Poprzednie częściNowy świat [1]

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nowy świat [5]

><><><><><><><

III - Punkty oparcia

><><><><><><><

Po wywrzeszczeniu emocji niemalże do utraty tchu układa się wyczerpana na kamieniu. Wygląda to beztroskie opalanie się, lecz postać przedłuża pozycję z zupełnie innego powodu.

Właśnie ponownie powiał leciutki wiaterek, a ona orientuje się, co rzeczywiście zaprząta jej wzrok, gdy tylko zerknie na grotę.

Otwór wyżłobiony w skalnej niszy nie daje szans na wyrzucanie stamtąd ździebeł traw, patyczków czy pyłu, a tak się jednak dzieje. I ona rozumie, że może być to spowodowane tylko dziurą w skale, przechodzącą na wylot.

Co więcej, na co przedtem nie zwracała uwagi, biorąc dźwięk za zwyczajny odgłos przyrody, dochodzi z wnętrza jakiś pisk albo kwilenie.

Głód już nie jest jedynym, co rozumie. Budzi się w niej także potrzeba znalezienia dla siebie jakiegoś schronienia. Wstaje i zakłada odzienie. Nie dlatego, że jest jej zimno. Bardziej dla uwolnienia rąk i sprawdzenia, jak leży. Czy nie krępuje ruchów i czy zniknie w niej niechęć, jaką odczuwa, przy każdym spojrzeniu na tkaninę?

To ostatnie się zmienia o tyle, że wzrasta w niej odraza. Rozumie ją jednak wyłącznie w odniesieniu do właścicieli podobnych szat, z jednoczesnym uznaniem przydatności tkaniny, dzięki czemu tej nie odrzuca.

Otula się ciasno i przewiązuje wszytym w talię pasem, i zdecydowanie rusza obejrzeć górkę z drugiej strony.

><><><

Okazuje się, że zadanie nie jest łatwe.

Z kilkudziesięciu kroków, które musi przejść, by pokonać podstawę wzniesienia, tylko połowa prowadzi przez wygodne: skałę, a potem trawę. Dalej jest niski, gęsty las, który okazuje się kończyć w tym, z czego wyszła na początku.

Trzęsawisko rozpościera się na obszarze niezmierzonym i jej niedawna radość pryska. Jednak w chwili postanawiania o powrocie zauważa coś, co najpierw ją zaciekawia, a zaraz potem mrozi w żyłach krew.

Zaledwie kilka metrów od niej widzi strzępy identycznego stroju, jaki ma na sobie, a obok kilka porozrzucanych, w większości połamanych, białawych kości. Pośród nich, patrząca gdzieś wysoko w dal, mała, okrągła czaszka.

Odruchowo, z uczuciem, obejmuje swoją głowę. Widzi, że tamta jest podobnych rozmiarów.

Z wyglądu znaleziska wnioskuje, że ich właścicielka nie umarła z głodu, pragnienia czy wycieńczenia. Szata jest w strzępach i nawet mimo ciemnych barw widoczne są na niej innego koloru plamy.

Wszystko leży nieopodal na czymś w rodzaju wysepki. Pod drzewem, na którym wiszą zielone, okrągłe owoce.

Przez chwilę tylko się zastanawia co dalej. Z zacięciem na twarzy zawraca i jeszcze raz ląduje w wodzie, wyciągając z niej gałąź. Potem sprawdzając bagienny grunt i znajdując kijem twardą ścieżkę, dochodzi do drzewka. W tej chwili nawet nie myśląc o jego owocach, klęka przy czaszce i zaczyna zbierać porozrzucane kości.

Kwadrans później, wszystkie w zasięgu są złożone razem i zawinięte w strzępy tkaniny. Postać klęczy przy nich i z żalem nuci pod nosem pieśń, która nie ma słów. Wie, że tak trzeba, ale nie poświęca czynności dużo czasu. Wstaje i sięga po owoc. Ma cierpko-kwaśny smak.

Jedząc, rozgląda się zaciekawiona. Nurtuje ją obecność podobnej do niej postaci w tym akurat miejscu. Półka, czy raczej wzgórek, jest zbyt mały, by można było sobie na nim urządzać dłuższy pobyt. Tamta musiała tu dotrzeć na chwilę, po owoce, odpocząć albo uciekając. Przed czymś, co ją dopadło i rozszarpało. A potem...

Rozgląda się nerwowo dokoła, z braku innych wskazówek, przypominając sobie o prawdopodobnym, drugim wejściu do groty.

Ta skała, jak i inne poznane, nie posiada żadnych, widocznych szczelin. Postać wie, mimo to, że mylić się nie może i że łódź także wypłynęła pozornie znikąd. Miałaby jednak problem ze znalezieniem wejścia, gdyby nie ptak.

Przylatuje zza górki. Duży i przerażający. Z czarnym, długim na półtora jej dłoni dziobem, w którym transportuje dwa razy dłuższą rybę.

Ląduje na tycim występie, niemal bezpośrednio nad drzewkiem i znika zaraz w niewidocznym z dołu otworze.

Ona natychmiast ogląda uważnie skałę, wytyczając drogę dla wspinaczki, z której przedsięwzięciem celowo zwleka.

Słyszy młode ptaka, walczące o przyniesione pożywienie. Wyczuwa w tych odgłosach wrogość i nienasycenie sugerujące niedostatek pokarmu. A także, jak sobie roi, frustrację rodzica, która zostałaby natychmiast wyładowana na niej, gdyby tylko się tam pojawiła.

Zrywa kolejny owoc i krzywiąc się, próbuje zaspokajać głód. Siada pod drzewkiem, cierpliwie oczekując, na ponowny wylot ptaszyska na żer.

><><><

Nie zdąży nawet dokończyć przekąski, gdy ptak odlatuje, pozostawiając zajadle wrzeszczące młode.

Bez namysłu, przewidując rychły powrót ptaszyska, a nie chcąc zostać zaskoczona podczas wspinania, wykorzystując drzewko i kilka wgłębień w górze, sprawnie pokonuje kilkumetrowy dystans.

Już po dwóch minutach łapie za próg szczeliny, z ulgą stwierdzając, że chociaż wąska zdoła ją pomieścić bez trudu.

Podciągając się i podpierając stopami, do połowy znika w czeluści. Wita ją przewiew i wzmożony jazgot piskląt, których nie dostrzega w pierwszej chwili, gdyż korytarz łączący oba wejścia do wnętrza skały nie jest prosty, a ona zasłoniła całe, wpadające z tej strony światło. Gdy wsuwa się cała, coś atakuje jej stopę.

><><><

Na szczęście dla niej atak jest nieprecyzyjny. Zapewne dlatego, że ukazujący się w chwilę później ptasi dziób dzierży rybę. Przed ponownym ratuje ją szybkie podkurczenie nóg, z jednoczesnym odtoczeniem w głąb jaskini i poderwaniem do pionu.

Ptak wkracza i nie wypuszczając pokarmu, atakuje z rozłożonymi skrzydłami. Postać cofa się, ale tylko do chwili odsłonięcia przez napastnika źródła światła. Kiedy to następuje, okazuje się, że ten jest dużo mniejszy od widzianego poprzednio i dociera do niej, że zaraz i tamten w jaskini się pojawi.

Rozgląda się ni to w panice, ni w złości, a gdy nie zauważa niczego, czym mogłaby się bronić, rzuca się na ptaka z dzikim okrzykiem rozpaczy i nienawiści z gołymi rękami.

><><><

Kilka uderzeń dziobem, skrzydłami i pazurami ranią ją, lecz zajadłości nie powstrzymują. Udaje jej się złapać ptaka za skrzydło i pomimo tego rozpaczliwej obrony, z półobrotu wali nim o ścianę. Krzyk, jaki przy tym wydobywa, przeraziłby ją samą, gdyby zwróciła uwagę na echo.

Uderza ptakiem wielokrotnie, także i o dno jaskini, a gdy przestaje się ruszać, dla pewności, miażdży mu stopą łeb.

— Jestem Nikczemna!!! — wrzeszczy mu w oko. — Nikczemna i Suka, gnoju...!!!

Odpuszcza mu, gdy słyszy jego młode. Po czym idzie ku nim i całej trójce, ukręca z wściekłością łebki. Dopiero wtedy patrzy na nieruchome zwłoki, dziwiąc się temu, czego dokonała.

><><><

Większy z ptaków, pojawiający się z łupem po kilku minutach, zastaje ją wpatrzoną w pobojowisko, żałośnie szlochającą.

Nie robi niczego. Rozdziawia jedynie dziób, wypuszczając z niego rybę, jakby ze zdziwienia mu szczena opadła i po wydaniu kilku żałobnych odgłosów, odlatuje.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Canulas 08.11.2017
    "Po wywrzeszczeniu się do utraty tchu układa się, wyczerpana na kamień." - na starcie taki dubel z "się - się" może odstraszyć. Mnie nie, bo już Twój styl zmnam, ale jak się kto napatoczy, to może zaniechać. Z drugiej strony, gadam trochę głupoty, bo kto zaczyna czytać od 5 częśći.
    Może: Po zdarciu gardła niemal że do utary tchu, ukłąda się wyczepana na kanień (albo kamieniu chyba). No nie wiem. Coś takiego.

    Chuj tam. Najwyżej mnie ukrzyżujesz, ale jedyne, co Ci mogę dać, to szczerość.
    "Co więcej, na co przedtem nie zwracała uwagi, biorąc dźwięk za zwyczajny odgłos przyrody, dochodzi z wnętrza jakiś pisk albo kwilenie." - To jest przekombinowane. Wiem, że masz styl pełen dookreśleń, nacechowań emocjonalnych. Rozdrabiania. Ale ja, jako czytelnik (i nie lokator Twej głowy) tego nie widzę. Dla mnie to zbyt spowalnia, jest przesyt zrodzony z drobiazgowości. Kurwa. Nie chcę Ci wchodzić w styl, wszystkie rady traktuj jako życzliwę, bo autentycznie takie są, ale moze znalezć consensus. Np:

    "Głód już nie jest jedynym, co z tego rozumie. Budzi się w niej także potrzeba, znalezienia dla siebie jakiegoś schronienia." - A gdyby:
    Głód już nie jest jedynym, co rozumie. Budzi się w niej potrzeba, znalezienia dla siebie jakiegoś schronienia. - Dwa wyrazy mniej, a już szybciej. Nie wiem. Pod ocenę zostawiam. IDEM DALEJ

    Drugi ( i przyrzekam, że ostatni) przykład.
    "Zakłada na siebie odzienie. Nie dlatego, że jest jej zimno. Bardziej dla uwolnienia rąk i sprawdzenia, jak to na niej leży. "
    Zakłada (wiadomo, że na siebie) odzienie. Nie dlatego, że jest jej zimno. Bardziej dla uwolnienia rąk i sprawdzenia, jak (bez to) na niej leży.

    "Tamta musiała tu dotrzeć na chwilę. Odpocząć, po owoce albo uciekając. " - odpocząć po owoce? Brakuje mi, nie wiem, "idąc"

    "Przylatuje zza górki. Duży i przerażający. Z czarnym, długim na ponad dwadzieścia centymetrów dziobem, w którym transportuje dwa razy dłuższą rybę." - tu z kolei, troszkę zaskakuje dokładne ujęcie "ponad dwadzieścia centymetrów". Można by to zastąpić synonimem przedmiotu, spotykanym najczęściej w takich rozmiarach. Kurde. Długim, jak pół ludzkiej ręki czy coś.

    "Kilka uderzeń dziobem, skrzydłami i łapami ranią ją, " - łapy można przemianować na pazury.

    "Krzyk, jaki przy tym wydobywa, przeraziłby ją samą, gdyby zwróciła uwagę na echo." - a tu z kolei zajebiscie oddane zdanie. Bardzo mi się widzi.

    "Po czym idzie ku nim i całej trójce, ukręca z wściekłością łebki." - z łebkami jest ciekawostka. Sam przerabiałem na sobie. Jakby użyć liczby pojedyńczej, napisałabyć łebek czy łepek? - Podobno obie są poprawne.


    Masz treść, masz styl. Wodzisz, nie pokazując zbyt wiele, ale (przynajmniej w tej części) drobiazgowości i dookreśleń jest zbyt wiele. Hamują tekst. Zakładam, że jest to spowodowane tym, że chcesz, by czytelnik zobaczył dokładnie to, co chcesz pokazać. Musisz jednak zostawić trochę więcej pola pod swobodniejszą interpretację.

    Tym razem cztery.

    Pissss
  • Felicjanna 08.11.2017
    dawno nie pisałam i chyba wypadłam z rytmu. Poprawię wszystko, prócz "po owoce" jest tam przecinek. Aha- piszę łebek, mówię łepek- akurat łepek w piśmie, kojarzy mi się ze szpilką - Dzięki wielkie za zaangażowanie- :)
  • Canulas 08.11.2017
    No kurde. Nie robisz błędów gramatycznych. O przecinkach sienie wypowiadam, bo jestem z nich pół-debil. Szkoda by było, żeby teksty nie miały odzewu. Zresztą, po to tu jesteśmy. By się uczyć.
    Cieszę się, że to normalnie odbierasz.
    Czasem się na ludk/ludkę trafi, co jak nie postawiisz na końcu uśmiechu (z kropek i nawiasu), to zara awantura
  • Felicjanna 08.11.2017
    poprawiłam- z odpoczynkiem zmieniłam szyk- laungua to gówno, za przeproszeniem, ale traktuj ortografa jako sugestię- to narzędzie dla SEO - bardzo poprawne. My możemy pofiglować z przecinkami la narracji
  • Canulas 08.11.2017
    Felicjanna ooo, proszę. Spoko. Tym bardziej obadam.
  • Felicjanna 08.11.2017
    robię błędy, ale mam ortograf. pl - polecam, bo także interpunkcję sprawdza... Gdyby nie to, hehe, - pisząc na word padzie- O matko, ciekawam Twojej miny, jakbyś demo komplette zobaczył, np. dziub - :)
  • Canulas 08.11.2017
    ja się posiłkuję language tool, czy cuś. Sprawdę te Twoje cudo.
    Chodzi o to, że nie robisz, bo wtekscie nie ma.
    Czyli szanujesz czytelnika.
    Pracujesz nad tekstem.
    Analizujesz.
    Zależy Ci na poprawie umiejętności.

    To bardzo dużo jest.
  • Felicjanna 08.11.2017
    zauważyłam, że także tu jesteś po naukę. Czytałam komenty Lucindy pod Twoimi tekstami. Pewnie, że są tacy, którzy za byle krytyczkę walą focha, więc jak widzisz omijaj. Ja nawet trolli akceptuję, byle nie wyzywali, a uczę się chętnie, chociaż wolno
  • Canulas 08.11.2017
    Ok. Ortograf zdał test. Znalazł trzy błedy tam, gdzie language nic. Dziękuję serdecznie. Przesiadam się.
  • Felicjanna 08.11.2017
    ale jak walniesz puki co- puści to, hehe, dopuki już nie - tak, jak i tutaj - póki i puki, to dla nich inne, poprawne słowo. Ale jest lepszy- b. proszę i pozdrawiam
  • Canulas 08.11.2017
    Kurde, to moze będę przepuszczał przez dwa. Wtedy odsieje. Dzięki jeszcze raz.
  • Zaciekawiony 08.11.2017
    "Po wywrzeszczeniu emocji, niemalże do utraty tchu układa się, wyczerpana na kamieniu" - przesunąłbym przecinki na:
    "Po wywrzeszczeniu emocji niemalże do utraty tchu, układa się wyczerpana na kamieniu"

    "Wygląda to na zażywanie kąpieli słonecznej" - brzmi to bardzo sztywno, nie lepiej napisać "Wygląda to tak, jakby się opalała"?

    "lecz postać przedłuża pozycję, z zupełnie innego powodu." - tu bez przecinka

    "Otwór wyżłobiony w skalnej niszy, nie daje szans na wyrzucanie stamtąd ździebeł traw, patyczków, czy pyłu" - komu nie daje tej szansy?

    "może być to spowodowane, tylko przestrzałem w skale" - co rozumiesz przez "przestrzał"?

    "niechęć, jaką odczuwa, przy każdym, na tkaninę, spojrzeniu" - trochę, za dużo, tu przecinków,

    i tak dalej, i tak dalej...
    Za często używasz formy bezosobowej. To nie jest postać która wykonuje ruchy, to jest dzianie się jednego ruchu a potem dzianie się drugiego jakby w oderwaniu od podmiotu.
  • Felicjanna 08.11.2017
    od końca- ona jest oderwana od rzeczywistości, stąd dziwaczna narracja, która sprawia mi problem.
    za dużo, wszystkie konieczne, żeby nie rozbudowywać zdania na roztłumaczanie
    tunel, otwór na wylot
    przedtem jest, powiał wiaterek- ale masz rację, powinno być napisane inaczej, tu otwór na wylot sugeruje przeciąg. Przy jego braku, wiatr nie wywieje niczego z wewnątrz.
    poprawiam
    poprawiam
    poprawiam
    Dzięki za korektę
  • Zaciekawiony 08.11.2017
    "za dużo, wszystkie konieczne, żeby nie rozbudowywać zdania na roztłumaczanie" - stawianie przecinka co słowo to nie to samo co nierozbudowane zdanie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania