich nie dostał takowej (bo zapomniałem im ich dać + fabularnie i tak nikt nie ma się wycofać.)

 

No i cóż.

 

Czas biegł nieubłaganie a bohaterowie biegali niczym pacman po labiryncie coraz bardziej tracąc nadzieje.

 

Aż w końcu.

 

Pułkownik James oraz BoB napotkali się na siebie.

 

„O siema." Przywitał się BoB.

 

„Flare Arrow!" Żołnierz nie chciał stracić możliwości ataku z zaskoczenia. Jego przeciwnik, pomimo że nie zdołał uniknąć, zablokował ognisty pocisk ręką. Zostało paskudne poparzenie.

 

„Widzę, że od razu do rzeczy?" BoB podniósł gardę.

 

„Wybacz BoB. Nie dam Kubasowi wygrać. Zajmę się tobą po czym lecę znaleźć lampę. Nic osobistego."

 

„Przykro mi, ale nie przebijesz się przez moją obronę. Moja skóra absorbuje 10 procent obrażeń, pamiętasz?" Pochwalił się swoim ulubionym tekstem czerwono-twarzy bohater.

 

„Tak to dość problematyczne." Rzekł James po czym w jego dłoni zaczęła rosnąć kula ognia. „Ale to tylko 10 procent BoB. Jesteś trochę wytrzymalszy niż reszta i tyle. Cieszę się, że nie masz buzi, bo nie będziesz miał mi za złe, że skończysz jako grzanka. Ale nie martw się, odwiedzę cię potem w szpitalu jak już zajmę się Diablicą." Po tych słowach wypuścił w bohatera kule ognia. „Fire Ball!"

 

Boom!

 

Ogień rozprzestrzenił się w liściastych korytarzach labiryntu. BoB częściowo zminimalizował obrażenia, bo ukrył się za zakrętem. Jednak kłamstwem byłoby stwierdzić, że go to nie zabolało. Całe lewe ramie pokryły blizny.

 

„No nieźle, ale nie boisz się, że wszystko pójdzie z dymem?" Krzyczał BoB zza krzaków.

 

„To nie taki byle labirynt. Jest chroniony zaklęciami albo chuj wie czym. Już na samym początku próbowałem go podpalić i nie mogłem." James zaczął ładować kolejną kule płomieni a BoB zastanawiał się jak skrócić dystans między nimi nie obrywając ogniem w ryj.

 

Wyskoczył trzymając coś w ręku i rzucając tym w Jamesa. To zaskoczyło członka Turksów, ale zrobił szybki unik. Okazało się, że rzuconym przedmiotem była puszka piwa (a dokładniej Żubra), którą profesor Duczman dał mu na szczęście (była już pusta). Ta chwila, którą dzięki temu zyskał, wykorzystana została na maxa. BoB podbiegł i przyfasolił z całej siły Jamesowi w twarz, kładąc go na łopatki. Kula ognia w ręku zniknęła a czerwony bohater przycisnął runina do ziemi.

 

„Dobranoc pułkowniku." Bob zamachnął się by go ogłuszyć, ale zatrzymał go ból w brzuchu. Okazało się, że James stworzył wokół dłoni coś w rodzaju ognistego ostrza i mimo, że nie było na tyle potężne by przebić się przez Skamienirdzę przeciwnika to z pewnością przypalanie brzucha musiało go boleć równie mocno jak Kmicica w Potopie (a wszyscy wiemy, że Olbrychski nie miał kaskadera i naprawdę w tej scenie go przypalano). Wojownik zerwał się z kolan i oswobodził Jamesa, łapiąc się za brzuch.

 

Pułkownik ledwo się podniósł. Cały czas był zamroczony uderzeniem. Gdy już nastawił sobie szczękę i przetarł oczy, już wiedział, że zanosi się na dłuższą potyczkę.

 

***

 

Max, Rumun oraz Gers przeszli przez tajemniczy portal, ale to tym dwóm pierwszym opadła szczęka.

 

„Co jest?" Zapytał Gers, który zaczął rozglądać się po pokoju, w którym się znaleźli. Było to biuro lub gabinet o czym świadczyło wielkie drewniane biurko na środku. Cała reszta była nowoczesna (no może oprócz tego portalu, z którego wyszli). Mimo, że było ciemno, Max i Rumun rozpoznali od razu to miejsce. „No powiecie coś czy nie?" Dopytywał Gers.

 

„Przecież to..." Zaczął Rumun.

 

„...biuro marszałka Maliny!" Dokończył Max.

 

„Czyli?" Nie zrozumiał Gers, bo i skąd.

 

„Biuro szefa Turksów." Wyjaśnił Rumun nie wiedząc o co tutaj chodzi. Porucznik Max również nie wiedział co o tym myśleć.

 

„Może to jego prywatny portal... może też chciał obejrzeć turniej." Zaczął szukać wyjaśnień, nerwowo gładząc się po brodzie.

 

„To chyba kupił go na stronie LoveSatan.com, bo wygląda jakby prowadził do piekła." Jeszcze raz przyjrzał się portalowi Rumun. „No i dlaczego (i o ile) użyła go ta cała Rusto?"

 

„A swoją drogą to jakoś tutaj ciemno." Powiedział Gers, który wyjrzał przez drzwi na korytarz. Miejsce, które zazwyczaj wypełnione było żołnierzami, teraz świeciło pustkami i wydawało się teraz dość mroczne.

 

„Pewnie wszyscy oglądają turniej albo są na misjach." Wyjaśnił Max, który dopiero otrząsnął się z szoku.

 

„Co chcesz zrobić poruczniku? Wracamy?" Zapytał Rumun.

 

„Nie. Poszukajmy jakiś poszlak, śladów... nie wiem, czegokolwiek. Coś mi tutaj śmierci i nie chodzi mi o zapach mokrego kundla jakim wali Gers."

 

„Ej, ja się tutaj nie pchałem." Powiedział obrażony Hiszpan.

 

„Od czego zaczniemy?"

 

Po tym pytaniu Max zarządził, żeby lepiej się nie rozdzielać, bo oglądał wiele filmów i zawsze źle się to kończyło dla bohaterów. Udało im się zwiedzić główne pomieszczenia bazy Tursków takie jak hol, plac treningowy, WC czy sale audiencyjną.

 

Żadnych podejrzanych rzeczy, osób ani śladów.

 

Aż do czasu, gdy trafili do stołówki. A raczej trafiliby, gdyby nie to, że zatrzymali się przed drzwiami. Zmusiły ich do tego głosy, które usłyszeli ze środka. Pierwszy z nich rozpoznali, należał do marszałka Maliny.

 

„Nie sądziłem, że ten stary portal jeszcze kiedyś się do czegoś przyda. Oraz że udało się go odpalić."

 

Jednak to drugi głos sprawił, że bohaterowie się przelękli.

 

„Dzięki niemu Rusto wystąpiła w turnieju. Żałuje, że nie udało jej się dorwać Kubasa ani żadnego z obrońców dobra."

 

Był to kobiecy, mroczny głos. Głos, który już zdążyli poznać.

 

Głos samej Diablicy Martwicy!

 

„Ale to nie tak, że ich nie doceniłam. Skoro plan z Rusto nie wyszedł, przechodzimy do prawdziwej operacji pozbycia się okularnika. Valerian jest już gotowy. Portal nie będzie już nam potrzebny. Zniszcz go." Dopowiedziała.

 

„Tak jest moja pani." Przytaknął Malina.

 

„Co!!! Marszałek Malina jest sługusem Diablicy!?" Wykrzyczał w myślach porucznik Max, zszokowany tym co zobaczył. „Ale jak!? Czemu!?"

 

„Kubas jest w niebezpieczeństwie." Zauważył Rumun, który złapał Maxa za ramię. „Musimy ich ostrzec."

 

„Nie będziecie mieli okazji." Usłyszeli ponownie damski głos, również znajomy od strony korytarza za nimi. Nikogo jednak nie zobaczyli. Porucznik Turksów szybko zareagował i krzyknął do Rumuna i Gersa by padli na ryj.

 

Tak też zrobili dzięki czemu uniknęli niewidocznego ataku, który rozwalił drzwi do stołówki. Max upadając wyjął kilka długopisów i rzucił nimi w korytarz. Te zatrzymały się w powietrzu.

 

Po chwili pojawiła się tam Rusto z wbitymi pisakami w ramię.

 

„O ty chuju!" Wykrzyczała ranna.

 

„Proszę, proszę. Kogo my tutaj mamy." Powiedział ze spokojem Marszałek Malina który podszedł do rozwalonych drzwi i wyjrzał na korytarz. Jego twarzy nie było widać, przez kapelusik, który miał na głowie. „Pan porucznik... oraz jakieś dwie przybłędy."

 

„Wszyscy są od Kubasa." Powiedziała Rusto.

 

„Rozumiem. Ale jak się tutaj znaleźli?" Zastanowił się marszałek, który nie miał zamiaru się tłumaczyć. W tym czasie nasi bohaterowie podnieśli się.

 

„Podążałem za latającymi szaszłykami." Otrzepał się porucznik z nie wiadomo czego.

 

„Szaszłykami?"

 

„Wybaczcie, to pewnie moja wina." Powiedziała Rusto, która wyciągnęła z ręki długopisy. „Kupiłam dla matki szaszłyki ze stoiska na turnieju. Chciałam jej zrobić prezent, bo ona jada tylko mięcho." Przyznała zawstydzona dziewczyna.

 

„Panowie wybaczcie, że was w to wplątałem." Powiedział Max, który wyciągnął dwa długopisy. „Ale wygląda na to, że będziemy walczyć o życie."

 

Rumun przygotował szczotkę do sprzątania a Gers przemienił się w wilkołaka (Gersołaka) i powiedział pewny siebie (mimo, że był ranny).

 

„Spokojnie ziom. Może to oni będą musieli walczyć o życie. Mamy szansę zajebać te główną złą prawda? Jest tutaj. Nie będzie lepszej okazji by zostać głównym bohaterem."

 

„Przykro mi, ale muszę cię zmartwić futrzaku." Odezwał się łysy, zdradziecki szef Turksów. „Moja pani ma teraz inne zajęcia. Przecież słyszeliście. Trzeba zabić pewnego dzieciaka."

 

„Musimy wracać do Czary Ognia!" Wykrzyczał Max i rzucił kolejne długopisy w Rusto. Tym razem jednak bez problemu rozwaliła je za pomocą pazurów. Gersołak zaś zawył i rzucił się na marszałka.

 

„Dobrze! Bierz go Gers!" Krzyknął Rumun, ale Gers tuż przed przeciwnikiem się zatrzymał. „No co jest! Zagryź skurwysyna!"

 

„Ciekawa umiejętność. Zamiana w kundla..." Podrapał się po brodzie marszałek. „Może czas poszerzyć kolekcje pionków."

 

Po tych słowach Gersołak odwrócił się i rzucił z zębami na Rumuna. Ten w ostatniej chwili wsadził mu szczotę w ryj dzięki czemu zablokował atak.

 

„Co jest kurwa, Gers!"

 

Ale wilkołak nie odpowiadał. Wyglądał jakby był w transie.

 

„Co jest? Co on z tobą zrobił? Przecież się nawet nie ruszył!" Max zaczął atakować długopisami Rusto, ale ta była szybsza i unikała dźgnięć. Gdy zobaczył, że Gersołakowi zaczęło odwalać, wiedział, że ich szanse nagle bardzo zmalały.

 

„Rumun! Zapierdalamy do portalu!" Krzyknął a Rusto uśmiechnęła się.

 

„Ciekawe jak masz zamiar to zrobić." Podniosła pazury do góry (aż mi się zrymowało) gotowa do ataku.

 

„Ty akurat jesteś ranna, nic nam nie zrobisz."

 

„Pokonam cię nawet z jedną ręk..... co jest?" Nagle dziewczyna padła na kolana. „Coś ty mi zrobił?"

 

„Te długopisy, które cię dosięgły miały truciznę w atramencie. To były moje Poison Pens!" Popisał się Max.

 

„O ty kurwo!" Rusto nie mogła utrzymać się na nogach.

 

„Nie zabiją cię, ale przez chwilę jesteś wykluczona z gry. Rumun! Zapierdalamy!" Porucznik Max rzucił kolejnymi, już normalnymi długopisami by Gersołak się od nich oddalił i udał mu się ten manewr. „Teraz!"

 

„Nie musisz mi powtarzać!"

 

Max i Rumun rzucili się do ucieczki. Mieli do przebiegnięcia długi korytarz zanim dotarli do biura marszałka, gdzie stał portal.

 

„Szybko!" Dwójka bohaterów była o krok od celu, ale drogę zagrodził im szybszy od nich Gersołak.

 

„Wraghh!" Warknął po czym zaatakował pazurami raniąc jednocześnie naszą dwójkę. Upadli w tej samej chwili na dupę.

 

„Shit! Tak blisko!" Złapał się Max za ranny tors. Rumun pokonał ból i zaatakował szczotą nogi wilkołaka by go podciąć, ale ten wyskoczył do góry i zeskoczył na porucznika, przygniatając go do ziemi. „Agh! Zły pies!" Wafel lordów podniósł się na nogi i chciał zaatakować Gersa by zlazł z porucznika, ale ten szybko do niego krzyknął. „Nie! Masz szansę to spierdalaj! Szybko!"

 

Rumun miał mało czasu na decyzję, ale przerwał ją marszałek Malina, który wszedł do biura z pistoletem w ręku. Wycelował w Rumuna, ale jego dłoń przebił długopis, który Max rzucił, mimo że szarpał się z wilkołakiem.

 

„No wypierdalaj i ostrzeż Kubasa i Jamesa!" Rumun wiedział, że będzie po poruczniku, jeśli go teraz zostawi. Nie widział jednak możliwości na wygraną. Sytuacja go przerosła i zmusiła do ucieczki.

 

Zanim Malina ponownie wycelował, Rumun przeszedł przez portal.

 

„Teraz ty futrzaku!" Max zebrał wszelkie siły i chciał odepchnąć Gersa nogami wprost do portalu. I udało mu się. Mocno go wyrzucił do tyłu, ale w ostatniej chwili portal przestał działać więc wilkołak przeleciał przez niego i jebnął głową w szafkę. Okazało się, że niewidzialna Rusto, ledwo, ale wyłączyła portal. „O ty szmato!"

 

Zanim porucznik zerwał się na nogi, stał już przy nim marszałek Malina z wycelowanym gnatem.

 

„No proszę. Udało się jednemu z was. Ale to nic nie zmienia. Dzieciak zginie."

 

„Nie doceniasz Kubasa oraz jego przyjaciół. Jest z nim James!"

 

„Ach tak. Pułkownik... będzie miał niedługo dużo na głowie."

 

Marszałek Malina odbezpieczył pistolet.

 

PIF PAF

 

=================================================================

Wybraniec

=================================================================

Kubas długo biegał po Labiryncie Fauna nie będąc świadomym wydarzeń, które odpierniczyły się w bazie Turksów w USA. Poproszono go by był skupiony tylko na turnieju i taki miał plan. Wierzył, że obietnice lordów o tym, że są bezpieczni są prawdziwie.

 

Nie domyślał się, że nawet oni, mimo dobrych chęci, nie zawsze mieli rację o czym niedługo miał się przekonać. Zatrzymał się ale tylko na chwilę.

 

„Wyczuwam Worywoku pułkownika. Ciekawe czy walczy z Faunem czy z BoBem albo Trini."

 

Moglibyśmy napisać jak miliard razy się gubi, marudzi i sra w gacie, ale to byłoby nudne więc uznajmy, że udało mu się odnaleźć Fauna. Był więc pierwszym zawodnikiem, który miał szansę się z nim zmierzyć i zdobyć Lampę Dżina.

 

„Ty jesteś Faun?" Zapytał wyczerpany gubieniem się Kubas patrząc na włochatego człowieka, który zamiast ludzkich nóg miał nogi konia czy tam kozy (jeden chuj) a na głowie rogi.

 

„Tak to ja." Wyznał poważnie Faun.

 

„Taki niedojebany z ciebie centaur trochę." Stwierdził na głos Kubas.

 

„Kurwa ryj!" Wściekł się Faun, ale po chwili odzyskał zimną krew. „Witaj uczestniku turnieju. Jesteś już o krok od zdobycia nagrody. Wystarczy, że udowodnisz, iż jesteś jej godzien."

 

„Czyli mam ci najebać?"

 

„W super skrócie to tak. Ale jestem całkiem mocny więc lepiej potraktuj to poważnie." Faun podniósł gardę.

 

„Tak, pewnie jak te świnki morskie." Kubas również przygotował się do walki. „Zaczynam!" Kubas rozpędził się i otoczył głowę energią runa. Chciał mu przyrąbać w ryj, ale ten, dzięki kopytom wyskoczył wysoko do góry unikając obrażeń. Następnie odbił się od krzaków i przykopał z kopyt w potylicę Kubasa przewracając go na japę. „Ała!" Nasz bohater złapał się za głowę i szybko zebrał się na nogi.

 

„Mówiłem, że jestem mocny." Faun był pewny siebie.

 

„Skoro tak nazywasz skakanie w te i wewte to spoko." Kubas ponownie zebrał Worywoku w głowie, ponownie się rozpędził i ponownie chciał zaatakować. Faun jednak ponownie odskoczył.

 

Tym razem jednak Kubas w ostatniej chwili złapał go za nogę i jebnął nim w ziemię, że aż się zakurzyło.

 

TRACH

 

Kubas szybko przygniótł kozę, stawiając jej nogę na torsie po czym wykorzystał moc, którą miał wokół głowy.

 

„Hammer Head!"

 

Pizdnął mu tak w japę, że rozkwasiło mu nos i połamało rogi. Jedyne co zdołał wykrzyczeć, mimo, że krztusił się zębami i krwią to to, że się poddaje. Na leżąco wyjął z majtek coś co wyglądało jak nocna lampka. Wręczył ją Kubasowi.

 

„To jest Lampa Dżina? Ok..." Ucieszony Kubas nie mógł powstrzymać dumy z samego siebie. Nie doszło jeszcze do niego, że wygrał Turniej Trójmagiczny. „Jak się tego używa? Widzę kabel, ale tu nie ma kontaktu."

 

Faun powoli wstawał z ziemi, trzymając ręce na rozkwaszonym ryju.

 

„Musisz przetrzeć parę razy." Wytłumaczył.

 

„A więc to jest specjalna czynność. Ok."

 

„Nie. Po prostu jest tak zakurzona, że otwór, z którego wychodzi dżin jest zatkany."

 

„Aha." Kubas już chciał rękawem przetrzeć lampę, ale w pewnej chwili, jego znak nad prawą brwią tak zaczął go boleć, że aż padł na kolana. „Aaaaaaaaagh!" Krzyknął łapiąc się za kłujące miejsce. Nagle wszystko wokół zrobiło się mroczne a przed Kubasem przestrzeń zaczęła się zakrzywiać w trudny do opisania sposób. Ktoś pojawił się przed Kubasem, ale ten walczył o to by nie paść na ziemię. Nie chciał też wypuścić lampy z ręki. „Co? Kto?" Wydumał z siebie okularnik spoglądając powoli do góry, ale tak naprawdę to znał odpowiedź na te pytania. Czuł już te energie nie raz, nie dwa, ale nigdy tak intensywnie.

 

W końcu z trudem, ale wstał na nogi.

 

Kilka kroków od niego stała pewna kobieta, na oko tak po dwudziestce. Miała długie czarne włosy a ubrana była w czarno-szarą zbroję z wielkimi naramiennikami, które nabite były kolcami. Z tyłu powiewała bordowa peleryna a na głowie miała złoty diadem z zielonym kryształem na środku.

 

Byłaby całkiem ładna, gdyby nie złowieszczy wyraz na piegowatej twarzy. Przeszywała Kubasa czerwonymi oczami.

 

„Witaj śmieciu." Powiedziała do Kubasa kobieta, ale swoim normalnym kobiecym głosem, trochę wyćwiczonym na złowieszczy.

 

„Ty jesteś! Diablica Martwica!" Wykrzyczał Kubas. Sam nie wiedział czy był przerażony czy podekscytowany. Stanął oko w oko z głównym bossem.

 

W końcu.

 

„Zgadza się. Przybyłam by odebrać ci życie i zmienić swoje przeznaczenie." Uśmiechnęła się zła kobita podnosząc rękę, na której założone miała coś, co wyglądało jak złote pazury.

 

„No przyznam, że to było spoko wejście, ale zaraz będziesz robiła wypad z tego świata." Kubas pokazał jej lampę i zaczął ją przecierać. „Pokaż się dżinie z lampy i spełnij moje życzenie!"

 

Z lampy zaczął lecieć śmierdzący dym po czym pojawił się jakiś człowiek w turbanie. Diablica Martwica złapała się za nos i nie mogąc się powstrzymać zapytała.

 

„Chryste panie co tak jebie?"

 

Dżin się zaczerwienił.

 

„No jakbyście miliard lat byli zamknięci w małym pojemniku, gdzie nie dochodzi powietrze to też musielibyście nauczyć się żyć we własnych pierdach."

 

W przeciwieństwie do Diablicy, Kubasowi nawet podobał się kujący w nos smrodek. Od razu przypomniał mu się Włodek. Dżin odwrócił się do Kubasa i pokłonił niczym sługus.

 

„Jakie jest twoje życzenie?"

 

„Zajeb te sukę!" Wskazał palcami na Diablicę.

 

„Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem." Dżin wstał, zacisnął pięści i rzucił się na Diablicę, ale ta jednym machnięciem ręki stworzyła czarną fale energii, która zniszczyła go w drobny mak.

 

„Ja pierdole." Kubas wyjebał lampę. „Do dupy z taką nagrodą. Sam się tobą zajmę." Podniósł gardę po czym zaczął ładować Worywoku wokół głowy. „W końcu się ciebie pozbędę i będę miał spokój! Czemuś się tak na mnie uwzięła szmato!"

 

Diablica Martwica była lekko zszokowana.

 

„Jak to? Lordowie ci nie powiedzieli? Hahahaha!" Złowieszczy śmiech.

 

„Nie powiedzieli mi czego!?" Zainteresował się Kubas.

 

„Tego...

 

Chwila napięcia.

 

...że jesteś wybrańcem."

 

„Co kurwaaaaa....."

 

***

 

„Widzisz na każdym ze światów, dobro i zło walczą ze sobą bez ustanku. Ziemia nie jest wyjątkiem." Zaczęła tłumaczyć Diablica Martwica. „W tym okresie to ja reprezentuję zło na ziemi, głównie dzięki temu." Diablica zdjęła złote pazury z lewej dłoni i pokazała Kubasowi znak na jej wewnętrznej stronie. „To jest Runa Akunoo zwana również Runą Mroku albo Runą Zła. Daje mi władzę nad wszystkim co złe." Założyła z powrotem pazury. „Ale w każdym świecie pojawia się też osoba, która jest wybrańcem, czyli tym, która pokona wszelkie zło."

 

„I to niby ja jestem tym wybrańcem?" Nie mógł uwierzyć Kubas. „Skąd wiesz?"

 

„Według przepowiedni wybraniec będzie miał krzywy ryj oraz będzie runinem. Wszystko się zgadza. Od wielu, wielu lat poszukiwałam wybrańca by pozbyć się go zawczasu, ale dopiero kilka lat temu udało mi się ciebie odnaleźć. Pomyśleć, że byłam pewna, że mam cię z głowy, gdy wyjebaliśmy twój pałac w powietrze."

 

„Co ty powiedziałaś?" Kubas nie mógł uwierzyć własnym uszom. „Mój pałac? Myślałem, że to był wybuch gazu!"

 

„Bzdura! Wynajęłam Osamę The Bill Ladena by wysadził cię w powietrze! Byłam pewna, że zginąłeś, a gdy okazało się, że ty i twój zdałniony kolega przeżyliście to już lordowie mieli cię na oku! Ale teraz ci nie pomogą!"

 

„Ty szmato zabiłaś moich rodziców!!!" Kubas w jednej chwili zaczął się wkurwiać a energia z głowy zaczęła rozchodzić się po całym ciele.

 

„Ty byłeś celem więc w sumie zginęli przez ciebie. Buhahahaha!"

 

„Zabije cię! Wraghhhhh!" Wystarczyła chwila by Kubas odpalił swoją najpotężniejszą technikę, czyli Szał Bojowy. Był tak wściekły i zły jak jeszcze nigdy co owocowało olbrzymią potęgą. Worywoku prawie rozrywało jego ciało. Oczy poczerwieniały a z ust zaczęła lecieć piana. Wszędzie pojawiły się nabrzmiałe żyły.

 

Kubas stracił nad sobą panowanie. Wystrzelił jak z armaty w stronę swojej przeciwniczki. Jeszcze nigdy nie był tak szybki.

 

„Wraghghghg!" Nie potrafił się już normalnie wysławiać.

 

Emocje wzięły górę.

 

Kubas był potężny jak jeszcze nigdy.

 

A jednak.

 

Diablica Martwica otworzyła gębę, przed którą pojawiła się czarna kula mocy.

 

„DM Flasher!" Wykrzyczała a z kuli wystrzelił olbrzymi czarny promień złej mocy, który pokrył Kubasa. Gdy zniknął nasz bohater leżał na ziemi rozjebany i rozkrwawiony a po energii i jego wkurwie nie było już śladu. „To było łatwiejsze niż myślałam." Ucieszyła się Diablica, która spojrzała na Fauna, który obserwował biernie porażkę Kubasa. „Ty jesteś następny?"

 

„O nie, nie, za mało mi płacą." Powiedział po czym spierdolił. Antagonistka zaś podeszła do Kubasa i przygotowała pazury by dobić naszego bohatera.

 

Czy to koniec Kubasa?

 

Czy w końcu nie będę musiał tego opowiadać?

 

Czy w końcu dostanę wypłatę?

 

Otóż na wszystkie te pytania muszę odpowiedzieć.

 

Nie

 

Zanim bowiem Diablica dobiła nieprzytomnego Kubasa, oberwała po plecach z pocisku energii.

 

„Co jest!?" Wkurzyła się zła baba, którą odrzuciło trochę do tyłu. Dostała w miejsce na plecach, gdzie nie mogła się nawet podrapać.

 

Wszyscy znamy ten ból.

 

Okazało się, że zawodniczka turnieju – Trini przybyła z pomocą w ostatniej chwili.

 

„Zostaw go!" Krzyknęła wściekle, gdy zobaczyła rozwalonego głównego bohatera.

 

„Ach to ty? Świetnie. Nie sądziłam, że będzie mi dane zniszczyć dwoje wybrańców tego samego dnia." Szczerze, ale złowieszczo uśmiechnęła się Diablica.

 

„Czego nie zrobi zazdrosna kobieta. Beta Flasher!" Trini wypluła z buzi potężny złoty promień, ale jej przeciwniczka odbiła go pazurami. „Co! Mój najlepszy atak!" Przeraziła się Trini.

 

„Jesteś taka żałosna. Nie wierzę, że zostałaś wybranką Kalangelu."

 

„To lepiej uwierz i pogódź się z tym! Beta Flasher!" Drugi promień skończył tak samo jak pierwszy. Odbity w pizdu.

 

„To wy lepiej pogódźcie się ze śmiercią! DM Flasher!" Tym razem to Diablica wypuściła z ust olbrzymi czarny promień. Trini stworzyła przed sobą zaklęcia defensywne. Wyglądały jak przezroczyste złote tarcze. Niestety zostały rozbite jakby były ze szkła (i to takiego chujowego jak z aliexpress). Nasza młoda bohaterka zasłoniła się rękoma czekając na najgorsze.

 

Ale najgorsze nie nadeszło.

 

A przynajmniej dla Trini. Podniosła głowę i zauważyła, że ktoś zasłonił ją własnym ciałem.

 

Był to BoB, który stał przed nią z rozłożonymi ramionami, tak by jak najwięcej promienia objęło jego ciało.

 

„BoB!" Krzyknęła bez namysłu.

 

„Myślałem, że moja skóra i jej absorbcja poradzi sobie i z tym atakiem...chyba...się.....pomyliłem..." Wyjaśnił BoB po czym padł na ryj nieprzytomny.

 

„Więcej was matka nie miała?" Parsknęła śmiechem Diablica, która nie miała nic przeciwko, że zwiększy się ilość jej ofiar. Nagle jednak uśmiech zamienił się w grymas bólu, bo stanęła cała w płomieniach.

 

BOOM

 

„Jeszcze tylko ja." Rzekł pułkownik James, który poczęstował sukę Fire Ballem.

 

„Skąd się tutaj wzięliście!" Zapytała Trini, uradowana na ich widok.

 

„Ja i Bob walczyliśmy ze sobą, ale wyczułem mroczną energię i namówiłem go, żebyśmy to sprawdzili. Może nie potrafię wyczuwać Worywoku tak samo jak Kubas, ale jako runin też jest podatny na jego zmiany." Powiedział akurat, gdy Diablica zamachnęła się ręką i zniwelowała ogień. Wygląda na to, że jedyne szkody jakie doznała to nadpalona peleryna. „Ty jesteś Diablica Martwica prawda?" Zapytał James, mimo że w duchu znał odpowiedź. „Zapłacisz za całe zło jakie zrobiłaś." Ponownie wycelował w nią swoją dłoń, na której widniała blizna po runie.

 

Zanim jednak antagonistka odpowiedziała, Trini poczuła jak coś ją złapało za ramię. Okazało się, że rozjebany Kubas odzyskał przytomność i szeptem zaczął ją o coś prosić.

 

„Z drogi śmiecie. Muszę dobić Kubasa, bo widzę, że skurwiel jeszcze się rusza." Zaszczyciła odpowiedzą piegowata królowa zła.

 

„Pewnie by mu się należało, ale nie mogę na to pozwolić! Fire Ball!" Kolejna kula ognia poleciała do celu, ale tym razem została przecięta przez pazury zanim wybuchła. „Shit..."

 

„Teraz ja." Tym razem to Diablica wystawiła rękę i wystrzeliła pociskami czarnej energii. James nie zdążył zareagować. Okazało się, że jego ciało było zbyt poobijane po walce z BoBem. Oberwał więc.

 

Ale nie z czarnych pocisków.

 

Tylko z kopa w ryj co go odrzuciło w krzaki.

 

Dzięki czemu „uniknął" ataku.

 

„Co jest kurwa!" Złapał się za policzek i ujrzał winowajcę. Był to całkowicie zdrowy Kubas (przynajmniej na ciele, bo nie na umyśle). „Kubas! To ty jeszcze dychasz?"

 

Diablica również stała trochę zszokowana.

 

„Co jest? Przecież trafiłam go swoją najlepszą techniką." Powiedziała bardziej do siebie niż swoich przeciwników.

 

„Dycham i zaraz zajebie te sukę. Teraz to sprawa prywatna." Rzekł dalej wkurwiony Kubas. Gdy ten pierdolił swoje deklaracje, Trini podeszła do Jamesa i wręczyła mu jakiegoś cukierka, sama przegryzając jednego.

 

„To fasolka Sensu. Kubas je miał. Jak widzisz, zwracają całkowicie zdrowie." Powiedziała to co przed chwilą usłyszała po cichu od Kubasa. Na jego prośbę, włożyła mu jedną do ust. Gdy pułkownik rozgryzł pudrowego cukierka, poczuł się jak nowo narodzony. „Niestety BoB nie ma ust, więc nie mam mu jak dać fasolki a jestem beznadziejna w leczących zaklęciach... sorki." Zaśmiała się z bezsilności dziewczyna.

 

„Nie przejmuj się. Teraz gdy odzyskałem siły i Worywoku to sam ją rozwalę." Powiedzieli prawie jednocześnie Kubas i pułkownik, gdy stanęli ramię w ramię.

 

„Ale powiedz mi jedno. Jak udało ci się ominąć barierę lordów? Zapewniano nas o bezpieczeństwie." Dopytywał się James.

 

„Co za różnica!? Zajebie ją za to co mi zrobiła!" Kubas ledwo się powstrzymywał by jej się nie rzucić do gardła. Pamiętał jednak jak skończyło się to przed chwilą.

 

„Widocznie lordowie, którym tak ufacie nie są wszechpotężni." Stwierdziła Diablica. „Wiem, że jestem głównym złym, ale nie będę zdradzała wam wszystkich moich sztuczek."

 

„Obawiam się, że to moja sprawka." Bohaterowie usłyszeli jakiś głos, nie wiadomo skąd. Obok Diablicy zakrzywiła się czasoprzestrzeń czy kurwa niewidomo co, ale wyglądało to jakby powstało pęknięcie w rzeczywistości. Z dziury wyszedł pewien mężczyzna chociaż miał wielki damski, czerwony kapelusz. „Witam państwa." Powiedział odsłaniając młodą twarz, na którą opadały jasno niebieskie włosy. Ubrany był w pomarańczowy, długi płaszcz.

 

„To ty!?" Krzyknął bardzo zdziwiony Kubas co zmniejszyło chwilowo jego wkurw na Diablicę.

 

„Znasz tego pedzia?" Zdziwił się James (chociaż nie tak bardzo, bo w końcu Kubas miał samych zjebanych znajomych)

 

„Spotkałem go, gdy ćwiczyłem w Sali Ducha i Czasu razem ze Ździrają. Ale myślałem, że mi się przyśnił czy coś."

 

„Co?" Teraz to Diablica zadała pytanie. „Czy ty nie potrafisz usiedzieć na dupie Valerian? Po co do niego polazłeś?"

 

„I co to znaczy, że to twoja sprawka, że pokonaliście barierę?" Przypomniał swoje poprzednie pytanie pułkownik

 

„Chciałem zobaczyć kogo się tak obawiasz." Odpowiedział spokojnie.

 

„Nikogo się nie boje!" Wkurzyła się Diablica.

 

„Powiedzmy, że mam pewne moce, które pozwalały mi na ominięcie bariery." Popisał się Valerian (bo tak się nazywała ta postać).

 

„Tylko nie mów mi, że jesteś kolejnym runinem, bo się wkurwię na autora." Tak brzmiały słowa Kubasa.

 

„Jestem runinem." Tak zabrzmiała odpowiedź Valeriana.

 

„No kurwa!" Kubas już wcześniej czuł od niego dziwną moc. Mógł się domyśleć, że chodzi o Worywoku.

 

„Dosyć!" Krzyknęła Diablica Martwica. „Jesteś Kubas w mojej pułapce i teraz zginiesz razem ze swoimi przyjaciółmi! Zdychaj!" Podniosła ręce i zaczęła tworzyć coś na kształt wielkiej kuli złej energii, która ciągle rosła. Następnie rzuciła nią w bohaterów krzycząc. „DeMi Ball!" James stworzył ogniste ostrza na swoich dłoniach a Kubas przeniósł mnóstwo swojej energii do głowy. Ich blizny po runach zaczęły świecić. Praktycznie jednocześnie uderzyli (James dłonią a Kubas głową) w czarny pocisk, blokując jego dalszą trasę.

 

Ale mroczne Worywoku nie znikało. Nasi bohaterowie używali całej swojej siły i mocy by siłować się z potężną techniką. Po jakimś czasie jednak zaczęli tracić siły i kula prawie ich objęła.

 

„Cholera!" Krzyknął Kubas, który napierał głową z całej siły. Na szczęście z pomocą przyszła Trini, która za pomocą swojego nowego pistoletu zestrzeliła kulę na bok. Jednak nie uchroniło ich to przed wybuchem złej mocy, który rozjebał wszystko wokół.

 

SRUUUUUU JEB

 

Centrum labiryntu zniknęło z powierzchni ziemi. Nasi bohaterowie przeżyli tylko dlatego, że nie byli w epicentrum wybuchu.

 

„Co za moc." Przeraził się James. Dobrze wiedział, że jego kule ognia nie zrobiły by nawet połowy tego co technika Diablicy.

 

„Żyjecie?" Zapytała Trini, która ochroniła siebie i BoBa prostymi technikami defensywnymi.

 

„Jakoś." Kubas otrzepał się z pyłu i ziemi. Po tym co zobaczył przeklinał w duchu, że jest tak słaby w porównaniu ze swoją przeciwniczką. A zdążył być już taki dumny z siebie w tej części.

 

„No proszę, to jeszcze nie koniec." Ponownie pojawił się znikąd Valerian. Popatrzył na Diablicę, która zaczęła być coraz bardziej wkurwiona.

 

„Ja pierdziele, ile można się pierdolić z takimi robakami." Krzyknęła i zaczęła ładować kolejną kule złej mocy. Zanim jednak dokończyła technikę, ktoś pierdolną żarówką pod jej nogi. Gdy tylko na nią spojrzała, została oślepiona przez ostry blask. „O kurwa moje ajsy!" Złapała się za gały, zresztą nasi bohaterowie też. Zanim zdążyli zapytać co się dzieje, usłyszeli mnóstwo kroków i przeładowywanych broni. Gdy tylko przetarli oczy, zobaczyli, że cały środek areny otoczony został przez oddziały Turksów a także przyjaciół Kubasa takich jak Ździraja, Anielica Żywica, Kupizzz, Oluś czy nawet Włodek. I to właśnie ten ostatni stał za rzuceniem oślepiającej żarówki. To były jego nowe zabawki – Pociski Edisona.

 

„Jak!?" Krzyknęła Diablica Martwica, gdy odzyskała wzrok. „Jakim cudem wszyscy się tutaj pojawili!?"

 

„Dostaliśmy cynk, że Kubas i inni zawodnicy są w pułapce." Rzekł Ździraja. „Rumun zdradził nam twój plan!"

 

„A więc coś musiało pójść nie tak w USA." Uśmiechnął się Valerian, który podszedł do Diablicy i złapał ją za ramię.

 

„Zostaw mnie!" Wyrwała się kobieta. „Jeśli trzeba to rozwalę ich wszystkich."

 

„Nie czekać na rozkaz!" Krzyknął pułkownik James. „Strzelać bez rozkazu!" Po tej komendzie rozległo się napierdalanie karabinami i pistoletami. Zanim jednak pociski sięgnęły celu, Valerian i Diablica zniknęli w zagiętej przestrzeni czy coś w tym stylu.

 

Nastała chwila ciszy. Anielica Żywica podbiegła do Trini i BoBa i gdy upewniła się, że tej pierwszej nic nie jest, zaczęła uzdrawiać tego nieprzytomnego. Włodek podszedł do Kubasa i złapał go za ramię. Widział, że jest nie w humorze. Takie samo odnieśli wrażenie żołnierze Turksów, gdy patrzyli na swojego pułkownika. Postanowili sami się przegrupować i na razie zostawić go w spokoju. Gdy dano im chwilę odetchnąć, odezwał się Ździraja.

 

„Obawiam się, że to nie koniec złych wiadomości." Zwrócił się zarówno do Kubasa jak i Jamesa. „Posłuchajcie uważnie..."

 

***

 

Turniej Trójmagiczny okazał się fiaskiem zarówno dla Kubasa i jego przyjaciół jak i planów Diablicy Martwicy. Jednak to ci pierwsi bardziej odczuli porażkę. Gdy Ździraja tłumaczył wszystkim to, czego dowiedzieli się od Rumuna, nasi bohaterowie nie mogli uwierzyć. Szczególnie pułkownik James.

 

Marszałek Malina pracuje dla Diablicy Martwicy.

 

Ta wiadomość sprawiła, że żołnierze wpadli w panikę i dezorientację. Jednak to inna sprawa załamała bohaterów a dokładniej wieść o śmieci porucznika Maxa i Gersa. Kubas był załamany, ale trudno mu było skupić się na jednej sprawie. Miał w głowie mętlik. Śmierć przyjaciół, gadanina o jakimś wybrańcu, bezsilność wobec Diablicy, prawda o śmierci jego rodziców, wygrana PiSu w wyborach w 2019 roku (mimo, że w powieści jest 2005 rok) – po prostu nie mógł tego wszystkiego pojąć.

 

A jednak starczyło mu siły by spojrzeć smutno na pułkownika i zobaczyć jego reakcję na śmierć przyjaciela. Ten jednak rozkazał żołnierzom (w tym Olusiowi) powrót do bazy i sam niewzruszenie, bez pożegnania powrócił na Ziemię. Reszta bohaterów również opuściła wymiar Czary Ognia i przenieśli się dzięki wróżce do Pałacu Lordów.

 

***

 

Nasz główny bohater miał tylko chwilę by wszystko sobie poukładać. Był wyczerpany psychicznie, ale wściekły w sercu. Postanowił, że wydobędzie z lordów wszystko czego chce się dowiedzieć. Powiedział sobie, że wywarzy drzwi z kopa i pewnym krokiem wparuje do głównej sali i będzie ich wypytywał niczym podejrzliwa o zdradę żona.

 

Jego plan zjebał się, ponieważ zostali przeniesieni od razu do głównej sali i nie mógł zrobić swojego manewru z drzwiami. To go trochę przygasiło.

 

„Dobrze, że nic ci nie jest." Rzekł któryś z lordów. „Inaczej nie powstałyby kolejne części powieści i nie moglibyśmy się chwalić swoją zajebistością". Dodał kolejny a trzeci mu przytakiwał.

 

„Możecie mi wyjaśnić o co tutaj kurwa chodzi!?" Do rzeczy przelazł Kubas. „O co biega z tym całym wybrańcem!? Wiedzieliście, że ta szmata wysadziła w powietrze moich starych!? I dlaczego wasza „zajebista bariera" okazała się chujowa i bezużyteczna niczym Ron w Harrym Potterze!?"

 

Reszta bohaterów nie chciała się wtrącać w rozmowę, ale uważnie się przysłuchiwali. Również byli ciekaw tego co powiedzą lordowie. Ci spojrzeli na siebie po czym zaczęli odpowiadać na pytania małego gnoja w okularach. Zaczął lord Tom'Ash (jak zwykle zresztą)

 

„Co do bariery, nie potrafimy ci odpowiedzieć. Naprawdę nie ma możliwości by ktoś bez naszej wiedzy ją przekroczył albo złamał." Lordowie byli równie zdziwieni jak reszta bohaterów. „Poza tym pozostała nietknięta."

 

„A więc jak Diablica ją przekroczyła?" Zastanawiała się Anielica.

 

„Tam był jeszcze jakiś koleś – Valerian się nazywał z tego co pamiętam." Zaczęła Trini. „Podobno to dzięki niemu była w stanie nas zaatakować."

 

„Racja, to ten, który odwiedził mnie w Sali ducha i czasu." Dopowiedział Kubas. „Mówił, że też jest runinem. Może to o to chodzi."

 

„A więc ta zagadka została rozwiązana." Od razu powiedział lord Ski-O. „Jest jedna runa, która pozwala na tworzenie sztucznych pół-wymiarów za pomocą Worywoku. Nazywa się runą Supess, czyli Runą Przestrzeni. Jeżeli to jej moc posiada, ominięcie tak potężnej bariery jak nasza nie było dla niego problemem."

 

„A wybraniec!?" Nie dawał za wgraną Kubas.

 

„Dostaliśmy przepowiednie, że osoba, która będzie posiadać moc runa oraz będzie mieć krzywy ryj, zostanie wybrańcem ziemi. Od razu wiedzieliśmy, że to ty." Przyznał lord P.Ter.

 

„Dlaczego mi nie powiedzieliście!?"

 

„Nie chcieliśmy, żebyś czuł jeszcze większą presje związaną z losami świata. Jesteś jeszcze gówniarzem. Chcieliśmy, żebyś rósł siłę pod naszym okiem i stał się godnym tytułu wybrańca." Kontynuował lord. „Gdybyśmy zdradzili ci, że to właśnie Diablica stoi za zabiciem twoich starych, kierowałaby cię jedynie rządza zemsty."

 

„Co by doprowadziło do twojej zguby." Pałeczkę przejął lord Tom'Ash. „Bardzo zwiększyłeś swoją moc a i tak wobec niej byłeś bezsilny." Kubas spokorniał. Wiedział, że mieli racje.

 

Był żałosny (o czym my wiemy od pierwszej części)

 

Nastała chwila ciszy, którą przerwała Trini.

 

„Nie przejmuj się Kubas. Bycie wybrańcem nie jest takie złe. Ja też jestem wybranką swojego świata pamiętasz?" Chyba starała się go pocieszyć, ale nie za bardzo jej to wszyło.

 

„A gdzie jest Rumun?" Zapytał nasz główny bohater.

 

„W swojej szopie wafli za zamkiem. Dostał fasolkę Sensu i poszedł odpocząć, bo wieczorem musi przetkać kible."

 

„W takim razie go odwiedzę." Powiedział Kubas po czym opuścił resztę. Nikt, nawet Włodek, nie podążył za nim. Widać było, że chciał odejść sam.

 

„Co teraz?" Zapytała zmartwiona Anielica Żywica. „Cały plan z Turniejem Trójmagicznym poszedł w pizdu."

 

„Skoro Kubas jest wybrańcem to nie ma wyjścia." Odpowiedział Ździraja. „Prędzej czy później będzie musiał się zmierzyć z Diablicą Martwicą. A ja pomogę mu się przygotować."

 

„To by był najlepszy scenariusz. Pytanie czy Kubas nie straci teraz zapału." Zastanawiali się lordowie.

 

***

 

Nie tylko Kubas odwiedził Rumuna. W jego dziurawej budzie, która wyglądała jak powiększona szopa na szczotki byli też Magda i Kupizzz. Kubas już dawno zastanawiał się, czemu rudy musiał mieszkać w rozwalającej się szopie, skoro w pałacu było jakieś miliard wolnych komnat. Ale w końcu uświadomił sobie odpowiedź.

 

Lordowie byli chujami.

 

Gdy Magda zobaczyła Kubasa od razu rzuciła się do niego z przytulasami.

 

„Słyszałam co się stało. Cieszę się, że jesteś bezpieczny."

 

„A co z Rumunem?"

 

„Jajco." Odpowiedział sam Rumun, który siedział na krześle i nastrajał PRL-owski telewizor. Chciał obejrzeć milionerów, ale antena nie pomagałą w zadaniu. „Oboje dostaliśmy łomot więc jeżeli przylazłeś mnie pocieszać to sobie daruj."

 

„Przylazłem powiedzieć, że jakieś kible masz przetykać jeszcze dzisiaj czy coś."

 

„Aha."

 

„Ale dałeś z siebie wszystko prawda?" Zapytał Kubas a Rumun milczał.

 

„Nie wiem. Wszystko działo się tak szybko. Gersowi zrobiono pranie mózgu, zaatakował nas. I jeszcze ta niewidzialna bicz. Znaleźliśmy się w niezłym bagnie. Tylko dzięki porucznikowi, jakoś się z tego wykaraskałem."

 

„Żal mi ich. Gersa mniej co prawda, ale to byli nasi przyjaciele." Kubas lubił się chwalić, że ma przyjaciół nawet jeśli ci się za takich nie uważali.

 

„To w takim razie przekształć te złe emocje w siłę i skieruj je przeciwko Diablicy. Ja tak zrobię." Poradził Rumun Kubasowi. „To lepsze niż siedzenie na dupie i użalanie się nad sobą. Nawet z takim ryjem."

 

Kubasowi zrobiło się głupio, że taki Rumun prawi mu morały. Wiedział, że ma rację a jednak tak trudno było mu się pozbierać.

 

Potrzebował czasu.

 

Poprosił Wróżkę Wali Gruszkę by przeniosła go do domu.

 

***

 

Minęły dwa dni.

 

Nasz bohater poukładał sobie wszystko w głowie. Lordowie mieli rację. Czuł teraz presje jak nigdy wcześniej. Wziął sobie jednak do serca słowa Rumuna. Miał zamiar skierować cały swój gniew tylko na jeden cel.

 

Stać się silniejszy by zajebać Diablice Martwicę.

 

A przy okazji uwolnić świat od zła.

 

To pierwszy raz, kiedy jego marzenie stania się prawdziwym chłopcem zeszło na drugi plan.

 

„Hej Kubas. Zejdziesz na chwilę na dół?" Zapytał go Włodek.

 

„A co się stało?"

 

„Masz gości."

 

Kubas z ciekawości w towarzystwie Włodka zszedł klatką schodową przed blok. Już dwa dni temu portal do Czary Ognia został usunięty z tego miejsca.

 

Ździraja, Trini, Anielica Żywica, BoB oraz profesor Duczman to osoby, które czekały na Kubasa na dole.

 

„Co tam mordy?" Zapytał okularnik a reszta ucieszyła się, że ma trochę lepszy humor.

 

„Chcieliśmy się pożegnać." Powiedział BoB. „Wyruszamy ogarniać własne sprawy." Dodał podając rękę Kubasowi. „Mam nadzieje, że uda nam się kiedyś ponapierdalać."

 

„Wolałbym nie, ale niech ci będzie." BoB oraz Duczman pożegnali się ze wszystkimi i odeszli tylko w sobie znaną drogę, czyli w prawo. „A co z wami?" Spojrzał na dwie anielice.

 

„Dobre pytanie." Podrapała się po głowie starsza z nich. „Mieliśmy powrócić do Kalangel po wypełnieniu zadania. A Diablica jak żyje tak żyje."

 

„To, dlaczego nie zostaniecie u nas na ziemi, dopóki nie skopiemy jej dupska?" Zapytał Ździraja.

 

„Skoro tak ładnie prosisz." Nie trzeba było długo przekonywać Anielicy Żywicy. Może miała słabość do śmierdzących potem dziadów, chuj wie. „Bardziej martwię się, że długa nieobecność Trini źle wpłynie na nasz wymiar. W końcu to wybranka."

 

„No proszę zostańmy. Tutaj przynajmniej coś się dzieje, nie jak u nas." Zaczęła przymilać się do niej Trini.

 

„No dobrze, ale nie jesteśmy tutaj na wakacjach."

 

„Huraa!" Ucieszyła się młoda wybranka. „To może zamieszkamy w pałacu lordów. Widziałam tam miliardy wolnych komnat."

 

„Pewnie nie będą zadowoleni, ale to lepsze niż tułać się po hotelach. Szczególnie, że nie mamy pieniędzy z tego świata."

 

„To tak jak ja." Dodał Włodek chociaż nikt go nie słuchał.

 

„A co z tobą Kubas? Dwa dni wystarczyły by strzelić klocka?" Zapytał jego mistrz.

 

„Tak. Przecież jako wybraniec nie mogę być frajerem."

 

„No to trochę za późno, ale przynajmniej musimy sprawić, że nie będziesz słaby. Może nie w Sali Ducha i Czasu, ale kontynuujemy trening. Co ty na to?"

 

„Jak na lato."

 

„A więc zabieraj dupę w troki i zapierdalamy."

 

„No dobra ale musisz poczekać, bo serio klocka mi się zachciało postawić."

 

„No kurwa."

 

I to koniec tej części. Nie chce mi się opowiadać o ckliwym zakończeniu więc przedstawię co czeka nas i was w szóstej części Kubas Adventure.

 

Jakie nowe moce zyska Kubas i czy będzie z nich zadowolony? Jak ułoży się jego współpraca z pułkownikiem Jamesem? Co znowu wymyśliła Diablica Martwica? Jakich więźniów spotka na swojej drodze w Azkabanie i dlaczego tam wylądował? I co wydarzyło się w Wietnamie w 1998 roku?

 

Przed wami: Kubas Adventure 6 i Więźniowie Azkabanu.

 

Aż ciśnie na zwieracze.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania