Łzy Gwiazd - część 10
Mój pokój był znacznie większy od tego, który miałam we własnym domu. Można było nawet wyjść z niego na taras. Oczywiście Julka przestrzegła mnie bym pod żadnym pozorem tego nie robiła. Uważała, że Łowcy mogą kręcić się gdzieś w pobliżu. Zapewniała, że do domu nie mogą wejść, ponieważ chroni go bariera. Znowu nie za bardzo rozumiałam o co jej chodzi, dlatego wywracając oczami, powiedziała mi, że to coś podobnego do bariery pana Stefana. Z tą różnicą, że bariera Protektorów miała służyć obronie Łez Gwiazd. Radek zniknął w czasie kolacji właśnie po to, by ją wzmocnić. Julka nie miała pojęcia, dlaczego mężczyzna również był chroniony Dziewczyna nawet przyniosła troszeczkę srebrnego proszku w torbie i powiedziała, że właśnie z niego powstaje bariera. Drobne ziarenka podobno powstawały z resztek spadających gwiazd.
Myślałam, że po tych wszystkich rewelacjach nie będę mogła zasnąć, ale gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki od razu odleciałam. Ledwie zamknęłam oczy a obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Zaspana prawie spadłam z łóżka i poszłam otworzyć. Spodziewałam się Julki, ale na progu stał Radek. Mężczyzna wyglądał jakby w ogóle się nie kładł. Jego policzki były zaróżowione a włosy zmierzwione.
- Tak? – starałam się wyglądać przytomnie.
Zmierzył mnie spojrzeniem. Nie prezentowałam się najlepiej w zamałym podkoszulku Julki i przyciasnych spodniach. Bluzka na sto procent opinała moje oponki na brzuszku a dresy tyłek. Zażenowana wciągnęłam brzuch, co nie umknęło uwadze Radka. Na jego usta wypełzł złośliwy uśmieszek.
- Pomyślałem, że chciałabyś się dowiedzieć czegoś więcej o sobie – prawie udało mu się powiedzieć to bez kpiny.
Gdybym nie była od niego całkowicie zależna to bym mu przyłożyła. Zamiast tego postarałam się wyglądać miło.
- Znalazłem to gdzieś w naszej bibliotece – wyciągnął zza pleców niewielką książeczkę.
Była cieniutka, różowa i przedstawiała małą dziewczynkę z ogromnymi skrzydłami. Czułam, jak rumieniec wypełza mi na policzki. Postanowiłam, że nie dam mu się sprowokować i wzięłam do ręki książkę.
- To bardzo miło z twojej strony – miałam nadzieję, że grymas na mojej twarzy przypominał uśmiech. – Dziękuję.
Jeżeli był zaskoczony moją reakcją to nie dał tego po sobie poznać. Powiedział, że nie ma za co i szybko się oddalił. Kiedy zostałam sama z satysfakcją rzuciłam książką przez cały pokój. Z hukiem uderzyła w jakiś wazon i strąciła go na podłogę. Na moje szczęście nie stłukł się, a jedynie odrobinę ukruszył. Wściekła ustawiłam tak, by szkody nie było widać, po czym wróciłam do łóżka. Gotując się ze złości przewracałam się z boku na bok. Nie cierpiałam ich. Chciałam wracać do domu. Cały czas ze mnie kpili. Jeszcze nigdy nikogo aż tak bardzo nie lubiłam. Wszystko się we mnie przewracało na myśl o tym, że jestem na nich skazana. Uderzyłam ręką o włącznik lampki i chwyciłam za książeczkę. Naprawdę była przeznaczona dla dzieci. Pisana prostym językiem i bogato ilustrowana. Gdybym miała sześć lat byłabym nią zachwycona. Autor tłumaczył, dlaczego obcym nie wolno pokazywać skrzydeł, zawsze trzeba słychać starszych i takie tam slogany. Łowcy przedstawieni byli jako brzydcy mężczyźni, którzy porywali małe dziewczynki do wielkich worów. Natomiast Protektorzy przedstawieni byli jako bohaterowie, Aniołowie Stróżowie, normalnie prawie, że święci. Zawsze pokonywali Łowców i oddawali biedne, głupiutkie Łzy Gwiazd ich rodzicom. Miałam coraz większą ochotę spalić tę książeczkę. Powstrzymał mnie przed tym huk dobiegający z dołu. Zerwałam się na równe nogi i wyszłam na korytarz. Praktycznie wpadłam na biegnącą Julkę.
- Schowaj się, głupia – syknęła trzymając w jednej ręce miecz a w drugiej pistolet.
Muszę przyznać, ciekawe połączenie. Dziewczyna, jak szybko się pokazała, tak szybko zniknęła. Poruszała się cicho, jak duch. Skradając się po schodach zeszła na dół. Stałam, jak idiotka na środku korytarza i nie wiedziałam, co zrobić. Julka i Radek obiecywali, że tutaj nie ma prawa wydarzyć się nic złego. Mówili, że dom jest chroniony barierą, czy czymś takim. Czułam się, jak dziecko odkrywające, że Święty Mikołaj nie istnieje.
Podskoczyłam słysząc huk wystrzału i łomot upadania na podłogę. Czy to możliwe, że ktoś właśnie kogoś zastrzelił?! Zagryzłam wargi do krwi, by nie zacząć krzyczeć. Na drżących nogach wróciłam do pokoju i rozejrzałam się w poszukiwaniu dobrej kryjówki. Nie byłam w stanie jasno myśleć. Mój oddech stał się urywany i płytki a na czole wystąpiły kropelki potu. W panice kręciłam się w kółko szukając miejsca, w którym mogłabym się ukryć. Łóżko wydawało mi się najgorszym wyborem, ale ostatecznie padło na nie. Na podłodze było pełno kurzu i jakiś okruchów. Musiałam powstrzymać się od pisku obrzydzenia, gdy trafiłam ręką na coś lepiącego się. Nie musiałam długo czekać, by ktoś wszedł do pokoju. Skrzypnięcie drzwi spowodowało, że serce o mały włos nie wyskoczyło mi z piersi. Kroki były ciężkie i zdecydowane. Ktoś przeszedł przez cały pokój. Zajrzał do dużej szafy stojącej w kącie i wyrzucił z niej wszystkie rzeczy. Łoskot upadających rzeczy rozniósł się po całym pokoju. Nieznajomy zbliżał się do mojej kryjówki. Był tak blisko, że mogłam wyciągnąć rękę i chwycić go za nogę. Wstrzymałam oddech i modliłam się w duchu, by mężczyźnie nie przyszło do głowy zajrzeć pod łóżko. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność. Buty zaczęły oddalać się od mojej kryjówki. Już miałam odetchnąć z ulgą, gdy ktoś poderwał łóżko do góry. Zrobił to z takim impetem, że poleciało na drugą stronę pokoju. Uderzyło o ścianę i opadło na podłogę. Krzyk zamarł mi na ustach.
- Nie ma kryjówki, myszko! – mężczyzna pochylił się nade mną.
Był to ten sam mężczyzna, który zaczepił mnie gdy wracałam do domu. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, mężczyzna chwycił mnie za włosy i cisnął przez cały pokój. Uderzyłam o ścianę i z jękiem opadłam na łóżko. Takie szczęście w nieszczęściu.
- Powinnaś się nauczyć – napastnik stanął nade mną – że przed takimi jak my, nie ma ucieczki.
Chwycił mnie za gardło i zaczął dusić. Czułam, jak coraz bardziej zapadam się w miękki materac. Próbowałam znaleźć coś czym mogłabym się bronić. Wreszcie mój wzrok padł na szpilki leżące na podłodze. Z trudem sięgnęłam po jednego z butów i z całej siły wbiłam go w delikatną skórę tuż nad obojczykiem. Mężczyzna stoczył się ze mnie z okrzykiem pełnym bólu. Przez parę sekund patrzyłam, jak krew plami jego koszulkę. Oprzytomniałam na tyle, by rzucić się do ucieczki. Korytarz wyglądał, jak pobojowisko. Toaletka, która jeszcze nie dawno tak mi się podobała, teraz leżała zniszczona w poprzek przejścia. Jedna z nóg całkowicie odpadła i to właśnie ją chwyciłam jako broń. W porównaniu z pistoletem nie miała szans, ale ściskając ją poczułam się jakoś bezpieczniej. Całe szczęście, że ją chwyciłam, ponieważ tuż za mną szedł napastnik. Odwróciłam się i wrzeszcząc dziko uderzyłam go z całej siły kawałkiem mebla. Drewniana noga złamała się na jego głowie. Mężczyzna powoli osunął się na kolana. Czułam, jak drżą mi ręce i nogi. Zabiłam go? W ogóle się nie ruszał. Zmusiłam się, by odwrócić od nieruchomego ciała i na drżących nogach podeszłam do schodów. Z dołu dobiegały mnie strzępki rozmowy.
- Co ta za hałasy u góry? – zapytał jeden głos. – Idź to sprawdź.
Nie miałam czasu na zastanawianie się. Pchnęłam pierwsze lepsze drzwi i weszłam do ciemnego pomieszczenia. Okazało się, że to kolejna sypialnia. Rolety zewnętrzne były zasunięte, co tylko potęgowało mrok panujący w pokoju. Ukryłam się za drzwiami i czekałam. Po piętnastu bardzo szybkich uderzeniach serca drzwi uchyliły się. Ktoś spokojnie przeczesywał cały pokój. Zaglądał do szafy, pod łóżko, moją kryjówkę zostawił sobie na koniec. Szarpnął za drzwi, które zamknęły się z hukiem. Mężczyzna zwinnie uchylił się przed moim ciosem. Wyrwał mi z lampkę nocną, którą chwyciłam po drodze i rzucił mną przez cały pokój. Uderzyłam głową w ramę od łóżka, tak mocno, że przed oczami zaczęły latać mi mroczki. Nie zdążyłam oprzytomnieć, kiedy napastnik chwycił mnie za włosy. Jęknęłam, gdy szarpnięciem postawił mnie na nogi.
- Myślałaś, że jesteś taka sprytna? – wysyczał. – Że pokonasz kogoś takiego, jak ja?
Mówiąc to wyciągnął z kieszeni nóż i przyłożył go do mojej twarzy. Chłód stali od razu mnie otrzeźwił.
- Zaraz zobaczysz do czego jesteśmy zdolni.
Praktycznie zwlókł mnie po schodach do pokoju na dole. Była tam dwójka mężczyzn w całości ubrana na czarno. Każdy z nich do pasa miał przypięty pistolet. Na dywanie dostrzegłam dwa bezwładne ciała. Radek leżał zupełnie nieruchomo w czerwonej kałuży, a kawałek dalej zwinięta w kłębek leżała Julka. Jej drobna twarz była poobijana i napuchnięta.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania