Mroczun 2
Po zamieszaniu związanym z nietoperzami, w grupie w końcu zapanował spokój. Wachmistrz, aby uspokoić młodzież, ale również i siebie, polecił rozpalić drugie ognisko z tyłu szałasu. Teraz prowizoryczny domek, chroniony był z obydwu stron niespełna dwudziestometrowymi pryzmami z ziemniaków, a przód i tył zagradzały znacznych rozmiarów ogniska, doglądane po dwóch młodych junaków. Dziadek rozstawił wachty i przydzielił do tej roli najstarszych z chłopców, gdyż z doświadczenia wiedział, że w razie niebezpieczeństwa najgorsze co mogło spotkać odział, to atak z zaskoczenia. Chociaż nie dowodził już wojskiem a grupką wyrostków, nie zamierzał poniechać żadnych środków ostrożności. Włosy na starym grzbiecie nieprzyjemnie jeżyły mu się jak pikinierzy przed starciem z szarżującą jazdą nieprzyjaciela, a po ciele przebiegały nieprzyjemne dreszcze. Niebezpieczeństwo! Podświadomość ostrzegała, że coś się szykuje, że wróg obserwuje ich z ciemności.
Miękka ziemia wyoranego pola, sprzyjała niepożądanym gościom i cichemu podejściu do obozowiska. Dziadek, jako niezawodny system ostrzegawczy, osobiście rozrzucił suche patyczki kilkanaście metrów poza światłem bijącym od ognisk. Wystarczyłoby, aby ciszę nocną zakłócił trzask łamanej gałązki a natychmiast poderwałby się do działania. Chociaż wojna się skończyła, wciąż nierzadko zdarzały się napady band zgłodniałych byłych żołnierzy, polskich i niemieckich, którzy nie zgadzali się z komunistycznym systemem panującym na tych ziemiach i którzy gotowi byli zabić za kawałek chleba. Chociaż w tamtej chwili Dziadka martwiło coś innego, Mroczun. Czy w historii przekazywanej z pokolenia na pokolenie mogło kryć się ziarno prawdy?
– Nieeee! – Starzec zaśmiał się nerwowo pod nosem, ze swoich lęków, jednak po namyśle rad był, że przygotował sobie posłanie poza szałasem w takim miejscu, aby mieć widok na obydwa ogniska i w razie potrzeby móc pośpieszyć z pomocą czuwającym tam chłopcom. – Strzeżonego pan Bóg…Zdecydowanie za długo tu siedzimy! – mamrotał pod nosem weteran i chwycił pięć z kilkunastu motyk, złożonych opodal z innymi narzędziami. Jedno narzędzie rzucił obok swojego koca, a z pozostałymi ruszył do jednego z ognisk.
– No, jak tam Komandos, Antoś? Nie śpicie? – zapytał i rzucił dwie motyki obok chłopców. – Przyniosłem, tak na wszelki wypadek – dodał widząc zdziwione miny.
– Na Mroczuna?
– A gdzie tam. – Starzec z całych sił próbował być przekonywujący. – No, wiecie, jak jaki lis, czy zdziczały pies przylezie, to lepiej mieć czym zwierza w łeb zdzielić.
– I nie na Mroczuna? – Komandos wyraźnie nie dowierzał.
– My mamy to. – Szczęśliwie dla Dziadka, Antek wtrącił się w rozmowę i pokazał procę skrywaną pod połą marynarki. – Jak podejdzie kundel, czy co inne, to po nim!
– Jak amen! – Potwierdził Daniel i również pokazał swój oręż.
– A na kruki, tfu… nietoperze…? Na nietoperze chciałem powiedzieć, jakoś tego nie wyciągnęliście! Skąd to macie, te proce?
– Bo nas z zaskoczenia wzięły! — Antek nieco podekscytowany i z widocznym podziwem wskazał Daniela. – My wszyscy mamy takie zrobione. Komandos wymyślił i rozkazał ferajnie w szałasie być czujnymi i pruć do każdego, kto tam zajrzy bez hasła.
– Kurwa! – Dziadek aż sapnął przejęty – Przecież ja mogłem najpierw tam sprawdzić, zajrzeć co z nimi?!
– Nic się nie bójcie, mieliśmy na was oko i w razie czego bym zawołał. – Stanowczo stwierdził Komandos.
– Dziecko…
– Zabijałem Niemców i… nie tylko! – młodzian wszedł w słowo seniorowi i podniósł głos. – Kapusiów, szwabów, ruskich i polskich zdrajców też! Tym – pokazał jeszcze raz swoją prymitywną broń – strzelałem do nazistów i ciągnąłem ich za sobą w pułapkę, gdzie czekali nasi partyzanci. – Oczy Daniela zaszkliły się i chłopak otarł twarz rękawem, zanim łza spłynęła po policzku. – Nie jednego! Słyszycie?! Za ojca, za matkę, siostrę… Jak świnie błagały o litość to dostawały nożem! – Nagle twarz nastolatka przybrała kamienny wyraz, na którym zamiast emocji harcowały cienie rzucane przez ognisko. – Tu nie ma dzieci! Słyszysz Dziadku?! Ja… My, – wskazał na szałas z kolegami w środku – jesteśmy lwami i nigdy nie pozwolimy, żeby szkopy czy ruscy… Zwłaszcza czerwoni! Nie damy więcej skrzywdzić naszych rodzin!
– Ale przecież wasze rodziny już i tak…
– Oni są moją rodziną! – Komandos wskazał na Antka, potem na szałas. – Nawet durny Olek!
– Oj chłopcze… – Westchnął wachmistrz a przed oczami przeleciały mu oblicza dawno poległych przyjaciół i towarzyszy broni. – Jakie jest to wasze hasło? – zapytał po dłuższej chwili zadumy.
– Lody waniliowe! – wypalił prędko Antek.
– A skąd ja wam teraz… Aaaa? Że hasło takie?! – Kiedy dziadek odchodził do drugiego ogniska odwrócił się jeszcze do Komandosa.– O ruskich to lepiej nikomu nie powtarzaj, wiesz, komuniści nikomu nie darują. – Gdy Daniel skinął głową dodał: – A kruki?
– Co? Co kruki?
– Ile ich zabiliście?
– Sześć, a co? To ważne? My się przecież tylko bawiliśmy w wojnę.
– Hm… Może nie? – Starzec spojrzał na Księżyc, który niespodziewanie przybrał krwistą barwę. – Niedobrze…
– Co? – Komandos podążył za wzrokiem opiekuna. – Że łysy taki czerwony? Pewnie rano mrozić będzie.
– Taaak… faktycznie chłód idzie. Ale niedobrze, bo nie powinno się zabijać dla zabawy.
– Dziadku! – Daniel zawołał za oddalającym się wachmistrzem. – Myślicie, że Mroczun się zjawi?!
– Nie zaśnijcie! – Starzec nie chciał wracać do tematu i po prostu zignorował pytanie. – Ja będę czuwał całą noc o tam, – wskazał swoje posłanie – jakby coś się działo to wołajcie. – Kiedy zbliżał się do drugiego ogniska rozmasował sobie kark, przez który znowu przebiegło ostrzegawcze mrowienie – Kiedyś, kurwa, dałbym głowę, że chuj już tu jest! – syknął i kilka razy splunął, jakby chciał odczynić zły urok. – Posrana starość, wszystko mi się pierdoli we dzbanie!
Komentarze (12)
ciekawe w którą stronę to wszystko się potoczy?
Bardzo dziękuję za zerknięcie i ciekawy komentarz .
Pozdrawiam ?
Pozdrawiam :)
Wpojony strach żyje, chociaż nie wiem jak by go oswajać i tak wyciąga chociaż jeden pazurek przy nadarzającej się okazji, dziadek chyba był tak tym osaczony, że historia o Mroczunie ożyła. ? Ja bym wiała gdzie pieprz rośnie jakby mi taką opowieść zapodał w nocy przy ognisku. ?
Mój własny dziadek pod koniec życia to taki święty, ale jak się ojca pytałem czy zawsze taki był to on mi powiedział „A gdzie tam, kiedyś klął jak szewc” ?
Wszystko zależy, tak myślę, od tego czy ludzie w końcu osiądą i mają szansę przejść z trybu „wojownika” na „domowy”. Ten dziadek z opka kroczył od wojny do wojny…
Kolejna część będzie już dostępna w wersji dla pełnoletnich, bo oprócz przekleństw, będzie coś więcej…
Fajnie że zajrzałaś :)
Tematami opowiadania są:
~ Kobieta
~ Akcja
Może będzie to niebanalna opowieść albo bajka, fanasy albo prawdziwe zdarzenie, albo zasłyszane. Zadziwiające oryginalnością i zarazem chwytającymi za serce czytelnika.
Wszystko znajdziesz tutaj: https://www.opowi.pl/nieodgadniona-pasja-i-tajemniczy-wilk-z-a83414/
Liczę na zainteresowanie. Piszemy do 15 maja /poniedziałek/ północ.
Literkowa
„Czy w historii przekazywanej z pokolenia na pokolenie mogło kryć się ziarno prawdy?"... a jednak niedowierzanie i obok strach. Często zastanawiam się, czy nie były prawdą te wszystkie legendy o diabłach i innych potworach?
Były żołnierz, zapewne z traumą jest niezbyt dobrym opiekunem dla osieroconych chłopców. Poharatany wojną stwarza pewien strach. Jego soczysty język jest chyba pozostałością po cierpieniu, bez wartości i bez jakiegoś zdziwienia. Wszyscy wtedy klęli, począwszy od dzieci, po starców.
Pryzmy ziemniaków okazały się dobrą fortyfikacją obronną. Motyki i proce bronią i jeszcze dobry słuch miał znaczenie.
Zaciekawiasz. Pozdrawiam.
Cieszę się, że jeszcze zaciekawiam :)
Kłaniam się uprzejmie :)
Nie uciekł bym raczej. Ciekawością przytrzymany:)↔Pozdrawiam?:)
Zapraszam i pozdrawiam :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania