Poprzednie częściNocny Alokator

Nocny Alokator noc czwarta

NOC CZWARTA

 

Czwartej nocy ponownie znalazł się w niewyjaśniony sposób na krawędzi dachu. Dotychczas jakoś specjalnie nie zastanawiał go ten moment. Po prostu było to jak przebudzenie się , otwierał oczy i już był dachu. Rozglądał się po znanym sobie, jakże statycznym krajobrazie, nie znajdując żadnych zmian. Jego wzrok znacznie lepiej radził sobie z granatowym półmrokiem, niż ostatniej nocy. Wyglądało na to, że oswoił się z nim i nawet wyostrzył.

Nie wiedzieć dlaczego, drzewo z lewej strony każdej nocy bardziej przyciągało jego wzrok niż widok z prawej strony. Czyżby intuicyjnie wyławiał jakiś dysonans? Teraz podobnie jak co noc, omiótł wzrokiem niczym noktowizorem, okolicę od lewej do prawej strony. Jakaś siła kazała mu wrócić spojrzeniem na lewo…do tego drzewa. I wtedy w końcu dostrzegł go! Wkomponowanego w koronę drzewa, nie wychylającego się poza nią. Teraz jednak potrafił odróżnić zarys sylwetki. Wzdrygnął się, zdał sobie sprawę, jak blisko niego czaił się ten, którego obecność wręcz fizycznie odczuwał. Nie był przestraszony, ale zaskoczony i zdziwiony. Zdawał sobie sprawę, że owa istota jest niebywale groźna, ale nie czuł przerażenia. Jej wygląd nie wróżył niczego dobrego. Siedział na grubym konarze dającym możliwość kontrolowania wzrokiem otoczenia, nie będąc zauważonym. Miał postać dziwnego ptaka, sylwetką przypominał skrzyżowanie sępa i kondora z dziobem pelikana. Siedząc przygarbiony na gałęzi miał wielkość dobrze zbudowanego mężczyzny, można było sobie wyobrazić jego wielkość, kiedy rozłoży skrzydła. Musiał być wtedy przerażająco ogromny. Tymczasem ani drgnął, choć pewnie zauważył, że został namierzony. Był pewny siebie, swojej siły i władzy. Nie miał przecież żadnej konkurencji. A ten niemrawy „fruwacz” na dachu pozostawał niegroźną anomalią jego świata.

„Fruwacz” zaś rozpoczął kolejną lekcję. Wzbił się w górę. Spoglądał na odkrytego przed momentem „obserwatora”, sprawdzając czy nadal siedzi na tej gałęzi. Pokonywał przy tym coraz śmielej trzy wymiary przestrzeni. Pikował w dół, wzbijał się, wykonywał różne ewolucje. Nie odczuwał już żadnego bólu rąk, żadnego zmęczenia. Jego fruwanie można było bez zastrzeżeń nazwać lataniem. Robił to jak prawdziwy ptak. Kontrolował wysokość lotu i kierunek. Mógł precyzyjnie utrzymywać się w jednym miejscu, czy też lądować gdzie tylko zechciał. Potrafił też szybować, krążyć w powietrzu powolutku opadając. Tej nocy stał się lotnikiem. Ptaszydło siedzące na drzewie, jeśli tylko potrafiło myśleć, na pewno było zdziwione szybkością postępów w nauce latania. Ponadto ciągle zastanawiało się co ten ktoś robi w jego świecie. W jaki sposób wdzierał się do niego co noc? A noc właśnie dobiegała końca, czas było lądować na dachu i przenieść się do normalnego świata i znanego sobie łóżka. Pobudka odbyła się bez żadnych niespodzianek, z pełną świadomością nocnych postępów w lataniu. Jak również świadomością realności tamtego sennego świata i przerażającego ptaszydła w nim egzystującego.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Piotrek P. 1988 12.11.2020
    Klimatyczna i coraz ciekawsza historia. 5, pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania