Poprzednie częściNieoczywiste

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nieoczywiste część 1

Część 1

 

– Pani sztuka to jakaś cholerna anomalia, a nie arcydzieło! – ryknął z furiackim zapałem krytyk teatralny, Ireneusz Potwarzycki.

 

Mężczyzna, podkreślając swoje zdecydowanie odnośnie wzmiankowanej wyżej tezy, chwycił rozrzucone na jego biurku kartki zapełnione tekstem owej sztuki, po czym zaczął je drzeć tak, jakby zogniskował na tych kilkudziesięciu kawałkach papieru całą złość z powodu wszystkich ciosów, jakie dotychczas mogło mu zadać życie.

 

Kornelia Miedlińska, nieopierzona dramatopisarka z głową pełną marzeń o pławieniu się w glorii wielkiej artystki, nie mogła znieść takiej zniewagi. To było ponad jej siły. Jej pyzata fizjonomia w okamgnieniu przybrała karmazynowy odcień, a całym ciałem biedaczki wstrząsnął dreszcz wściekłości. Nie mogła zrozumieć, jak ten wyelegantowany fanfaron może posiadać tak skrajnie niepochlebną opinię o jej dziele. Dziele, nad którym pracowała od kilku ostatnich miesięcy i z którym wiązała nadzieje na uzyskanie szerokiego rozgłosu w artystycznym półświatku.

 

– Drogi panie, nie przyszłam tu, by wysłuchiwać popisowych tyrad, możesz je pan prezentować małżonce, ale ja oczekuję choć krztyny szacunku oraz dobrych manier- odparła poirytowana.

 

– Do diabła! Kobieto, czy nie jesteś w stanie pojąć tak banalnej prawdy, że twoje wypociny przenigdy nie powinny zostać ukazane jakiejkolwiek widowni? Widziałem w życiu mnóstwo przykładów grafomanii, ale to, co czytam w twoim dziełku przeszyłoby grozą najtępszego idiotę! Nawet nie chcę myśleć, jak ucierpiałaby kultura, gdyby pisarskie monstra, takie jak to ( w tym miejscu wskazał na podarte przez siebie kartki) w pokaźniejszych ilościach zaczęły być wystawiane na deskach teatrów. Bez wątpienia szare komórki przeciętnego widza uległyby wówczas raptownej degeneracji – odparł z pasją Potwarzycki.

 

Kornelia bardzo chciała zachować niewzruszone oblicze, jednak okazało się to zadaniem ponad jej nadwątlone już siły. Po policzkach zaczęły płynąć szerokim strumieniem łzy, a świdrujący krytyka literackiego wzrok wyrażał bezsilną rozpacz, która na chwilę stłumiła jego gniew.

 

Jednakże doświadczenie wyniesione z ostatnich czterech wizyt niedocenianej artystki podpowiadało Ireneuszowi, że nie powinien się łudzić. Łkająca w jego gabinecie kobieta cierpiała na obsesję bycia za wszelką cenę docenianą i najwyraźniej postanowiła tak długo nękać go swymi suplikacjami aż on ugnie się i przyzna, iż jej dramat jest dziełem na miarę “Króla Leara”. Miał już serdecznie dosyć lamentacji Kornelii Miedlińskiej. Jedyne czego teraz pragnął, to wyperswadować rozmówczyni, że jakkolwiek jest mu do pewnego stopnia żal pisarki, tak boleśnie storpedowanej w jego recenzji celnymi zarzutami, to nijak nie mógłby przyznać wyłącznie dla podreperowania jej urażonej dumy, że “ Romantyczne diablice” są wartościowym utworem.

 

“ Prędzej zesram się przed fasadą Teatru Narodowego niż przyznam rację tej sfiksowanej babie.”

 

Ireneusz co prawda miał plan bezstresowego wyjścia z opresji zgotowanych mu przez rozgoryczoną artystkę, lecz jego temperament awanturnika nie pozwalał na preferowanie półśrodków. Już to, że tak koszmarna chałtura w ogóle została wystawiona przez jakiś teatr stanowiło dla niego wystarczającą ujmę, a nieustępliwość Miedlinskiej tylko dopełniała goryczy spowodowanej koniecznością obejrzenia “Romantycznych diablic”.

 

Potwarzycki, miotając wzrokiem gromy, obserwował, jak Kornelia wciąż szlochając najpierw zaczyna miąć w pięściach podartą na strzępy sztukę, a następnie bezwładnie opada na fotel i z wyrzutem spogląda na niego.

 

“ Chryste, niech ta wariatka da mi święty spokój, niech trafi ją piorun, obali się na nią drzewo, cokolwiek, byleby tylko znikła”

 

Po dłuższej chwili nerwowego milczenia ciszę przerwał zachrypnięty od płaczu głos Kornelii.

 

– Nie mam pojęcia dlaczego pan mnie tak krzywdzi, czym zasłużyłam sobie na to okrucieństwo? Miałam jedno, prozaiczne marzenie: zostać darzoną uznaniem pisarką. Niestety pańskie kalumie pod moim adresem obróciły w ruinę całe moje życie. Jak panu nie wstyd? Jak można tak haniebnie okłamywać czytelników pańskiego pisemka, serwować im blagi o moim dziele? Czy naprawdę jest pan tak wyzuty z wszelkich ludzkich odruchów, iż nie potrafi wykrztusić z siebie kilku słów przeprosin? – zaindagowała z przyganą.

 

To było już zbyt wiele. Podobnej manifestacji naiwności, głupoty oraz bezczelności nie mógłby żadnym sposobem ścierpieć. Wprost nie potrafił uwierzyć, że ta kobieta po tylu próbach nadal żyje swymi fantasmagoriami. Przemknęło mu przez myśl, iż być może stał się ofiarą jakiegoś poronionego dowcipu. Chciał sądzić, że ta farsa została wyreżyserowana przez nie cierpiącego go kolegę z branży. To jednak byłoby zbyt cudowne. Po wysłuchaniu kolejnej dawki labiedzenia nie mógłby dać wiary w tego rodzaju scenariusz.

 

W czasie, gdy Kornelia lustrowała go tak, jakby znajdowała się sam na sam z najwstrętniejszym oprawcą, Potwarzycki podszedł do niej i stanąwszy niczym belfer nad niedouczonym sztubakiem ryknął stentorowym głosem:

 

– Nie mam bladego pojęcia, co gnieździ się w tym twoim durnym łbie i szczerze mówiąc nie chcę wiedzieć! Chcę za to, abyś zakonotowała sobie, że twoja pierdolona sztuka jest najgorszym, co kiedykolwiek napisano i nie zmienią tego żadne zawszone pokazy rozpaczy! Dramat o tym, że trzy rozsadzane przez libido siostry zaczynają wielce kurwa subtelne próby zwabienia do łóżka przystojnego wuja?! Ten pomysł być może przeszedłby, gdyby realizacja stała na wysokim poziomie, jednak tu mamy do czynienia nieomal w każdej scenie z perorami, jak fantastyczny jest ów wuj i jak straszliwe pożądanie miota bohaterkami o mentalności poważnie skrzywdzonej psychicznie czternastolatki!

 

Ireneusz upajał się uczuciem szalejącego w nim gniewu, który mógł skoncentrować na przerażonej Kornelii.

 

Ta zaś, prawdopodobnie nawet nie przewidziała, że jej kolejna płaczliwa oracja może wpędzić Potwarzyckiego w takie wzburzenie.

 

Zdumienie jakie odmalowało się na jej obliczu sprawiło, iż podminowany już dokumentnie krytyk literacki ostatecznie spuścił cugle swej furii. Owo bezmyślne zadziwienie stanowiło katalizator postępowania, które Ireneusz wspominał później z nutą zażenowania, a jednocześnie z dozą satysfakcji.

 

Wzbudzając głośne protesty artystki, mężczyzna chwycił ją za przeguby dłoni, błyskawicznie poderwał z miejsca, wręcz zawlókł prosto pod drzwi i z całą mocą pchnął autorkę “Romantycznych diablic”. Ta zaś utrzymała równowagę, lecz kosztem bolesnego zderzenia z stojącą na korytarzu etażerką.

 

– Wsadź sobie swoje wiekopomne dzieło w dupę!!! – Zakrzyknął sardonicznie uśmiechnięty Ireneusz, po czym trzasnął z rozmachem drzwiami.

 

Kornelia, mimo ćmiącego bólu w udzie oraz skołowania tym zajściem, ruszyła korytarzem, pragnąc jak najrychlej oddalić się od rozsierdzonego gbura. Była tak otumaniona, że nawet nie zwracała promila uwagi na przyglądających się jej z wyrazem lęku w oczach, pracowników redakcji.

 

Myliła się, kiedy wcześniej mówiła o tym, że przez nieprzychylną recenzję jej życie legło w gruzach. Obróciło się w perzynę dopiero teraz, a Miedlińska uświadomiła to sobie w całej rozciągłości.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania