Opanować furię - Opowieść o Ślepcu z Metra - część 1
Kiedy wybierasz się w literacki kosmos, przyda się coś więcej niż tylko kijek-wędrowniczek, plecak optymizmu i talentu oraz wrodzona w duszę artystyczna furia. On jednak nie miał nic innego, chwycił więc cały dobytek i ruszył w kosmos, obcować z wiecznością. Ślepy na wszelkie przeszkody i nieopierzony, świeżo wypuszczony na wszechświat wprost z własnego Metra - z krainy wiedźminów, egzorcystów, krótkich opowiadań o życiu i jeszcze krótszych przebłysków geniuszy.
Lecz Ślepiec miał jedną przewagę nad innymi nomadami literackich mgławic - on nie chciał sięgnąć gwiazdki z nieba, pragnął dotrzeć do samej istoty tworzenia i dowiedzieć się, jak ujarzmić i opanować artystyczną furię, która wyzierała dziurą w jego duszy. Chciał ściągnąć ze sklepienia literatury dywan gwiazd i podzielić się.
Więc ruszył - z plecakiem, z kijkiem, szukać klatki na własne furie. Czekały na niego gwiezdne doki tworzenia bohaterów, czarne dziury interpunkcji, antymaterialne chmury dialogów; cała ta kipiąca zupa literackiego wszechświata, implodująca raz po raz coraz to nowszymi talentami.
I nikt nie wiedział, czy mu się uda. On sam miał jedynie nadzieję i marzenie, które zmieniało wygląd za każdym razem, gdy osiągnął horyzont zdarzeń. Nie przeszkodziło mu to jednak sprawić, by podążali z nim inni.
Tak samo jak nigdy nie przeszkadzała mu ślepota.
Oto początek Ślepca z Metra - zwykłego człowieka, który wymarzył sobie, że nie będzie żył razem z innymi w tym samym literackim wszechświecie.
Stworzy sobie własny.
Komentarze (36)
A Szesiont na pewno nie, bo ona również takich banałów nie popełnia.
O samej treści nawet się nie wypowiem, bo szlag mnie trafia.
Dowcip? Raczej kiepski. Wrogów na opowi nie szukam - co mnie irytuje, to brak jaj. Ergo - są miejsca, kiedy dystans się kończy, a zaczyna zwyczajnie zniesmaczenie.
Niech se pisze, zobaczymy co wyniknie.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania