Nocny Alokator

NOCNY ALOKATOR

 

NOC PIERWSZA

 

Stał nagi na krawędzi dachu 3 piętrowej poniemieckiej kamienicy, nad swoją sypialnią. Jakieś 12-13 metrów od ziemi. Nie odczuwał chłodu, żadnego ruchu powietrza. Zawsze, będąc na takich wysokościach blisko przepaści czuł przypływ adrenaliny, wszystkie włoski na ciele jeżyły się i stawały dęba. Mrówki chodziły mu po plecach. Tym razem tego nie czuł…dziwne.

Otaczała go kompletna cisza i przytłumiona, czy też rozproszona poświata o granatowej barwie. Takie ciemności, w których było wszystko widać, tak jak przy zaćmieniu słońca, pomimo braku jakiegokolwiek źródła światła. Żadnej gwiazdy na niebie, ani księżyca nigdzie nie mógł wypatrzeć. Tak jakby znajdował się w warunkach upiornego studia filmowego. Bał się, rozglądał wokół. Okolica znajoma, nieraz wychodził na ten dach poprawić antenę, czy przeczyścić komin. Jednak nigdy nie stawał na krawędzi. Wszystko było znajome, ale w tym dziwnie przyćmionym, rozproszonym granatowym świetle jakieś niezwykłe. Światło to nie dawało żadnego cienia. Samej scenerii można było się przestraszyć. Pomimo strachu zachowywał zimną krew.

Podświadomość podpowiadała mu, że znalazł się tutaj w konkretnym celu. Powoli zaczynał pojmować cel swojego pobytu na tym dachu. Intuicyjnie nie był nim zachwycony. Doszło w końcu do niego to, że w kolejny ruchu powinien skoczyć. Zaraz…zaraz…skoczyć ? Tak, teraz już był pewien, to był jego cel. Musiał tylko przełamać strach. Nie miał pojęcia dlaczego miałby to zrobić, to był jakiś zewnętrzny nakaz i wewnętrzne przekonanie. Stał tam i rozmyślał, miał wrażenie, że jeśli nie skoczy, to coś zaprzepaści. Utnie w tym momencie coś ważnego, co powinno wydarzyć się potem. Ponadto wewnętrzne przekonanie mówiło, że jeśli skoczy to nic się jemu nie stanie. Powinien tylko zaufać temu przekonaniu. Zaufać jakimś nieprawdopodobnym aktem wiary, którego domagano się od niego.

Jeszcze raz spojrzał na okoliczne dachy, ten jego był najwyższy, więc pozostałe widział z góry. Na ulicach ani żywego ducha, mimo to czuł czyjąś obecność, niekoniecznie kogoś dobrego i sprzyjającego mu. Bardziej kogoś, kto chciał być świadkiem jego porażki i wycofania się. To byłoby zwycięstwem tego niemego i niewidocznego obserwatora. Obawiał się go, ale wiedział, że on nie ma do niego dostępu, przynajmniej dopóki się nie cofnie. Stał tak samotnie wśród kompletnej ciszy, tak jakby wyłączono dźwięk. Obok masztów antenowych, sam wyglądał jak masz antenowy. Czas naglił , można powiedzieć , czas na decyzję kończył się. Wiedział, że musi już działać. . Strach paraliżował. Przekonanie o tym, że nic mu nie będzie było jednak silniejsze od strachu.

Zrobił powoli krok przed siebie i poleciał głową w kierunku ziemi. Leciał tak przez chwilę, która wydawała się wiecznością. Myśli kłębiły się w głowie, już widział w wyobraźni swoją roztrzaskaną o kamienny chodnik głowę. W oka mgnieniu zaczęły przelatywać przez jego myśli różne scenariusze. Jak powinien teraz się zachować. Intuicja, a może instynkt podpowiedziały: fruń. Zaczął z całych sił machać rękoma jak ptak, ziemia przybliżała się coraz bardziej, prędkość rosła. Strach mieszał się z wiarą, że tym machaniem uchroni się przed zderzeniem. Machał więc z całych sił rękoma, starając się naśladować ptaki. I o to stał się cud! Przed samą ziemią udało się wyhamować pęd i lekkim łukiem zatrzymać nad jej powierzchnią. Jaka ulga, a ileż endorfin wydzieliło się w tym momencie! Poczuł nieważkość, wolność od grawitacji i panowanie nad przestrzenią. Poczuł się jak ptak. Jakby został. Poczuł swoją niezwykłość, ale nie wpadał w pychę. Kiedy zwolnił prędkość machania zaczynał opadać. Uczył się przez chwilę z jaką prędkością powinien machać, żeby utrzymać się powietrzu. Poczuł, że ręce zaczynają odmawiać mu posłuszeństwa. Ogromnym wysiłkiem wzbił się ponownie na wysokość swojego dachu i wylądował na jego krawędzi. Był wyczerpany tym machaniem, drżał cały, ale wiedział, że wykonał zadanie, że to dopiero początek tego co przed nim. Wiedział już, że to co zrobił jest możliwe, ale czeka go ciężka i mozolna nauka połączona z treningiem. Wszystko po to, żeby pozwolić sobie na taką swobodę jak ptak. Rano obudził się jak zwykle i o dziwo, jak nigdy pamiętał dokładnie z wszystkimi szczegółami co wydarzyło się nocą. Nigdy nie pamiętał tak dokładnie swoich snów, mimo to uznał, że to był sen …bardzo realistyczny sen.

 

Andy And

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Piotrek P. 1988 31.10.2020
    Bardzo klimatyczne, ciekawe, klimatyczne i pomysłowe. Bardzo dobrze się czyta i łatwo wczuć się w niezwykłą fabułę tej historii. 5, pozdrawiam :-)
  • Andy And 31.10.2020
    Dzięki. Wiem, że z warsztatem cienko:). Obiecuję stopniową poprawę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania