Od nienawiści...do miłości? część 2
Leżąc w łóżku wiercę się z boku na bok tak, że moja młodsza siostra
śpiąca kilka metrów dalej każe mi przestać. Mamroczę coś pod nosem udając
przeprosiny. Ale jak mam teraz zasnąć? To znaczy jak mogę w ogóle spać tej
nocy gdy w głowie wciąż pobrzmiewają mi słowa Krzyśka Kamińskiego.
Znowu, po raz setny już chyba analizuje te słowa i zastanawiam się co stało się
dziś o szesnastej w tamtej hali. Czy to możliwe, że był szczery i naprawdę ja
mu się podobam? Nie, odrzucam od siebie tę myśl. Na pewno chciał ze mnie
zażartować. Ja głupia wciąż o tym myślę a on pewnie śmieje się w kułak z tego,
że mu uwierzyłam. Ale ja mu nie uwierzyłam, więc nie ma się z czego śmiać,
prawda? Jeszcze raz odtwarzam tamtą rozmowę w myślach próbując wyłapać
kompromitujące mnie słowa. Ale, na szczęście, ich nie znajduje. Mimo to sen
nie nadchodzi. I gdy rano szykuje się do szkoły niemal przesypiam autobus.
Nie, to nie prawda. Nie robię tego z powodu niewyspania, ale strachu przed
ponownym spotkaniem z Krzysztofem. No bo jak mam się teraz wobec niego
zachowywać? Nie mam pojęcia. Jednak gdy wchodzę do klasy (przedtem
zbierając mentalne siły i robiąc głęboki wdech) mój problem znika. Bo krzesło w
klasie, które zwykle zajmował jest puste. Ulga jaką odczuwam jest tak silna, że
mimowolnie się uśmiecham. Świetny humor dopisuje mi przez pierwszą lekcję,
zwłaszcza, że Karol zaprasza mnie (no dobra wszystkie dziewczyny z klasy) na mecz hokeja
który ma się odbyć jutro po południu. Ale gdy na geografii pyta: nie wiesz co z
Krzyśkiem?, nieruchomieję. A więc mu powiedział o naszej wczorajszej
rozmowie, myślę zła.
– Nie, dlaczego?- udaję tak dobrze jak zawodowa aktorka. (A przynajmniej tak mi się wydaję)
– Nie wiem- wzrusza ramionami- Po prostu wczoraj po zajęciach mówił, że
poczeka na ciebie żeby pogadać.
– Ach tak- mówię głupio- Ale nie rozmawialiśmy- łgam dalej. No bo jeśli
on nikomu nie powiedział to czemu ja mam to robić?- Może przesuniesz
tamtą fiszkę w prawo?- próbuję zmienić temat rozmawiając o naszym
projekcie, który dzisiaj ma być skończony.- Jest trochę krzywo.
– Okej- zgadza się Karol, ale przez chwilę patrzy na mnie tak przenikliwie,
że niemal wierzę w to, że jednak przejrzał moje kłamstwo. Ale wiem, że
to niemożliwe- Wiesz co, nie chciałem cię o to pytać, ale strasznie mnie
to ciekawi. Czy ty...naprawdę zakochałaś się w Krzyśku?
– No coś ty!- mówię zbyt głośno przez co patrzy na nas reszta uczniów.
Żeby nie wyjść na idiotkę dodaje już specjalnie tym samym tonem- Teraz
jest krzywo musisz to przesunąć- Karol udaje, że wykonuje moje
polecenie uśmiechając się do mnie tak słodko, że niemal przytłacza mnie
jego uroda. No, bo on naprawdę jest idealny: wysoki, wysportowany,
opalony no i do tego mądry, wrażliwy, wesoły, miły...Mogłabym tak
wyliczać przez kilka minut. Nie to co ten egocentryczny bubek Krzysiek.
Nie wiem po co porównuję ich w myślach. Przecież to kompletne
przeciwieństwa! Jak oni w ogóle mogą się przyjaźnić?
– No bo wiesz, ta walentynka...
– Naprawdę wierzysz, że to ja ją napisałam? Przecież to śmieszne!
,,Gdy cię pierwszy raz spotkałam,
mało palpitacji serca nie dostałam.
Zakochałam się w tobie od pierwszego wejrzenia
Bo twój uśmiech cały świat mój zmienia”
cytuję głupi wierszyk z ,,mojej walentynki” i wybucham (tym razem cichym)
śmiechem. Ale Karol się nie śmieje.
– Więc to nie ty pisałaś?- upewnia się.
– A skąd!- zaprzeczam.
– Więc skąd wiesz co było w niej napisane?- czuję, że się rumienię.
– Och, to. Po prostu kiedy dał mi ją wczoraj Krzysiek przed lekcją....
– Nie otworzyłaś jej. Widziałem.- w pierwszej chwili jestem na niego zła,
bo najwyraźniej zarzuca mi kłamstwo. Dopiero potem dociera do mnie,
że obserwował mnie przez całą wczorajszą lekcję, a to znaczy, że...w
sumie nie wiem co to może znaczyć.
– No nie.- tym razem mówię prawdę.- Pokazał mi ją później.
– Ale przecież powiedziałaś, że się z nim nie spotkałaś.- przypomina mi
łagodnie.
– Pytałeś czy z nim rozmawiałam. A ja z nim nie rozmawiałam. Tylko
pokazał mi tą walentynkę i zaprzeczyłam, że to moja robota. To
wszystko.
– Rozumiem- mruczy. Ale ja nie wiem co tu w ogóle można rozumieć. Bo
ja sama siebie nie rozumiem. Przecież to doskonała okazja żeby
skompromitować Krzyśka, rzucić coś w stylu: A no tak, spotkaliśmy się.
Czekał na mnie ponad godzinę, a potem powiedział, że coś do mnie czuje
i chciał zaprosić na obiad, dasz wiarę?” Wiem, że mogłabym to zrobić.
Bo dopiero teraz dociera do mnie jaka byłam ślepa. Przecież to nie ja się
wczoraj wydurniłam tylko Krzysiek. To on wyznał dziewczynie która go
nie znosi miłość, po czym został bezlitośnie odprawiony. I to on powinien
czuć się zakłopotany (pewnie dlatego nie zjawił się w szkole) To jemu
powinno zależeć na tym żeby nikt się o tym nie dowiedział. I nawet chce
teraz powiedzieć Karolowi prawdę, ale po prostu...nie mogę. No bo to w
końcu jego najlepszy kumpel. Poza tym ja taka nie jestem (tzn nie taka
jak Krzysiek). I wiem (a przynajmniej się domyślam) jak musiał się czuć
i mimo że tak okropnie mnie traktował nie potrafiłabym z całą
premedytacją go ośmieszyć. Nawet jeśli miałabym tym zaryzykować
wątłą przyjaźń z Karolem.
Po geografii słyszę na korytarzu przytłumione śmiechy jakichś dziewczyn
(jedna jest z mojej klasy), które patrzą na mnie.,,To ta? Tak”, słyszę tłumione
szepty. I wtedy przypominam sobie akcję z walentynką. No bo nadal wszyscy
myślą, że zakochałam się w Krzyśku. Napada mnie nieznana mi wcześniej
irytacja. I nie wiem czy to dzięki wczorajszej sytuacji z Kamińskim czy z innej
przyczyny podchodzę do trzech chichoczących laleczek i obdarzając je
groźnym (przynajmniej wg mnie) spojrzeniem mówię cichym, acz stanowczym
głosem:
– Macie mi coś do powiedzenia? Śmiało nie krępujcie się. Chyba nie
należycie do tych tchórzliwych bezwolnych mas, które kłapią dziobem na
prawo i lewo, ale nie mają odwagi powiedzieć czegoś prosto w oczy?-
Trzy laleczki stoją wmurowane jakby zastanawiały się czy moje słowa je
przypadkiem nie obraziły. W końcu stojąca w środku blondynka odzywa
się:
– Jak śmiesz się do nas w ogóle odzywać! Ty ty...zejdź nam z drogi!-
krzyczy a w zasadzie piszczy.- Co cię obchodzi o czym rozmawiamy?
– Nic mnie to nie obchodzi- daruję sobie uwagę, że pewnie i tak nie jest to
nic ciekawego- Ale nie będę pozwalać, żebyście mnie obgadywały. A jeśli
już musicie to robić, to róbcie to subtelniej. Bo wiecie plotkowanie
polega na tym, żeby osoba o której się rozmawia tego nie słyszała- mówię
lekko ironicznym tonem co wywołuje czyjś śmiech. Zauważam, że nasza
krótka dyskusja zebrała sporą widownię. Wtedy blondi (Dzięki Bogu, w
końcu!) zdała sobie chyba sprawę, że ją obraziłam, bo jej twarz się
zaróżowiła.
– Nie mam zamiaru rozmawiać ze spaloną żebraczką! Złaś nam z drogi!-
odpycha mnie rękoma i ucieka. No cóż, cięta replika myślę uśmiechając
się pod nosem i dziwiąc się sobie jak wcześniej mogłam się bać kogoś
takiego jak one. Bo nie przyzwyczajone do ataku z racji swego bogactwa,
boją się narażenia na śmieszność. Od tej pory postanawiam walczyć. Nie
pozwolę, żeby cztery tygodnie, które muszę spędzić w tej szkole był
najgorsze w moim życiu.
Z tym postanowieniem idę na jutrzejszy mecz. Gdy zajmuje miejsce na
trybunach Karol odnajduje mnie wzrokiem i wydaje mi się, że uśmiecha się do
mnie. Iza i Andżelika zauważają to (jak i mój rumieniec) i natychmiast
zarzucają pytaniami żartując z mojego wyglądu. No, bo rzeczywiście mam na
sobie lekki makijaż, ale co z tego? Przecież prawie go nie widać. Noi to
wcale nie tak, że nienawidzę hokeja. Po prostu, hmm...no nie za bardzo go
lubię. No bo te całe stroje, długie kije i brutalne jak na mój gust
popchnięcia...brr. Poza tym nie można tu nikogo rozpoznać. Nawet Karol, kiedy
jest już w specjalnym nakryciu głowy nie odróżnia się niczym od reszty swojej
drużyny. Dlatego już po kilku minutach go gubię, a gdy nie mam komu
kibicować zaczynam się nudzić. Dopiero gdy dwoje zawodników zalicza
potężny upadek budzę się z letargu zastanawiając się czy to nie Karol. Ale gdy
sędzia podchodzi do leżącego na lodzie chłopaka pomimo kasku wiem kim jest.
Więc zanim widzę ciemne włosy i niebieskie oczy Krzyśka już wiem, że to on.
Przełykam głośno ślinę gdy widzę krew na jego czole. Zastanawiam się po co w
takim razie noszą te głupie ,,hełmy” skoro i tak nic nie dają. Większość osób na
trybunach stoi, więc nie mogę już patrzeć co dzieje się dalej. Dopiero kilka
chwil potem wpadam na to, żeby stanąć na plastikowym siedzeniu. Widzę
Krzyśka, którego opatruje szkolna pielęgniarka; zszedł już z boiska, ale gra nie
została jeszcze wznowiona. Gdy znika całkowicie z mojego pola widzenia
wreszcie siadam na krześle ignorując dalszą część meczu.
Następnego dnia jestem zdziwiona gdy widzę go (Kamińskiego) siedzącego w
ławce. Wpatruję się w jego głowę, dostrzegam niewielki plaster blisko lewego
ucha i się uspokajam. A więc taka niewielka rana może aż tak krwawić, myślę
rozluźniona.
– Hej, żebraczko co się tak na niego gapisz?- słyszę irytujący głosik i gdy
odwracam się w bok zauważam, że należy do tej samej blondyny z którą
wczoraj się zciełam na korytarzu. (Do tej pory jakoś nie zwracałam specjalnej
uwagi na to kto z Brylantowego Liceum chodzi ze mną do klasy, choć przecież odkąd
tu jestem minęły już 4 tygodnie.) A więc nie jest taka tchórzliwa.
Zauważam, że Krzysiek milknie (wcześniej rozmawiał ze swoimi
kumplami, tzn Andrzejem i Bartkiem) i tak jak cała reszta patrzy na mnie.
Przez chwilę chwytam jego spojrzenie i czuje suchość w gardle. - No co
teraz nie jesteś już taka odważna, co?- panienka robi się coraz pewniejsza
siebie widząc moją bierność- No co, masz ochotę opatrzyć mu rany? A
może napisałaś kolejny wierszyk o jego uśmiechu i palpitacjach serca?-
kończy pytaniem i zaczyna się śmiać. Po chwili dołączają do niej inni. A
ja znowu czuję się jak nędzny robaczek, którego ludzie chcą rozdeptać
wielkim obcasem. Chce krzyczeć, że to bzdury, ale wiem, że moje
zapieranie się nic nie da.
– Aga, chodź do nas- słyszę głos Izy- Nie zwracaj na nią uwagi, bo nie
warto.
– O jasne. Zakochana żebraczka wie, że nie ma u ciebie szans, co
Krzysiek?- zwraca się do Kamińskiego, który nieznacznie się napina.
Znów nasze oczy się spotykają, ale nie umiem nic wyczytać z jego
wzroku.- Jak w ogóle coś takiego może w ogóle pomyśleć, że...
– Wystarczy już Sylwia- wtrąca się Karol wchodzący właśnie do klasy.
Posyłam mu nieśmiały uśmiech, który odwzajemnia. Nie musi robić nic
więcej: Sylwia i reszta osób zdziwiona zachowaniem Karola wobec mnie
postanawia posłuchać jego polecenia. W końcu jest kumplem Krzyśka.
Potem jest już lepiej. Milcząca ochrona Karola sprawia, że inni omijają
mnie z daleka i nie zaczepiają. Łącznie z Krzyśkiem, który chyba
postanowił mnie ignorować. Jak dla mnie: bomba! Między szóstą o
siódmą lekcją (WF-em) przybiega do mnie do szatni Maja. Jest cała
rozentuzjazmowana i pełna energii (tzn bardziej niż zazwyczaj). Z
miejsca łapie mnie za rękę mówiąc:
– Och Aga tak się cieszę! Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?
– O czym?- pytam, ale zanim daję jej szansę na odpowiedź szybko wstaję i
biorąc za rękę kieruję w stronę trybun. Nie chcę żeby ktokolwiek był
świadkiem tej rozmowy- Czy myślę o tym samym co ty?- pytam głupio
– Tak, chodzi mi o ciebie i mojego brata. Dopiero co dowiedziałam się o
walentynce, bo nie byłam w szkole przez dwa dni- no cóż, chyba w ogóle
za często w niej nie bywasz, myślę a ona kontynuuje- Dlaczego wcześniej
mi nie powiedziałaś, że ty i on...? Nawet nie wiesz jak się cieszę. Wiesz,
zupełnie się tego nie spodziewałam, myślałam że się nie lubicie. Chociaż
ta twoja pozorna nienawiść, potyczki słowne i wczorajsze zachowanie na
trybunach.. Wyglądałaś na przerażoną gdy go sfaulowali.- chce jej
przerwać i zaprzeczyć, ale nie daje mi okazji ciągle papląc- Musimy
wyjść jutro gdzieś razem. To znaczy ty, Krzysiek ja no i może Karol do
pary. Na prawdziwą randkę. Ale będzie fajnie...
– Maja- decyduje się wreszcie przerwać jej niegrzecznie- mnie nie łączy z
Krzyśkiem żadne uczucie- No może oprócz wzajemnej niechęci- I to nie
ja jestem autorem tamtej walentynki. Ktoś po prostu chciał mi dopiec
podając się za mnie. To wszystko.
– Och, więc wy nie jesteście razem?- w jej głosie brzmi takie
rozczarowanie, że aż się uśmiecham
– Nie- zapewniam.
– Na pewno nic do niego nie czujesz?- pyta cicho patrząc mi prosto w oczy.
– Tak, na pewno.
– A on do ciebie? No bo wiesz, ostatnio chodzi jak struty...- dodaje z
cieniem nadziei w głosie- Może gdybym go zapytała. Chcesz wiedzieć?-
jej próby swatania mnie rozśmieszają.
– Nie, jestem pewna, że on nic do mnie nie czuje. Wiesz chyba nawet
niezbyt mnie lubi.
– Ochhh..a miałam taką nadzieję...
– Cieszę się, że widziałabyś mnie w tej roli, ale naprawdę nic z tego.
– Podoba ci się ktoś inny?- pyta a ja czuje zdradliwy rumieniec- Och, a
więc to prawda! Kto to?
– Nikt. Daj już spokój z amorami. Zaraz zaczynam wf.
– To dlaczego tak się zarumieniłaś?- słyszę jej głos z oddali, ale go
ignoruję. Mimo to gdy ćwiczymy rozgrzewkę wciąż myślę o tej
rozmowie. Czy miałam powiedzieć Mai o tamtym spotkaniu w hali z jej
bratem, gdy wyznał, że coś do mnie czuje? Nie, najlepiej wymazać to z pamięci,
postanowiłam. Mimo to gdy gra się już rozpoczęła dalej bujałam w chmurach.
Przestałam gdy, o mało co nie dostałam piłką w głowę. Chyba
koniec tych rozmyślań. Ale w chwili gdy tak postanawiam odwracam
wzrok w bok, w stronę trybun, gdzie toczyła się rozmowa z Mają. I
momentalnie zamieram. Bo wyżej, siedzi na niej jakiś chłopak. Krzysiek.
I w chwili gdy patrzę mu w oczy już wiem, że usłyszał tamtą rozmowę.
Czuję się zażenowana i wymawiam się koniecznością udania się do
toalety żeby przez chwilę pobyć sama w szatni. Boże, dlaczego w tej
szkole wszystko jest tak trudne? Dlaczego ja mam tak trudno?!
– Coś ci się stało?- słyszę czyjś głos. Zdejmuje dłonie z twarzy by
potwierdzić swoje przypuszczenia.
– Nie, wszystko w porządku.- mówię po czym nastaje chwila ciszy. No bo
po co on tu w ogóle przyszedł? Przecież to damska szatnia. Chrząkam
żeby zwrócić jego uwagę na ten fakt, ale gdy nadal nic nie mówi podnoszę się z
zamiarem wyjścia. I gdy jestem już przy drzwiach mówi:
– Słyszałem o czym rozmawiałaś z Majką.- odwracam się patrząc na niego-
Dzięki, że nic jej nie powiedziałaś o tym, że ja...co wtedy ci
powiedziałem. I w ogóle nikomu- kończy niezręcznie.
– Nie ma za co. Po co ktokolwiek miałby o tym wiedzieć? To w sumie
nasza sprawa- nie wiem czemu po prostu stamtąd nie wyjdę. I dlaczego w
ogóle jestem dla niego miła? Przecież to mój wróg nr 1! Powinnam
wzbudzić w nim strach, że się wygadam, zaszantażować go, ale nie
potrafię. Bo co innego gdy to on pierwszy mnie atakuje a ja odpyskowuję
w obronie własnej. Sama nie umiem wzbudzać postawy defensywnej.
– Mogłabyś zemścić się na mnie za wszystko co ci zrobiłem- znów
zaskakuje mnie łagodność jego głosu. Gdybym go nie znała mogłabym
pomyśleć, że to fajny chłopak. Tyle, że był jeden problem: ja go znałam.
– No cóż może i tak, ale z czego jak z czego z czyichś uczuć się nie żartuje.
Sama się o tym przekonałam gdy ktoś podszył się za mnie w tej
walentynce.- Krzysiek uśmiechnął się lekko drwiąco.
– Empatia wprost od ciebie bije.
– Złości cię to?- tak, teraz gdy mnie zaatakował muszę się bronić. A już
myślałam, że jeśli nie możemy zostać kolegami to przynajmniej
zawrzemy sojusz. Jak mogłam w ogóle rozważać jakąkolwiek możliwość
zgody z nim?- Więc zdecyduj się czy mam siedzieć cicho czy wszystkich
poinformować.- oznajmiam sztywno. I znów słyszę ten jego szyderczy
śmiech
– Brawo, brawo- mówi klaszcząc w dłonie- a jednak nie jesteś taką
świętoszką za jaką chcesz uchodzić.
– Posłuchaj, już po tamtej rozmowie w hali doszłam do wniosku, że
jakiekolwiek rozmowy między nami do niczego nie prowadzą- no chyba,
że kłótni, myślę, ale na głos dodaje:- dlatego niech każdy idzie swoją
drogą. Poza tym powiedziałeś, że nie będziesz się zbliżał do mnie przez
ten miesiąc. Zapomniałeś już o tym czy zawsze jesteś taki niesłowny?
– Nie zapomniałem. Ale chciałem znać twoje zamiary.- tym razem to ja się
lekko roześmiałam.
– A więc myślałeś, że rozgłoszę wszem i wobec żeby najpopularniejszy
chłopak w szkole chciał zaprosić mnie na obiad? O nie dziękuje, bardzo
za taką popularność.
– A więc milczysz tylko dlatego, że tobie jest niewygodnie tak? Uważasz,
że gdyby ktokolwiek się dowiedział to wstyd byłby twoim udziałem?-
prychnął- No cóż nie myślałem, że dla jakiejkolwiek dziewczyny byłby to
wstyd.
– Na pewno nie dla Sylwii. Dzisiaj chyba bardzo się o ciebie martwiła
przed lekcjami.
– Widzę, że bacznie mi się przyglądałaś, co? Zazdrosna?- tym razem to ja
prycham- Ale niestety, już nie zamierzam ponowić propozycji. Kilka dni
temu chyba coś mi odbiło, że zaproponowałem ci obiad.- obrzucił mnie
pogardliwym wzrokiem- No ale chyba się domyśliłaś?
– Po co tu w ogóle przyszedłeś? Widzę, że sprawia ci niezwykłą
przyjemność dręczenie mnie.
– Nawet nie wiesz jaką. To co kiedy napiszesz mi kolejny wierszyk co?-
ironizował.
– Ja nie napisa...-zaczynam i nie kończę, bo nagle uświadamiam sobie coś
czego powinnam była się domyślić dużo wcześniej. Mimo to chce
potwierdzić przypuszczenia.- Pokazywałeś komuś tę walentynkę?-
zmiana mojego tonu zbija go z tropu. Mimo to odpowiada:
– Tylko chłopakom. No i tobie. Po co pytasz?
– O oni? Czy mówili komuś co w niej było?
– Jezu, nie wiem, nie sądzę. Minęło za mało czasu, bo potem mieliśmy cały
czas trening do wczorajszego meczu. O co ci znowu chodzi? Zmieniasz
temat jak jakaś wariatka- ignoruję zaczepkę.
– To już nie ważne- mówię filozoficznym tonem i wychodzę.
Na szczęście na następnych lekcjach nie miałam już styczności z Krzyśkiem z
czego byłam zadowolona. Na wychowawczej "gadałam", z przyjacółkami, to znaczy Izą i
Andżelą o mającej się odbyć wycieczce szkolnej. Mieliśmy jechać w góry w
ramach zajęć dydaktycznych, które kosztowały ,,tylko” 500 zł. Może dla
bogaczy z brylantowego liceum to nic, ale dla naszej dziesiątki z dwójki to był
spory problem. Dlatego ucieszyliśmy się gdy dyrektor wzywając nas do siebie
powiedział, że sfinansuje nam ją (a w zasadzie potrąci to z budżetu naszego
liceum) abyśmy mogli w niej uczestniczyć. Miała odbyć się już za dwa dni, a w
Karpatach mieliśmy przebywać przez prawie cztery dni. Szykowała się fajna
zabawa.
Gdy w końcu nadszedł dzień wycieczki. W samym środku nocy moja mama
zawiozła mnie i moje przyjaciółki w miejsce zbiórki i odjazdu. Niestety prawie
byśmy się spóźniły, więc prawie wszystkie miejsca były już zajęte i czekano już
praktycznie tylko na nas. Oczywiście miejsc też już nie było. I niestety okazało
się, że całą drogę w góry mam dzielić nie z kim innym tylko Sylwią. Tak, wiem
że mam ,,szczęście”. Mimo moich obaw nie było tak źle. Blondi słuchała
muzyki, potem poszła do swoich przyjaciółek gnieździć się na podwójnym
siedzeniu, choć było to zabronione. Mnie bynajmniej nie przeszkadzało. Gdy
dotarliśmy na miejsce było już późne popołudnie, więc nie pozostało nam nic
innego jak się zakwaterować i zjeść kolację. Pokój był super: duże, wygodne
łóżka, masa poduszek, oddzielna łazienka z wielkim lustrem...oto życie
bogaczy, pomyślałam smętnie. Chwilę potem roześmiane Iza i Andżela wzięły
mnie za rękę i wyszłyśmy na taras, a potem na dół do kuchni. Hmm, kolacja
też była super. Po niej miała odbyć się dyskoteka, ale odpuściłyśmy ją sobie.
Dzieciaki z brylantowego liceum stanowili większość, więc brak było mowy o
jakimkolwiek kompromisie. Postanowiłyśmy poczytać trochę strasznych
opowiadań, ale szybko nam się znudziły więc wyszłyśmy na zewnątrz
podziwiań zimowy pejzaż. Nigdy nie byłam w górach i ta wysokość mnie
porażała. Było naprawdę cudnie. Do chwili gdy skrzekliwy głos profesora
Wiernickiego: ,,dziewczęta, wracajcie do środka!” nie zniszczył tej magii.
Rozbawione weszłyśmy znów do środka.
– A któż to nie słucha naszego profesora?- otrzepując kurtki zobaczyłyśmy
Bartka z Karolem- Iza już chciała coś odpysknąć, ale ja zauważyłam, że
on tylko się droczy.
– No cóż, nie jesteśmy zbyt posłuszne. A wy czemu tu stoicie? Nie jesteście
na dyskotece?- odpowiedziałam mu
– Zrobiło się trochę nudno- odparł Karol- Czemu nikt od was nie
przyszedł?
– Chyba wszyscy znamy odpowiedź.- stwierdziła sztywno Iza.- chłopcy
roześmieli się.
– To prawda, ciężkie macie z nami życie.- dodał Bartek.- No więc skoro się
nudzimy to może coś wymyślimy?- zaproponował.
– Tak? A co takiego?- spytała prowokacyjnie Iza
– Bo ja wiem. Rozbierany poker, skok z okna, taniec na rurze...- teraz już
śmieliśmy się wszyscy i nieufność Izy zniknęła.
– W sumie Bartek ma rację- przyznał Karol.- Chodźmy do pokoju i
pogadajmy. Słyszałem już parę ciekawych anegdot na temat waszej
,,dwójki” (chodziło mu on liceum)- spojrzał na mnie znacząco- może
powiecie nam coś ciekawego?
– A może to my pośmiejemy się z wpadek bogaczy?- wtrąciła Andżela.
– Dobra, to chodźcie już do pokoju.- Gdy weszliśmy do pokoju chłopaków
poczułam się dziwnie. Po raz pierwszy z własnej i nieprzymuszonej woli
ktoś z brylantowego liceum chciał z nami gadać (oprócz Karola
oczywiście, bo on rozmawiał ze mną kilka razy już wcześniej. Zastanawiałam się
nawet czy to nie on przekonał do tego swojego przyjaciela)
Rozluźniłam się dopiero po jakimś czasie gdy spostrzegłam, że
chichoczemy jak najęci. Właśnie wtedy wszedł Andrzej. Po chwili
skrępowania dołączył do naszej piątki. Zaczęliśmy grać w karty. Bartek
zaczął prowokować Izę wspominając o rozbieranym pokerze. Prawie po
dwóch godzinach opuściłyśmy pokój w szampańskich nastrojach. Dzięki
Karolowi jego kumple nas polubili.
– Zaczekaj- poprosił mnie gdy wychodziłyśmy już z pokoju chłopaków.
Spojrzałam na niego zdziwiona, a on tylko wskazał palcem na kłócącą się
Izę z Bartkiem- Nie sądzisz, że mają się ku sobie?
– Oni? No coś ty. Przez cały wieczór darli z sobą koty i dogryzali jeden
drugiemu. Poza tym czy on nie ma dziewczyny?
– W zasadzie to z Karolą chodzą razem z przyzwyczajenia. A co do tej
nienawiści to tak ci się tylko wydaje. Spójrz, jak na siebie patrzą- Znów
chciałam zaprzeczyć, ale coś we wzroku Izy tak błyszczało...Pochyliłam
się do Karola i konspiracyjnym szeptem poważną miną
odpowiedziałam:- Wiesz, co? Masz rację- po czym oboje wybuchnęliśmy
śmiechem. Nagle zza korytarza wyskoczyła jakaś postać.
– Gdzie wy się do diabła podziewacie? I z czego tak chichoczecie?- spytał
poirytowany Krzysiek.
– O cześć stary. Siedzieliśmy w pokoju z dziewczynami. Wskazał mnie
ręką a zdziwiona mina Krzyśka świadczyła o tym, że wziął moją spowitą
w mroku postać za Andrzeja lub Bartka.- Trochę sobie pogadaliśmy.
– Ach tak?- powiedział tylko- Chyba już ci wystarczy, co? Zbierajcie się.-
popędzał kumpla.
– Okej, okej- zaśmiał się Karol puszczając do mnie oko. Krzysiek na tą
konspirację między nami zacisnął mocniej usta.- Tylko odprowadzę Agę
do pokoju.
– Daj spokój, nie trzeba. Trafię sama. Dzięki.- powiedziałam.
– Jak chcesz. To do jutra. Dzięki za towarzystwo. Fajnie było.
– Mnie.. .to znaczy nam też- nie wiem skąd to skrępowanie. Może z powodu
bazyliszkowego wzroku Krzysztofa?
Następnego dnia badaliśmy wpływ lawin śnieżnych na na glebę ( albo coś takiego,
bo tak wywnioskowałam z geograficznego bełkotu nauczyciela)
Potem mogliśmy oddać się rozrywce i poszliśmy na stok. Andżela i ja nie
umiałyśmy jeździć, dlatego było kupę śmiechu gdy Izabela próbowała nas
nauczyć. Po pół godzinie męczarni z nami zauważając jej tęskne spojrzenia w
kierunku głównego największego stoku kazałyśmy jej iść i dobrze się bawić
zapewniając, że damy sobie radę. Niechętnie zgodziła się. Gdy odjechała,
odpięłyśmy narty i rozsiadłyśmy się wygodnie z Andżelą obserwując zjazd Izy.
– Andżelika, zauważyłaś wczoraj jakąś chemię między Izą a Bartkiem?-
spytałam ją wprost.
– Nie, to znaczy nie wiem. Czemu pytasz?- podniosła się- Myślisz, że mają
się ku sobie?
– Nie jestem pewna. Karol sugerował coś takiego.
– O ja cię. W sumie to rzeczywiście tak się ze sobą sprzeczali, że to aż
podejrzane. Chociaż ty też kłócisz się z Krzyśkiem i wysyłasz walentynki
a nawet go nie lubisz.
– Hej, - rzuciłam w nią śnieżką- wiesz, że to nie ja to napisałam.
– Przecież wiesz, że żartuje.
– Wiem, ale po reakcji całej klasy a nawet i szkoły takie żarty mnie już nie
bawią. Poza tym chyba domyślam się kto to napisał.
– Naprawdę? Kto?
– Sylwia Budnicka.
– Ta tleniona blondyna? Dlaczego tak myślisz? Niby po co miałaby to
robić?
– Nie zauważyłaś jej maślanego wzroku gdy patrzy na Krzyśka?-
kokieteryjnie zatrzepotałam rzęsami- Poza tym przypomnij sobie co
dokładnie powiedziała atakując mnie wtedy w klasie po meczu. Coś, o
uśmiechu Kamińskiego i palpitacjach serca na jego widok.
– No i co z tego?
– No i to z tego, że tak się przypadkiem składa, że o tym była ta głupia
rymowanka w walentynce.
– Ale przecież on mógł ją pokazać komuś innemu i pocztą pantoflową...
– Tak wiem, ale rozmawiałam z nim i powiedział, że tylko jego kumple ją
widzieli. A wątpię, żeby którykolwiek z nich poinformował o tym
Sylwię.- Andżelika w ogóle nie zwróciła uwagi na moje słowa tylko
skupiła się na jednym:
– Rozmawiałaś o tym wszystkim z Krzyśkiem?
– Tak, ale nie zdradziłam mu swoich podejrzeń. Nie chciałabym jej
niewinnie oskarżyć.
– A powinnaś. Nawet jeśli to nie ona jest winna. Powinna dostać za swoje.
O patrz, jak klei się do Kamińskiego.- dodała wskazując mi palcem w ich
stronę na stoku. I rzeczywiście widać było, że chłopak zapina jej narty.
Prychnęłam.
– Boże, jaki to głupi sposób na podryw. Czy ona...- urwałam widząc kilka
metrów dalej wściekłą Izę i pędzącego za nią Bartka. Po kilkudziesięciu
sekundach była już u nas.
– Co się stało?- spytałyśmy niemal chórem z Andżeliką.
– Nic- odparła obrzucając wściekłym wzrokiem Bartka- Jeszcze za mną
leziesz? Wynocha!
– Naprawdę nie chciałem. To był przypadek.- widać było skruchę na jego
twarzy, ale i iskierki rozbawienia
– Taa, jasne. Czemu się na mnie uwziąłeś? Możesz dać mi spokój?
– Co się stało?- powtórzyłam pytanie.
– Ten idiota zepchnął mnie ze stoku!- powiedziała Iza ze wzrokiem wbitym
w Bartka
– Nie zrobiłem tego specjalnie- bronił się- mówiłem ci, że to był wypadek.
– A ja jestem wróżką zębuszką!- ironizowała moja przyjaciółka- Widziałam
jak wcześniej jeździłeś. Jesteś doświadczonym narciarzem i akurat kiedy
ja przyszłam ty...
– Iza, nie kłóć się już z nim. Przecież cię przeprosił- łagodzę delikatnie
patrząc znaczącym wzrokiem na Bartka.
– No właśnie. W ramach przeprosin mogę pojechać z tobą kolejką górską.-
zaproponował
– Jeszcze czego- ironizowała- Też mi nagroda. Chyba raczej karawymieniłam
z Andżeliką porozumiewawcze spojrzenia. Bartek
wyszczerzył się przyłączając się do naszej konspiracji.
– To świetny pomysł. Chodźmy wszyscy.
I tak rozpoczęłyśmy swaty Izabeli, choć nie byłam do końca pewna czy coś z
tego będzie. Owszem, Iza to śliczna i mądra dziewczyna, ale raczej takie typy
playboya jak Bartek tego nie zauważają. A może on jednak zauważył? Po
pierwszej kolejce dołączył do nas Karol. Niestety nie było nas do pary, więc
Andżela z wielce mówiącym uśmieszkiem powiedziała, że może jechać sama.
Mimowolnie wywróciłam oczami co zauważył Karol. Oboje się roześmieliśmy.
Będąc na górze śmialiśmy się z tego naszego swatania. No bo owszem, Karol to
miły chłopak, ale ja jestem realistką i wiem, że taki związek nie miałby szans
(oczywiście ignoruje lukę w swoim myśleniu, bo przecież popycham ku sobie
Izę i Bartka). Poza tym nie wiem czy w moim uczuciu do Karola jest coś
romantycznego. Dobrze się przy nim czuje, fajnie się nam rozmawia, nie
zadziera nosa jak na snoba...W dole widzę Krzyśka któremu wciąż towarzyszy
Sylwia. Czy ona naprawdę sądzi, że udając sierotkę Marysię uda jej się coś
wskórać? Mówię o tym Karolowi, którego również to bawi.
Potem poszliśmy znów na stok, bo chłopcy zaoferowali się nas nauczyć jeździć.
Było kupę zabawy i śmiechu. No i znów przerwało nam wejście Pana Grobowa
Mina. To znaczy Krzyśka. Zawołał swoich kolegów mówiąc, że teraz
zorganizowali sobie zawody narciarskie. Karol jednak zaproponował żebyśmy
pokibicowały im na głównym stoku. Oczywiście Krzyśkowi było to nie w smak,
ale co mnie on w końcu obchodził? Jeśli ja go
irytuje, to on mnie przynajmniej sto razy bardziej. Dlatego gdy jesteśmy już na
miejscu i przychodzi kolej Karola głośno skandujemy z dziewczynami jego
imię. Potem to samo powtarzamy z Bartkiem. Gdy Andrzej z udawaną
naburmuszoną miną patrzy na nas oskarżycielsko znów krzyczymy jego imię ze
śmiechem. Przypadkiem chwytam spojrzenia Krzyśka, ale zanim coś w nim
spostrzegłam odwrócił wzrok. Czy jest na nas zły, bo nie skandowałyśmy jego
imienia jak zjeżdżał? Mógł poprosić swoją Sylwunię, panią dziecinnych
rymowanek myślę złośliwie. Ale nie mogę ukrywać, że zjazd Krzyśka był
perfekcyjny i płynny. Musiał wiele ćwiczyć naukę jazdy. Jestem pod
wrażeniem. Nikogo nie dziwi więc wynik i ostateczne zwycięstwo
Kamińskiego. Wszyscy bijemy mu brawo (tak, ja też), a jakaś dziewczyna
(Beata?) wręcza mu zrobiony z cienkiego rzemyka i kawałka żelaza medal.
Potem organizujemy bitwę na śnieżki: dzielimy się na dwa obozy ustalając, że
osoba trafiona schodzi z pola. Ja jestem w grupie z Andżelą, Andrzejem,
Karolem i Sylwią (to ci których znam z imienia) oraz siedmioma innymi
osobami. Walka jest zacięta, ale nie brutalna; poza tym ja nie muszę się
martwić, bo Karol jest obok i w razie ataku osłania mnie sobą co wydaje mi się
bardzo miłe. Do czasu kiedy dostaje bolesną kulkę w prawy policzek, choć
obiecaliśmy sobie nie celować w twarz. Od Krzysztofa. I mimo iż Zawadzki
zapewnia, że nic mu nie jest, posyłam Krzyśkowi wściekłe spojrzenie na które
odpowiada takim w podobnym tonie. Nawet nie przeprosił przyjaciela, myślę
celując jak najmocniej w Kamińskiego. Ale chybiam. Potem on próbuje zrobić
to samo, ale na polu została tylko dwójka zawodników, więc muszę bardzo
uważać. W końcu po kilku minutach zostajemy na boisku sami. Zasada jest
taka, że rzucamy po kolei. Zaczynam pierwsza: oczywiście chybiam. Potem on:
kulka przelatuje minimalnie od mojej głowy z prędkością wiatru. Potem
schemat się powtarza kilka razy aż moja wściekłość narasta i zaczynam walić
na oślep. On zdziwiony tempem moich rzutów (przestałam czekać na jego
odrzuty) zaczął robić to samo. Zapewne dla przyglądających się nam kolegów z
klasy było to dość komiczne, ale ja czułam, że jeśli przegram będzie to jego
zwycięstwo nade mną. Dlatego gdy trafiam go w końcu w ramię, cieszę się jak
głupia podskakując kilka razy i śmiejąc się demonstracyjne. Krzysiek wściekle
otrzepuje płaszcz a widząc moją radość, posyła w moim kierunku kulkę i
zarzuca nieuczciwość. Stoimy tak obok siebie wrzeszcząc wzajemnie gdy w
końcu uświadamiamy sobie gdzie jesteśmy i kto nam się przygląda. Szybko
wołam przyjaciółki i wracamy do hotelu. Jak na dziś mam dość wrażeń.
Komentarze (3)
Poza tym nie mogę się doczekać kolejnej części :D
Ale i tak 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania