Poprzednie częściNocny Alokator

Nocny Alokator 2

NOC DRUGA

Znowu stał nago na krawędzi dachu, nad swoją sypialnią. Ta sama sceneria co ostatniej nocy. Wszystko bliźniaczo podobne. Głucha cisza, doskonała widoczność, pomimo braku źródeł światła, brak ruchu powietrza, laboratoryjne ciepło. Chyba zaczął dostrzegać trochę więcej szczegółów otoczenia, bo ostatnio jego uwagę pochłaniał prawie całkowicie kamienny chodnik pod nim. Tak bardzo obawiał się zderzenia z jego twardą powierzchnią, że nie potrafił koncentrować uwagi na pobliskim otoczeniu. Teraz już nie obawiał się kontaktu z chodnikiem, mógł więcej zaobserwować. Oprócz sąsiednich budynków dostrzegł okoliczne drzewa, nie dawały cienia i w tym świetle nie było widać ich zieleni. Zieleń była granatowa. Z prawej strony poza granicami miasta roztaczała się łąka prowadząca do szczytu najwyższego wzniesienia w pobliżu. Na którego szczycie zaczynał się gęsty liściasty las, pokrywający połowę tego wzniesienia. U podnóża zbocza pokrytego łąką rosło samotne drzewo. Z lewej strony coś się zmieniło, zauważył brak zabudować. Zamiast nich pojawiła się tam polana z podobnie samotnym drzewem, jak z prawej strony. Trawa gęsto porastała wokół niego. A drzewo miało skąpą koronę. Wszystko to znajdowało się w dole, tak jakby on sam znalazł się wyżej niż poprzedniej nocy. Już się nie bał. Wiedział, że będzie fruwał znowu, bo inaczej tego nazwać nie mógł. Teoretycznie miał to wszystko poukładane w głowie, teraz nadchodził czas na praktykę.

Podobnie jak poprzedniej nocy zrobił krok w przód i poleciał głową w dół, nie tracił czasu na myślenie. Odruchowo zaczął łopotać rękoma, udało się nawet wzbić ponad dach…ale co dalej? Miał tak poruszać się wyłącznie w pionie? Zaczął próbować zmieniać położenie nóg i tułowia, ustawiać się w poziomie. Nie było to łatwe i zaburzało cały proces utrzymywania się w powietrzu, więc co chwilę opadał w dół. Musiał odpuszczać te próby zmiany ułożenia ciała, żeby znowu nabrać wysokości. Nie było to łatwe, tym bardziej, że zabierało mnóstwo sił. Mimo to potrafił znacznie dłużej utrzymać się w powietrzu za jednym razem, niż ostatniej nocy. Potrafił też wracać na dach i robić sobie przerwy na odpoczynek. Każde kolejne podejście poprawiało jego technikę. To było jak z pływaniem, za każdym razem potrzebował coraz mniej siły, żeby wykonać te same manewry. Ćwiczył więc, aż udało się w końcu osiągnąć poziomą pozycję, a to dawało lepsze możliwości poruszania się do przodu.

Pobyt w przestworzach dawał mu poczucie niewyobrażalnej swobody. Całe życie ograniczał go ten 3ci wymiar. Podlegając grawitacji i chodząc po ziemi, miał przypisane tak jak każdy człowiek 2 wymiary inaczej mówiąc 2 stopnie swobody. Teraz uwolnił się przed nim 3ci stopień swobody. To była euforia, jego umysł był nią pijany. Mógłby tak w nieskończoność, ale poczuł zmęczenie. Poczuł również, że musi kończyć. Wylądował na dachu i ….obudził się w swoim łóżku. Namacalnie pamiętał wszystko co się działo, był tylko niezwykle zdziwiony filmową wręcz dokładnością z jaką pamiętał sen. Ciągle jednak uważał, że to był sen.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania