OBRAZ [VI] Wenus z Urbino wg Tycjana

I jak tu nie zostać podglądaczem? To niemożliwe mając vis a vis taką sąsiadkę, jaką mam ja. Choćbym nie chciał, to zawsze bezwiednie skieruję swój wzrok w jej stronę. To jest silniejsze ode mnie. A wszystko to zaczęło się jakiś czas temu.

Tego dnia obudziłem się dość wcześnie. Przez krótką chwilę dochodziłem do siebie rozpraszając wszystkie symptomy nocy, które jeszcze mogły we mnie być. Wreszcie wstałem i podszedłem do okna. Natychmiast jednak cofnąłem się w głąb pokoju. Powodem był widok, który zajaśniał przed moimi oczami.

Okno moje wychodziło wprost na sypialnię pięknej, młodej, nieznajomej kobiety. Nie wiedziałem kim jest, a nie miałem śmiałości oraz nie było możliwości, by ją spotkać i się przedstawić. Nazywałem więc ją Wenus z Urbino. Dlaczego Wenus? Dlaczego z Urbino? Nie mam pojęcia. Po prostu tak mi się skojarzyła. Była bardzo piękna zupełnie, jak mitologiczna Bogini. Zupełnie, jak na obrazie Tycjana. Tak ją więc widziałem przez cały czas.

Moja Wenus zapewne przed chwilą się obudziła. Była całkiem naga. Myślę, że tak właśnie sypiała, to znaczy nago.

Wenus opierała swoją głowę na aksamitnych, lśniących, białych poduszkach. Ciemna zieleń tła silnie kontrastuje z lśniącą twarzą kobiety i miedziano-złotym odcieniem jej długich, kręconych włosów. Włosy opadały na jej ramiona i poduszkę, na której wciąż spoczywała praktycznie bez ruchu. Jej cera była gładka i jasna, a policzki zarumienione. Miała małe i okrągłe piersi oraz delikatnie zaokrąglony brzuch. Wenus ułożyła lewą rękę wzdłuż swojego lśniącego na tle ciemnozielonej kotary ciała i zasłania dłonią łono. Na małym palcu widać u niej pierścionek. Nogi zaś miała skrzyżowane poniżej kolan. Lewa, smukła, wyprostowana noga spoczywała na leżącej pod nią prawej. Sąsiadka lekko pochylała się na prawą stronę opierając się na prawym ramieniu. W jej odkrytym lewym uchu zauważyłem delikatny kolczyk. Czy mogłem się spodziewać takiego obrazu z samego rana? Nie. Ten widok był nieoczekiwany i zaskoczył mnie całkowicie. Podziałał na mnie dużo lepiej niż kawa, którą piłem zawsze rano jeszcze przed śniadaniem.

Moja sąsiadka leniwie rozciągała się na pomiętym białym prześcieradle. Pod nim widoczny jest materac, którego czerwień mocno kontrastowała z nieskazitelną bielą pościeli.

Moja Wenus z sąsiedztwa opierając się na prawej ręce, równocześnie trzymała w niej mały bukiet czerwonych róż. Ten fakt dodatkowo przemawiał za tym, aby postrzegać ją jako Wenus, czyli: boginią miłości. Czerwone róże są bowiem symbolem tego uczucia.

Pożerałem ją wzrokiem. Robiłem to bardzo łapczywie. Przez chwilę bałem się, że głód przebijający z mojego spojrzenia zwróci jej uwagę, ale na szczęście to się nie stało.

Zauważyłem też że na ugiętej, prawej ręce tuż powyżej nadgarstka miała gustowną bransoletkę.

To było takie zmysłowe.

Dopiero po chwili zauważyłem, że obok niej śpi zwinięty w kłębek biały pies w brązowe łaty. Leżał u stóp swojej pani. Jeszcze później zobaczyłem dwie pokojówki, które znajdowały się w głębi komnaty. Wybierały one zapewne strój ze skrzyni, którą nazywano cassone. Były to specjalne skrzynie z posagiem dla panny młodej, w której zgodnie z ówczesnym zwyczajem przechowywane były ubrania i stroje. Czyżby więc moja Wenus, moja przepiękna sąsiadka była jeszcze stanu wolnego? Skoro tak, to muszę zacząć działać.

Pokojówki podeszły do swojej pani, a ja odsunąłem się w głąb swojego pokoju. Właśnie tak skończyła się ta mistyczna i zupełnie niespodziewana chwila

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania