Od nienawiści...do miłości? część 3
Gdy jestem już w pokoju z dziewczynami czuję się głupio. Strasznie
głupio. I dlatego kiedy dzwonią rodzice zapytać o wrażenia z wycieczki moje
wypowiedzi są raczej lakoniczne i brak w nich jakiegokolwiek entuzjazmu.
Nawet gdy informują mnie, że piętro domu jest już gotowe po remoncie, więc
Mariola (moja siostra) przestanie dzielić ze mną pokój na dole. Gdy odkładam
słuchawkę napotykam zdziwione spojrzenia Izy i Andżeli.
– Po prostu boli mnie głowa- zbywam je. Bo jak mam wyjaśnić moje
dziecinne zachowanie wobec Kamińskiego tam na boisku gdy sama go
nie rozumiem?
Następny dzień wycieczki już nie jest dla mnie tak fajny jak poprzednie.
Owszem, jest miło ale wrogie spojrzenia Krzyśka dają mi się we znaki. I nawet
nie muszę się odwracać, żeby wyczuć te momenty. Po prostu paląca mnie skóra
na plecach starczy mi za wszystko. Humor poprawiają mi ,,nieudolne zaloty”
Bartka do Izy, która wciąż wścieka się za wczorajszy upadek. Ale kąciki jej
oczu błyszczą rozbawieniem gdy nierażony chłopak próbuje ją rozbawić. Nie
mogę się na to nie uśmiechnąć. Lekcja w terenie (bo to przecież dydaktyczna
wycieczka) dłuży mi się niemiłosiernie. Dopiero po południu, gdy nareszcie
mamy czas wolny mam nadzieję zaszyć się w pokoju hotelowym niczym w
dziupli. Profesor jednak ma dla nas inne plany. Przygotował nam ,,rozrywkę” w
postaci geograficznej mapy, dzięki której mamy odnaleźć skarb. Wszyscy
zgodnie jęczą, że to żadna zabawa a jeśli już to na poziomie gimnazjum. Ale
nauczyciel jest nieubłagany. W końcu niechętnie dzielimy się na dwie grupy, a
przynajmniej próbujemy, bo jedna to dzieciaki z brylantowego liceum a druga z
mojego. Geograf prosi tę pierwszą o przejście pięciu osób. Chyba nie muszę
dodawać, że nikt nie kwapi się do nas dołączyć.
– Ja pójdę- odzywa się Karol, a po nim Bartek i lekko niechętny Andrzej.
Krzysiek natychmiast protestuje.
– A wy gdzie?- jest wyraźnie rozdrażniony.
– Daj spokój stary, im szybciej zaczniemy tym lepiej. Co za różnica gdzie?-
Karol udaje, że nie zauważa tej manifestacji podziału na biednych i
bogatych.
– No, kto jeszcze?- pospiesza nas profesor. W końcu z szeregu wysuwa się
mały rudzielec, dziewczyna z którą wczoraj byłam w drużynie (w bitwie
na śnieżki). Po chwili jej koleżanka robi to samo.
– To ja też pójdę- wtrąca szybko Krzysztof, gdy widzi wysuwające się
postacie dziewcząt.- Chce być z kumplami.- Koleżanka rudej z powrotem
wstępuje w szereg. Wszystko jest gotowe do naszej zabawy.
Całość oparta jest trochę na zasadzie podchodów: dwie drużyny za pomocą
znaków mając mapę muszą dotrzeć do określonego celu którym jest skarb
(cokolwiek profesor miał na myśli). Obie jednak startują z różnych miejsc, które
wedle słów nauczyciela znajdują się od "skarbu" w połowie tak, że każdy ma
szanse wygrać. Mimo początkowego sceptycyzmu już po
kilku minutach całkiem dobrze się bawię goniąc przez śnieżne pola z resztą
drużyny. Jesteśmy chyba znacznie dalej od nich.(ale to raczej moja płonna nadzieja
niż sprawdzony fakt) Maszerując żwawo we
wskazanym przez Karola kierunku (on jest kapitanem naszej piętnastki) nie
mogę oprzeć się obserwowaniu go ukradkiem: ma rozwichrzone włosy i lekko
zaróżowione policzki od mrozu, ale mimo to nadal wygląda jak model z
reklamy. Z zazdrością myślę, że to taki typ, który w każdej sytuacji wygląda
dobrze- nawet płacząc czy zaraz po wstaniu z łóżka. Bo wiecie, ja wtedy
wyglądam nad wyraz okropnie. Co w połączeniu z tym, że nie jestem jakąś
pięknością daje makabryczny wręcz efekt.
– Hej, Agnieszka!- słyszę roześmiane głosy Izy i Andżeliki- Ruszaj się, bo
zaraz cię zostawimy.
– Jasne. Zamyśliłam się trochę.
– Yhm- chrząkają wymownie- Nawet wiemy o czym. O raczej o kim.-
śmieją się ze mnie. W odwecie pokazuje im język jak mała dziewczynka i
robię kilka wielkich kroków do przodu żeby wszystkich nadgonić.
Kilkadziesiąt metrów dalej zatrzymujemy się zastanawiając się jak
pokonać sporej wysokości pagórek. Oczywiście nauczyciel w instrukcji
każe go nam ominąć jednak chłopaki z brylantowego liceum radzą
bezpośrednią wspinaczkę. Męska część Prywatnego Liceum nr 2
protestuje. Wybucha kłótnia, której (z mojej szkoły) przewodniczy
Michał, bystry i sympatyczny chłopak, który tak jak ja w weekendy
dorabia w miejscowej restauracji (której notabene właścicielem jest jego
ojciec). I stąd wiem, że oprócz tego jest również kłótliwy i ma skłonności
despotyczne. Dlatego próbuje załagodzić konflikt.
– Hej, Michał daj spokój. Przecież tak będzie szybciej.
– No i co z tego Aga? Nie widzisz, że jest trochę stromo? Co będzie jeśli
ktoś spadnie?
– Nie przesadzaj, będziemy się ubezpieczać. Poza tym to niewielka górka i
nawet jeśli ktoś spadnie w najgorszym wypadku wytarza się trochę w
śniegu.- mówię mentorski tonem.
– Ale wtedy zmarnujemy czas i na pewno nie wygramy!- nie daje za
wygraną mój kolega.
– Więc może to przegłosujemy?- proponuje rozsądnie Iza i kilka osób kiwa
głową. Oczywiście większość jest za wspinaczką. Bądź co bądź to
bardziej emocjonujące. Tak więc parami pokonujemy wzniesienie, które
nie jest takie wysokie jak się wydawało. Pokonanie go również nie
nastręcza trudności. Schody zaczynają się dopiero bliżej szczytu, bo
poprzez śnieg zaczynam się niemal ślizgać z Izą (Andżela jest w grupie z
Bartkiem, bo gdy zaproponował to Izie ta z miejsca odmówiła). Staramy
się stąpać ostrożnie, bo jako jedyne nie jesteśmy w parze z chłopakami
(Karol tak to zorganizował, aby w razie czego męska część chroniła
damską, a że dziewczyn jest trochę więcej musimy ubezpieczać siebie
nawzajem) W końcu Iza nie daje rady i obie się przewracamy. Aby
uchronić się przed stoczeniem na dół próbuję zaganiać rękoma śnieg aby
się jakimś cudem do niego przyczepić. Oczywiście to na nic, bo
przyczepność śniegu jest równa zero (przynajmniej dla mnie, bo
pamiętam z lekcji fizyki, że jednak jakąś tam ma) I gdy jestem już niemal
pogodzona z tym, że obie się stoczymy widzę wyciągniętą w moją stronę
dłoń, którą Iza chwyta pierwsza, bo już nie może się dłużej utrzymać. Ja
jeszcze jakimś cudem daję radę, ale mam nadzieję na szybką pomoc. Po
kilkunastu sekundach, które dla mnie trwają kilkanaście godzin dłoń
powraca aby pomóc i mi. Chwytam ją z wdzięcznością całkowicie zdając
się na łaskę lub niełaskę tej osoby. Gdy podnosząc w górę wzrok
napotykam spojrzenie Krzyśka mimowolnie się wzdrygam. Ten czując to
puszcza mnie gwałtownie tak, że znów niemal zaczynam zsuwać się ze
zbocza. Na szczęście potem chwyta mnie ponownie przyciągając do
siebie i krzycząc:
– Złap się dobrze jak nie chcesz zlecieć. Nie mam zamiaru spaść razem z
tobą.- posłusznie kiwam głową, bo zdaję sobie sprawę, że moje osobiste
uprzedzenia mogą okazać się groźnie również dla niego. W końcu
mogłabym pociągnąć go za sobą...Na tę myśl uśmiech wypływa mi na
twarz. I szybko znika gdy podpora w postaci obejmującej mnie w talii
dłoni Kamińskiego mnie puszcza (oczywiście jestem już w bezpiecznym
miejscu). Momentalnie spadam na ziemię lądując na tyłku. Znów patrzę
na zadowolonego z siebie ,,wybawiciela” i choć mam wielką ochotę na
obrzucenie go śniegiem ograniczam się tylko do gniewnego zaciśnięcia
warg. Po kilku sekundach wstaję by dołączyć do zaniepokojonej reszty.
W końcu zdaję sobie sprawę, że oni wcale nie są zaniepokojeni, ale
zdziwieni faktem, że Krzysztof pomógł mi i Izie. On sam zaś zachowuje
się jakby nic się nie stało: postanawiam zachowywać się tak samo.
Oczywiście po udanym pokonaniu góry jesteśmy o krok od zwycięstwa.
Skarbem okazuje się niewielka skrzynka pełna lizaków. Ze śmiechem dzielimy
się nagrodą i wracamy na umówione miejsce(do drewnianej chaty) czekając na
resztę klasy. (bo oczywiście zwyciężyliśmy) W międzyczasie umilamy sobie czas
rozmową, choć w moim przypadku to raczej męczarnia. Bo Iza z Andżelą wciąż
gadają o Krzyśku w roli bohatera. Jakby zrobił nie wiadomo co, myślę. Przecież nic
by się nie stało gdybyśmy spadły. Tylko możliwe, że spowodowałoby to opóźnienie.
Tak, na pewno nie chciał przegrać i dlatego to zrobił. Tak w ogóle to odkąd stał się dla
nich postacią pozytywną?!
– To co idziemy dzisiaj na to karaoke?- włączam się na zmianę tematu
słysząc głos Izy.
– Bo ja wiem- Andżelika wzrusza ramionami.- Przecież nie umiem
śpiewać.
– No i co z tego? Może być fajnie.
– Z dzieciakami z brylantowego liceum? Wątpię- dzielę się z nimi swoją
opinią.
– Nie przesadzaj- gani mnie Izabela- Wczoraj i dzisiaj trochę się zgraliśmy.
– Chyba ty z tym twoim Bartkiem.
– On nie jest moim Bartkiem!- pieni się Iza, a gdy uświadamia sobie, że
kilka osób siedzących obok prawdopodobnie to słyszało rumieni się.
Kątem oka zerka na Bartka, który uśmiecha się do niej. Wybucham
śmiechem do którego dołącza się Andżela. Iza się dąsa, ale nie na długo,
bo w końcu w ramach kary obiecujemy, że pójdziemy na to karaoke.
Choć tylko w roli widzów. I jakiś czas później nie żałuję. Bo jest naprawdę super. Sprzęt
muzyczny, lampy, mikrofon, scena...To wszystko wygląda niezwykle
profesjonalnie. W dodatku panujący półmrok tworzy dyskotekową
atmosferę. Prawie nie widzę innych.
– O jesteście. A myślałem, że was nie będzie- szczerzy się na nasz widok
Bartek w towarzystwie Andrzeja, Karola i Krzyśka. Porozumiewawczo
uśmiecham się do tego trzeciego, który równie dobrze jak i ja wie, że
pytanie należy interpretować jako: O, przyszłaś Izo.- Będziecie śpiewać?
– Raczej nie. Słuchu i głosu to u nas nie ma.- odpowiada Andżela.
– Ale można wystąpić grupowo- tłumaczy Karol- Wtedy nie ma takiego
obciachu.
– A ty występujesz?- pytam go zuchwale. Uśmiecha się.
– Kto wie? A co chcesz śpiewać ze mną?
– Jeszcze czego!- moja awersja jest tak widoczna i gwałtowna, że wszyscy
wybuchają śmiechem. No dobra: wszyscy prócz Krzyśka. W tej samej
chwili słyszymy damski głos wyśpiewujący po angielsku piosenkę Katy
Perry. Odwracam się i ze zdziwieniem odkrywam, że to Sylwia. (No bo
śpiewa całkiem dobrze) Gdy kończy, Bartek chwyta dłoń Izy kierując ją
do sceny. Ta wyrywa się, ale już stoi na środku niej, patrząc (zła) na
zachwyconego Bartka. Bo rozbrzmiewają pierwsze dźwięki ,,Kocham cię
kochanie moje” Teraz wiem (jak pewnie i Iza), że przygotował to już
wcześniej.
– Nieźle go wzięło- śmieje się Andrzej popijając colę. Albo coś z jej
domieszką, bo zdecydowanie czuję alkohol. Gdy gestem wskazuje nam
na stojące przy stoliku kubki kręcę tylko przecząco głową, ale Andżela
chętnie bierze do ręki kolorowy płyn. Kątem oka rejestruje, że Krzysiek
robi to samo. Chcą wylecieć z wycieczki szkolnej? Proszę bardzo, ale
beze mnie. Gdy znów nastaje cisza Andrzej proponuje, żebym wykonała
następny duet z Karolem, ale ja się nie daję tak jak Iza. (Może dlatego, że
mam dużo gorszy głos) Tak więc Karol idzie sam. I śpiewa cudownie. W
takim lekko rockowym a jednocześnie ckliwym stylu wyśpiewuje jakiś
cover z niemal idealnym angielskim akcentem. Wpatruję się w niego jak
urzeczona.
– Ładnie śpiewa, co?- odzywa się Krzysiek. Dopiero po chwili orientuje
się, że mówi do mnie, bo Andżela z Andrzejem gdzieś zniknęli. Jezu,
kolejna para czy co?
– Tak- przytakuję nie wiedząc co jeszcze powiedzieć- Ma fantastyczny
głos.- dodaję głównie po to aby zapełnić ciszę. No bo jak mam z nim
gadać? Raz mnie obraża a potem plotkuje jak gdyby nigdy nic. Ma
rozdwojenie jaźni czy co?
– Chciał iść do szkoły muzycznej, ale stary go nie puścił. Wiesz to
Zawadzki prezes...
– ...Banku Wschodniego. Wiem.- kończę.- I tylko dlatego z tego
zrezygnował?
– Tylko dlatego? Widzę, że nie wiesz jaki wpływ mają bogaci rodzice
Karola na swojego jedynaka.
– No i co z tego?- mówię, ale głównie dlatego, że zabolało mnie to
podkreślenie ,,bogaci rodzice” Jakby reszta, tzn biedniejsza część
uczniów: taka jak ja była gorsza - Gdybym chciała iść do takiej szkoły to
bym poszła- Krzysiek zaśmiał się (w sumie mu się nie dziwię, bo gdy
teraz o tym myślę gadałam jak niezdająca sobie z niczego sprawy
pięciolatka)
– Dziewczynko, ty nie masz tatusia który wyciąga sześciocyfrową sumę
miesięcznie.
– Czy to ma aż takie znaczenie?- pytam
– Czy to ma aż takie znaczenie?- powtarza niedowierzaniem- Jasne, że ma.
Przecież Karol ma objąć po nim stanowisko.
– To trochę smutne, że musiał zrezygnować ze śpiewania. Pewnie jest mu
ciężko.
– Daje sobie jakoś radę. Ale możesz go pocieszyć- znów patrzę na niego
nie wiedząc jak traktować jego ostatnie słowa.
– Nie wiem co ci chodzi.
– Nie udawaj. Wszyscy widzą, że na niego lecisz.
– Co? Co cię to w ogóle obchodzi?- syczę cała w pląsach. Krzysiek się
śmieje.
– Och, jaka urażona. Tylko uważaj, bo moja siostra buja się w nim od kilku
lat i nie daruje odebrania sobie faceta nawet swojej nowej
przyjaciółeczce.
– Z tego co wiem, to Karol z nikim nie chodzi- oznajmiam nieświadoma, że
właśnie się pogrążam- Och, to znaczy nie interesuje się tym, ale...
– Spoko, mnie to też już nie obchodzi. Dałem ci tylko taką radę.- znów
czuję się totalnie skołowana zachowaniem Kamińskiego i przebiegiem
rozmowy. Może dlatego pytam:
– Mogę cię o coś spytać?
– A nie spytasz jeśli ci nie pozwolę?- ignoruję zaczepkę. Bo to było w
końcu pytanie retoryczne jakby ten osioł nie wiedział.
– O co ci właściwie chodzi? Nie mogę się połapać w twoim zachowaniu i
humorach. Co z tobą nie tak?
– Ze mną? Nic. Byłem niemiły i ci to przeszkadzało; teraz jestem miły i też
ci to przeszkadza. A ty mówisz, że to ze mną coś nie tak?
– Bardzo śmieszne. Jak widzę dzisiaj humorek dopisuje.- w odpowiedzi
pokazuje mi wszystkie zęby. Równe i białe. To tak na marginesie.
– Tak. Też to zauważyłem.- odpowiada po chwili jakby się zastanawiał.
Karol zaczyna właśnie drugą piosenkę, bo dziewczyny proszą o bis.
– Może powinieneś więcej pić. Wtedy jesteś nawet znośny.- mówię patrząc
wymownie na jego szklankę z ,,colą”
– Hmm? Tak myślisz? Może masz rację, bo i ty jesteś wtedy całkiem
znośna.
– Zmieniam zdanie. Wcale nie jesteś znośny.
– To może ty się napijesz?
– O nie, dziękuje. Nie mam zamiaru wylecieć ze szkoły- wybucha
śmiechem.
– Ty masz wylecieć? Przecież i tak odchodzisz za trzy tygodnie. Swoją
drogą już odbudowali tą waszą szkółkę?
– Liceum nr 2- podkreślam- to nie żadna szkółka. Szkółką jest raczej twoja
szkoła. Powinna się nazywać: szkoła dla rozpieszczonych bogaczy.- nie
udaje mi się go zdenerwować, bo znowu się śmieję. Alkohol rzeczywiście
mu służy.
– W sumie fajnie. Lepsze to niż patronat Słowackiego.- nie wiem czemu
pod wpływem jego śmiechu ja również się śmieję.
– O, tu jesteś- znikąd przed nami wyrasta Sylwia szczerząc się do
Kamińskiego. Nieoczekiwanie czuję się...rozczarowana. I tak poraża
mnie ta myśl, że natychmiast chce odejść od Krzyśka.
– Pójdę poszukać Andżeli- mówię nie wiadomo po co i do kogo- Coś długo
nie wracają z Andrzejem.- Krzysiek już otwiera usta żeby coś powiedzieć.
Przez moment boję się obserwując jego twarz, że chce iść ze mną . Ale z
jego ust nie pada żadne słowo a twarz jest całkowicie beznamiętna gdy
mówi dobre kilka sekund później:
– Okej.- a ja stoję jeszcze przez chwilkę, bo nie mogę oderwać
wzroku od łaszącej się nad nim Sylwii. W końcu, świadoma, że
powinnam już iść, robię to. W tym samym momencie Karol kończy
piosenkę. Odwracam wzrok w kierunku sceny i głośno bije mu brawo.
Budnicka kieruje ku mnie swój bazyliszkowy wzrok i aby przekrzyczeć
innych uczniów mówi głośno:
– Teraz zagięłaś parol na Karola?- jest taki zgiełk, że ledwo ją słyszę. Ale
nie łudzę się, że nie usłyszeli jej stojący najbliżej Krzysiek i grupka
trzech dziewczyn przypatrujących się nam ciekawie. Początkowo chce
zignorować zaczepkę, ale dość już postawy biernej.
– A co tobie do tego? Poza tym czy fakt, że oklaskuje jego występ jak
wszyscy dookoła świadczy o tym, że chce być jego dziewczyną?
– Nie udawaj takiego niewiniątka- odparowuje tamta.- Najpierw ganiasz za
Krzyśkiem, a gdy z nim ci się nie udało próbujesz swoich sztuczek z jego
kumplem. Kto będzie następny? Bartek?
– Czy ja wiem...-udaje, że się zastanawiam- Myślałam raczej o Andrzeju.
Wiesz, ma takie ładne loki.- ironizuje. Słyszę jak Kamiński parska
śmiechem. Naprawdę upija się po jednym drinku? (No dobra dwóch, bo
jedną szklankę już opróżnił)
– Myślisz, że jesteś zabawna? Jak w ogóle możesz myśleć, że kimś takim
jak ty zainteresowałby się ktoś taki jak Karol? Nie jesteś ani mądra, ani
bogata. Ty nawet nie jesteś ładna!
– Hej, Sylwia, daj już spokój- wtrąca się Krzysiek gdy już szykuję się do
ciętej repliki. Zaraz, zaraz czy on mnie właśnie broni?
– Ha, czemu mam jej dać spokój? Przecież ona lata za wszystkimi
chłopakami jak jakaś pierwsza lepsza!
– Teraz to już przesadziłaś- mówię ostro wkurzona .- Jeśli ktoś tu jest taką
dziewczyną to tylko ty!
– Jak śmiesz tak do mnie mówić?- zapowietrza się- Ty, ty...takie nic.
– Skończ wreszcie z tym powtarzaniem, bo stajesz się nudna ty...- zaczynam
decydując się ostatecznie ją pogrążyć.- ...amatorko dziecinnych
wierszyków.
– Co?- pyta głupio Sylwia, ale ja już wiem, że ona wie, że ja wiem (Czy coś
w ten deseń. Logika nigdy nie była moją mocną stroną na macie)
Krzysztof patrzy teraz to na mnie to na nią.
– Och, zamknij buzię. Taka mina nie dodaje ci inteligencji. Obydwie dobrze
wiemy o czym mowa.
– Nie wiem co sobie ubzdurałaś, ale...
– Czyżby? W takim razie mam to powiedzieć tu i teraz?- panika w jej
oczach aż...kuje moje
– Nie!- mówi gwałtownie i dodaje już spokojniej- Nie będę słuchać tych
bzdur
– O co chodzi?- wtrąca się ponownie Krzysiek mamroczący pod nosem
jakieś wtrącenia na które żadna z nas nie reaguje. Tak jesteśmy skupione
na naszej prywatnej potyczce.
– Bzdur? Może on- wskazuje ręką na Kamińskiego- sam o tym zdecyduje.
– Ty wredna suko!- tamta już chce się na mnie rzucić z rękoma gdy
skutecznie unieruchamia ją Karol. Jak zawsze zjawiający się w
odpowiednim momencie.
– Uspokój się Sylwia!- drze się na nią potrząsając za ramiona- Odbiło ci?
Chcesz jej zrobić krzywdę i wylecieć ze szkoły?- to ostatnie stwierdzenie
powoduje, że przestaje się wyrywać.
– Ale ona kłamie na mój temat i mnie obgaduje...- już chce się wtrącić, że
nic przecież nie powiedziałam, ale Karol daje mi znak oczami, żebym nic
nie mówiła. Uśmiecham się do niego lekko i kiwam głową w geście
zrozumienia.
– Choć ze mną.- mówi do Sylwii- Marlena cię szukała.
– Ale...- nie ma szansy dodać coś więcej, bo Karol już ciągnie ją stanowczo
w przeciwnym kierunku.
– O co tak wkurzyła się Sylwia?- słyszę głos Krzyśka
– A skąd mam wiedzieć?- wzruszam ramionami- Nie sprawia na mnie
wrażenia osoby zrównoważonej.- Tym razem Kamiński się nie śmieje. To
jest pijany czy nie?
– Ty coś wiesz.- stwierdza tylko patrząc na mnie, a ja czuję jakbyśmy byli
tutaj sami. Śmieję się trochę sztucznie.
– A co niby mam wiedzieć? Że ma pryszcza na tyłku albo szósty palec u
nogi?- Ale on nie daje się zbyć.
– Ona bała się, że powiesz mi coś na jej temat. Co takiego o niej wiesz?
– Już ci mówiłam, że nic. A teraz przepraszam, ale idę poszukać Izy i
Andżeli.- robię parę kroków wstecz, ale Krzysiek łapie mnie za rękę.
Jestem tak zszokowana, że reaguje z tempem osoby upośledzonej.
– Zabierz rękę. Powiedziałam ci, że nic nie wiem.
– Owszem wiesz.
– Aleś ty uparty jak osioł.- mamroczę próbując wyrwać dłoń. Przypomina
mi się nasza rozmowa w hali niczym uczucie deja vu.- Puszczaj albo się
wkurzę. Dlaczego stale musisz mnie irytować?
– To powiedz to czego chcę i dam ci spokój.
– Zawsze tak mówisz a potem jakimś cudem na ciebie trafiam.
– Trudno się dziwić, skoro latasz za moim kumplem.
– Za nikim nie latam! Czy według ciebie latam za każdym chłopakiem z
którym rozmawiam?
– Nie, bo za mną przecież nie latasz.
– To było retoryczne pytanie, idioto- syczę wyrywając dłoń. I chwili gdy
mierzymy się z Kamińskim wściekłymi spojrzeniami niczym bokserzy na
ringu wraca Karol.Jak już wcześniej wspomniałam ma zdolność zjawiania się
wtedy gdy go potrzeba.
– Wszystko w porządku?- pyta patrząc na nas.
– Tak. A co ma być nie w porządku?!- odpowiada Krzysiek odchodząc od
nas i w ogóle z sali. Karol marszczy brwi.
– Znów się ścielicie? Przepraszam jeśli ci naubliżał.
– Nic się nie stało. Po prostu trochę się upił i ...- to się nazywa załagodzenie
sytuacji- To znaczy nie jest pijany, ale...- daje sobie spokój z
wyjaśnieniami- Nieważne. Nie wiesz gdzie są moje dziewczyny?
– Andżela tańczy koło sceny, a Iza pewnie z Bartoszem, bo jego też nie ma.
Dużo wypił?
– Chyba dwie szklanki, ale z domieszką coli.
– Cholera, czy on chce wylecieć? Chyba powinienem go znaleźć i zawlec
do pokoju zanim złapie go Wiernicki.
– Daj spokój, nic mu nie będzie. Poza tym nie wywalą go ze szkoły przed
samą maturą.- Karol patrzy na mnie z wahaniem, ale po chwili w jego
twarzy widzę, że daje za wygraną. Naprawdę jest świetnym kumplem i
jeśli ten idiota Krzysiek tego nie docenia to jego problem.
– Masz rację. To ostatni dzień wycieczki. Powinniśmy się jakoś pobawić.
Masz ochotę zatańczyć?
– Pamiętasz co mówiłam o śpiewaniu? To samo dotyczy mojego tańczenia.-
Zawadzki śmieje się.
– Daj spokój, na pewno nie jest tak źle.
– Uwierz mi, że jest. Swoją drogą to świetnie śpiewasz.- próbuję zmienić
temat.
– Dziękuję- odpowiada niemal nieśmiało, ale patem psuje efekt szczerząc
się jak małe dziecko. Mi też nie udaje się opanować śmiechu. Kierujemy
się do wyjścia sali.- Chcesz wyjść na spacer? W środku jest trochę
duszno. Poza tym, może natkniemy się na naszą gruchającą parkę.
Kiwam głową. Gdy jesteśmy już w kurtkach na zewnątrz pytam go:
– Myślisz, że Iza jest z nim bezpieczna?
– Z Bartkiem? No jasne, że tak. Z tego co wiem nie jest żadnym
gwałcicielem czy mordercą.
– Wiesz, że nie o to pytam- przewracam oczami.
– Wiem i odpowiedź jest taka sama. Wiesz, że wspominał coś o zerwaniu z
Karoliną? Myślałem, że żartuje gdy pytał czy gdy wyśle jej SMS-a to
będzie w porządku, ale okazało się, że nie.
– Żartujesz? Chciał zerwać z dziewczyną przez SMS?
– W sumie to chciał zadzwonić- szturcham go lekko w ramię.- Ej, to bolało.
– Bo miało. Poza tym to mnie nie uspokoiło. Jaki chłopak chce zerwać z
dziewczyną telefonicznie?
– Umiesz zagiąć człowieka. Czy wiesz, że na twoje pytania nie ma dobrej
odpowiedzi?- znów się śmieje.
– Może trochę. Ale nie chce żeby Iza cierpiała gdy po trzech tygodniach się
nią znudzi i znajdzie sobie inną.
– Hmm, wiesz nigdy nie chodził z dziewczyną poniżej miesiąca.- gdy już szykuję
się do kolejnego kuksańca dodaje szybko:- Ale tak na
poważnie, to myślę, że nie masz powodów do obaw. Nie wszyscy bogaci
chłopcy są rozpieszczeni.
– Aż tak łatwo mnie rozszyfrować?- czuję się lekko zażenowana.
– To nie ja wciąż powtarzam: "te rozpieszczone dzieciaki z brylantowego
liceum"
– Hej, przynajmniej nie spalone żebraki- odcinam się.
– Masz rację. Jestem trochę nie fair- żartobliwie klepie mnie po ramieniu, a
ja po raz kolejny zastanawiam się czemu tak dobrze mi się z nim
rozmawia. Przecież znam go nieco ponad miesiąc.
– Nie, ty też masz rację. Przez Sylwię i inne jej podobne czas spędzony w
waszej szkole nie był dla mnie zbyt przyjemny.
– I przez Krzyśka, co?- pyta poważnym tonem.
– Chyba to pytanie nie wymaga odpowiedzi.- uśmiecham się lekko
melancholijnie.
– Nieźle dał ci w kość.- stwierdza
– Bez przesady. Nie mam zamiaru zamknąć się w sobie, popaść w depresję
czy popełnić samobójstwa. Jestem ulepiona z trochę twardszej gliny- żartem
próbuje wrócić do swobodniejszego tonu, bo oczy Karola wydają się
być zbyt przenikliwe. Mam wrażenie jakby czytał w mojej duszy. Poza
tym nie chcę rozmawiać o Krzyśku.
– A już chciałem zaoferować ci dobre antydepresanty.
– Jak widzisz nie ma potrzeby.- uśmiecham się do niego a on robi to samo.
Przez chwilę idziemy w milczeniu, aż w końcu odzywa się:
– Wiesz, tak naprawdę to chciałem z tobą o czymś porozmawiać.- unoszę
pytająco wzrok- Bo widzisz...- zaczyna drapiąc się za uchem w geście
zdenerwowania-...chciałbym cię o coś poprosić. Tylko, że to jest
dość...dziwne.
– Śmiało, obiecuje, że nie ucieknę z krzykiem- próbuję go ośmielić, bo
pobudził moją ciekawość. O co może mnie poprosić?
– No, bo wiesz w sumie to znamy się dosyć krótko i dlatego właściwie nie
jestem pewien czy powinienem.- znów milknie. Tym razem na dobre
kilkanaście sekund, by po chwili dodać zniechęconym głosem:- Nie,
zapomnij o tym.
– Żartujesz? Teraz będę się tym gryzła przez całą noc.
– Nie, to naprawdę był głupi pomysł. Przepraszam.
– Za co mnie przepraszasz? Przecież nic nie powiedziałeś.
– No tak. Masz rację.
– Naprawdę nie zamierzasz mi teraz nic powiedzieć? Przecież obiecałam,
że cokolwiek by to nie było to się nie obrażę.
– Uwierz mi, że się mylisz. Możemy o tym zapomnieć?
– Nie, bo ty to zacząłeś. Nie znoszę takich momentów, bo strasznie się
wtedy irytuje.
– Więc zmieńmy temat. Chciałaś znaleźć Izę, tak? Chyba wiem gdzie mógł
ją zabrać Bartek. Wracajmy.- znów chce poprosić albo żądać żeby
powiedział mi o co chodzi, ale zamiast tego ciekawi mnie coś jeszcze.
– Skoro nie chcesz mi powiedzieć tego co wcześniej zamierzałeś to może
powiesz mi chociaż dlaczego zmieniłeś zdanie?- stoję w miejscu przed
drzwiami czekając na odpowiedź.
– Po prostu zrozumiałem, że to głupi pomysł.
– Ale dlaczego?- nieco dziwnie rozmawia się nie wiedząc właściwie o
czym.
– No, bo to byłoby nie fair względem ciebie. Poza tym ty i Krzysiek...- urywa
nagle
– Krzysiek? A co on ma z tym wspólnego? To przez niego nie możesz mi
czegoś powiedzieć? i czemu wogóle użyłeś jego imienia obok mojego?-
Karol nadal milczy i dopiero gdy słyszę czyjeś kroki
uświadamiam sobie, że ostatnia fraza Karola była reakcją na przyjście
Kamińskiego i nie miała nic wspólnego z tematem rozmowy.
– Nie przeszkadzajcie sobie- odzywa się tamten lekko bełkotliwym, pełnym
ironii tonem- Zaraz możecie znów mnie obgadywać.
– Stary, przecież nikt cię tu nie obgaduje- odzywa się Karol.
– Jasne.- odpowiada Krzysiek.- Swoją drogą to dziwi mnie, że nie masz
ciekawszych tematów do rozmowy ze swoją dziewczyną.
– Krzysiek, Aga nie jest moją dziewczyną.
– Moją też nie więc w czym problem?!- krzyczy trochę bez sensu. Czy ja
twierdziłam dzisiaj, że jest wstawiony jest bardziej normalny? No cóż,
zmieniam zdanie- Daj mi przejść!- drze się. Karol daje za wygraną i go
przepuszcza.
– Sory, muszę iść za nim żeby nie zrobił niczego głupiego. Wiesz
zazwyczaj unika alkoholu, bo ma słabą głowę. Nie wiem co go dzisiaj
podkusiło.
– Nie ma sprawy. Idź. Ale pamiętaj, że dokończymy tę rozmowę.
– Jasne- odpowiada i już go nie ma. A ja stoję jeszcze na zewnątrz oparta o
ścianę budynku i zastanawiam się o co mogło chodzić Krzyśkowi. O
dziwo, w ogóle nie zastanawiam się o co chciał mnie prosić Karol.
Komentarze (2)
Uwielbiam tą serię, daje 5
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania