Poprzednie częściLBnP 29 Taniec uczuć

LBnP 30 Ci którzy nie widzą patrząc

Na wzgórzu stoi potężne zamczysko. Niegdyś piękne i dumnie prezentujące swą wspaniałość, teraz jest cieniem samego siebie. Opustoszałe i ponure, wznosi się i straszy. Dawno temu zamek należał do króla Roberta i królowej Roksany, którzy rządzili tą krainą. Dlaczego więc dziś w posiadłości ani na przyległych do niej ziemiach, nie ma żywego ducha? Otóż legenda głosi, że wszystko to z powodu miłosnego dylematu. Królestwo potrzebowało królowej, więc zgodnie z tradycją Robert musiał się ożenić. Jego serce skradły dwie damy. Roksana i Natalia. Ostatecznie wybrał Roksanę, co nie spodobało się tej drugiej, która okazała się być wiedźmą. Rzuciła klątwę na ich potomstwo. „Przeklinam cię na wieki! Twoja córka, w dniu osiągnięcia dojrzałości stanie się potworem, który sprowadzi na was zagładę. Siebie natomiast skażę na wieczną samotność. Jedyny, który będzie mógł ją ocalić, to „widzący dłońmi”, którego nigdy nie spotka. Nigdy”. Tak miały brzmieć jej słowa. Przepowiednie wiedźm były niebezpieczne, gdyż zawsze się spełniały, ale zazwyczaj nie tak jak można by było się spodziewać.

Mimo, iż królestwo potrzebowało następcy tronu zgodnie z zasadą dynastyczną, młoda para starała się nie mieć dzieci. Marne były ich trudy, gdyż niedługo po tym incydencie Roksana zaszła w ciążę. Dziewięć miesięcy później urodziła córkę. Robert lękając się przepowiedni, rozważał nawet zabicie dziecka, lecz królowa stanowczo się temu sprzeciwiła, grożąc, że jeśli coś jej się stanie, odbierze sobie życie. Król uległ, a córeczka przeżyła. Osiemnaście lat później zgodnie ze słowami Natalii zamieniła się w potwora i zgładziła wszystkich. Ponoć od pięćdziesięciu lat mieszka na zamku i zabija każdego, kto, choć się do niego zbliży. Zdarzali się śmiałkowie, którzy chcąc sprawdzić swoją odwagę i dowieść, że to bzdury, zapuszczali się na teren zamczyska.

Żaden z nich nie wrócił.

Ludzi obszedł strach. Już nie byli tak pewni siebie i z trwogą w głosie pytali:

- Ale to tylko legenda, prawda?

 

*

 

Eliza jak co dzień siedziała w bibliotece i czytała piękne historie z życia wielu królowych i księżniczek. Nie cierpiała tego, lecz w głębi duszy pragnęła czegoś podobnego. Pół wieku temu odebrano jej tę możliwość. Przyszłość. Rodzice przed śmiercią zdradzili jej, dlaczego jest taka. Dlaczego jest potworem. Podła wiedźma. Jaki miała powód, aby rzucić na nią klątwę? Czemu ją to spotkało? Przecież była tylko małym niewinnym dzieckiem. Od lat zadawała sobie te pytania, lecz nie znalazła na nie odpowiedzi. Nienawidziła siebie, a tym bardziej tej wszechobecnej samotności. Była jak zaborczy kochanek, który nie odstępował jej na krok. Towarzyszył wieczorami, gdy zasypiała. Niemal czuła jak leży tuż obok. Budziła się również u jego boku. Za wszelką cenę starała się pozbyć tego uczucia, lecz nie była w stanie. Przerwała swoje rozmyślenia i spojrzała na książkę. „Cudowne życie królowej Marty” mówiła okładka. - Pieprzenie - powiedziała Eliza i rzuciła ją w kąt.

Wyszła z biblioteki i skierowała się na swój ulubiony balkon, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i poobserwować naturę. Musiała w tym celu przejść przez wielką salę wypełnioną posągami. Nienawidziła tego, gdyż był to dowód jej zbrodni, tego, że naprawdę jest potworem. Manewrując pomiędzy nimi, dostrzegła postać pokojówki. Była to Marysia. Jedyna przyjaciółka i osoba, która nie traktowała jej jak księżniczki. Zawsze uśmiechnięta i radosna. Rozmawiała z nią, a nawet sprzeczała. Miała charakter, tak spierać się z księżniczką. Eliza podeszła bliżej. Popukała w ramie posągu. Odpowiedział jej tylko pusty dźwięk, tak pusty, jak ona sama. Tutaj pośród tego kamiennego tłumu czuła się najbardziej samotnie. Wyczuwała ją i niemal mogła zobaczyć jej materialną postać.

- Jesteś okrutna Samotności! - Dlaczego nie chcesz mnie opuścić? - spytała szlochając.

Odpowiedziała tylko uśmiechem i zniknęła w jej cieniu.

Eliza chcąc dodać sobie otuchy, przytuliła Marysię. Mimo twardego i zimnego ciała, potrafiła ją uspokoić. Nawet, teraz gdy sama świadomie nie mogła nic zrobić. Po opanowaniu emocji i krótkim odpoczynku dotarła na balkon. Stanęła na jego granitowej podłodze i oparła się o pozłacaną barierkę w kształcie półkola z motywem liścia klonu, dawnego symbolu królestwa. Była piękna śnieżna zima. Z pewnością temperatura oscylowała poniżej zera, ponieważ z jej ust wydobywała się para. Mimo to miała wrażenie, że posągi były zimniejsze, a może to ona była tak chłodna, tak lodowata? Nie wiedziała.

Myślą, która najbardziej zaprzątała jej umysł, był „widzący dłońmi”. Z tego, co wiedziała, tylko ten ktoś może ją ocalić. Kim był i czy naprawdę potrafi jej pomóc. Tylko ich spotkanie mogło rozwiać wszelkie wątpliwości. Kiedyś chciała go szukać, lecz szybko porzuciła ten pomysł, zadając sobie sprawę, że tym sposobem naraziłaby więcej ludzi na niebezpieczeństwo. Dlatego też obszarem, w którym się poruszała, był teren zamku, oraz przyległe do niego ziemie. Co prawda, to również było ryzykowne, gdyż zawsze istniała możliwość, że trafi na jakiegoś zbłąkanego człowieka. Mimo to wychodziła na zewnątrz, bo bez tego chyba by oszalała. Napomniała się w duchu i wróciła myślami do głównego problemu. Czy kiedyś będzie mogła żyć wśród ludzi? Czy też słowa wiedźmy o wiecznej samotności są nie do pokonania? Co prawda żyła tak już od półwiecza, lecz nadal nie była to wieczność. Z drugiej strony mogła się ona ziścić, gdyż Eliza nie starzała się od czasu zmiany w potwora.

- Będę kiedyś szczęśliwa? - spytała. Nikt jej nie odpowiedział.

Z tym pytaniem zeszła z balkonu i skierowała się do składziku z przyrządami do sprzątania. Wzięła z niego wiadro, mydło i szmatkę. Nabrała trochę wody i wróciła do posągów. W sumie było ich ponad trzysta w całym zamku. Czyściła jeden dziennie, ale zawsze zaczynała od tej sali, gdyż to właśnie tu była Marysia.

Uklęknęła i zaczęła mycie od stóp.

- Nie uwierzysz jakiego pięknego ptaszka dzisiaj widziałam - powiedziała do niej z uśmiechem.

- Naprawdę? Opowiedz mi o nim - poprosiła.

- Był bardzo napuszony.

- Napuszony? - zdziwiła się.

- Wyglądał dzięki temu naprawdę dostojnie i dumnie.

- Co jeszcze? Powiedz coś jeszcze - dopytywała jak zawsze ciekawie.

- Miał czarny łepek, szare piórka na skrzydłach z czarnymi końcówkami oraz czarny ogon. Jednak najbardziej przyciągał moją uwagę jego czerwony brzuszek. Próbowałam zgadnąć co to za ptak, ale niestety, nie miałam pojęcia.

- To gil Elizo - powiedziała radośnie.

- No oczywiście. Muszę powiedzieć, że znasz się na ptakach Marysiu.

- Cóż, nic w tym dziwnego. W końcu obserwowanie ich było moją pasją.

- Jak zawsze dobrze mi się z tobą rozmawia, jednak muszę powiedzieć ci coś jeszcze - rzekłam przygnębiona.

- Tak?

- Dzisiaj znów o tym myślałam i chyba powoli tracę nadzieję.

- Co takiego? - powiedziała wyraźnie wzburzona. - Nie możesz jej stracić.

- Ale to jest takie trudne - poskarżyłam się.

- Nie ma "ale". Słuchaj, nie po to tu jestem, wspieram cię i wierzę, abyś się poddała.

- Przecież wiesz, że to niemożliwe. Nie spotkam „widzącego dłońmi” - powiedziałam z wyrzutem.

- Eli, nic nie jest niemożliwe, zapamiętaj to sobie, oraz to, że w ciebie wierzę. Ja i wszyscy w tym zamku - rzekła łagodnym głosem.

- Naprawdę?

- Tak - odparła pewnie.

- Dziękuję.

Akurat skończyłam czyścić całe jej ciało.

- To do następnego Marysiu - powiedziałam.

- Do następnego - odpowiedziała z uśmiechem.

 

Ciekawe czy jak zawsze ma racje. W tym przypadku pewnie nie, niestety - powiedziałam do siebie, odkładając rzeczy do składziku.

Wróciłam do biblioteki.

 

*

 

Słyszałem wycie wilków. Była noc. Od kilku godzin szalała straszna śnieżyca. Ledwo mogłem stać, więc pomagałem sobie kijem i szedłem po omacku. Musiałem szybko znaleźć jakieś schronienie, gdyż w innym wypadku nie przetrwam tej burzy. Wiedziałem, że gdzieś w tych okolicach jest wielki opuszczony zamek. Dotarły do mnie również plotki o tym, iż mieszka tam jakiś potwór, lecz w tej sytuacji, to nie miało dla mnie znaczenia. W końcu tonący brzytwy się chwyta, jak to mówią.

Dalej podążałem przed siebie. Trwało to jeszcze z dobre pół godziny. Myślałem, że zamarznę na śmierć, lecz los okazał się dla mnie łaskawy. Bowiem po tym czasie usłyszałem charakterystyczny szczęk metalu, w tym przypadku rozbujanego przez wicher. Były to potężne łańcuchy stosowane przy mostach zwodzonych. Mogłem powiedzieć, że jestem w „domu”.

Dotarcie do wrót zamku zajęło mi dłuższą chwilę. W sumie nic dziwnego, bo zamek był spory. Wszedłem do środka i szybko je zamknąłem. Wyczerpany padłem jak długi na ziemię. Leżałem tak chwilę, zbierając siły, gdy przypomniałem sobie o grasującym tu potworze.

- Halo! Jest tu kto?! - zawołałem.

Zero odpowiedzi.

Tak myślałem, nikogo tu nie ma. Zaraz jednak musiałem cofnąć te słowa. Bowiem usłyszałem kroki. Coś na dwóch nogach zbliżało się do mnie. Było coraz bliżej.

Po chwili stało tuż przede mną.

Czemu nie atakuje? - zastanawiałem się.

Staliśmy tak przez jakiś czas twarzą w twarz. Po chwili usłyszałem:

- Kim jesteś? - spytała kobieta wyraźnie zdziwionym i syczącym głosem.

- Jestem Edward, wędrowiec - odpowiedziałem i ukłoniłem się. - A ty jak masz na imię, jeśli oczywiście mogę wiedzieć?

- Ach, co? Tak. Mam na imię Eliza, ale to nie ma żadnego znaczenia. Lepiej mów mi tu zaraz, dlaczego nie zamieniłeś się w kamień?! - krzyknęła.

- A czemu miałbym? - spytałem zdziwiony.

- No, ale przecież jestem Meduzą - powiedziała wyraźnie zdziwiona. - Tych, którzy mnie zobaczą, zamieniam w ludzkie posągi - rzekła.

- Ale ja nie widzę, droga pani - odparłem.

- Jak to nie widzisz?

- No normalnie, jestem niewidomy.

- Czyli na ciebie to nie działa? - dopytywała.

- Cóż, cokolwiek ma na mnie „działać”, to skoro najpierw musiałbym cię ujrzeć, a nie mogę, to tak, raczej nie działa.

- To bardzo dobrze - powiedziała radośnie, lecz z lekką goryczą w głosie.

- Dlaczego? - spytałem wyczuwając jej zmieszanie.

- Bo nie staniesz się posągiem jak wszyscy w tym zamczysku. Poza tym naprawdę nie chciałbyś mnie widzieć, gdyż jestem ohydna.

- Hmm, gdybyś taka była, to już bym nie żył.

- I taki był mój plan.

- Może, ale skoro tak, to dlaczego nie zrobiłaś tego inaczej, gdy pierwszy sposób nie wypalił?

- Bo nigdy nie musiałam.

- Rozumiem. Czyli jednak miałem racje. Nie jesteś ohydna ani w środku, i zapewne również na zewnątrz.

- O czym ty mówisz? - zdziwiła się.

- O tym, że tak naprawdę nie chcesz nikogo krzywdzić. Pewnie nie chciałaś zamienić wszystkich mieszkańców w kamień, a te ataki na intruzów wchodzących były po to, aby inni nie ucierpieli, widząc co spotkało śmiałków. Poza tym to jak jesteś, zapewne nie jest twoją winą. Mam rację?

- Tak – przyznała.

- No właśnie - powiedziałem tryumfalnie. - Mam takie dość dziwne pytanie.

- Słucham? Jakie?

- Mogę dotknąć twojej twarzy? - spytałem.

- Po co?

- Chcę cię „zobaczyć”.

- Do... Dobrze - odparła niepewnie.

Podszedłem więc do niej i dotknąłem obiema dłońmi jej policzków. Czułem łuski. Niespotykane uczucie. Jakbym trzymał twarz węża. Mimo to jej oblicze było ładnie zaokrąglone. Nos lekko zadarty. Usta naturalnie pełne. Była młoda. Nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat. Przeszedłem teraz do włosów. Tutaj również wyczułem gadzi pancerz.

- To też węże? - spytałem.

- Tak - odparła.

- Łaskoczą mnie - powiedziałem i zaśmiałem się.

- Polubiły cię. Wszystko inne gryzą - rzekła. Po tonie jej głosu wiedziałem, że czuła się już pewniej.

- Dobrze, „widzę cię” - powiedziałem z uśmiechem.

- Zaraz, zaraz, zaraz. Jesteś „widzącym dłońmi”?! - krzyknęła.

- Kim?

- Człowiekiem z przepowiedni.

- E tam przepowiednie. Często są nieprawdziwe, tak samo, jak plotki.

- Jakie plotki?

- O tym, że mieszka tu ohydny potwór. Ja tu widzę tylko piękno - powiedziałem pewnie.

 

Po tych słowach jego dłonie rozświetlił jasny blask. Moja gadzia skóra zaczęła znikać, tak samo wężowe włosy. Na ich miejsce pojawiła się moja dawna jasna cera oraz długie brunatne loki. Na powrót stałam się człowiekiem. Nie mogłam w to uwierzyć. W całym zamku słyszałam chmary zdziwionych i zdezorientowanych głosów. Myślałam, że śnię. Uszczypnęłam się nawet w lewą dłoń, ale nic to nie zmieniło.

To była rzeczywistość.

- Mówiłem ci, że jesteś piękna - powiedziałem z uśmiechem. Racje mieli ci, którzy mówili, iż prawdziwe piękno pozwala odzyskać wzrok.

- Ale jak to możliwe? - spytałam zaszokowana.

- To bardzo proste. Wydaje mi się, że dopiero ktoś, kto nie widział, mógł zobaczyć prawdę. Wielu z nas pomimo tego, iż widzi, nie dostrzega nic. Liczy się dla nich tylko to, co na zewnątrz. Pod tym względem wszystko oceniają, a jest to zbyt szybki osąd. Bowiem, tym co decyduje o naszym pięknie, jest wnętrze. Ja nie widziałem twojej „powłoki”, ale po krótkiej rozmowie wiedziałem już, że nie jesteś złą osobą, czy innym potworem. Aby o tym zadecydować, trzeba człowieka wpierw poznać. Ot filozofia. Człowiek to nie wygląd, to serce, dusza i umysł. One są na pierwszym miejscu. Te trzy elementy decydują o pięknie. Reszta, to tylko dodatki.

 

Eliza nie wiedziała jak zareagować. Po prostu padła na kolana i zaczęła szlochać, a co najważniejsze, były to pierwsze od dawna łzy szczęścia. Powoli zaczęło do niej docierać, to co się dzieje, lecz nadal nie mogła uwierzyć w jedną rzecz, a mianowicie:

 

W to, że Marysia po raz kolejny miała rację.

 

*

 

Od tamtych wydarzeń minęło już sporo czasu, lecz warto wspomnieć, o tym, co było później. Eliza poznała prawdę, dlaczego stała się potworem. Edward opowiedział jej, iż była to zemsta Natalii za niespełnioną miłość. Dowiedziała się nawet o tym, że ojciec w dzieciństwie chciał ją zabić. Wiele czasu upłynęło, nim mu wybaczyła, lecz w końcu zdała sobie sprawę, iż wystarczająco odpokutował, będąc pięćdziesiąt lat zamieniony w kamień.

Dzięki temu wszyscy mogli zacząć nowe życie.

 

Wieści o zdjęciu klątwy rozeszły się z prędkością błyskawicy. Ludzie mówili o tym wszędzie gdzie się dało. Przez pół wieku, gdy wszyscy mieszkańcy twierdzy byli spetryfikowani, władzę nad konkretnymi ziemiami przejęli ich lordowie. Nie chcieli wyzbyć się swej długoletniej autonomii, lecz postanowili zdementować plotki i udali się do zamku. Nie mogli uwierzyć własnym oczom, gdy ujrzeli całą rodzinę królewską w komplecie. Król odebrał od każdego z nich przysięgę wierność, natomiast Edwardowi za jego zasługi obiecał rękę księżniczki Elizy i połowę królestwa, którego powolny proces odbudowy właśnie się rozpoczął.

Trwał długo, lecz zakończył się sukcesem. Wspólnymi siłami przywrócono świetność zamku, a symbol liścia klonu na powrót odzyskał dumę.

 

Samotność w końcu opuściła cień Elizy, która już nigdy więcej nie czuła jej w tłumie. Wiedziała bowiem, że są ludzie, którzy na nią czekają.

Zyskała również od dawna upragnioną miłość, gdyż razem z Edwardem pokochali się na zabój.

 

Po prostu w końcu odnalazła coś, czego wcześniej nie miała.

 

Szczęście.

 

Shogun

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (30)

  • Pasja 26.03.2020
    Bardzo ciekawa bajka o milości, zazdrości i zemście. Zło i dobro przeplata się pomiędzy samotnością.
    Człowiek to nie wygląd, to serce, dusza i umysł... mądre i realne. Jeśli się czegoś bardzo chce można to osiągnąć. Tylko potrzeba serca i dobrego wnętrza. Księżniczka była tego pewna i ubolewała nad swoim losem, dlatego klątwa została z niej zdjęta. Była otoczona kamiennymi istotami, ale trzeba przyznać, że dbała o nie i mogła rozmawiać z jedną z nich Marysią.
    Z zainteresowaniem przeczytałam o samotności, która ma wiele twarzy. Twoja samotność mówi o wykluczeniu ludzi ze społeczeństwa, bo są inni, bo są dziwakami. A oni wcale nie są gorsi od nas. Często muszą iść pod prąd, stawiać czoło przesądom i zmieniać ludzi, walczyć z nietolerancją i obskurantyzmem. Często jest to samotność pośród ludzi.
    Drobiazgi:
    ej jedyna przyjaciółka i osoba, która nie traktował jej
    - - No właśnie
    Wiele czasu upłynęło, nim mu wybaczył, lecz w końcu zdała sobie sprawę,
    Pozdrawiam
  • Shogun 26.03.2020
    Dziękuję. Miło mi, że tekst Cię zainteresował. Dokładnie tak, trzeba zdawać sobie sprawę, iż jeśli ktoś jest inny, nie znaczy to, że od razu gorszy. Taka to jest ta samotność, iż pomimo wielu ludzi wokoło nas, czujemy się samotni idąc w tym tłumie. Staramy się z tym walczyć, z różnym skutkiem, ale wiara w zwycięstwo i determinacja pomagają nam iść przed siebie.
    Co do Marysi, to nie mogła z nią rozmawiać. Chciałem, aby to tak wyglądało, ale skoro nie mogła, to z kim rozmawiała? ;D
    Pozdrawiam ;)
  • Witamy w Bitwie i życzymy Wygranej.

    Literkowa pozdrawia
  • Shogun 26.03.2020
    Dziękuję pięknie i również pozdrawiam :)
  • LeeaThorelli 26.03.2020
    Ciekawe, nowe spojrzenie na meduzę. :)
    Samotność w tłumie, jako samotność wśród posągów., celnie ujęte.
    Wzrok bywa zwodzący, wygląd potrafi zmylić. Nie poznamy człowieka, a już go ocenimy, bo wygląda tak czy siak.
    Podoba mi się. ^^
  • Shogun 26.03.2020
    Dziękuję bardzo. Cieszę się, że Ci się podoba :)
  • Kocwiaczek 26.03.2020
    Po prostu w końcu odnalazła coś, czego wcześniej nie miał. - to tak specjalnie, że w jednym zdaniu i o nim i o niej czy miało być "nie miała"?

    //

    Przeczytałam już jakiś czas temu, ale dopiero teraz mogłam napisać. Tekst jak zawsze bardzo dobry. Bajkowy taki. Troszkę się tylko gubię przy tym, że obydwoje mówią jednocześnie w pierwszej osobie. Przesłanie jasne i chociaż przewidywałam happy end, to i tak było ciekawie :) Czuję mocne nawiązanie do Małego Księcia - swoją drogą bardzo lubię tę książkę. Opowiadanie to miks kilku niby różnych baśni, mitów czy motywów - mityczna meduza, przeklęta księżniczka jak w śpiącej królewnie, szalony król, który chciał zabić swoje dziecko. Wszystko ładnie posplatane utworzyło zgrabną całość:) Ocena wiadoma, czyli 5. Pozdrowienia!
  • Shogun 26.03.2020
    Dziękuję. Miało być "miała", zaraz poprawię :). Hmm, chciałem właśnie, aby każdy mówił w pierwszej osobie, aby, że tak powiem każde "mówiło za siebie". Może jednak jeszcze nad tym popracuję.
    Miłe ci się nasunęło skojarzenie :D. Co prawda nie było to moim celem, ale mimo to fajnie, że się nasunęło, gdyż sam uwielbiam Małego Księcia :)
    Chciałem właśnie osiągnąć takie ciekawe połączenie i cieszę się, iż się udało :D.
    Również pozdrawiam ;)
  • Anonim 27.03.2020
    Cóż, muszę przyznać, że bardzo ciekawie podszedłeś do tematu. Bardzo mi się podobał tekst. I ciekawe przeskakiwanie narracji między nim a nią.

    Siebie natomiast skarze na wieczną samotność.
    skaŻę

    Marne były ich trudy, gdyż niedługo po tym incydencie Roksana zaszła w ciąże.
    ciążĘ

    Jedyna przyjaciółka i osoba, która nie traktował jej jak księżniczki.
    traktowałA

    - No oczywiście - powiedziałam. - Muszę powiedzieć, że znasz się na ptakach Marysiu.
    powiedziałam/powiedział - powtórzenie. Ogólnie zbyt często stosujesz to słowo, opisując dialog. Lepiej jest przeplatać opisy mowy opisami czynności, np: No, oczywiście. - Tupnęłam nogą. - po pierwsze to bardziej dynamizuje akcję, a po drugie unikasz powtórzeń.

    - Marysiu? - powiedziałam pytająco.
    - Tak?
    - Muszę ci coś powiedzieć - rzekłam smutno.
    - Co takiego? - spytała ciekawie.
    Unikaj przysłówków - tu masz ich 3, wszystkie niepotrzebne. Przysłówki to wróg pisarza, zapamiętaj. Ale czasem trzeba ;)

    - I taki był mój plan - rzekła po prostu.
    Po co taki opis dialogu, skoro to było po prostu? jeśli po prostu, to bez opisu.

    - Polubiły cię. Wszystko inne gryzą - rzekła. Widać było, że czuła się już pewniej.
    Jak to widać, skoro on niewidomy, a opisujesz raz jego raz jej "oczyma".

    Wiedziała bowiem, że są ludzi, którzy na nią czekają.
    ludziE

    Pozdrawiam.
  • Shogun 27.03.2020
    Dziękuję za miłe słowa i dzięki za rady i wyłapanie błędów, zaraz się nimi zajmę :)
  • Bajkopisarz 27.03.2020
    „Na wzgórzu stało potężne zamczysko.”
    Robisz wstęp w teraźniejszym to konsekwentnie – stoi. Potem możesz przejść na przeszły, ale nie mieszaj. Daj wszystko co masz w teraźniejszym w jeden akapit, a potem zmień czas.
    „Osiemnaście lat później zgodnie ze słowami Natalii zamieniła się w potwora i zgładziła wszystkich.”
    Dziura logiczna, którą muszę wytknąć – jeśli był król to było i królestwo. Jeśli potwór zabił wszystkich, zakładam że zamku, to nie ma króla. Czy jest jeszcze królestwo? Kto rządzi? Córka-potwór? Jeśli jest bezkrólewie, to trzeba o tym wspomnieć. Pięćdziesiąt lat od śmierci Roberta to taki szmat czasu, ze musiało się coś zadziać w sąsiedztwie. Ewentualnie przenieś akcję na samotną wyspę. Legenda wymaga trochę podbudowy.
    „To Gil Elizo - powiedziała radośnie”
    To gil – mała litera (jak kruk, bocian, wrona, zimorodek)
    „Jak zawsze dobrze mi się z nią rozmawiało, jednak musiałam poruszyć ten nieprzyjemny temat.”
    Gwałtowne przejście na narrację pierwszoosobową w środku akapitu? Skąd taki pomysł? To by trzeba wydzielić.
    „Słyszałem wycie wilków.”
    To się jakoś broni, bo jest nowy akapit.
    „padłem jak długi na ziemie.”
    Ziemię
    „Prawdę mówili o tym, iż prawdziwe”
    Prawdę – prawdziwie – za blisko

    Bardzo ładna bajka, pomysł z niewidomym stary i dobry, umiejętnie użyty. Rozważania filozoficzne też niczego sobie, choć mam wrażenie że łatwo dotarły do doświadczonej przez życie Meduzy, a w żadnym razie nie uwierzyłaby w nie Eliza sprzed wystąpienia klątwy ? Mit księcia na białym koniu jest zbyt silny wśród rodu żeńskiego i dopiero ciężkie doświadczenia życiowe mogą ten pogląd zmienić.
  • Shogun 27.03.2020
    Oj, toż mi teraz nabił ćwieka tym królestwem :), ale to rozbuduję, aby brzmiało logicznie. Dzięki, za spostrzegawczość, gdyż jest to ważny aspekt, który pominąłem.
    Dokładnie tak, doświadczenia wielu rzeczy uczą, zwłaszcza te ciężkie.
    Najważniejsze, że jakąś tam cząstką, nawet ukrytą wierzyła, iż kiedyś może być lepiej.
  • Bajkopisarz 27.03.2020
    Shogun - o, to nie była ukryta cząstka. To co najmniej połowa Elizy. Ludzie juz tak mają, ze nawet wypierając się nadziei, nie tracą jej. Może proporcjonalnie zmniejszają, ale rzadko do końca. Tu zaś jak sądzę Eliza miała jej sporo. Co koniec końców zaprowadziło ją do szczęśliwego końca.
  • Shogun 27.03.2020
    Bajkopisarz muszę przyznać, że bardzo dobrze to ująłeś. W końcu mówi się, że nadzieja umiera ostatnia, o ile w ogóle umiera. W tym przypadku wydaje mi się, że mimo wszystko trzymała się jej, aby wytrwać w tym, co sprowadził na nią los.
  • Bajkopisarz 27.03.2020
    Shogun - tak, przez takie asekuranctwo trochę: "o nie, nie ma szans, już zawsze będę samotna" - mówiła, ale w głębi duszy chwytała się tej nadziei zostawionej przez Natalię, że przyjdzie ten, który widzi dłońmi.
  • Shogun 27.03.2020
    Bajkopisarz dokładnie, a to doprowadziło ją do szczęśliwego końca, co pokazuje, że mimo wszelkich przeciwności warto mieć nadzieje i nigdy z niej nie rezygnować.
  • sisi55 28.03.2020
    Są jakieś drobne literówki po drodze. Większych błędów nie widzę. Przyjemnie się czytało, ale przesłodzone. Moim zdaniem za łatwo udało jej się osiągnąć szczęście o ile da się je w pełni osiągnąć.
  • Shogun 28.03.2020
    Witaj sisi. Cieszę się, że przyjemnie się czytało. I tak, wiem, że przesłodzone :), ale o to chodziło. Miała być z tego taką ala baśń/bajka, a one są zazwyczaj słodkie i ze szczęśliwym zakończeniem, więc i tutaj nie mogło być inaczej :D.
  • DEMONul1234 05.04.2020
    Mam wrażenie, że czasami masz gotowe opowiadania na okazje bitew ^^
  • Shogun 05.04.2020
    :D nie no, tak dobrze jeszcze nie mam haha. Choć może, kiedyś jak będę miał już znaczną ilość napisanych tekstów, to któryś wpasuję się od razu na bitwę. Kto wie :)
  • Zapraszamy Autora do czytania i zagłosowania.
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
    Gosowanie potrwa do 15 kwietnia / środa / godz. 23:59
    Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury.
  • Shogun 11.04.2020
    Dziękuję i również pozdrawiam :)
  • pkropka 15.04.2020
    Trochę tańczą ci przecinki, ale nie ma tragedii.
    "Ciekawe czy jak zawsze ma racje. W tym przypadku pewnie nie, niestety - powiedziałam do siebie, odkładając rzeczy do składziku.
    Wróciłam do biblioteki." - do tego miejsca narracja była trzecioosobowa. Co się stało? Dalej za gwiazdką spoko, bo zmieniłeś punkt widzenia, ale to nijak nie pasuje.
    "Po tych słowach jego dłonie rozświetlił jasny blask. Moja gadzia skóra zaczęła znikać, tak samo wężowe włosy" - o, panie. Odtąd już pojechałeś z narracja po bandzie. Pierwszoosobowo na zmianę z jej i jego perspektywy, a potem znów trzecioosobowa. Weź to ogarnij, bo opowiadanie jest dobre, aż go szkoda.

    Całość bardzo ładna, sprytnie zadziałałeś z klątwą i jej zakończeniem. Tylko ta narracja...
  • Shogun 15.04.2020
    Witaj pkropko :)
    Chciałem oddać punkt widzenia ich obojga, niejako w tym samym czasie, ale teraz widzę, że narracja skacze. Będę musiał nad tym popracować. Dziękuję, że zwróciłaś mi na to uwagę oraz miło, że mimo wszystko się podobało ;)
  • pkropka 15.04.2020
    Shogun narracyjnie ciężko oddać dwa punkty widzenia równocześnie. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest to niemożliwe ;)
    Za to można ten zabieg utkać w dialogu, ukrywając w nim opis. Mogą nawet na głos opisywać co się dzieje, co tu by pasowało bo on "widzi" świat zupełnie inaczej, niż ona. Pewnie często by się tak komunikowali. On by opisywał co czuje, ona jak to samo widzi.
  • Shogun 15.04.2020
    pkropka chyba masz racje, porwałem się z motyką na słońce, jak to mówią ;)
    Dobry pomysł, aby zabieg ten utkać w dialogu :) W wolnym czasie popróbuję, pokombinuję i zobaczę co z tego wyjdzie :D
    Dziękuję za ciekawą sugestię ;)
  • Onyx 16.11.2020
    "Ciekawe czy jak zawsze ma racje. " - rację
    "- Rozumiem. Czyli jednak miałem racje." - rację
    "Racje mieli ci, którzy mówili, iż prawdziwe piękno pozwala odzyskać wzrok." - rację

    Niezłe.
    Łatwo oceniać widząc. Nie łatwo zobaczyć. Prawdę.
    Dlatego szukajmy, prawdy. Patrzmy sercem, a nie oczyma.
  • Shogun 16.11.2020
    Łooo, ale zlamiłem okrutnie. Do poprawy będą te ogonki.

    Dziękuję.
    Bardzo dobrze powiedziane. W końcu widzieć, a zobaczyć to nie to samo.
    Tak, nie tylko oczami się patrzy, a przynajmniej nie tylko nimi powinniśmy.
  • Clariosis 18.11.2020
    Witam mojego ulubionego Samuraja. :) Tak, to znów ja, Lokalny Komentator. ;)
    Bardzo dobre. Gdybyś umieścił to na Niepowtarzalnym Stylu z Opowi to to, że napisałeś to Ty, domyśliłabym się dopiero na sam koniec, kiedy zaczynają się filozoficzne wnioski od Edwarda. :) (Ah te Edy, same z nich filozofy... ;) ). Nie jest to jednak żadna wada, po prostu styl na początku bardzo odbiega od Twojego typowego, tego wręcz Shogunowego, a bardziej wpisuje się w canon klasycznej bajki. Umiejętność zmiany stylu potrafi się przydać, kiedy chcemy napisać opowiadanie lub powieść z zupełnie innego gatunku niż dotychczas, ale nie każdy umie to robić umiejętnie. Nawet jeżeli nie zrobiłeś tego specjalnie - udało się. :)
    Całość bardzo mi się podobała, niby typowy happy end, a jednak całość zbudowana w taki sposób, że nie wypada to w ogóle sztampowo, ale nawet się czytelnik uśmiechnie, że dobrze, że tak się stało.
    Piątka. :)
  • Shogun 19.11.2020
    Witam Lokalnego Komentatora i kłaniam się ;)
    Ano właśnie, ach te Edy, jednak nie mogą uciec od filozofowania ;) Chyba to ich nieodłączna cecha haha :)
    Kurcze, jesteś drugą osobą, która wspomina o "Shogunowym stylu", hmm, będę musiał obadać sytuację i dowiedzieć się, co wchodzi w skład tego pojęcia haha :D
    Cóż, miałem na celu zrobienie z tego "bajki", a raczej baśni. Cieszę się, że w pewien sposób się udało :)
    Nie no, do baśni musiałem dać happy end, cóż to za baśń bez szczęśliwego zakończenia ;)
    Sam zastanawiałem się, czy nie będzie zbyt sztampowo, ale miło słyszeć, iż udało mi się tego uniknąć :)
    Dziękuję za piątkę ;)
    A teraz ja przybijam piątkę ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania