LBnP XVI - Szepty
Charles otworzył portfel i znalazł tam jednego grosza. Nic więcej. Z całej wypłaty zostało mu tylko tyle.
Nie to jednak było najgorsze. Od jakiegoś czasu słyszał głosy, jakby jego dom żył własnym życiem. Nie było to jednak żadne skrzypienie zawiasów, czy trzeszczenie mebli, tylko szepty. Raz słyszał je na piętrze, kiedy indziej na parterze. Za ścianą, pod stołem, w komodzie. Jak dotąd ani razu nie udało mu się odkryć źródła tajemniczych odgłosów.
Wreszcie niewidzialny wróg popełnił błąd i Charles nakrył gagatków na gorącym uczynku. Kiedy znów usłyszał szepty, a potem dyszenie i stękanie dochodzące gdzieś z szafy, podszedł po cichutku i szybkim ruchem otworzył drzwi. Wewnątrz dwa kompletnie gołe skrzaty rytmicznie podrygiwały. Porastało je tak gęste włosie, że widać było tylko rumiane twarze.
- O nie! – zakrzyknął ten bardziej z tyłu na widok człowieka i odskoczył do tyłu. – Nakrył nas.
- A mówiłem, żeby nie ryzykować – warknął drugi i oba pospiesznie skryły się pośród ubrań. Charles jednak nie dał za wygraną, pogmerał ręką wewnątrz szafy i wyciągnął kudłatego natręta.
- Kim jesteście? – zapytał.
- My? Krasnoludkami. Biednymi, niewinnymi i cnotliwymi. No, prawie... Jeśli nas puścisz opowiemy ci o skarbie.
- Tak? Ciekawe jakim?
- Zakopaliśmy garnek pełen złota w ogródku przy sąsiednim domu.
- U Paula, mojego sąsiada?
- Tak. Idź i sprawdź. Wszystko będzie twoje.
- A wy tymczasem czmychniecie? Nie ma mowy. Gdzie dokładnie to zakopaliście?
- Pod świerkiem.
Charles wrzucił skrzata z powrotem do szafy, a potem zamknął ją na klucz. Zabrał łopatę i udał się do ogródka sąsiada, przechodząc wcześniej przez ogrodzenie. Paul zniknął tydzień wcześniej i nie dawał znaku życia. Krążyły pogłoski, że oskarżano go o grube przestępstwa. Pewnie zwiał za granicę i już więcej nie pojawi się w okolicy.
Charles zabrał się za kopanie. Przeorał większą część ogródka, a znalazł tylko kilka puszek po piwie, okultystyczne amulety, zwłoki byłej żony Paula i trochę śmieci, ale garnka ze złotem tam nie było. Zdenerwowany wrócił do domu, ale drzwi od szafy jakimś cudem były otwarte, a dwa skrzaty zniknęły. Po chwili odkrył też, że zabrały mu z portfela nawet ten jeden ostatni pieniążek.
W jakiś czas później na skraju lasu można było dostrzec dwie małe kudłate postaci, kopiące pod starym uschniętym świerkiem, a następnie wyciągające spod ziemi garnek ze złotymi monetami. Dorzuciły do niego kolejny grosz.
Komentarze (11)
Życzymy wygranej.
Głosuję więc jestem. Skrzaty były w porządku, tylko Charles pomylił świerki. Szepty czasem mają różne podłoże, trzeba uważać. A krasnale były sprytne. Charlesa zgubiła chciwość.
Grosz do grosza, a będzie Miłosza.
Fajne i z puentą opowiadanie
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania