LBnP 38 - Misjonarka

Był ciepły, kwietniowy dzień. Słońce nieśmiało przebijało się przez chmury, trawniki leniwie budziły się zielenią z zimowego snu, a ptaki jazgotliwymi trelami oznajmiały swój powrót z zamorskich wojaży. Piękna wiosna. Wiosna radosna, jak w tym śmiesznym wierszyku z przedszkola.

W salonie piętrzyły się torby, plecaki i ogromna, czarna skrzynia. Na stole, krzesłach, dywanie poukładane były stosy ubrań, przyborów toaletowych, butów, mundurów i innych potrzebnych mu rzeczy. Hełm, camelbak, dodatkowa kabura, gogle, ochraniacze, dwie pary profesjonalnych okularów, kominiarki leżały odłożone na kuchennym stole. Miał je spakować na samym końcu, tak by mieć do nich łatwy dostęp, gdy będzie już na miejscu. Ze skupioną miną odhaczał kolejne punkty na uprzednio przygotowanej liście. Był widocznie zirytowany, że ciągle czegoś brakuje. A do wyjazdu zostały już tylko dwa dni. Mały salon z aneksem sprawiał, że chcąc dojść do kuchni musiałam ostrożnie lawirować pomiędzy ciuchowymi wieżami. Przyglądałam się im ze smutkiem. Na niego starałam się nie patrzeć, żeby nie rozkleić się jak w tanim romansie. W myślach powtarzałam sobie, że widziały gały co brały. Zepnij dupę i pomóż z tym pakowaniem, do cholery!

- Pomóc ci z czymś? – zapytałam.

- Sam nie wiem. – odpowiedział, wciąż wpatrzony w niekończącą się listę. – Chyba nie. – Zerknął na mnie, po czym wstał i podszedł do okna. Patrzył przez chwilę na dzieci bawiące się na placu zabaw i przez ułamek sekundy zdawało się, że chce mi coś powiedzieć. On jednak milczał, nadal wpatrzony w jakiś niewidoczny punkt, gdzieś pomiędzy blokami. Chciałam do niego podejść, przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że dam sobie tu bez niego radę. Zamiast tego stałam jakby przyspawana do podłogi, nie wiedząc co ze sobą począć. Po raz tysięczny wytarłam blat, choć już dawno lśnił na błysk. On, po krótkiej chwili wrócił do pakowania, a tymczasem ja zajęłam miejsce przy oknie. W głowie obmyślałam plan, jak utrzymać się w jednym kawałku. Nie mogłam zdradzić się z faktem, że tak bardzo się boję. Myśl, że mógłby nie wrócić, świdrowała mój mózg już od wielu dni, właściwie od momentu kiedy dowiedziałam się, że wyjeżdża. Wiadomość o misji w gruncie rzeczy, wcale mnie nie zaskoczyła. Wielokrotnie wspominał, że chciałby wyjechać. Czekał tylko na sposobną okazję. I ona właśnie nadeszła.

Pamiętam ten dzień, kiedy przyszedł z pracy dziwnie poruszony. Kręcił się niespokojnie po mieszkaniu i co chwila zerkał w moją stronę. Raz siadał na kanapie, to znów wstawał i chodził bez sensu tam i z powrotem. W końcu, zebrał się na odwagę i oznajmił, że wyjeżdża. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że poczułam się wtedy zaskoczona. Zdawałam sobie sprawę, że wcześniej czy później to nastąpi. Zapytałam tylko: "Gdzie?". Odpowiedział: "Afganistan". Skinęłam lekko głową i bez słowa wróciłam do krojenia pomidorów to sałatki.

Od tamtego dnia, w naszym życiu właściwie niewiele się zmieniło. Może tylko poza faktem, że w domu bywał rzadziej, a w schowku, co rusz pojawiały się jakieś nowe wojskowe sprzęty. Gromadził je z wielkim przejęciem i niemalże z pietyzmem, oglądał wieczorami. Ustawiał je na pólkach, segregował, pakował do pudeł, to znowu wyciągał. Szykował się, jak dama na bal. Wiedziałam, że jest szczęśliwy, bo spełniało się to, o czym od zawsze marzył. Nie rozumiałam, kiedy znajome pukały mi w czoło, że chyba mam nierówno pod sufitem, bo pozwalam mu jechać. Jak miałabym tego zabronić? Rzucić się przed nim jak Rejtan i krzyknąć "Nie pozwalam!"? Zawsze uważałam, za niegodziwość ograniczanie drugiej osoby, dlatego, że się ją kocha, albo ze strachu o nią. Wtedy, te oba uczucia mieszały się we mnie i gotowały jak zupa, przez cały okres przygotowań do wyjazdu. Nie mogłam pozwolić, by teraz na parę dni przed odlotem, zupa wykipiała. On miał wyjeżdżać z czystą głową. W tamtej chwili moje obawy, zupełnie nie mogły wysuwać się na pierwszy plan.

Ostatnia wspólna noc upłynęła nam w milczeniu. Leżeliśmy na sofie w salonie i udawaliśmy, że oglądamy film. . Kłopotliwa cisza stawała się nie do zniesienia. Bo i co można by powiedzieć sobie w takiej sytuacji? Same banały przychodziły mi do głowy, więc wolałam milczeć i zapamiętać te ostatnie chwile razem. Jego zapach, uśmiech, gdy niechcący szturchnęłam go łokciem i dziarską minę, choć doskonale wiedziałam, że udawaną. Obejmował mnie mocniej niż zwykle, tak jakby chciał zabrać kawałek swojej żony ze sobą. Z półsnu obudził nas dźwięk budzika. Była trzecia w nocy. Wstał i zaczął się ubierać. Nie patrzył na mnie. Miałam wrażenie, że chce uciec, wybiec jak najszybciej. Podeszłam do niego i złapałam za rękę. Zastygł w bezruchu i czekał.

- Masz wrócić do mnie. Słyszysz? – wyszeptałam, ledwie powstrzymując napływające do oczu łzy.

- Wiem. Wrócę. Obiecuję. – odpowiedział łamiącym się głosem. Po czym odwrócił się szybko, zabrał swój bagaż i wyszedł.

Długo stałam w oknie i wpatrywałam się w światła samochodu, które już dawno zniknęły w mroku nocy. Wtedy po raz pierwszy pozwoliłam sobie na płacz. Gorzki, żałosny, urywany szloch, który uwolnił mnie od poczucia, że muszę być silna. Łzy spływające po rozpalonych policzkach, raz go żegnały, to znowu nawoływały do powrotu. Na swój sposób byłam z siebie dumna, że dałam mu pewność i spokój, którego tak bardzo potrzebował przed misją. Jednocześnie, w tamtej chwili, stałam się również lżejsza o świadomość, że nie muszę już być herosem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • Bajkopisarz 31.12.2020
    „Chyba nie. – zerknął”
    Jak kropka to potem wielka litera. Ale w zasadach pisania dialogów sprawdź, czy aby na pewno musi być tutaj kropka.

    „mi się, że chce mi coś powiedzieć. On jednak milczał, nadal wpatrzony w jakiś niewidoczny dla mnie punkt gdzieś pomiędzy blokami. Chciałam do niego podejść, przytulić go i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że dam sobie tu bez niego”
    mi-mi-on-mnie-niego-go-sobie-tu-niego = zaimkoza
    „mu pokazać, że się boję, że umarłabym gdyby coś mu się stało. On miał wyjeżdżać z czystą głową, w tamtej chwili moje”
    Mu-mu-on-tamtej-moje – zaimkoza
    „nam w milczeniu. Leżeliśmy na sofie w salonie i udawaliśmy, że oglądamy film, choć ani ja, ani on nic z niego”
    Nam-ja-on-niego = zaimkoza
    „mnie mocniej niż zwykle, zupełnie jakby chciał zabrać kawałek swojej żony ze sobą. Z półsnu obudził nas”
    Mnie-swojej-sobą-nas – znowu

    Koszmarna zaimkoza. Do gruntownej przeróbki – najpierw ubij połowę zaimków, przeczytaj jeszcze raz i ubij połowę pozostałych.
    Wtedy dopiero spod tej zbędnej kołderki wyłoni się prawdziwa wartość tego tekstu. To w sumie miły obrazem, bez wstępu i bez zakończenia, czuła scena pożegnania. Dobrze to oddane, gdy udajemy silnych, by ta druga osoba nie poczuła się słaba. A gdy już oddamy jej swą siłe, mamy prawo się rozkleić. Okazywanie emocji nie musi być wstydliwe.
  • Cicho_sza 01.01.2021
    Dziękuję za tak obszerny komentarz. Tekst jest autobiograficzny i bardzo emocjonalny dla autora, być może stąd brak głębszej analizy technicznej ? Postaram się trochę ich ubić, ale do wszystkich rad nie jestem przekonana. Pozdrawiam
  • Cicho_sza 03.01.2021
    Trochę ubiłam, może będzie bardziej zjadliwie :)
  • Trzy Cztery 01.01.2021
    Myślę, że przydałoby się skrócić. Tak, żeby w samym teksie było więcej napięcia. Podam Ci przykład, jaki przyszedł mi do głowy.
    Piszesz o stosach ubrań w pokoju - "na stole, krzesłach, dywanie", ale też wspominasz, ze w kuchni jest gromada rzeczy. A później dajesz takie zdania:

    Chcąc dojść do kuchni, lawirowałam pomiędzy ciuchowymi wieżami.

    Z pierwszego zdania wynika, że kuchnia jest azylem, miejscem wolnym od pakowanych rzeczy. A tak nie jest. Ty pamiętasz, że szłaś do kuchni, ale możesz to zmienić dla czytelnika, opuścić jedną informację, dać zapis troszkę bardziej tajemniczy. Skrócić. Napisać po prostu tak:

    Lawirowałam pomiędzy ciuchowymi wieżami.

    Lawirowanie, kręcenie się to objaw niepokoju, człowiek nie może znaleźć sobie miejsca. Kombinuje. Także w myślach. Ja, czytając, zobaczyłabym Ciebie idącą i do kuchni, i stamtąd wychodzącą, i przechodzącą obok obładowanego krzesła, i obok obładowanego stołu, omijającą stos swetrów na podłodze, ale też skupiłabym się na słowie "lawirowanie", które w tym dłuższym zdaniu jednak znika, bo całej wypowiedzi nadajesz inną wagę, inny temat. O taki: szłam do kuchni. A po co?
  • Brawo! Witamy w Bitwie i życzymy powodzenia.
    Literkowa
  • Zapraszamy na Forum do zagłosowania:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
    Głosowanie potrwa do 08 stycznia /piątek/ godz. 23:59
    Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury.
  • Dekaos Dondi 05.01.2021
    Cicho_sza↔Tak jakby przed wyjazdem, grała swoją rolę. On w pewnym sensie↔też.
    Miała obawy, lecz wiedziała, jakie to dla niego ważne. Że nie może go zniechęcić, dla własnej korzyści...
    A przy pożegnaniu, nerwy puściły. Mogła zacząć ''na zewnątrz'' się martwić↔ Jakoś tak to w skrócie widzę.
    P.S↔Przykładowa jeno sugestia, bez: się:)
    Słońce nieśmiało przenikało przez przez chmury, trawniki leniwie zakwitały zielenią z zimowego snu,
    Spoglądałam na nie ze smutkiem. Na niego wolałam nie patrzeć, żeby nerwy nie puściły, jak w tanim romansie.
    Pozdrawiam:)↔5
  • Cicho_sza 05.01.2021
    Dzięki za komentarz. Masz rację, z tymi "się". Zaimki trochę staram się już omijać, choć czasami brakuje koncepcji jak to zwinnie zrobić. Pozdrawiam serdecznie
  • Anonim 06.01.2021
    Bardzo mi się podoba.
    W zasadzie nie mam większych uwag, może poza interpunkcja.
    I zaskoczyło mnie finalne stwierdzenie.
    Jestem na tak.

    Pozdrox.
  • Cicho_sza 06.01.2021
    Antoni, dziękuję ?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania