Poprzednie częściLBnP 38 - Misjonarka

LBnP 46 Bardziej

Czuje to. Nie musi nawet zerkać w jego stronę. Po tylu latach bezbłędnie wychwytuje ten moment, kiedy złośliwy impuls zaczyna przeskakiwać po nadwrażliwych synapsach. Fascynujący, a jednocześnie przerażający spektakl maluje się w zdezorientowanych, pociemniałych tęczówkach. Iskry i błyski tańczą szaleńczego kankana wewnątrz oczodołu. Pierwsza oznaka zbliżającego się apogeum. Na co dzień nieobecny wzrok, jeszcze bardziej odpływa. Wszystko wokół staje się przeźroczyste. Nie istnieje. Pozostaje tylko pustka i świdrujący mózg ból poznawczy. Jakby świat zatrzymywał się na ten jeden moment tuż przed wybuchem niespodziewanej rozpaczy. Dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści. Usztywnia się. Walczy, choć zazwyczaj przegrywa z plątaniną natrętnych, jednostajnych myśli. Matka to wie. On też, ale jeszcze nie potrafi nad tym zapanować. Możliwe, że nigdy się tego nie nauczy.

 

Staś ma dwanaście lat i od czwartego roku życia idzie przez świat z diagnozą zaburzeń ze spectrum autyzmu. Chłopiec ma to szczęście, że jest wysofunkcjonujący, czyli posiada prawidłowe dla wieku umiejętności poznawcze, ale na tym kończą się jego podobieństwa do rówieśników. Percepcja otoczenia znacznie różni się od tego, jak ludzie neurotypowi postrzegają świat. Terapia i praca z psychologiem uczy go adekwatnych reakcji na bodźce ze środowiska. To, co niezaburzonym dzieciom przychodzi naturalnie, u niego musi zostać wyćwiczone, stąd wrażenie sztywności w komunikacji i relacjach z otoczeniem. Staś nie potrafi kłamać. Nie rozpoznaje społecznych niuansów. Dla niego wszystko jest biało-czarne. Ludzi dzieli na mądrych i głupich. Ma silną potrzebę kategoryzacji i swoje natręctwa, które z lubością pielęgnuje.

 

Swego czasu przepadał za spoglądaniem z okien na wysokich piętrach. Fascynowała go wysokość i przestrzeń. Potrafił godzinami przesiadywać na parapecie i wpatrywać się w krajobraz na dole. Również klatka schodowa była genialnym punktem obserwacji. Kiedy znajdował się na samej górze, wychylał się delikatnie i patrzył w przestrzeń znajdującą się pod nim. Gdy miał cztery lata, rozpoczął terapię na dziennym oddziale dla dzieci z autyzmem. Dla Stasia to było zwykłe przedszkole, lecz dla jego matki stało się wybawieniem i źródłem niezbędnej wiedzy. Swoista instrukcja obsługi własnego dziecka. Dziwne, prawda?

 

Przedszkole mieściło się na drugim piętrze w Przychodni Zdrowia Psychicznego Dzieci i Młodzieży. Rozpoczęcie terapii przypadło na okres fascynacji wysokością. Kiedy Stach ujrzał zawrotną ilość okien, aż zapiszczał z radości. Tyle pięknych widoków w jednym miejsc! Budynek nie miał windy, więc aby wejść i wyjść z budynku, trzeba było przejść długim korytarzem (oczywiście pełnym okien) i udać się na klatkę schodową (drugie piętro, a więc kolejna przygoda z wysokością). Początkowo, Staś onieśmielony nowym miejscem nie zwracał uwagi na wszystkie możliwości, jakie oferował spacer przepastnym korytarzem. Jednak z biegiem czasu dostrzegł, że pod oknami ustawiono plastikowe krzesełka dla pacjentów, na które można było się wspiąć i bezpardonowo napawać widokiem z wysokości. Kolejne dni upływały na coraz dłuższym wychodzeniu z budynku. Nawet krótkie spojrzenie przez każde mijane po drodze okno, było dla Staśka na wagę złota. Nie pomagały umowy, próby perswazji, ani odciąganie uwagi. W pewnym momencie doszło do tego, że wybrał sobie ulubiony punkt widokowy — niedaleko klatki schodowej. Niestety pewnego dnia, kiedy radośnie zmierzał w stronę ulubionej miejscówki z przerażeniem odkrył, że na fotelu pod oknem siedzi pacjent oczekujący na wizytę w gabinecie. Matka zatrzymała się w pół kroku. Wiedziała, że zaraz rozegra się pierwsza publiczna walka z demonami syna. Stach stanął przed siedzącym na krzesełku mężczyzną i wyraźnie niezadowolony usiłował wgramolić się na zajęte już miejsce. Nieznajomy obrzucił matkę karcącym spojrzeniem. Jednym z tych, które później widywała nie raz. Niema pogarda dla jej niewydolności wychowawczej była aż nadto czytelna. Podbiegła do chłopca i szepnęła:

— Stasiu, nie możesz tu wejść. Krzesełko jest zajęte.

Pierwsza próba odciągnięcia syna zakończyła się niepowodzeniem. Maluch zaparł się i prawdopodobnie nawet nie usłyszał słów matki.

— Ja chcę! Wysoko! — krzyczał rozpaczliwie. — Moje, moje!

— Stasiu. Dziś nie możesz tutaj wejść. Wrócimy jutro — zachęcała łamiącym się z emocji głosem.

Tłumek z przychodni coraz ciekawiej zerkał w ich stronę. Czuła na sobie kpiące spojrzenia tych, którzy oceniają innych, widząc zaledwie fragment z życia swoich przypadkowych ofiar.

— Nie! — wrzeszczał już na całego. — Wysoko!

Rozdygotane z emocji małe ciałko nie potrafiło zrozumieć zachwiania schematu. Matka wzięła Stacha na ręce i wyniosła na zewnątrz. Chłopiec wił się jak piskorz. Krzyczał, walił na oślep małymi piąstkami. Zabrano mu coś ważnego i nie mógł się z tym pogodzić. Tamtego feralnego dnia, jego nieświadoma rodzicielka dostała obuchem w tył głowy. Do tej pory już parę razy oberwała, ale tym razem naprawdę bolało. Nie rozumiała, dlaczego zareagował, aż tak gwałtownie. Tak zupełnie po ludzku miała do niego żal. Wtedy patrzyła na niego oczami tamtych ludzi z przychodni. Dziś już wie, że krzesełko i okno stanowiły jego stabilizację i poczucie bezpieczeństwa.

 

Na przestrzeni lat fiksacje ewaluowały, zmieniały się przechodząc w coraz bardziej złożone. Staś jest do bólu logiczny. Obecnie niezwykle skrzętnie pilnuje dat przydatności do spożycia. Ma to dobre strony, bo w lodówce wszystko ułożone jest według terminów, jednak bardzo źle znosi fakt, gdy produkt ulegnie przeterminowaniu, a nie zostanie spożyty. Staś nie pochwala marnowania jedzenia, więc w domu wybucha awantura. Matka czasem woli skłamać, że zjadła przeterminowany jogurt, niż wysłuchiwać rozemocjonowanej tyrady na temat „marnacji jedzenia”. Niedawno razem z matką i bratem przebywał u dziadków. Powrót do domu zaplanowano na niedzielę. Jednak w sobotę rano Stach podniósł alarm.

— Musimy jechać dziś do domu — zakomunikował przejęty.

— Dlaczego? — spytała matka, choć już przeczuwała o, co może chodzić.

— W lodówce został twaróg. Termin ma do jutra. Trzeba go zjeść, bo się zmarnuje!

— Stasiu, otworzyliśmy go prawie tydzień temu. Myślę, że on i tak już nie nadaje się do jedzenia.

— Jak to? — zdziwił się. — Data ważności jest do niedzieli!

— No tak, ale to się tyczy nieotwartych produktów. A nabiał szybko się psuje.

— Czyli nie da się go zjeść?

— Myślę, że nie bardzo.

— No to coś ty narobiła! — wrzasnął. — Zmarnowałaś ser!

Matka spojrzała rozbawiona na nakręcającego się powoli syna. Jak dobrze, że teraz potrafiła spacyfikować go jego własnym logicznym orężem.

— Sam go zmarnowałeś — odparła ze spokojem.

— Ja? — naburmuszył się.

— Ty. Gdybyś zjadł od razu, to teraz nie byłoby problemu. Kiedy byliśmy na zakupach, powiedziałeś, że zjesz cały, dlatego go kupiłam.

— Ale ja nie chciałem całego!

— Mówiłeś coś innego.

— Ale jesteś głupia! — wypalił rozżalony.

— Być może, ale to ty nie dotrzymałeś słowa. Ja nie mam nic do twojego serka. Twój ser twoja marnacja.

Stach wybiegł oburzony do drugiego pokoju. Kiedy ochłonął wrócił i już zupełnie spokojnie poprosił.

— Tylko go nie wyrzucaj, jak wrócimy.

— Dobrze — obiecała.

Miała świadomość, że musi przetrzymać stary ser w lodówce jeszcze ze dwa dni, aż Stasiek o nim zapomni. Zaraz po powrocie na pewno ją sprawdzi.

 

Zaburzone postrzeganie relacji społecznych prowadzi do niezliczonych gaf i niezręczności. Swego czasu będąc z rodziną w lodziarni, spostrzegł siedzącego przy stoliku mężczyznę. Przez chwilę przyglądał mu się ukradkiem, po czym wypalił:

— Ale ma pan długą brodę!

Rzeczywiście, mężczyzna mógł poszczycić się dość bujnym zarostem. Brodacz uśmiechnął się do chłopca wyraźnie zadowolony z jego atencji.

— Podoba ci się? — zagadnął.

— Nie — odparł z rozbrajającą szczerością i sięgając po swoją porcję lodów, wyszedł z lokalu.

Innym razem, kiedy spacerował po osiedlu, spotkał kobietę z psem. Mały maltańczyk wzbudził jego zainteresowanie, więc bez oporów zagaił właścicielkę.

— Ładny piesek.

Kobieta przystanęła i pozwoliła pogłaskać pupila.

— Jak ma na imię? — spytał.

— Tokio.

Stasiek spojrzał na kobietę, później na psa i stwierdził:

— Tokio? Jak takie miasto? Ale głupie imię!

Po czym oddalił się spokojnie w swoim kierunku, pozostawiając osłupiałą kobietę na środku chodnika.

Taki właśnie jest Staś — bezpośredni. Co w sercu, to na języku.

 

Czy chłopiec zdaje sobie sprawę z własnych deficytów? Niestety z biegiem lat, coraz boleśniej się o tym przekonuje. Problemy z utrzymaniem rówieśniczych relacji często przysparzają mu zmartwień. Jednocześnie nie odczuwa wewnętrznej potrzeby, by dawać z siebie więcej, aniżeli to konieczne. Schematyczność myślenia utrudnia mu dostosowanie się do społecznych, szkolnych sytuacji. Staś nie potrafi zachować neutralności wobec sytuacji bądź osób spotykanych na swojej drodze. Koledzy są albo fajni, albo głupi. Każde wydarzenie musi trafić do odpowiedniej szufladki. Inaczej powstaje chaos, który objawia się wzmożoną nerwowością, zagubieniem, niekiedy autoagresją.

 

Matka długo głowiła się, czy powinna powiedzieć mu o jego dysfunkcji. Jak zareaguje? Może poczuje się gorszy, wybrakowany? Jednak drażliwa rozmowa wypłynęła sama. Pewnego wieczoru, kiedy leżeli już w łóżku, Staś zapytał:

— Czemu dostaliśmy dziś w przedszkolu niebieskie balony?

Tamtego dnia w przedszkolu do którego uczęszczał odbywał się Dzień Autyzmu. Dzieciaki miały zostać ubrane na niebiesko, jadły pączki z niebieskim lukrem i dostawały błękitne baloniki.

— Bo to symbol takich zaburzeń.

— Jakich? — dopytywał.

— Autystycznych.

— I ja też jestem taki?

Matka przytuliła go mocno i usiłowała znaleźć właściwe słowa. Od diagnozy minęło już parę lat. Okrzepła. Była mądrzejsza o doświadczenia i fachową wiedzę, którą musiała przyswoić chcąc być dla syna podporą.

— Tak Stasiu. Masz autyzm.

— Ja nie chcę!

— Wiem. Ale już tak jest — szepnęła. — Jesteś wyjątkowy. Pomyśl, wszyscy lubią truskawki, prawda?

— No tak…

— A nie lubią zieleniny w zupie.

— Mhm — przytaknął.

— A ty masz na odwrót. Nie lubisz truskawek, a koperek możesz jeść prosto z grządki.

Staś uśmiechnął się ze zrozumieniem. Matka trafiła w sedno.

— Lubię koperek i pietruszkę!

— No właśnie. Ludzie są różni. Ty masz coś, czego nie mają inni. Nie jesteś ani lepszy, ani gorszy. Ty po prostu odczuwasz wszystko intensywniej. Bardziej. Rozumiesz?

— Chyba tak… A czy to minie?

— Nie, Stasiu. To nie minie, ale zrobimy wszystko, żebyś potrafił z tym żyć. Wszystkiego się nauczymy. Zobaczysz. Ale teraz śpij. Już późno.

Następne częściLBnP 47 Olśnienie na zakręcie

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 14

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (21)

  • Bardzo fajne opowiadanie.

    Osobiście mam to szczęście w życiu, że mój kontakt z autyzmem jest ograniczony do filmów i książek, dlatego bardziej patrzę na niego z fascynacją "odmienności", jaką nadaje ludziom, a jaka ukazywana jest w opowieściach, niż z realnymi konsekwencjami wpływającymi na codzienne życie.

    Dla rodziców to codzienna walka o przeżycie w niesprzyjającym środowisku niedostosowanym do odmienności ich dzieci. Ten opis mężczyzny, który ocenia zachowanie dziecka i metody wychowawcze matki na podstawie jednej oderwanej, dla niego, z kontekstu sceny, brzmi do bólu prawdziwie. To akurat bardzo typowe, powszechne i nieuniknione.

    Oddaję szacunek matce, która postanowiła dla syna przeorganizować swoje życie.
    Ciekawe, co w tej opowieści stało się z ojcem?
  • Cicho_sza 12.01.2022
    Dzięki. W sumie to muszę powiedzieć, że to co serwuje nam literatura i telewizja to w większości przypadków wykrzywiony obraz nieneurotypowych ludzi. Jest kilka dobrych filmów np. Rain Man z Dustinem Hoffmanem, czy Życie Animowane. W społeczeństwie pokutuje obraz autystyka kołyszącego się w przód i w tył i walącego głową w kaloryfer. To trochę krzywdzące i jeszcze wiele trzeba zrobić, aby ten mit obalić.

    Pytasz, gdzie ojciec? Często ojcowie nie wytrzymują ciągłego napięcia związanego z nieustannym bycie w gotowości. Życie z autystykiem to pole minowe. Z czasem opiekun uczy się omijać punkty zapalne, lub po prostu działa z wyprzedzeniem. Musi być uważny. To męczące jak wszyscy diabli.
    Pozdrawiam
  • Witamy w Bitwie i życzymy dobrej zabawy.

    Literkowa
  • Dekaos Dondi 13.01.2022
    Cichonia↔Dobrze i ciekawie, opisałaś życie człowieka z autyzmem. Może to zabrzmi dziwnie, ale pewne cechy owej ''inności" bardzo by się przydały, tzw: "nam normalnym"
    Taki autentyzm, brak kłamstw, logika, zachwyt tym co tak często niedostrzegane itp...
    A "inność" w mniejszości, zawsze jest większością, dla dziwnych zachowań, obserwatorów, dla których ''takie umysły'', są niezrozumiałe.
    Więcej prawdziwości w tych ludziach, chociaż Ich światy, a nasze, to dwie różne opcje na życie. Nie znam się na tym, ale sądzę, że i tak o wielu kwestiach Ich postrzegania i rozumienia świata i tak nie wiemy i nie zrozumiemy. Jak oni nas:)
    Pozdrawiam:)↔%
  • Cicho_sza 13.01.2022
    DeDo, powiem w sekrecie, że tekst nie jest fikcja literacką. To moja historia. Moja i mojego dziecka. Od dłuższego czasu chodził za mną ten temat. Kiedyś ktoś napisał tu tekst (chyba D.E.M.O.N) o dziewczynie z zaburzeniami, która dopiero jako dojrzałą kobieta dowiedziała się, że jest zaburzona. Czytając ten tekst miałam pewien niedosyt, bo autor nie był tak głęboko w temacie, a jedynie spisał zasłyszaną historię. Nic w tym zdrożnego, bo nie jest łątwo dobrze coś opisać nie siedząc w temacie.

    Zatytułowałam opko Bardziej, bo spasowało mi do do tematu bitwy. U autystka skala emocji zawsze przesuwa się powyżej 10. Zawsze jest w szaleńczej rozpaczy, albo w euforii. Taki typ. Ma cholernik wyobrażnię do historii. Wymyśla takie bajki na dobranoc, że niezłe bizzaro z tego mogłoby wyjść. Kiedyś może nawet spiszę xD

    Dzięki za refleksję i komentarz. Pozdrawiam
  • Tjeri 13.01.2022
    Bardzo dobrze napisane. Zarówno od strony literackiej, jak i rzeczowej. Szczerze mówiąc, to powinnaś go porozsyłać po "gazetach". Umiejętnie jasno tłumaczysz, wszystko wręcz wydaje się oczywiste. Świetny dobór przykładów.
    Świat Twojego syna jest fascynujący, a on sam jest ciekawym człowiekiem.
    A bizzaro spisuj. Zobacz jaki świetny pomysł na zbiór opowiadań. I medialny! I dobry ze strony edukacyjnej. Na pewno znalazłoby się zainteresowane wydawnictwo.
  • Cicho_sza 14.01.2022
    Tjeri! Dziękuję za miły komentarz. Nie jest trudno pisać, o czymś w czym jest się zanurzonym na codzień. Tymi jego opowiadaniami to chyba muszę się na serio zainteresować. Szkoda zmarnować taki potencjał twórczy ??
    Bywa ciężko, czasem chciałoby się, żeby był taki jak jego niezaburzeni rówieśnicy, ale takie myśli szybko przechodzą, gdy wieczorem prowadzimy rozmowy o rozbiorach Polski, genetyce czy razem z młodszym bratem słuchamy fascynującej opowieści o panie Romanie, który przed wyjazdem na wakacje zrobił duże zakupy i po powrocie wszystko mu się zepsuło ?
  • Tjeri 14.01.2022
    Cicho_sza
    "Nie jest trudno pisać, o czymś w czym jest się zanurzonym na codzień."
    Stopień poznania tematu to jedno, a talent do jasnego jego "wykładania" to drugie. Najlepiej to na uczelniach widać. Kiedyś miałam matmę z gościem, o którym słyszałam, że jest geniuszem o międzynarodowej sławie. Wykłady były koszmarne, a "geniusz" wyglądał jakby wyszedł parę minut wcześniej ze śmietnika.
    Także... Nie umniejszaj sobie :)).
    I dawaj bizzaro!
  • Cicho_sza 14.01.2022
    Tjeri muszę pogadać z autorem, czy zgodzi się na publikację ?
  • Zapraszamy do głosowania na Forum:
    https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
    Czytają i pozostawiamy komentarze! Naradzamy według zasady: 3 - 2 - 1 plus uzasadnienie; dlaczego?
    Głosowanie potrwa do 25 stycznia /wtorek/ godz. 23:59
    Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury.
  • Jakiś czas temu dotarło do mnie, że wszyscy ludzie, których spotykam na swojej życiowej drodze pełnią funkcję moich nauczycieli. Dzięki Twojemu opowiadaniu, również poszerzyłam swoje horyzonty. Dziękuję Ci bardzo :)
    Jestem przekonana, że główny bohater nauczył swoją mamę wielu rzeczy...

    Pozdrawiam serdecznie
  • Cicho_sza 18.01.2022
    Dzięki za czytanie. Też jestem zdania, że los stawia nam na drodze różnych ludzi, by dać sposobność do nauki ? Pozdrawiam
  • Pasja 20.01.2022
    Bardzo na tak i bardzo dojrzałe dorastanie i matki i syna do miejsca w którym się znajdują. Wierzę, że zdiagnozowanie takiej jednostki na początku jest jak uderzeniem młotem. Runięcie całego rodzinnego miru. W dodatku znając naszą sytuację pomocową, rehabilitacyjną i logistyczną wcale nie jest optymistycznym spojrzeniem. Jednak pracą i cierpliwością matki, przeważnie to one podejmują opiekę i walczą i pokonują schody razem ze swoimi wyjątkowymi dziećmi. Doskonale prowadzisz monolog-dialog ze swoją przestrzenią wspartą na kanwie autyzmu. Potrafiłaś zbudować kładkę do wnętrza swojego dziecka, takiego jak inne dzieci tylko z innym spojrzeniem na rzeczywistość. Jedyna scena mnie zdenerwowała... krzesełko do wysokości - czy nie można było głośno powiedzieć - proszę ustąpić to miejsce dla mojego autystycznego dziecka.
    A tak podsumowując całość, to fajny facet z tego Stacha. Będziesz miała z nim kłopoty, kiedy się zakocha. Taki temperament trudno ogarnąć. Życzę samych serowych zmartwień.

    Pozdrawiam serdecznie
  • Cicho_sza 20.01.2022
    Dzięki za tak obszerny komentarz. Nie będę się rozpisywać, bo już dużo napisałam powyżej.
    Co do sceny, która Cię zdenerwowała. To były nasze początki. Sama oswajałam się z sytuacją. Myślę, że nie do końca potrafiłam zachować się tak jakbym tego chciała. Dziś nie miałabym z tym problemu. Wtedy tak i to duży.

    Staś jest świadomy swoich dysfunkcji i uważam to za swój duży sukces. Namiętnie podgryza kredki, ołówki, długopisy. Ciągle gubi wyposażenie piórnika. Dziś podczas odrabiania zadania domowego potrzebowaliśmy gumki do mazania. W piórniku pustawo, więc założyła, że gumkę pewnie wszamał. Stach spojrzał się na mnie zdegustowany i oznajmił, że w szkole panuje nad swoimi autystycznymi odruchami. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaka poczułam się z niego dumna! Jak normalnie paw!

    Pozdrawiam gorąco i dzięki za czytanie :)
  • Pasja 20.01.2022
    Cicho_sza i jeszcze dodam - bardzo dobry tytuł! Niedopowiedziany, a bardziej już się nie da dopowiedzieć.
  • DiPoint Ragoon 25.01.2022
    Dziękuję Ci za obraz, którego nie byłbym w stanie nigdy obejrzeć, gdyby nie to opowiadanie, za szczerą codzienność pełną miłości, radości i rodzinnego ciepła.
    Dziękuję za sceny, w których coś, co wydaje się komuś naganne, złe czy wręcz wulgarne, w zero-jedynkowym świecie najbliższych Stasia jest po prostu normalne. Bardzo otworzyły mi oczy obraz, w którym dla wszystkich oczywiste "nieodpowiednie społecznie" zachowania (głupie imię dla psa - Tokio) są normą w świecie wokół niego i na pewno nie są naganne. To zrozumiałe, że nie uda się wytłumaczyć, dlaczego tak nie wolno robić czy mówić (broda się po prostu nie podoba, i już, ale wcześniej nie widziałem takiej, więc zwrócę na nią uwagę), ale dla mnie te opisy miały także drugie dno.
    Staś to członek rodziny, jego rodzina wypracowała więc sobie swój własny "Stasiowy" język! Jestem przekonany, że zawiera nie tylko reakcje na różnego rodzaju jego zachowania, czy uniki, które są po prostu niezbędne w codziennym życiu jego otoczenia, ale, przede wszystkim, sposoby na wyrażanie Stasia! Bo przeczytałem opowiadanie o niezwykłym chłopcu, który nie jest sam, nie czuje się ze sobą źle, który potrafi zareagować impulsywnie i całkowicie nie zrozumieć sytuacji, ale który jest na tyle pewny siebie, że kiedy już poradzi sobie z sobą samym i zrozumie, że mógł popełnić błąd, opowie, co miał na myśli lub przeprosi.
    Staś jest wyjątkowy, ale aby mógł o tym powiedzieć sądzę, że nie tylko musi być odważny. Musi mieć rodzinę, która go zrozumie, wysłucha i wesprze.
    Dziękuję za to opowiadanie. Czytałem z szeroko otwartymi oczami.
  • Cicho_sza 29.01.2022
    Dzięki za tak obszerny komentarz. To prawda, wytworzył się u nas specyficzny język. Taki, który dla osób z zewnątrz może nie jest do końca zrozumiały. Cieszę się, że dowiedziałeś się z tekstu czegoś nowego ?
  • Narrator 02.02.2022
    Opisałaś dość łagodny przypadek autyzmu.

    Staś jest bardziej werbalny i komunikatywny, niż większość osób dotkniętych tą przypadłością. Ale spektrum autyzmu jest szerokie, granice zamazane, a nasza wiedza na ten temat wciąż ograniczona. Zauważyłem w tym opowiadaniu pewną sprzeczność: w jednym miejscu dajesz czytelnikowi dużo do myślenia, pozwalasz wyciągnąć wnioski z opisu oraz dialogów, w innym formułujesz gotową opinię, jakbyś chciała wyeliminować wątpliwości. A właśnie zasiewanie wątpliwości przynosi największy plon.

    Podoba mi się optymizm matki w zakończeniu: Odmienność jest częścią natury; to od nas samych zależy jak traktujemy osoby o odmiennym zachowaniu. Staś również zdaje się, może niezupełnie świadomie, akceptować takie podejście.

    Zabrałaś się za trudny temat (tym trudniejszy jeśli opowiadanie jest oparte na faktach), poszło Ci bardzo dobrze, dlatego życzę Ci zwycięstwa w konkursie.
  • Cicho_sza 02.02.2022
    Long time no see ?

    To prawda, Stach nie ma sprzężonych upośledzeń umysłowych, ani zaburzonej mowy. Inni mają znacznie gorzej, bo autyzm to całe spectrum różnych zachowań i zaburzeń. U nas jest lajtowo, ale nadal poza standardem społeczno-emocjonalnym.

    Nie chciałam robić z tego opowiadania jakieś pompatycznej opowiastki, bo pewnie bym nawet takiej nie umiała napisać ?, a po drugie miało być zwyczajnie, prosto o nieoczywistych sprawach.

    Dzięki, że zagladnales. To był ważny dla mnie tekst. Taki autystycznych coming out, haha.

    Ps: Wygrałam ?
  • Tak właśnie w trakcie czytania zaświtało mi, że to nie fikcja. Za dobrze opisane ("dobrze" = rzeczowo, realistycznie, z tym "czymś").
    Też wperdzielałam kredki i wszystko inne czym w dawnych czasach ludzie pisali po papierze - raz odgryzłam pióru całą końcówkę - uprzednio podgryzając dokoła.
    "(...) oznajmił, że w szkole panuje nad swoimi autystycznymi odruchami." - no jeśli takie teksty zapodaje, to czapki z głów!
    Oczywiście pozdrowienia dla Młodego proszę o przkazanie!
  • Cicho_sza 13.02.2022
    Młody dziękuje za pozdrowienia ? To jest autentyczna historia, stąd być może wynika ten rzeczony rzeczowy ton. Ważna dla mnie sprawa, a tematów na pisanie o autystycznych historiach mam na tony, ale wiadomo, wszystko musi się ulezec, by zamienić się w litery.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania