Poprzednie częściŁzy Gwiazd - część 1

Łzy Gwiazd - część 8

Powoli zaczęłam wracać do siebie. Znów mogłam ruszać rękami i nogami. Czułam dotyk palców Julki na moich włosach. Odsunęłam się od niej nieznacznie, co dziewczyna przyjęła z okrzykiem ulgi.

- Już myślałam, że do końca oszalałaś – powiedziała szczerze.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Teraz byłam już pewna, nie lubiłam jej. Chciałam coś powiedzieć, ale przerwało nam przekleństwo Radka.

- Jest ich coraz więcej - rzucił. – Tamci musieli dać znać pozostałym.

Kiedy zerknęłam przez tylną szybę zauważyłam cztery samochody jadące za nami. Nie powiem, że serce podeszło mi do gardła albo łomotało, jak szalone. Nie byłam pewna, czy wciąż bije. Radek dodał gazu tak gwałtownie, że aż wbiło mnie w siedzenie. Tamci za nami zrobili dokładnie to samo. Jeden z samochodów był niebezpiecznie blisko nas. W pewnym momencie uderzył od tyłu. Auto wystrzeliło do przodu a pas boleśnie wbił mi się w ramię. Obok nas pojawiło się kolejne auto i uderzyło z boku. Nie pamiętam, kto wrzasnął, ja czy Julka. Myślę, że jednak Julka, ja miałam zbyt sucho w ustach. Mogłam tylko siedzieć i patrzeć na to, co dzieje się dokoła. Nasze auto pod wpływem uderzenia zjechało na pobocze. Nie wiem, jak Radkowi udało się uniknąć zderzenia z drzewem. Nie wróciliśmy na ekspresówkę. Brat Julki wybrał jakąś wyboistą, leśną drogę. Co chwila podskakiwaliśmy na wertepach. Samochód doskonale radził sobie wśród błota i dziur, ale auta tamtych, dużo bardziej eleganckie niż sportowe, grzęzły.

Z lekką ulgą opadłam na siedzenie. Julka roześmiała się perliście do brata.

- Jesteś geniuszem! – wykrzyknęła.

Mężczyzna nie podzielał jej entuzjazmu. Skupiony zaciskał ręce na kierownicy a usta miał ułożone w wąską linię.

- Dlaczego się nie cieszysz? – zapytała Julka. – Przecież ich zgubiliśmy.

- No - westchnął – tylko ja też nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy.

Jechaliśmy w milczeniu. Otaczały nas tylko drzewa. Żadne z ans nie było w dobrym humorze. Po pierwsze, bo rzeczywiście nie wiedzieliśmy, dokąd prowadzi droga a po drugie strasznie nami trzęsło. Byłam pewna, że jeszcze chwila a zwymiotuję. Na dodatek w aucie panowała napięta atmosfera. Radek wyglądał tak jakby szukał tylko pretekstu żeby się na kimś wyładować. Kiedy patrzył na mnie we wstecznym lusterku, to jego oczy ciskały gromy. Czułam się winna temu wszystkiemu. To ja wplątałam ich w całą tę sytuację i nie powinni przeze mnie narażać swojego życia.

- Dobra, wystarczy – powiedziałam stanowczo. – Jestem wam wdzięczna za pomoc, ale dalej poradzę sobie sama.

Julka parsknęła śmiechem a Radek z wrażenia pomylił biegi.

- Mówię poważnie – zignorowałam ich. – Nie powinnam was w to mieszać, ale nikt inny nie przychodził mi do głowy. Dlatego zatrzymaj się a ja sobie pójdę – powiedziałam do Radka.

Nasze oczy skrzyżowały się. Mój wzrok wyrażał determinację (mam nadzieję) a jego bezkresne niedowierzanie.

- Dobra, zatrzymam się – zgodził się – i co wtedy zrobisz?

-Radek?! Czyś ty oczadział?! - wydarła się Julka. – Przecież ona gada, jak jakaś wariatka.

Obydwoje zgodnie ją zignorowaliśmy. Mój mózg po raz kolejny musiał podjąć wysiłek intelektualny a nie miał na to najmniejszej ochoty.

- Nie wiem jeszcze – westchnęłam – ale coś wymyślę.

- Odfruniesz czy wrócisz do domu na piechotę? – zapytał spokojnie.

Czułam się, jak idiotka, nie, miałam wrażenie, że oni mnie tak traktują. Jakbym nawet nie posiadała mózgu. Strasznie mnie to wkurzało i bardzo żałowałam, że oni byli jedynymi osobami, które mogą mi pomóc.

- To moje zmartwienie – powiedziałam twardo. – Chcę wysiąść to mam do tego prawo.

- A to moje auto i mogę cię nie wypuścić - uśmiechnął się krzywo.

Westchnęłam ciężko. Drażnił mnie. Facet miał nade mną przewagę i doskonale o tym wiedział. Przecież głową okna nie wybiję.

- Wtedy to jest porwanie – zauważyłam – a nie ratowanie. Weź się nie wygłupiaj, będziesz miał problem z głowy.

- Mam za miękkie serce, by spokojnie patrzeć, jak rozrywają cię na strzępy – powiedział spokojnie. – Dlatego możesz zgrywać porwaną.

Jechaliśmy w milczeniu. Ja byłam obrażona i zirytowana zachowaniem moich przymusowych towarzyszy, Julka drzemała, a Radek chyba zaklinał las przed nami.

- Umiesz czytać mapę? – zapytał w pewnym momencie.

- Nie – powiedziałam ostrzej niż zamierzałam.

- Nie ważne – wzruszył ramionami. – Potrzymasz mi ją przed nosem. Przesiądź się do przodu.

Przeklęłam w duchu i rozpięłam pas. Przechodząc między fotelami uderzyłam się w nogę o hamulec ręczny. Byłam pewna, że nabiłam sobie niezłego guza. To było nic. W następnej chwili, Radek, przyhamował gwałtownie tak, że uderzyłam głową o pulpit.

- Przepraszam – powiedział skruszony. – Wiewiórka przebiegła drogę.

Gdym mogła wypchałabym zarazę. Zamiast tego przyłożyłam rękę do głowy, na dłoni zostało mi trochę krwi. Nie przepadałam za nią. Przed oczami zaczęły latać mi mroczki a żołądek miałam ściśnięty.

- Leci ci krew – Radek spojrzał na mnie zaniepokojony.

- Dzięki, nie zauważyłabym – wysiliłam się na sarkazm.

To był czysty heroizm z mojej strony. Co prawda, mdłości powoli mijały, ale za to strasznie musiałam do toalety. Nic na to nie poradzę, że mój organizm tak działał. Jeżeli nie udało się jedną stroną to próbował drugą.

- W skrytce są chusteczki – powiedział mężczyzna.

Kiedy zobaczyłam w lusterku swoją twarz to aż się przestraszyłam. Chorobliwa bladość skóry kontrastowała z czerwoną stróżką krwi spływającą po moim czole. Syknęłam przez zaciśnięte zęby, gdy przyłożyłam chusteczkę do głowy. Jak najdelikatniej otarłam krew, Bogu dzięki, już nie leciała. Wzięłam kilka głębszych wdechów i rozłożyłam mapę. Radek spojrzał na nią zachłannie i odetchnął z ulgą.

- Co się stało? – zapytałam.

- Wiem, gdzie jesteśmy – uśmiechnął się triumfalnie. – Jest lepiej niż myślałem.

Zerknęłam na Julkę, dziewczyna cały czas spała. Podziwiałam ją. Ja miałam napięty każdy miesień w ciele. Za nic w świecie nie byłabym w stanie zmrużyć oka.

Radek wydawał się być w lepszych humorze, dlatego odważyłam się zapytać.

- Dlaczego nie zostawiłeś mnie tam w lesie? – odwróciłam się tak, by móc obserwować jego reakcję. – Przecież to by znacznie ułatwiło ci życie.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

- Jestem Protektorem – podkreślił - to moje zadanie.

- Daj spokój – uśmiechnęłam się krzywo - przecież mnie nie znasz, poza tym nikt by się nie dowiedział.

- Nikt oprócz Julki, ciotki , Patryka i twoich rodziców. Trochę ludzi się nazbierało – podkreślił.

Utkwiłam w nim przerażone spojrzenie.

- Moi rodzice wiedzą? – upewniłam się. – I…

- Ciotka nie spuszcza ich z oczu – zapewnił. – Powiedziała, że jesteś bezpieczna i niedługo się zobaczycie.

Poczułam, jak zalewa mnie ogromna fala ulgi. Ktoś zajął się rodzicami, nie byli sami z tym wszystkim. Tak naprawdę bardziej martwiłam się o nich, niż o samą siebie. Nie przeżyliby gdyby coś mi się stało.

- Dziękuję – powiedziałam autentycznie wdzięczna. – A gdzie my właściwie jedziemy? – zaniepokoiłam się.

Jakoś wcześniej nie przyszło mi do głowy, by ich o to zapytać. Radek uśmiechnął się tajemniczo i już wiedziałam, że mi nie odpowie.

-Czyli jednak porwanie? – spytałam zmęczonym głosem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • il cuore 4 miesiące temu
    /Żadne z ans nie było w dobrym humorze./ – z nas, ale ans też ma znaczenie...
    /- Nie ważne – wzruszył ramionami./ – nieważne
    Po co używasz dywizu? przecież wiesz do czego służy.
    cul8r

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania