LBnP 47 Olśnienie na zakręcie
Walduś nie miał dużych ambicji. Ot, wyspać się, najeść i pójść do nudnej roboty. Mała wioska nie oferowała zbyt wielu opcji na rozwój, a Walduś nie należał to osób o wygórowanych oczekiwaniach. Co rano meldował się na magazynie w pobliskim miasteczku. Przewoził palety i wracał do domu swoim starym golfem. Po drodze stawał pod sklepem GS-u, gdzie kupował kilka piw. Czasem spotkał jakiegoś kolegę. Wypalał wtedy kilka podłych papierosów i ruszał dalej. Walduś nigdy nie jeździł po pijaku. Może nie był zbyt rozgarnięty, ale w ciemię bity też nie. Wypić lubił, ale w granicach rozsądku. Po robocie matka podawała obiad, a potem szła do kościoła na wieczorną mszę. Kiedy znikała za zakrętem, wyciągał piwa z auta i wypijał duszkiem. Towarzystwa nie potrzebował. Samemu jakoś lepiej mu szło. Rano wstawał, szedł do pracy i tak w kółko. Dzień za dniem.
Pewnego dnia, kiedy wrócił z magazynu, matka zagadnęła:
— Zośka od Michalaków wróciła z miasta. Może byś poszedł, pogadał, co? Niedługo ci trzydziestka stuknie. Trzeba by się ustatkować, hmm?
Walduś burknął coś niezrozumiale pod nosem, ale matka nie ustępowała:
— Baby ci trza. Nic tak w chałupie nie wysiedzisz. Kto się tobą zajmie, jak mnie nie będzie?
— A gdzie się mama wybiera? — spytał, podnosząc na nią zaskoczony wzrok. — Mama to nawet do miasteczka nie jeździ.
— O Matko Nazarejska! — wykrzyknęła matka, załamując ręce. — Toż ja o śmierci swojej mówię, Walduś!
— Śmierci?
— Ano śmierci. Przeca umrę! I co wtedy? Co ty nieboraku poczniesz beze mnie?
Walduś począł grzebać w talerzu, ale nie odpowiedział od razu. Po chwili z impetem wstał od stołu i rzucił:
— Jakie banialuki mama opowiada! Ja tego słuchać nie będę! A do Michalaków też nie pójdę.
— A to czemu? — zaperzyła się matka. — Korona ci z głowy nie spadnie!
— Nie i już!
Walduś nie lubił Zośki. Od zawsze mu dokuczała. W szkole naśmiewała się z jego niemodnych spodni i pryszczy na twarzy. W starszych klasach nagadała koleżankom, że miał wszy, a pod koniec podstawówki razem z Jackiem Bocianem nalali mu gnojówki do plecaka. Gnębili go za byle co, a potem udawali niewiniątka. Zawsze im się udawało uniknąć kary. Walduś wracał po szkole smutny i zamyślony, ale matka nie widziała, że dzieje się z nim coś niedobrego. Nigdy się nim nie interesowała, a tu nagle życie chciała mu układać! I to z kim? Z tą jędzą Zośką!
Wsiadł do samochodu i ruszył do sklepu. Stary diesel zaklekotał, wypuszczając kłęby czarnego dymu. Musiał się napić. W domu nigdy nie miał zapasów, bo matka grzebała mu w rzeczach i złorzeczyła na choćby najmniejszą ilość alkoholu. Ojciec pił i bił, to nawet jej się nie dziwił. Dla świętego spokoju nigdy nie kupował więcej, niż dałby radę wypić. Po drodze spotkał Zośkę. Zaklął siarczyście pod nosem, ale zatrzymał auto, bo stała jak ta sierota na poboczu i gmerała przy rowerze.
— Cześć — odezwał się niechętnie. — Co tu tak sterczysz z tym rowerem?
— O! Walduś! — zawołała, odwracając się w stronę mężczyzny. — A łańcuch mi spadł. I nie umiem sama naprawić. Do sklepu jechałam.
— Baby to nic nie umio same — gderał pod nosem, zaglądając do roweru. — To tylko trza tu nastawić i pedałem zakręcić.
— O, widzisz! Ja to się pobrudzić nie chciałam, bo jak taka brudna do sklepu pojadę?
— No…
— Aleś ty zdolny — piała z zachwytu. — Fajnie, że się zatrzymałeś!
— No…
Walduś stał jeszcze przez chwilę i wpatrywał się w rower. Dobry rower, drogi. Chyba droższy niż ten jego rzęch, kurna. Bez słowa oddał bicykla znienawidzonej koleżance i pojechał dalej. Przyśpieszył, bo sklep zaraz mieli zamykać, a jemu się tak pić chciało. Musiał zdążyć nim stara Gawronowa zakratuje wejście.
Kiedy wracał ze sklepu, znów spotkał Zośkę. Nie chciał się zatrzymywać, ale wyskoczyła na drogę i poczęła machać długimi ramionami, jakby to były skrzydła wiatraka. Zahamował i wyskoczył z auta.
— Co ty robisz, głupia babo?
— Znowu mi się popsuł…
— To niech ci Jacuś Bocian pomoże!
Zośka wytrzeszczyła oczy.
— Jacuś przecież nie żyje!
Tym razem to Walduś wpadł w niejakie oszołomienie.
— Jak nie żyje?
— Normalnie. Traktor go w Niemczech przygniótł, jak u jakiegoś bauera robił.
— Co?
— Walduś, to ja wiem, choć tu nie mieszkałam tyle lat, a tyś nic nie słyszał?
Walduś wzruszył ramionami. Mało się interesował, to i nie wiedział.
— Tyś to zawsze taki odludek był — skwitowała Zośka. — W szkole toś się do nikogo nie odzywał.
— A po co mi było strzępić język po próżnicy, jak żeście się wszyscy ze mnie po kątach nabijali?
— Kto się nabijał?
— A ty i Bocian, i Kaśka Walczak, i nawet ten mały Karol, co się sprowadził na wieś, jak żeśmy w trzeciej klasie byli.
Zośka wzięła się pod boki i kręciła głową. Walduś myślał, że jej ten rozczochrany łeb od kręcenia zaraz odpadnie. Już sobie nawet wyobrażał, jak toczy się po żwirowej drodze i wpada do rowu. Gol!
— Ale głupoty pleciesz — oburzyła się. — Ja tam nic takiego nie pamiętam!
— A ja pamiętam i radź se sama z tym rowerem.
— No gdzie ty idziesz? — zawołała. — To byś mnie chociaż podwiózł do domu.
Walduś nie chciał odwozić Zośki jędzy do domu. Chciał, żeby lazła z tym zepsutym rowerem jeszcze ze sto kilosów, ale w końcu burknął:
— Właź.
— A rower?
— Potem se przyjedziesz z ojcem. Mnie się nie zmieści. Nikt się na zepsuty rower nie połasi.
Zośka pchnęła rower do rowu i wsiadła do golfa.
— Ale masz bajzel w tym aucie — zauważyła. — Sprzątasz tu czasem?
— Nie — warknął. — A po co w aucie sprzątać?
— Jak to, po co? Żeby się przyjemnie jeździło.
— Jakieś babskie dyrdymały pleciesz — fuknął, wpatrując się w drogę.
— Cicho bądź — zaordynowała nagle Zośka. — Słyszysz?
— Co?
— Amory ci trzeszczą na zakrętach.
Walduś wiedział, że trzeszczą. I to nie tylko te w starym golfie.
Komentarze (44)
Jak 90% literatury.
Fajna scenka rodzajowa (z możliwością kontynuacji) i te trzeszczące amory w samochodzie... :)))
Jedno mi się nie zgadza. Jak ktoś musi się napić, to ma problem z alkoholem. A wtedy może wypić dużo. Kiedy procenty się skończą, leci po więcej. Człowieka pijącego z umiarem alkohol nie odwodzi od dziennej rutyny. Pije raczej dla towarzystwa lub przy okazji. Oczywiście ta kwestia, w niczym nie umniejsza walorów utworu.
Daję 5.
Szkoda, że nic Twojego przeczytać nie mogę, ale pewnie za dobrze piszesz, żeby między przedszkolne historyjki się pchać.
Pozdrawiam serdecznie
Na nowego nie wyglądasz...
Lierkowa
Ale dziękuję za czujność i wnikliwa analizę tekstu.
Tematy to:
1) Zimowa elegia
2) Kołysanka
Można pisać na jeden lub na drgi, albo połączyć dwa.
Piszemy do 28 lutego /północ/
Liczymy na Ciebie!!!
Literkowa
lub do rozmówcy, to czasami wskazane:)↔Jeno uroku konwersacyjnego dodają?↔No i zakończenie... niedopowiedziane,
o którym filozofowie w dysputach ugrzęzną?:)↔Pozdrawiam:)↔%
Swojski lajcik, opowiadanie urwane chyba w najciekawszym momencie.
Kłaniam się! :)
Tak sobie wymyśliłam taka otwartą kompozycję, dzięki i również kłaniam się ?
https://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/
Zapraszamy obowiązkowo Autorów do czytania i zagłosowania.
Głosowanie potrwa do 08 marca /wtorek/ godz. 23:59
Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnej lektury.
Pozdrawiam
Liczymy Na Ciebie!!!
Tematy to:
- NIE WSZYSTKO...
- ABSTRAKCJA...
Możesz pisać na pierwszy lub drugi, albo powiązać obydwa.
Piszemy do 31.03.2022 do godziny 23:59
Więcej na naszym profilu:
https://www.opowi.pl/profil/literkowa-bitwa-na-rymy/
lub w wątku konkursowym:
https://www.opowi.pl/konkursy/
Z życzeniami owocnych literackich chwil
Literkowa
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania