Poprzednie częściLBnP 29 Taniec uczuć

LBnP 36 - Serce w ogniu

Odzyskałam świadomość, lecz nic nie widziałam. Ale zaraz, zaraz, dlaczego w ogóle musiałam ją odzyskiwać? Cóż, pytanie jest, odpowiedzi brak.

Wszędzie dookoła panowała ciemność, jednak czułam przeszywający chłód, a raczej, aby być w pełni precyzyjną, po prostu zimno. Dlaczego nie mogłam od razu określić tego, jak się czuję? Czyżby to właśnie przez chwilowe przebywanie umysłu w nieświadomości? Możliwe. Mimo to pewności mieć nie mogłam.

Starałam się otworzyć oczy, choć nie wiedziałam, czy w ogóle mam taką zdolność. Siłą woli i umysłu próbowałam zmusić mózg, aby wysłał impuls nerwowy do powiek, nakazujący im się otworzyć.

Chwila skupienia i udało się...

Lecz jakim kosztem...

Zewsząd uderzyły mnie bodźce wzrokowe. Moje oczy zareagowały, jakby nie były do tego przyzwyczajone, jakby zapomniały, czym jest światło.

Czyżbym straciła świadomość na znacznie dłuższy czas, niż myślałam? Szczerze, nie wiedziałam.

Jednego byłam pewna. Wszechobecne zimno dawało się we znaki, a oczy bolały.

Stałam tak jeszcze jakiś czas, aby przyzwyczaić wzrok do panujących warunków.

Wreszcie obraz zyskał ostrość. To, co ujrzałam, kompletnie mnie zaskoczyło.

Biel, świat okryty grubą śnieżną pierzyną. Sceneria tak bajeczna jakby sama Matka Natura przyłożyła do tego rękę. I może tak było?

Rozejrzałam się dokładnie. Wszystko idealnie obsypane delikatnymi kryształkami, drzewa pozbawione liści. Najprawdziwsza zima. Najwięcej jednak autentyczności dodawała jej z pewnością temperatura.

Postanowiłam. Pora się stąd ruszyć.

Przed tym jednak spojrzałam jeszcze dokładnie na siebie. Ubrana byłam w jakiś dziwny strój, coś a la biały worek, który został jakby poplamiony dużą ilością czerwonej farby? Nie miałam czasu się nad tym zastanawiać.

Jeśli nie ruszę przed siebie i zamarznę, to nawet nie będę miała jak.

 

*

 

Wędrowałam tak już jakiś czas. Tak mi się przynajmniej zdawało, gdyż szczerze powiedziawszy, przedzierając przez zaspy białego puchu i widząc w promieniu kilkuset metrów tylko i wyłącznie śnieg, trudno było cokolwiek określić, wraz ze swoim położeniem. Ktoś pewnie powiedziałyby – „Spójrz na słońce.” A ja mu powiem: „Co tam słońce?” Oślepia tylko niemiłosiernie, moje i tak już delikatne oczy.

Szłam tak jeszcze długo i długo, co jakiś czas pocierając i chuchając na dłonie, aby choć w minimalnym stopniu się ogrzać. Niewiele pomagało, ale lepsze to niż nic.

Przyznam, że drętwiały mi ręce i nogi. Coraz trudniej przychodziło stawianie kolejnych kroków.

Jeden.

Drugi.

Trzeci.

Jakbym miała kłody zamiast kończyn. Przeszłam jeszcze kilka metrów i w końcu upadłam...

Po prostu upadłam...

Zwątpiłam, tylko w co? Ciało ciężkie, przejmujący mróz, przeszywający aż do kości.

Co to za miejsce?

Dokąd w ogóle podążam?

Po co?

Dlaczego?

Umysł również odmawiał mi posłuszeństwa, choć próbowałam myśleć. Jeszcze raz, postaraj się. Pojawiłam się tu i co? I nic. Dlaczego idę? Wzbijając się na wyżyny wysiłku, znalazłam odpowiedź na to pytanie.

Bo nie mam wyjścia. No, co innego mam zrobić? Wielka przestrzeń, nic tylko iść, zwłaszcza że brak ruchu oznacza śmierć z wychłodzenia.

Ale ja nie mogę się ruszać. Nie mam siły.

Czy tu umrę? W tym „Nigdzie”?

Byłam bezradna. Klęczałam, nasłuchując, czy nie znajdzie się ktoś, kto jednak mnie ocali. Tylko tyle mogłam zrobić.

Zamknęłam oczy i skupiłam się, najbardziej jak mogłam. Na tyle, na ile pozwalał mi jeszcze świadomy umysł i żywe ciało.

Słuchałam.

Cisza.

Chciałam krzyknąć, z całych sił. Nic, żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Straciłam głos z powodu zimna? Z powodu odwodnienia? Możliwe.

Porażka.

Ale co chciałam osiągnąć? Dziwne pytanie? Nie. Porażkę odnosi tylko ten, kto chciał coś zyskać, zdobyć, ale mu się to nie udało.

Lecz, czego ja chciałam? Gdzieś dojść? Przeżyć?

Tak, przeżyć, to instynktowne, to naturalne, ale czemu? Czy to nie dlatego, że nie chciałam cierpieć? Nie chciałam odczuwać tego, co towarzyszy śmierci. Myślę, że tak. Jednak, czy to zawsze jest regułą? Czy nie zdarza się, iż czasami życie to prawdziwe niekończące się pasmo cierpienia, a w takim przypadku śmierć bywa odkupieniem? Uwalnia od cierpienia? Nachodziły mnie te myśli, te pytania, jednak nie znałam odpowiedzi...

 

Coraz bardziej odpływałam, na powrót pogrążając się w ciemności, z której zostałam „przebudzona”. Już miałam zasnąć, gdy coś usłyszałam.

Tak, dźwięk.

Pierwszy, od kiedy „tu” przebywałam. Ostatkiem silnej woli i świadomości nasłuchiwałam, czy aby się nie powtórzy.

Zarejestrowałam go ponownie. Brzmiał jak... jak płacz, jednak niezwyczajny.

Był to koci płacz. Nie mogłam w to uwierzyć. Skąd wziął się tu kot? Jednak słyszałam go już wyraźnie.

Cierpiał. W końcu zwierzęta nie płaczą bez powodu. Możliwe, że i jemu mróz dał się we znaki?

I co? Ja sobie tutaj leżę, poddaję się. Wmawiam sobie, że nie mam siły, że nie dam rady, a gdzieś niedaleko cierpi niewinna istota.

O czym to świadczy? Czyje cierpienie jest większe? Moje, czy jego? Czyje jest ważniejsze? Tutaj nie ma wątpliwości, nareszcie.

Bowiem odpowiedź jest jedna...

Żadne.

Cierpienie to cierpienie, większe czy mniejsze, nie ma znaczenia. Najważniejsze jest to, czy można coś z nim zrobić? Coś na nie poradzić?

Czy ja mogę?

Zadawałam sobie powyższe pytanie w swoim umyśle w kółko i w kółko. Perspektywa, iż niewinna istota odczuwa ból, zdecydowanie otrzeźwiła szare komórki.

Tak więc, czy ja mogę?

Tak i chcę.

 

Niewiele myśląc, resztkami energii zaczęłam z trudem wstawać.

– Nie mogłabym spokojnie umrzeć, wiedząc, że nie zrobiłam nic, aby mu pomóc. – Właśnie ta myśl kłębiła się w mojej głowie.

Ciało poruszało się wolno i ociężale, jednak stopniowo powracałam do pozycji stojącej.

Dlaczego?

A kogo to obchodzi, najważniejsze, że się porusza, pomimo oporu. Nie ma co się nad tym zastanawiać Czasem po prostu, tak ma być.

Poza tym nie miałam nawet czasu i siły o tym rozmyślać.

Wstałam i o dziwo, zaczęłam iść na tych swoich kłodach. Powoli, ale przed siebie. Przy każdym ruchu odczuwałam ból, ale mając z tyłu głowy świadomość, iż kot również go odczuwa, nie mogłam pozwolić, aby mój mnie pokonał.

Podążałam za głosem zwierzaka, który stopniowo stawał się coraz wyraźniejszy. Udało mi się w pewien sposób odseparować od bólu. Już nie odczuwałam go tak dotkliwie.

Miałam cel i dążyłam do niego.

W końcu po dłuższym czasie udało mi się go znaleźć. Był to mały cały czarny kotek, dlatego też był doskonale widoczny na śniegu. Nie wiedziałam, co mogło mu się stać, jednak leżał pod drzewem. Jakimś cudem wydedukowałam, pomimo ogólnych problemów z kondycją, nie tylko fizyczną, ale i umysłową, iż prawdopodobnie zeskakiwał z drzewa i lądując jedną łapą, natrafił na kamień znajdujący się pod śniegiem. Uderzenie musiało być na tyle silne, iż kotek nabawił się kontuzji.

Nie zastanawiając się już więcej, uklęknęłam przed nim.

Piszczał i miauczał rozpaczliwie. Dźwięk ten chwycił mnie za serce.

Lodowatymi dłońmi podniosłam czarną kulkę.

Dźwignęłam się z trudem z powrotem do pozycji stojącej.

– Nie bój się maluchu. Teraz jesteś ze mną, a ja jestem z tobą.

Tak jak myślałam, uszkodził sobie łapkę, dokładnie prawą tylną.

Zwierzak spojrzał na mnie błagalnie swoimi małymi oczkami. Jednak dostrzegłam w nich również swego rodzaju... wdzięczność?

Tak, z pewnością.

Kotek miauknął i przekręcił łepek w prawą stronę, jakby chciał mi coś wskazać.

Spojrzałam w tamtą stronę i dostrzegłam ścieżkę, której do tej pory nie zauważyłam zajęta maluchem.

– Chcesz, żebym poszła w tym kierunku?

Kociak miauknął zdecydowanie.

Uznałam to za „tak”.

Bez zbędnego rozmyślania, powoli i delikatnie wsadziłam małą czarną kulkę, za „worek”, który miałam na sobie i powłócząc nogami, ruszyłam przed siebie.

 

*

 

Pomimo niedogodnych warunków i tragicznej kondycji organizmu, czułam pewną ulgę. Zdecydowanie. Może to z powodu obecności kotka? Możliwe, w końcu nie ma to, jak „podróżować” w towarzystwie.

Zwierzak aktualnie spał. Podziwiałam go za to, że był do tego zdolny. Zwłaszcza w naszym położeniu. Byłam zachwycona faktem, że już nie płakał, to było najważniejsze.

Udało się.

 

Wędrowałam bardzo długi czas. Z tyłu głowy przebiegała myśl, że za niedługo znów upadnę. Jasnym dla mnie było, iż gdy to nastąpi, już nie wstanę. Grawitacja będzie zbyt silna, a perspektywa snu, zbyt kusząca, aby się podnieść.

 

Jednak nastąpił cud. Przed naszymi oczami pojawiła się mała drewniana chatka. W środku paliło się światło, dlatego wiedziałam, że ktoś musi w niej mieszkać.

Radość, a zarazem euforia, zmieszane dodały mi energii, jakiej dawno nie odczuwałam. „Chwila moment” i przede mną majaczyły drzwi. Moja dłoń, jakby samoistnie chcąc zakończyć to pasmo wysiłku, zapukała.

Otworzyła je przepiękna kobieta. Nie mogłam się na nią napatrzeć. Złociste blond włosy sięgające do połowy pleców. Ubrana była w białą jedwabną suknię, a na nogach miała sandały.

Wyglądała niczym anioł, który pojawił się, aby ocalić nas od zguby.

Patrzyłam jak głupia, nie wierząc, że to, co widzę, jest prawdą.

Nieznajoma dostrzegając moją reakcję, uśmiechnęła się delikatnie i rzekła:

– Witaj, droga Aniu, czekałam na ciebie.

Jak to czekała? Nie wiedząc co powiedzieć, po prostu stałam i wlepiałam w nią wzrok.

Złotowłosa zaśmiała się życzliwie:

– Nie ma tu co tak stać, na zewnątrz mróz, a jak mniemam, przebyłaś długą drogę. Wejdź, zaparzę herbaty. – Zaprosiła gestem dłoni.

Widząc, że nie mogłam zrobić kroku, pozwoliła oprzeć mi się na swoim ramieniu i pomogła wejść do środka.

Poprowadziła mnie do centralnego, największego pomieszczenia, będącym czymś na wzór salonu i posadziła przy stole.

Wnętrze chatki było skromne. Wyposażone w podstawowe rzeczy. Wszystko praktycznie zrobione z drewna.

– Jaką chcesz herbatę, kochana? Mam czarną, białą, ale także malinową, hmm?

– Może być malinowa – odparłam i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że odzyskałam głos. Czyżby to przez kontakt z nią? Nieee, niemożliwe.

– Dobry wybór, doskonale rozgrzewa.

Nastawiła wodę i po niedługim czasie wróciła z dwoma dużymi kubkami parującego naparu. Jednak to nie wszystko, gdyż miała ze sobą również mleko.

– Przepraszam, ale... – zaczęłam. – Dlaczego mleko?

– A to? – odparła z uśmiechem. – To dla twojego małego przyjaciela.

Zwierzak, wyczuwając, iż o nim mowa, wysunął powoli łepek zza „worka”.

– Mogę? – spytała.

– Co? A tak, oczywiście.

Kobieta wyjęła kotka i rzekła:

– Bardzo jej pomogłeś, wiesz? – Pocałowała go w pyszczek. – Mały bohater.

Kotka postawiła na stole, a miskę z mlekiem na podłodze.

Maluch, widząc to, zwinnie zeskoczył na ziemię i dobrał się do mleka.

Wiedziałam już, że jego łapka była zdrowa. Kim jest ta kobieta? To pytanie chodziło po mojej głowie już od dłuższego czasu, dlatego w końcu musiało paść:

– Przepraszam, mogę o coś spytać?

– Ależ oczywiście – odparła jedwabistym głosem.

– Kim jesteś?

– Hmm, a czy to ważne. Jestem, lecz ważniejsze jest, kim ty jesteś? – rzekła, a jedna z jej brwi powędrowała w górę.

– Jak to, kim ja jestem? – zdziwiłam się.

– Normalnie, pamiętasz?

– Nie...

– A wiesz dlaczego?

– Nie mam pojęcia.

– A chcesz wiedzieć?

– Chcę... – odparłam niezdecydowanie.

– Na pewno? – pytając, spojrzała na mnie dokładniej, a jej biało-czarne oczy przewiercały mnie na wylot.

Nie było odwrotu.

– Tak, chcę wiedzieć! – powiedziałam pewnie, lekko podnosząc głos.

– Ponieważ... – zanim dokończyła, niespodziewanie pocałowała mnie w czoło. – Nie żyjesz...

Gdy tylko jej usta dotknęły mojej skóry, poczułam się, jakby uderzył mnie rozpędzony tir.

Lawina wspomnień wdzierała się do umysłu. Zaczęłam sobie wszystko przypominać. Ciąża, badania, złe wieści. Cierpienie, dużo cierpienia. Trudna, wręcz niemalże niemożliwa decyzja. Żal, smutek, gniew, ale także i miłość. Nielegalny zabieg, w starym magazynie, w tragicznych warunkach. Udany, a zarazem nieudany. Śmierć i śmierć.

Wszystkie te wspomnienia, emocje, uczucia mieszały się w mojej głowie. Zniknęło wyparcie.

Puściła tama, zalał mnie potok łez. Już pamiętałam, już wiedziałam, co zrobiłam, już wiedziałam, kim byłam.

Potworem.

– Nie, moja droga – odezwała się nagle kobieta, ocierając moje łzy, które mimo wszystko nie chciały przestać płynąć. – Nie jesteś potworem – powiedziała i uśmiechnęła się łagodnie.

– Jak to?! Jak to?! – wybuchłam. – Przecież usunęłam je, zabiłam je!

– Ciiiii... – Złotowłosa podeszła do mnie i przytuliła mocno. – Powiedzieć ci, kim jesteś? – szepnęła mi do ucha.

– Kim? – wydusiłam przez łzy.

– Jesteś aniołem, a wiesz dlaczego.

– Nie... – powiedziałam, pociągając nosem.

– Po pierwsze, wiesz co to za miejsce?

Milczałam.

– To „Dolina wątpliwości”. Trafiają do niej dusze, które moją wątpliwości, odnośnie tego, czy były dobrymi ludźmi, czy złymi, przez co nie mogą trafić, ani do Piekła, ani do Nieba. Ty, uważasz, że zabiłaś swojego syna, droga Aniu i dlatego myślisz, że jesteś złym człowiekiem. Wiesz, w normalnych okolicznościach byłoby to uznane za złe, jednak na to należy spojrzeć szerzej, dogłębniej. Twój synek z powodu poważnych wad genetycznych nie przeżyłby nawet dnia. Cierpiałby przez wiele godzin i ostatecznie umarł w męczarniach, prawda?

– Tak... – Nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć.

– Właśnie, więc odpowiedz mi, jako matka. Dlaczego naprawdę to zrobiłaś? Dlaczego?

– Bo... Bo... – Próbowałam pozbierać myśli. – Bo nie chciałam, aby mój syn cierpiał! Nie chciałam dla niego takiego „życia”. „Życia”, w którym jedyne, co zapamięta, to ból i cierpienie. Ja... Ja... naprawdę, to była trudna decyzja, w końcu to mój syn – wybełkotałam i rozpłakałam się.

– Co czułaś?

– Jak to co?! – oburzyłam się. – Ból, gniew, wściekłość miłość, miłość do dziecka, jak każda matka. I jak każda matka chciałam dla niego jak najlepiej. Chciałam uwolnić go od cierpienia.

– Dokładnie. I dlatego aniołku, jesteś Aniołem. Czułaś wszystko, co czuje prawdziwa matka, masz wyrzuty sumienia, choć zrobiłaś coś, co wymagało nie lada odwagi i poświęcenia. Wiesz co takiego zrobiłaś i nadal robisz?

– Co takiego? – spytałam, nadal płacząc.

– Kochałaś i kochasz. To miłość, moja droga, miłością uwolniłaś go od cierpienia, przyniosłaś ukojenie i spokój niczym matka całująca swoje dziecko w czoło, aby odpędzić ból. To właśnie zrobiłaś i dlatego jesteś aniołem.

– Ale... ale... – nie wiedziałam co powiedzieć. – Ale, ja nadal nie wiem, czy jestem dobrym człowiekiem.

– Ale, ja wiem i on też wie – Wskazała na małą czarną kulkę dopijającą resztki mleka. Pomimo cierpienia, walczyłaś z nim i przezwyciężyłaś je po to, aby pomóc innej istocie i ulżyć jej w cierpieniu. Uratować ją, jeśli to możliwe, za wszelką cenę. Nawet własnego życia. To naprawdę więcej niż trzeba, aby być dobrym człowiekiem.

– Naprawdę?

– Tak, swoją drogą powiem ci coś w sekrecie. – Złotowłosa nachyliła się do mojego ucha i szepnęła. – Tak naprawdę wszyscy, którzy tutaj trafiają, idą do Nieba.

– Jak to? Dlaczego? – Pomimo łez w moim głosie, dało się usłyszeć zaskoczenie.

– Ano dlatego, że tylko prawdziwie dobry człowiek, ma wątpliwości co do swojej dobroci.

– Czyli trafię do Nieba?

– Owszem, tak.

Byłam w szoku. Mój mózg na moment jakby przestał funkcjonować, a po chwili uwolnił olbrzymie pokłady radości i euforii.

– Ja... Ja... Nie wiem, co powiedzieć.

– Nie musisz nic mówić. To ja powinnam coś powiedzieć, a mianowicie, dziękuję – to powiedziawszy, dygnęła pięknie.

– Dziękować? Mi? Za co? – pytałam zszokowana.

– Zobaczysz, choć ze mną i weź kotka.

 

Zgodnie z poleceniem wzięłam ze sobą zwierzaka i powędrowałam za złotowłosą do innego pomieszczenia.

Kobieta otworzyła powoli drzwi, a moim oczom ukazał się chłopiec, leżący na dużym łóżku.

Musiał bardzo cierpieć, gdyż z jego oczu płynęły łzy.

Każda z nich tworzyła nowe gwiazdy, a silne emocje, jakie towarzyszyły dziecku, powodowały, że starsze eksplodowały i umierały. Ten cykl trwał nieprzerwanie.

Chłopczyk po chwili zauważył mamę i rzekł słabiutkim głosem:

– Mamo, moje serce pali żywy ogień, ja dłużej nie wytrzymam. To boli za bardzo – żalił się, a proces narodzin i śmierci gwiazd trwał.

– To jest mój syn, Uni. Jego serce trawi pożoga. Pożoga, którą rozpętali ludzie, przez swój brak empatii dla drugiego człowieka.

– Jak to ludzie? – spytałam zdziwiona.

Kobieta w tym czasie podeszła do syna i rzekła:

– Wszystko będzie dobrze – mówiąc to, pocałowała go w czoło, a na jego twarzy dało się ujrzeć ulgę.

– Pytałaś jak to ludzie. Choć, przyjrzyj się.

Gdy podeszłam, złotowłosa odkryła pierś dziecka. To, co ujrzałam, odebrało mi mowę. W miejscu serca ujrzałam galaktykę. Lecz nie zwyczajną galaktykę, a Drogę Mleczną.

– Niemożliwe – szepnęłam mimowolnie.

– Przyjrzyj się dokładniej – poleciła kobieta.

Skupiając na niej swój wzrok, dostrzegłam Układ Słoneczny i w końcu Ziemię.

– Dlaczego czuć od niej potężny żar, choć nic się nie pali?

– Wręcz przeciwnie moja droga. Pali, bowiem rozpaliły się wszystkie złe emocje. Złość, gniew, nienawiść, zawiść, strach, przerażenie. Jedni atakują drugich. Jedni nie rozumieją drugich. Nie potrafią ze sobą żyć. Wszędzie tylko cierpienie i cierpienie. Za dużo tego, nawet dla Uni, dlatego chciałabym mieć do ciebie prośbę.

– Jaką?

– Możesz pocałować Uni w serce?

– Jak to?

– Możesz? Proszę.

Nie śmiałam odmówić, zwłaszcza po tym, co dla mnie zrobiła.

– Mogę.

– Dziękuję, raz jeszcze.

Podeszłam powoli do chłopca i nachylając się nad jego sercem, pocałowałam je. Poczułam, jak część żaru znika, a Uni czuje wyraźną ulgę.

– Teraz połóż kotka w tym samym miejscu – powiedziała.

Delikatnie ułożyłam zwierzaka, zgodnie z poleceniem.

Po chwili chłopczyk westchnął błogo i rzekł, jeszcze słabym głosem:

– Dziękuję pani, dziękuję wam. – Prawą ręką pogłaskał kotka.

– Proszę bardzo, Uni.

Złotowłosa podeszła do mnie i przytuliła z całej siły, mówiąc:

– Jesteś aniołem.

– Ale ja nawet nie wiem, co zrobiłam i co się stało – oznajmiłam.

– To proste, kochana. Uzdrowiłaś mojego syna.

– Ale jak to możliwe?

– Normalnie, twoja miłość ugasiła ogień trawiący jego serce, oraz ukoiła cierpienie. Miłość bowiem jest źródłem wszystkich pozytywnych emocji, natomiast cierpienie źródłem złych. A ten, kto w imię miłości pragnie uwolnić kogoś od cierpienia, nawet jeśli wie, że sam będzie cierpiał, oraz iż może umrzeć, jest niepokonany.

– W takim razie, dlaczego twoja miłość nie mogła go uzdrowić? – spytałam zaciekawiona.

– Ponieważ nie mogę ingerować w ludzkie sprawy. Gdyż człowiek może się zmienić tylko samemu lub dzięki drugiemu człowiekowi. Bowiem tylko wtedy zmiana ta będzie prawdziwa.

– A co z kotkiem?

– Kotek to niewinność, która została przez ciebie uratowana. Daje ona nadzieję, nadzieję, która pozwala wierzyć w lepsze jutro, a teraz moja droga, pora się pożegnać.

– Pożegnać?

– Owszem tak, jak powiedziałam, idziesz do Nieba – to powiedziawszy, pocałowała mnie w czoło. – Żyj tak ,jak chciałaś. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. I pamiętaj, ten, kto w imię miłości przynosi ulgę w cierpieniu, jest aniołem.

 

*

 

Wszystko zniknęło. Jednak po chwili.

 

Usłyszałam...

 

Przepiękny śmiech dziecka.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (29)

  • Szpilka 25.10.2020
    Shogun, jakie to budujące i piękne, biel i wędrówka kobiety wciąga, chce się wiedzieć, gdzie jest i co dalej z nią. Podobuje i to jak! ? ?
  • Shogun 25.10.2020
    Dziękuję Szpilko za miłe słowa :) Cieszę się z podobania :D
  • Witamy w Bitwie i przyjemnej zabawy!
    Literkowa dziękuje i pozdrawia
  • Jeszcze olinkuj się na Forum.
  • Shogun 25.10.2020
    Literkowa Bitwa na Prozę olinkowane ;)
  • Bajkopisarz 25.10.2020
    „Niewiele to pomagało, ale lepsze to”
    Pierwsze to zbędne
    „przychodziło mi stawianie”
    Mi zbędne
    „jest? Czy nie zdarza się tak, iż czasami życie jest prawdziwym niekończącym się pasmem cierpienia, a w takim przypadku śmierć jest”
    3 x jest
    „to pytanie w swoim umyśle w kółko i w kółko. Perspektywa tego, iż niewinna istota odczuwa ból, zdecydowanie go”
    to-tego-go – da się napisać bez żadnego zaimka.
    „zebrałam w sobie resztki energii i zaczęłam z trudem wstawać.
    – Nie mogłabym spokojnie umrzeć, wiedząc, że nie zrobiłam nic, a przynajmniej nie spróbowałam mu pomóc – powiedziałam „
    5 x czasownik z końcówka -łam = wyliczanka
    „Poza tym nie miała nawet czasu i siły o tym rozmyślać.”
    Skąd przeskok na narracje trzecioosobową?
    „cudem udało mi się wydedukować,”
    Na krótkim odcinku tekstu masz trzeci raz „udało mi się”
    „śniegiem. Przez co uległa ona uszkodzeniu.”
    Brzmi jak raport majstra, który opisuje czemu doszło do awarii maszyny w hali produkcyjnej…
    „Wędrowałam bardzo długi czas. Myślałam, że za niedługo znów upadnę. Wiedziałam,”
    Znów wyliczanka -łam
    „odczuwałam. „Błyskawicznie” znalazłam się przed drzwiami i ostatkiem sił zapukałam.”
    j.w.
    „łam na ciebie.
    Jak to czekała? Nie wiedziałam co powiedzieć, więc nadal tylko stałam i wlepiałam„
    j.w.
    „po uszkodzonej łapce nie było”
    To brzmi, jakby mu zostały trzy nogi, a czwarta zniknęła ?
    „Zniknęła wyparcie.”
    Hę?
    „przytuliła mocna.”
    Mocno
    „odnośnie do tego,”
    Do zbędne
    „własnego cierpienia, walczyłaś z nim”
    Własnego niepotrzebne lub z nim niepotrzebne
    „Jak to ludzi?”
    Ludzie
    „pocałował go w czoło,”
    Pocałowała
    „nic się nie pali.”
    Znak zapytania
    „będzie naprawdę prawdziwa.”
    Naprawdę prawdziwa – maślane masełko

    Za szybko wrzuciłeś, tekst wymaga jeszcze porządnego oszlifowania.
    W treści jasny, zrozumiały i dobry. Nawet wzruszający miejscami.
    Kiedyś, na polu bitwy rycerze mieli takie narzędzie jak mizerykordię do zadawania ciosu łaski konającym. Można w pewien sposób odnieść to do tego, co uczyniła Anna.
  • Shogun 25.10.2020
    Jak zawsze dzięki Bajko z wyłapanie błędów, wszystkie poprawione ;)

    Tak, zdecydowanie za szybko, ale tak mam, jak przyjdzie mi do głowy jakiś dobry pomysł na tekst haha :D
    Dziękuję za tak pozytywny odbiór :)
    Prawda. Ciekawe porównanie i jak najbardziej trafne.
  • Anonim 25.10.2020
    W skrócie: wiem, na jaki tekst w tej edycji LBnP będę głosował, niezależnie od tego, co się więcej pojawi. Długo nie przeczytam tak dobrego tekstu, choć niedopracowanego. Mocno niedopracowanego. Miałem wrażenie, że się bardzo spieszyłeś.

    Wątpliwości są wg mnie istotą człowieczeństwa...
    A co do samego czynu - czasem boli i empatia, gdy się wie, z jakim bólem będzie żyło dziecko, ale boli i czyn, którego sie dopuściliśmy, aby ratować...

    jednak czułam, czułam przeszywający
    Czemu tak często powtarzasz słowa? Dla mnie to kojarzy się z tanim przekazem przeznaczonym dla tłumu, który stosowany jest przez niektórych dziennikarzy w tv.

    Dlaczego nie mogłam od razu określić swojego stanu odczuwania
    Można prościej: dlaczego nie mogłam określić tego, jak sie czuję. Twoje, jak dla mnie, jest zbyt "techniczne". Ale to może byc subiektywne.

    Wędrowałam tak już jakiś czas, chyba czas. ...swoje położenie, a już zwłaszcza czas.
    Znów to powtarzanie.. W dwóch zdaniach 3 x czas.

    jednak nie znałam odpowiedzi, nie znałam odpowiedzi...
    znów?

    Bez zbędnego rozmyślenia, powoli
    literówka

    Wejdź, zaparzę herbaty – Zaprosiła gestem dłoni.
    kropka.

    Poprowadziła mnie do centralnego, największego pomieszczenia, ala salonu i posadziła przy stole.
    ala - chyba to powinno być inaczej zapisane.

    – Bardzo jej pomogłeś, wiesz? – mówiąc to, pocałowała go w pyszczek. – Mały bohater.
    raczej pomijaj takie słowa jak tu: mówiąc to. Gdy napiszesz bez tego, sens będzie identyczny. I w takim razie, bez tego, to z kropką

    Miłość bowiem jest źródłem wszystkich pozytywnych emocji, natomiast cierpienie źródłem złych.
    Pierwsze prawda, a źródłem złych jest lęk. Ale w uproszczeniu masz rację.

    Gdyż człowiek może się zmienić tylko samemu lub dzięki drugiemu człowiekowi.
    Człowiek może sie zmienić TYLKO samemu. Nikt go nie może zmienić. Owszem, czasem zmienia się dzięki komuś, ale sam musi tego chcieć.

    Super. Choć ganiłbym za zbyt "modny" temat. Ale wybrnąłeś z tego w mistrzowski sposób.

    Pozdrawiam.
  • Anonim 25.10.2020
    Aha. Jeszcze dość charakterystyczne dla Ciebie jest, że często zadajesz pytania. Ok, założenie jest takie, aby pokazać wątpliwości, to się ceni, jednak pamiętaj, że takie zadawanie pytań to trochę pójście na łatwiznę. Bo można to ująć w zwykłych zdaniach tak, aby czytelnik sam sobie zadał to pytanie.
  • Shogun 25.10.2020
    Masz rację, spieszyłem się, gdyż termin gonił haha. Jednak przede wszystkim dlatego, że jak dostanę "fazy" na pisanie, to nawet moje dłonie się śpieszą, a i umysł również, przez co dłonie czasem nie nadążają.
    Tak jak powiedział Bajko, za szybko też wrzuciłem, choć mam tak zawsze, jeśli najdzie mnie w mym mniemaniu dobry pomysł, wizja, którą chcę się jak najszybciej podzielić :D

    Dokładnie, wątpliwości to po prostu my, ludzie.
    Sama empatia pomaga nam postawić się w sytuacji drugiej osoby, wczuć się w nią, dlatego pomimo, iż sami wiemy, że odczuwamy ból, to chcemy, to zrobić, pomóc, uratować od cierpienia drugiego człowieka.

    Cóż, lubię powtórzenia, jednak to prawda, czasem przesadzam. Będę musiał je ograniczyć :D

    Co do lęku, zgadzam się w zupełności, a sam tak jak powiedziałeś posłużyłem się pewnym uproszczeniem na potrzeby tekstu.

    Tylko samemu, to prawda. Jednak można "uznać", iż również dzięki drugiemu człowiekowi, który niejako dał impuls i chęć do tej właśnie zmiany.

    Naganę przyjmuję z pokorą, jednak musiałem coś o tym napisać, bo już mnie "nosiło".

    Dzięki za wszystkie poprawki i sugestie :)
    Uwzględnione ;)

    Co do pytań, możesz mieć rację, że jest to pewne ułatwienie.
    Zadawanie ich to moja maniera.
    Mam nadzieję, że uda mi się w pewnym stopniu również je zminimalizować (choć nie obiecuję, bo będzie ciężko haha ;) ), aby właśnie czytelnik sam stawiał, lub doszedł do tych pytań.
    Będę o tym pamiętał :)
  • Kocwiaczek 25.10.2020
    Wyciskacz łez na sam koniec. Może temat na czasie, ale bardzo ciekawie ujęty. Szkoda, że nie wiemy jak to naprawdę jest, a interpretowanie twardych reguł w tym wcale nie pomaga. Tekst dość długi, w typowym dla ciebie stylu. Dużo pytań, wiele odpowiedzi. Jedno jest pewne: kolejny z tych, które utkwią w pamięci. Pewnie będę do niego wracać:)
  • Shogun 25.10.2020
    Dziękuję pięknie. Dokładnie, nie wiemy, dlatego też się zastanawiamy, gdyż nie wiemy i mamy wątpliwości.
    Miło słyszeć, że ma się "jakiś" styl :)
    Nie ma nic lepszego dla "Autora", jak czytać, że jego tekst utkwi w pamięci, oraz, iż istnieje prawdopodobieństwo, że czytelnik będzie do niego wracać.
    To niezmiernie miłe.
    Dziękuję, raz jeszcze :)
  • Pasja 25.10.2020
    Rozmowa ze świadomością i podążanie w niewiadomą stronę. Nie wiemy skąd i dokąd szła. Upaść i podnieść się z ziemi to nie jest wielka sztuka. Wypaść ze świadomości i potrafić walczyć z przeciwnością swoich szeptów, swoich wyrzutów sumienia to jest heroizm. Kiedy tracimy już wszystko, kiedy trwa wojna pomiędzy mną i mną, kiedy umieramy powoli w swoim żalu, to rzadko słyszymy czyjkolwiek głos. Jesteśmy w stałym rytmie swojej ciszy.
    Ona jednak walczyła i z zimnem i ze świadomością. Szła ze swoim kamieniem. A kiedy usłyszała koci płacz zrozumiała, że potrzebuje ktoś potrzebuje pomocy.
    "Ja sobie tutaj leżę, poddaję się. Wmawiam sobie, że nie mam siły, że nie dam rady, a gdzieś niedaleko cierpi niewinna istota"… czyż nie jest to odpowiedź cierpienia na cierpienie. I zrozumienie samej istoty cierpienia i co ja mogę zrobić?
    „Nie mogłabym spokojnie umrzeć, wiedząc, że nie zrobiłam nic, aby mu pomóc”… Odpowiedź była motorem, była siłą napędzającą strach do działania. I drogą do Doliny Wątpliwości… otrzymała odpowiedzi i otrzymała odkupienie. Czyli tamten świat jest zupełnie odwrotnością tego.
    …jesteś Aniołem. Czułaś wszystko, co czuje prawdziwa matka, masz wyrzuty sumienia, choć zrobiłaś coś, co wymagało nie lada odwagi i poświęcenia… Nikt jednak nie był z nią i nie potrafił jej pomoc.
    Wspaniałe studium ludzkiego cierpienia i znoszenia tej codziennej hipokryzji. Codziennej bezsilności i naznaczania kobiety szkarłatną literą. Doskonały elaborat na dzisiejszą homilię. Nic nie wycisnę ze swoich szklących oczu.
    Pozdrawiam ciepło
  • Shogun 25.10.2020
    Dokładnie tak, podnieść się jest łatwo, jednak walczyć sama ze sobą, z przeciwnościami losu i nadal iść przed siebie, to heroizm.
    Tak, gdy potrafimy zrozumieć cierpienie innych, a przede wszystkim dostrzec je i mamy wolę pomocy, nasze cierpienie odchodzi na dalszy plan. Jest, lecz świadomość, iż zaraz obok nas cierpi ktoś niewinny, czy po prostu niewinna istota, taka jak właśnie kotek, to zyskujemy siłę, siłę do tego, aby wytrwać w naszym cierpieniu oraz pomóc z cierpieniem drugiemu.
    Tak naprawdę pomagając komuś w cierpieniu, pomagamy również sobie, "leczymy się" naszą duszę, umysł, gdyż widzimy, że nie jesteśmy bezradni, że "możemy."
    To był swoisty test jej "człowieczeństwa", tego czy będzie wątpić, czy będzie mieć wyrzuty sumienia, jeśli nie pomoże, choć przecież może, gdyż się "podniosła." Dzięki temu, dzięki tej z pozoru błahej rzecz, pomocy zwierzątku, istocie równie niewinnej co dziecko, otrzymała wstęp do Doliny Wątpliwości.
    Gdyż właśnie te "błahe" rzeczy są prawdziwie wielkie.
    "Nikt jednak nie był z nią i nie potrafił jej pomóc" - to prawda, jednak najważniejsze, że pomimo tego ona potrafiła pomóc. Potrafiła i pomogła, pomimo cierpienia, w imię miłości.
    Dlatego była i jest Aniołem.
    Dziękuję i dokładnie tak, hipokryzja, bezsilność, naznaczenie kobiet szkarłatną literą. Wszystko to bierze się z braku empatii i zrozumienia drugiego człowieka.
    A prawda jest taka, że bez nich...
    Jesteśmy niczym.

    Dziękuję, raz jeszcze i również pozdrawiam.
  • Rozpoczynamy głosowanie. Zapraszamy na Forum :
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
    Czytamy od deski do deski i zostawiamy komentarze. Wybieramy najlepszy! Nagradzamy punktami i milym slowem dlaczego?
    Może ty zwyciężysz?
  • Dekaos Dondi 26.10.2020
    Shogunie→Przeczytałem uważnie:)
    Przedruk z uzasadnienia głosowania:
    Za podróż. Trudną. Za symbol→kotka i inne. Też z wieloma pytaniami. Dlaczego?... itp. Bardzo taki... ludzki tekst.
  • Shogun 26.10.2020
    DD, dziękuję za uważne spojrzenie i za "Bardzo taki... ludzki tekst." - piękne określenie.
  • Pan Buczybór 31.10.2020
    "odparła jedwabistym głosem" - jedwabistym-zajedwabistym, hehe :)

    Początek - nie no, ale to podobne do mojego bitewnego tekstu. No dosłownie złodziejstwo myślowe albo zbieg świadomości. Jakbym siebie samego czytał.
    Dalej - aborcja. ?‍♂️ Jeżeli krytykuję Bordo, Bogumiła itd za upolitycznianie tekstów, to tutaj też powinienem. Częściowo przynajmniej w obliczu ostatnich wydarzeń. Ogólnie w innym czasie nawet by mnie to nie ruszyło, ale tutaj, teraz, w twoim tekście, jest to po prostu... No, czepiam się, bo temat się przejadł, o!
    Dalej i końcówka - moralizatorstwo. Nic do takiego zabiegu nie mam, w końcu po coś to wymyślono i w jakiś sposób to działa, ale tutaj mam wrażenie, że wyszło nieco zbyt nachalnie. Cukierkowo i z ładnymi frazesami, a za tym osobiście nie przepadam.
    Podsumowując - nie wiem. Tekst jest ogólnie niezły, ale... No, wypisałem wyżej. Wypisałbym również błędy, ale zostałem uprzedzony. Na szczęście :)
    Pozdro
  • Shogun 31.10.2020
    Dzięki :)
    Szczerze, zbieg myślowy, gdyż przed napisaniem tekstu, nie czytałem wszystkich pozostałych na prozę.
    No możliwe, że się przejadł...
    Czy moralizatorstwo, to nie wiem, raczej kwestia subiektywna.
    Mimo wszystko, dzięki za "niezły".
    Również pozdrawiam :)
  • Nachszon 03.11.2020
    Trafiają do niej dusze, które moją wątpliwości - mają

    Nooo. Kurczę. Czytałem i początkowo gdzieś za głową chodziło mi słowo "naiwność", ale mimo to czytałem i czytałem. I teraz tak. Mniej więcej do połowy widziałem himalaistkę, która walczy z wyczerpaniem i której się roi pod kopułką. Brnąłem razem z nią przez śnieg, ale w przeciwieństwie do narratorki nie zdziwił mnie kotek. Potem dużo "etycznej dydaktyki" i tu się trochę zaniepokoiłem, gdy przeczytałem, że do Nieba idzie "tylko prawdziwie dobry człowiek, który ma wątpliwości co do swojej dobroci". Kurczę, ja nie mam wątpliwości, co do swojej dobroci, więc chyba mam trochę przefiukane. Baśń, przygoda i piękne zakończenie. Porodowy odjazd. Bardzo dobre opowiadanie. Nie spodziewałem się takiego zakończenia.
  • Shogun 03.11.2020
    Witam :)

    Cóż, z początkowych opisów może poniekąd wpaść do głowy skojarzenie z himalaistką, w zupełności się zgadzam.
    Nie zdziwił Cię kotek? Przyznam szczerze, że to intrygujące i zaskakujące stwierdzenie :)
    Hmm, co do "etycznej dydaktyki", to się zgodzę, ale nie jest ona chyba zbyt "nachalna"? :) Gdyż zawsze staram się znaleźć pewien "balans".
    Czy ja wiem czy przefiukane? Bo, czy nie było tak, że mogłeś mieć wątpliwości kiedyś, ale już się ich wyzbyłeś poprzez swoje działania i przemyślenia, gdzie uznałeś siebie za dobrego, jak i przez Twoje otoczenie, a już zwłaszcza te najbliższe, które widząc Twoje działania, również Cię za takiego uznało? Jeśli tak było, a zakładam, iż owszem, to nie widzę tutaj "problemu", aby w przyszłości trawić do Nieba, gdyż te wątpliwości, co prawda zniknęły, ale były, lub mogły być.
    Dziękuję za miłe słowo, oraz miło słyszeć, że zakończenie jednak zaskoczyło :)
    Pozdrawiam ;)
  • Clariosis 12.11.2020
    Cóż...
    Muszę przyznać, że uważam to za nieco ironiczne, że w rzuconych przeze mnie tematach poruszyłeś akurat... TEN temat. Jest on dla mnie z osobistych względów bardzo drażliwy i nie lubię o nim mówić. Wywołuje we mnie samą negatywność (do której jak najbardziej mam prawo), czemu nie pomaga jego wszechobecność wszędzie teraz, z wiadomych względów. Jednak dlaczego tak jest, na pewno nie będę opisywać w komentarzach na Opowi - może kiedyś prywatnie w jakimś mailu, ale na pewno nie teraz.
    Mimo to, wszystko co tu opisałeś, wpisuje się jak najbardziej w moje poglądy, z tego powodu byłam w stanie przeczytać to na spokojnie, bez uczucia cofania się treści żołądkowej. Ukazałeś prawdziwy obraz niewątpliwej tragedii, jaką jest właśnie przerywanie ciąży. Nieważne, czy "niechcianej", czy takiej, która nie ma szans zakończyć się szczęśliwie. Za każdym razem jest to tragedia, nieważne co niektórzy próbują wmawiać innym (a na co niestety ostatnio dość często trafiam, stąd między innymi wynika moje zmęczenie tym wszystkim).
    Czy miłość może usprawiedliwić zabicie kogoś? Nie, jednak gdy już działamy w akcie łaski, naprawdę trudno jest obwinić kogoś za to, co uczynił. Szczególnie, kiedy dla bohaterki musiało być to osobiste piekło. Nie dość, że dla jej dziecka nie było nadziei, to jeszcze ona zapłaciła za to życiem. Mogę więc odważnie rzec, że przeczytaliśmy w tym tekście, że to nie tylko piekło kobiet, ale również i dzieci, o czym się często zapomina, niestety. Co jednak można z tym zrobić? Na pewno nie rzucać sobie do gardeł i nie próbować wmawiać innym swoich racji. Ja nigdy nie będę za usuwaniem ciąż z kaprysu, ale niestety nie mam na to wpływu i nigdy mieć nie będę. Nie mogę też jednak głosić, że zabiegi te nie powinny mieć w ogóle miejsca. Bo niestety, czasem są potrzebne. I wtedy nie wolno nikomu wyrzucać, że jest złym człowiekiem - gdyż na pewno kobiecie, która musiała stanąć przed takim wyborem jak bohaterka opowiadania, nie towarzyszyła radość. Zaczęła wyrzucać sama sobie, że jest złym człowiekiem, gdyż to zrobiła, a nie miała tak naprawdę wielkiego wyboru. Gdyby urodziła, efekt byłby ten sam. Nikt w końcu nie mógł obiecać, że nie umrze podczas porodu. Pokrzepiająca jest jednak myśl, że gdzieś tam po śmierci mogła połączyć się z duszą tego, który stracił życie nim się jeszcze nawet narodził. Według mojej wiary wrócą na ziemię kiedyś, ale oby tym razem z pomyślnym finałem. Mimo to co przeszły ich dusze, to już ich. Oby teraz los był bardziej łaskaw.
    Pozdrawiam.
  • Shogun 12.11.2020
    Cóż, rozumiem doskonale co masz na myśli.
    Nie wiem, czy mi się to udało, ale starałem się jak zawsze zachować równowagę i nie opowiadać się po "żadnej ze stron". Starałem się pokazać również, iż przerwanie ciąży, zawsze, ale to ZAWSZE jest tragedią i cierpieniem dla matki wbrew temu co mówią niektórzy "geniusze" na "stołkach.
    Starałem się pokazać, iż ulżenie w cierpieniu w imię miłości wiąże się z cierpieniem, lecz nie jest złe. Jest to akt łaski, który jest po prostu w niektórych przypadkach najlepszym wyjściem.
    To właśnie starałem się przekazać, czy mi się udało? Nie wiem, mam nadzieję, że tak.
    I również mam nadzieję, że tak jak w opowiadaniu, gdzieś się te matki i dzieci spotkają, mimo wszystko.
    Pozdrawiam :)
  • Clariosis 12.11.2020
    Shogun Ah, właśnie sobie przypomniałam, tak co do mojego wstępu - po opowiadaniu "Wyłamanie" można się domyślić, czemu reaguję na to tak, a nie inaczej. Jeżeli ktoś ma odpowiednią ilość wrażliwości, to na pewno zauważy, o co mi chodzi. (:
  • Shogun 12.11.2020
    Clariosis tak, pamiętam to opowiadanie, domyślam się o co chodzi i rozumiem.
    Wiesz, nie mam za złe tego wstępu, ani trochę. Po prostu przedstawiam swoje "stanowisko", gdyż wielu może i niestety je przeinacza.
    Jednak w naszym przypadku po raz kolejny widzę, iż podzielamy podobne poglądy.
  • Clariosis 12.11.2020
    Shogun Fanatyzm w jedną i drugą stronę zawsze szkodzi. Świat nie jest czarno-biały, ale też każdy kij ma dwa końce. Mnie krzywdzono dla chorej zasady i z bezduszności - nie oznacza to, że inni też to robią. Inni mogą mieć takie powody, jak bohaterka z opowiadania. I to jak najbardziej rozumiem, a nawet pragnę, by takie osoby były chronione i miały zapewnioną odpowiednią opiekę, zarówno medyczną jak i psychologiczną. To nie są kapryśne, pozbawione empatii osobniki. To ludzie, którzy stanęli przed niewyobrażalną tragedią. Nie można oceniać wszystkiego według własnego "widzimisię", jak niektórym jednak niestety się wydaje, że można, czego jesteśmy świadkiem... z obydwu stron. Czasem trzeba po prostu zrozumieć. Najgorsze jest to, że tym co krzyczą najgłośniej wydaje się, że rozumieją, kiedy tak naprawdę nic nie wiedzą. Ani o takich jak ja, ani o takich jak bohaterka Twojego opowiadania. Jednym i drugim zamyka się usta, gdyż widoczne efekty ludzkiego cierpienia zawsze są niewygodne dla fanatycznego obrazu. Wydaje im się, że walczą w słusznej sprawie, jednocześnie mając tak naprawdę w tyłku drugiego człowieka. Robią to przede wszystkim dla siebie. Ale raz jeszcze powtórzę: kij zawsze ma dwa końce. Ale tutaj już zostawiam innym do przemyślenia, co mam na myśli, bo niestety w swoim przypadku nie mam siły o tym na forum publicznym dyskutować. Z drugiej strony niesamowicie mnie to już męczy, takie uczucie, że w imię zasady mam nic nie mówić i udawać, że nic złego się nie dzieje. Dzieje się. Z obydwu stron dzieje się źle i widzę to coraz wyraźniej. Między innymi dlatego padło mi zdrowie, zarówno te psychiczne, jak i fizyczne. Pewnie dostrzegasz w moim komentarzu pewną frustrację, za którą przepraszam. Czasami jednak nie jestem w stanie zupełnie "chłodno" podejść do tematu, kiedy moje serce również pali ogień. Mimo swojego bagażu, który niewątpliwie trudno mi będzie wyleczyć (jeżeli w ogóle się da), dbam o ludzi. Zarówno tych, którzy się już urodzili jak i tych nienarodzonych. Niewielu jednak którzy deklarują troskę o jednych bądź drugich faktycznie robi coś więcej niż rzucanie pustymi hasłami. A nawet jeżeli już coś robią, przynosi to jedynie odwrotny skutek, ale o tym raczej nie muszę nikogo przekonywać. Nigdzie jednak nie ma w tym troski o kogokolwiek. To czysta gra, która racja jest najmojsza.
    I nikt nie zada sobie pytania, żadna z najbardziej głośnych i zaciekle walczących stron, dlaczego to tak boli. Bo to nikogo nie obchodzi. A Twoje opowiadanie pokazuje to wręcz dobitnie. Umrze zarówno ten narodzony, jak i nienarodzony? A co nas to obchodzi. Najważniejsze, że moje ego jest nakarmione i moja racja jest na wierzchu.
    Smutne, ale prawdziwe.
  • Shogun 12.11.2020
    Clariosis no po takim komentarzu już nic więcej mądrego nie napiszę. Powiedziałaś w nim wszystko co powiedziane być powinno.
    Kłaniam się w pas i zdrowia życzę, wszelkiego rodzaju.

    Ps: Walczmy, na przekór smutkom.
  • Baba Szora 10.12.2020
    Kontrowersyjny temat w czasie, kiedy jest modny i poczytny.
    Trochę jakbyś pisał pod publikę, a nie z przekonania.
    Nie znam się na technice, więc napiszę co czuje: pierwsza część jest bardzo fajna i wciągająca, choć zdania pytające akurat ja odnajduje jako mocno irytujące :-) Wolę rozpisywanie domysłów itp w zdaniach twierdzących.
    "Odzyskałam świadomość, lecz nic nie widziałam. Ale zaraz, zaraz, dlaczego w ogóle musiałam ją odzyskiwać? Cóż, pytanie jest, odpowiedzi brak." Początek trochę niezgrabny. Czytałam Twoje tylko 3 teksty i mam wrażenie, że rozpoczęcia to trochę Twoja słaba strona.
    Dialogi jak zawsze są ciekawe i wiarygodne, bardzo mi się podobają.
    Postać kotka jest jak na mój gust trochę infantylna :-)
    I generalnie jest koszmarnie słodko w końcowej części tekstu - ale podobno ominęła mnie burza i ma być to tekst rozjemczy - więc niech będzie.
    Podziwiam za to sztukę pisania na konkretnie wyznaczony temat :-)
  • Shogun 10.12.2020
    Cóż, prawda, kontrowersyjny, lecz nie chodziło o modę, czy poczytność. Sam tekst bowiem kiełkował w mojej głowie dobrych kilka dni przed jego napisaniem, a sam element "kontrowersyjny" dodałem na samym końcu pod wpływem emocji i pewnej irytacji. Absolutnie nie pisałem tego pod publikę, to zawsze będę powtarzał przy tym tekście. Był z przekonania, bo ja sam muszę mieć przekonanie do każdego swojego tekstu. Bez tego żaden tekst nie powstanie.
    Co do pytani, to niestety, jeśli zamierzasz czytać inne opowiadanka, to z pewnością zauważysz, że jest to stały element większości tekstów i niejako element mojego stylu.
    Co do "Początków" tak, możesz mieć rację, że jest trochę niezgrabny. Osobiście, nie lubię początków w tekstach, no ale cóż, jakoś trzeba zacząć haha :)
    Co do kotka, to również jest w pewnym sensie mój element rozpoznawczy, gdyż zwierzątka pojawiają się w naprawdę wielu moich tekstach, gdyż po prostu lubię je do nich wplatać i niektóre elementy tekstu budować na ich podstawie.
    Cóż, co do końcówki, to prawda, jednak jest to element zapewniając "równowagę" tekstu.
    Co do "sztuki pisania na wyznaczony temat", to musiałeś się tego nauczyć, bo na początku nie było tak łatwo i nie posiadałem tej umiejętności, lecz pomagają w jej nabyciu różnego rodzaju bitwy i konkursy :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania