Od nienawiści...do miłości? część 4
Do pokoju wracam kilka minut później gdy mróz daje mi się już we
znaki. Jestem sama, Iza z Andżeliką pewnie nadal świetnie się bawią na
karaoke. Rzucam się na łóżko nie znając powodu swojego rozdrażnienia. Co
tak bardzo mnie denerwuje? Dlaczego mam ochotę tłuc pięściami o ścianę i
krzyczeć wniebogłosy? To, że nie znam odpowiedzi na to pytanie irytuje mnie
jeszcze bardziej.
Następnego dnia, jako że to już koniec wycieczki wracamy do domu. Tym
razem obok mnie siedzi inna dziewczyna która przynajmniej ma do mnie
obojętny stosunek. Patrząc się tępo w okno usiłuje dociec o co też mogło
chodzić Karolowi, ale nie potrafię. Już dziś rano, rozmawiając z dziewczynami
się tym gryzłam. Oczywiście nie powiedziałam im o niczym. Miałam trochę
ułatwione zadanie, bo Andżela paplała wciąż o jakiejś Aśce (z którą chyba się
zakolegowała), a Iza o nieznośnym Bartku. Jej zachowanie trochę pomogło mi
zapomnieć o własnych zmartwieniach (tzn powrotem do brylantowego liceum,
w którym wszyscy mnie nie lubią, niezrozumiałego zachowania Krzyśka,
zazdrosnej Sylwii czy niedopowiedzeń Karola). Bo była o coś strasznie
wściekła na Kasprzaka. Tym razem, jak wyczułam po jej tonie, było to coś
poważnego. Postanowiłam, że pomówię z nią o tym gdy wrócimy do miasta.
Jako, że w sobotę musiałam iść pracować w pizzerii trzeba było odłożyć to na
niedzielę. Gdy wreszcie, późnym wieczorem dotarliśmy na miejsce okazało
się, że moja mama trochę się spóźni. Karol, z którym nie zamieniłam słowa od
poprzedniego wieczora zapytał czy nie potrzeba mi transportu. Podziękowałam
mu, dalej zdecydowana zaczekać na mamę. Gdy w końcu byłam w domu cała
rodzina zamęczała mnie wrażeniami z wycieczki (Czy góry są wysokie, czy
padał śnieg, czy dobrze się bawiłam i tego typu sprawy) Po jakiejś godzinie
wymówiłam się zmęczeniem jako że jutro muszę iść do pracy i koniecznością
odpoczynku. Zniechęceni, dali za wygraną. Mając wreszcie cały pokój dla
siebie i nie musząc go dzielić z bałaganiarą Mariolą, zdecydowałam się
poczytać książkę. Była to dość zabawna, lekka historia o młodej dziewczynie
która od wielu lat kochała się w swoim szefie. W końcu na jakiejś suto
zakrapianej imprezie przespała się z kolegą z pracy którego znała zaledwie od
kilku dni. Potem czuła się strasznie głupio tym bardziej gdy okazało się, że jest
w ciąży. Oczywiście wszystko kończyło się dobrze: ona odkryła, że jednak
kocha ojca swego dziecka i tak naprawdę to tylko wydawało jej się, że kocha
szefa. Jednakże niektóre postacie z książki nasunęły mi pewne skojarzenia. Na
przykład ten chłopak z którym się zapomniała przypominał Krzyśka: też był
błękitnookim brunetem a z kolei zabawny i przyjacielski szef miał
zdecydowanie cechy Karola. O, a główna bohaterka też tak jak ja miała
nieznośną młodszą siostrę...Nie, trochę się zagalopowałam, bo to by znaczyło,
że zakochałam się w Karolu, a tak naprawdę kocham Krzyśka i...Potrząsam
głową próbując powściągnąć fantazję. Hej, to tylko książka, co ja sobie
wyobrażam? Wymyślając sobie od zidiociałych idiotek (czy w ogóle jest coś
takiego?) kładę się spać.
Następnego dnia w pizzerii Michał nadal ma mi za złe to, że nie poparłam go
podczas zabawy w podchody na wycieczce. Czy tylko ja mam wrażenie, że jest
małostkowy? Oczywiście przepraszam go (po raz setny) i zaprzeczam, że coś
łączy mnie z Karolem. Ale gdy znowu mówi, że ten bogaty dzieciak na mnie
leci dociera do mnie, że Michał może mieć rację. ,,Chciałem z tobą
porozmawiać...to dość dziwne, bo znamy się tak krótko”, mówił mi Zawadzki
ostatniego wieczoru wycieczki. Czy to możliwe żeby on chciał wyznać mi
miłość? Nie, ostatnio zrobiłam się strasznie romantyczna od tych bzdur Sylwii.
No i Krzyśka, bo on też wyznał mi miłość. O Boże co ja plotę, żadne też. Karol
nie wyznał mi żadnej miłości! I nie ma zamiaru mi jej wyznać, prawda? O
jejku, a jeśli to prawda? I na dodatek to ja nalegałam na dokończenie naszej
ostatniej rozmowy...Nie, chyba naprawdę zbyt dużo sobie wyobrażam. Przecież
jesteśmy przyjaciółmi z Karolem, prawda? A poza tym jest świetnym
chłopakiem i gdyby chciał czegoś więcej powinnam się cieszyć. Więc dlaczego
jestem taka przerażona?
Wieczorem dzwonię do Izy nie mogąc już wytrzymać i mówię jej o wszystkim.
Tyle, że ją dziwi strasznie moje zdenerwowanie.
– Myślałam, że lubisz Karola.- odzywa się po drugiej stronie linii
telefonicznej
– Oczywiście, że go lubię.- Zapewniam ją.- Ale nie w taki sposób.
– Hmm..- mruczy tylko- Dokładnie powtórzyłaś mi jego słowa?
– Tak- potwierdzam i nagle czuję się głupio- Zresztą, nieważne. Przecież
wcale nie musiało mu o to chodzić a ja gryzę się tym jak zakochana
kretynka. Sory za ten telefon.
– Przestań Aga. Przecież jestem twoją przyjaciółką. Poza tym twoje
podejrzenia nie są takie bezpodstawne. Wiesz, sporo osób uważa, że
macie się ku sobie.
– Poważnie?
– No tak. A myślisz, że dlaczego inni przestali cię już męczyć? Odkąd
wstawia się za tobą ten cały Zawadzki nikt nie ma odwagi z nim zadrzeć.
Nawet Krzysiek. Nie mów, że nie zauważyłaś jak dużo spędza z tobą
czasu.
– No może i tak, ale...Jezu Iza wcale mi nie pomagasz. Tylko potwierdzasz
moją hipotezę.- po drugiej stronie słyszę śmiech- Tak cię to bawi? Bo mi
nie jest do śmiechu.
– Przepraszam cię kochana, ale zachowujesz się gorzej niż twoja siostra.
– Nie porównuj mnie do rozbuchanej piętnastolatki- mówię lekko
urażonym tonem.
– Och, ale sama się tak zachowujesz. Przecież nigdy nie obchodziły cię
sprawy damsko-męskie jak to określasz i teraz w wieku dziewiętnastu lat
przeżywasz to trochę za późno.
– Ej, mam dopiero osiemnaście i pół!- ja też wybucham śmiechem
świadoma jak absurdalnie to wszystko brzmi. - Okej, masz rację. Chyba
naprawdę trochę za bardzo się tym ekscytuje. A co z tobą? Powiesz mi
wreszcie dlaczego tak bardzo gniewasz się na Bartka Kasprzaka?
– Bo mnie pocałował- ostatnie słowo wypowiada niemal szeptem jakby
bała się, że ktoś ją usłyszy- Powiedz coś- prosi gdy wcale nie reaguje.
– Wow- mówię- No to super. Ty go lubisz, on cię lubi w czym problem?
– On cię lubi ty go lubisz więc w czym problem?- powtarza po mnie- I to
mówi mi przerażona dziewiętnastolatka której chłopak chciał coś
powiedzieć a ona wyobraża sobie nie wiadomo co- odparowuje złośliwie.
– Nie bądź taka. Ty i Bartek to inna sprawa. Poza tym nie musicie od razu
iść do łóżka.
– I mówi mi to ekspertka od spraw łóżkowych
– Ej, bo zaraz się rozłączę. Robisz się zgryźliwa
– To wpływ mojej sklerotycznej babci. No dobra, już jestem poważna. Więc
naprawdę uważasz, że ja i on mamy jakąś szansę?
– Oczywiście, że tak. Chyba nie zaczniesz mi tu o jakiś bajkach, że
pochodzicie z różnych światów? Bo jeśli tak to przypomnę ci historię
Kopciuszka.
– Ha, ha, ha- mówi imitując śmiech- I ty się dziwisz dlaczego żaden
chłopak nie chce z tobą chodzić skoro nieustanie żartujesz?
– O, a więc to dlatego? I mój wielki tyłek i uroda wiedźmy nie mają z tym
nic wspólnego?
– A przed chwilą to mi kazałaś być poważna.
– A co mam ci powiedzieć? Mówię ci daj mu szansę, a ty tu mówisz o
moim życiu damsko-męskim a w zasadzie jego braku. Poza tym jak już
wiesz nie lubię udzielać żadnych rad. To ty czujesz to co czujesz. Jeśli
myślisz, że to ma jakąś przyszłość to nie wahaj się. Nawet jeśli nie
weźmiecie ślubu i nie dochowacie się piątki wrednych dzieci
przynajmniej spędzisz miło czas. Poza tym Karol mówił, że Bartek chce
zerwać z Karoliną.
– Więc on ma dziewczynę?!- ups, czy ja właśnie popełniłam kolejną gafę?
– Tak, choć w zasadzie nie, bo pewnie już z nią zerwał. Nie przejmuj się
tym.
– Jasne. Dobrze, że mi o tym powiedziałaś.- Chyba to nie ironię słyszę w
jej głosie?- A tak w ogóle to dlaczego nie powiedziałaś mi na początku?
Nie miałabym teraz żadnego problemu. Ale dupek. I pomyśleć, że ja się
zastanawiałam czy dać mu szansę. Dobra kończę już.
– Izabela...
– Na razie.- po drugiej stronie już nikogo nie ma, więc moje dalsze słowa
trafiają w próżnię.
– Chyba niczego nie zepsułam prawda? Jeśli mieliby być razem?-
mamroczę pod nosem
– Kto miałby być razem?- do mojego pokoju wchodzi siostra. Oczywiście
bez pukania. Gromię ją wzrokiem- No co? Drzwi były otwarte i
przypadkiem usłyszałam ostatnie zdanie. To w kim kocha się Iza?-
niechętnie tłumaczę jej o co chodzi.
– Wow, więc to ten Kasprzyk. Wiesz jakie ona ma szczęście? Hmmm
M&Gamy...- rozmarza się
– Zaraz, zaraz więc to ten Kasprzyk od fotografii?- Mariola patrzy na mnie
z politowaniem
– Aga, na jakim ty świecie żyjesz? Jasne, że to syn tego fotografa. Nawet
nie wiesz jakie masz szczęście chodząc do tamtej szkoły. Gdybym ja tam
chodziła poznałabym jakiegoś fajnego nadzianego faceta żeby dawał ojcu
na grę w klubie. (Gwoli wyjaśnienia: nasz tatuś lubi od czasu do czasu
przepuścić trochę kasy na niegroźny jego zdaniem hazard z kumplami)-
Ale niestety, przenieśli mnie do Trójki.- ma na myśli oddaloną o 20 km
inną szkołę państwową. Przytakuję jej tylko. No bo przecież ona nie ma
pojęcia o tym jak traktują mnie inni bogacze, Sylwia czy Krzysiek. I wolę
żeby tak pozostało.
W poniedziałkowy ranek, jak zwykle od kilku tygodni przyjeżdżam do
brylantowego liceum autobusem. Jestem lekko śpiąca, bo poprzedniego dnia
musiałam pomóc mamie w księgowości. Prowadzi mały sklep z dziecięcą
odzieżą, a że nie jest zbyt dobra w rachunkach zazwyczaj robię to za nią. I
konsekwencją jest niewyspanie. Razem z Andżelą i nadal śmiertelnie obrażoną
na mnie Izą (No bo jak mogłam radzić jej związek z Bartkiem gdy wiedziałam,
że ma dziewczynę) wchodzę do klasy. I po raz pierwszy od czasu mojego
pobytu w szkole mam wrażenie, że nikt się na mnie nie gapi. Dzień mija mi
dość szybko. Z Karolem zamieniłam tylko kilka słów, a i te dotyczyły mojej
wpadki z dziewczyną Bartka. Razem powiedzieliśmy o tym Kasprzykowi,
który o dziwo zareagował spokojnie. ,,Już myślałem, że ta dziewczyna (Iza) ma
kolejną fanaberię”, powiedział. Potem dodał, że rozstał się z Karoliną i że do
wieczora już będzie z Izabelą na randce. Jego tupet był tak wielki, że aż
zabawny. Razem z Karolem i Andrzejem śmialiśmy się z jego pewności siebie.
Krzyśka z nimi nie było. Gdy okazywało się, że jestem w pobliżu
któregokolwiek z jego kolegów odchodził gdzieś bez słowa. I nic nie mogłam
poradzić na to, że czułam się wtedy trochę winna. No bo przecież to byli w
końcu jego kumple, a to, że jakaś spalona żebraczka się do nich przyczepiła i
oni jakimś cudem ją polubili nie miało znaczenia, bo on mnie nie lubił (a przez
to unikał) Nieoczekiwanie na tę myśl zrobiło mi się smutno. No bo nie jest
przyjemnie wiedzieć, że ktoś cię nie lubi. Zwłaszcza kiedy jeszcze wcześniej
wyznaje ci miłość.
– Aga, masz czas po szkole?- pyta mnie Karol, a ja wracając do
rzeczywistości zdaję sobie sprawę, że Andrzej z Bartkiem już się zmyli.-
Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.
– Dzisiaj?- mam nadzieję, że nie słyszy mojego piskliwego głosu-
Obawiam się, że nie bardzo. Wiesz, kończymy późno, a jutro mamy test z
polskiego. Muszę przypomnieć sobie te wszystkie lektury i...
– Ok- mówi- Nie ma sprawy. To może jutro.
– Tak- odpowiadam z uśmiechem i ulgą. Przynajmniej odwlekłam
wszystko w czasie o jeden dzień. Gdy jestem już pod inną klasą, w której
po przerwie mamy polski, Andżelika podbiega do mnie.
– I co? Wyznał ci miłość?
– Ciii- kładę jej palec na ustach- Odbiło ci? Chcesz żeby ktoś nas usłyszał?
– Och daj spokój. Jak zaczniecie razem chodzić to i tak cała szkoła będzie
plotkować. Powiedz wreszcie, co ci powiedział?
– Nic. Chciał się spotkać po szkole żeby porozmawiać, ale ja odmówiłam.-
w niedzielę wtajemniczyłam Andżelikę we wszystko, stąd wiedziała o
mojej rozmowie z Karolem podczas wycieczki.
– Zwariowałaś? Więc nie chcesz z nim chodzić? Jeśli tak to powiedz od
razu, ja się nim zajmę- puszcza do mnie oko, a ja przewracam oczami.
– Nie o to chodzi czy chcę czy nie. Po prostu nie będę miała dzisiaj czasu.
Mamy test z lektur, zapomniałaś?
– Ale wymówka. Nigdy nie byłaś tchórzem.
– Nie jestem tchórzem. Mówiłam ci, że...
– Tak mamy test. Słyszałam. Tylko potem nie żałuj. Gdyby takie ciacho
zwróciło uwagę na mnie to...- poruszyła wymownie głową. Gdy
zadzwonił dzwonek weszliśmy do sali. Na polskim nie mogłam się
skupić. Niemal leżałam na ostatniej ławce i wpatrywałam się w tył
sylwetki Krzyśka, który akurat odpowiadał na jakieś pytanie.
Przysłuchując się jego odpowiedzi (a w zasadzie barwie głosu, która była
nadzwyczaj łagodna i lekko wibrująca czyli zupełnie inna niż wtedy
kiedy mówił do mnie w w zasadzie na mnie wrzeszczał) stwierdziłam, że
nie jest taki głupi na jakiego wygląda. Nauczyciel wymruczał jakąś
pochwałę na temat jego wypowiedzi po czym powiedział:
– No a może ktoś ma na ten temat inną opinię? Może nasza śpiąca
królewna?- momentalnie podnoszę się z ławki usilnie próbując sobie
przypomnieć o jakiej lekturze w ogóle mowa. Profesor chyba domyśla
się, że nie słuchałam zbyt pilnie bo dodaje- Czy zgadzasz się z opinią
twojego przedmówcy, że narzeczona Kurtza nie powinna poznać prawdy
od Marlowa na jego temat?- No tak, ,,Jądro ciemności” Conrada. Milczę
chwilę zbierając myśli, a w tym czasie wszyscy gapią się na mnie
wyczekująco. Iza szturcha mnie w ramię. ,,Powiedz, że tak”, syczy jakby
myślała, że nie usłyszałam pytania profesora.
– Nie.- odpowiadam po prostu, aż zdziwiony staruszek mruga kilkakrotnie
oczami, więc kontynuuję.- Nie zgadzam się z tym, że trzeba było
pozostawić ją w nieświadomości. Była młoda i zakochana w wydumanym
przez siebie wizerunku narzeczonego. Marlow idealizując go jeszcze
bardziej sprawił, że wyrósł w jej oczach do rangi herosa, wyniosła go na
piedestał.
– Hmmm...- mruczy profesor- Ciekawe spojrzenie. Co o tym sądzisz
Krzyśku?
– Nie zgadzam się z nią- celowo powiedział, że nie zgadza się nie z moim
stwierdzeniem, ale ze mną jako osobą. Wiedział, że wykorzystałam tę
polemikę jako kontynuację naszego konfliktu, więc on zrobił to samo.-
Co złego w tym, że po śmierci ukochanego Marlow nie powiedział jej
prawdy? Gdyby to zrobił załamałaby się. Byłby to dla niej olbrzymi cios.
– Jeszcze gorszym jest nieświadomość- odpowiadam nie czekając na
pozwolenie nauczyciela i patrząc Krzyśkowi prosto w oczy.- Nawet
najgorsza prawda jest więcej warta niż najpiękniejsze kłamstwo.
– To tylko utarty slogan, który nic nie znaczy.- odparowuje- Dzięki temu,
że nie znała prawdy nie cierpiała tak bardzo.
– Więc istnieje według ciebie coś takiego jak usprawiedliwione kłamstwo
w słusznej sprawie? To chyba też jest utarty slogan. I co w ogóle znaczy
to, że nie cierpiała tak bardzo? Przecież jej uczucia do zmarłego
ukochanego z pewnością zmieniłyby się gdyby odkryła prawdę.
– A skąd wiadomo żeby się zmieniły?- pyta mnie Kamiński- Przecież ona
go kochała. Miłość jest bezwarunkowa i nie zmieni jej tylko to, że Kurtz
wyzyskiwał afrykańską ludność.
– Nazywasz miłością wydumany wizerunek? Przecież ona go w ogóle nie
znała. Gdyby tak było nie kochałaby mordercy i sadystycznego brutala
niesłusznie otoczonego kultem. Kogoś takiego nie można kochać.
– A czemu nie? A jak wytłumaczysz to, że ponad 60% morderców jest
obecnie żonata lub zamężna? Poza tym gdyby tak było nie byłoby w
ogóle małżeństw ani związków, bo żaden człowiek nie jest idealny.
– Obawiam się, że trochę zboczyliśmy z tematu- wtrąca profesor.
Ignorujemy go oboje.
– To tylko statystyka. Poza tym nie powiedziałam, że nie można kochać
kogoś z wadami. Nawet trzeba, bo wszyscy jesteśmy ich pełni. Tylko czy
ktoś tak pozbawiony uczuć jak Kurtz mógł rzeczywiście kochać swoją
narzeczoną? Czy zabijając i wykorzystując do katorżniczej pracy
nieświadomą czarną rasę myślał o niej? Chyba jednak nie bo kochając
kogoś starasz się być lepszy, masz w sobie więcej empatii i wrażliwości.
Ale jestem pewna, że ona w swej naiwności go kochała. Ślepo i
bezwarunkowo jak to wcześniej stwierdziłeś. Była młoda, więc miała
szansę na ułożenie sobie życia bez zmarłego narzeczonego. Ale słowa
Marlowa to zniszczyły. Wiesz dlaczego?- dopiero teraz dociera do mnie
jak inni uczniowie w skupieniu chłoną każde moje słowo- Bo od tej pory
żaden żyjący mężczyzna nie dorówna wizerunkowi Kurtza. Od tej pory ta
kobieta będzie nieświadomie porównywać potencjalnych kandydatów
zawsze mając poczucie, że tego najlepszego już nie ma. - kończę lekko
drżącym z przejęcia głosem. I o dziwo nie nadchodzi żadna replika ze
strony Krzyśka. Profesor dyskretnie chrząka i zaczyna mówić o innej
lekturze. Wszystko powoli wraca do normalności. Tylko ja wciąż czuje na
sobie wzrok Krzyśka, którego nie odwraca nawet wtedy gdy ja patrzę na
niego. Te niebieskie oczy tak bardzo mnie hipnotyzują, że ja sama nie
mogę tego zrobić choć bardzo chcę. W końcu udaję mi się to (z wielkim
trudem) i przenoszę wzrok na ławkę. Myślę nad tym jak wiele dzięki tej
dyskusji dowiedziałam się o Krzyśku: jaki jest dojrzały i że postępuje wg
swoich własnych zasad, że woli zaoszczędzić cierpienia innej osobie
nawet kosztem kłamstwa, że uważa miłość jako coś bezwarunkowego
niemal ślepego: jak instynkt czy pożądanie. Uśmiecham się pod nosem
dłubiąc w ławce. A więc nasz Krzysztof Kamiński jest romantykiem? Kto
by pomyślał.
Po zajęciach spotykam Maję. Pyta mnie o wrażenia z wycieczki i zasypuje
masą pytań na które najczęściej odpowiadam monosylabami. Jest tak pełna
energii i żywa, że jej entuzjazm udziela się i mnie. Na nic zdają się moje
zapewnienia, że niestety teraz nie mam czasu i muszę wracać do domu: Majka
już ciągnie mnie w stronę parkingu.
– Tylko chwilkę- prosi- Powiem bratu żeby na mnie nie czekał.- Posłusznie
drepczę za nią zdając sobie sprawę, że za 10 minut ucieknie mi autobus
powrotny. Rozglądam się razem z nią szukając wzrokiem Krzyśka, ale
nigdzie go nie widzę.
– O tutaj, Aga!- krzyczy Majka ciągnąc mnie znowu za rękę. W takim
stanie dobiegam do Krzyśka niemal na niego wpadając tak gwałtownie
się zatrzymujemy. Ten patrzy na mnie lekko zdziwiony.
– Coś się stało? Masz jakiś problem?- pyta
– Nie- odpowiada za mnie Maja- Po prostu chciałam ci powiedzieć żebyś
na mnie nie czekał, bo nie wracam z tobą. Jadę z Agnieszką.
– CO?- pytam jednocześnie z Krzyśkiem
– No mówiłam ci, że musimy pogadać.- zwraca się do mnie- No to
chodźmy już, bo zaraz ucieknie nam autobus.
– Ale...- zanim mam szansę coś dodać już ciągnie mnie za rękę. Zaczynam
myśleć złośliwie, że chyba to u Kamińskich rodzinne.
I w taki sposób popołudnie spędzam z siostrą mojego wroga nr1. Maję
ekscytuje mój mały pokój (Choć ma prawie 24 m2. Aż boję się pomyśleć jaki
rozmiar ma w takim razie jej łazienka), kolekcja porcelanowych laleczek (które
stoją na mojej szafie od kilku lat), czy plakaty nad łóżkiem (jej matka nie
pozwala na takie, jak to określa, dziecinady). Tak więc gdy ja odrabiam lekcję z
Andżelą w kuchni (Iza mieszka trochę dalej od nas, poza tym jest na mnie nadal
obrażona i odmówiła przyjścia), Majka szpera mi po półkach co chwila czymś
się ekscytując.
– Jakim sposobem jest tu siostra tego Krzyśka?- pyta
– Sama nie wiem- odpowiadam zgodnie z prawdą- Jakoś tak wyszło.
– Jakoś tak wyszło? A pomyślałaś która jest już godzina? Jak ona wróci do
domu?
– Oj- zaperzyłam się- Masz rację. Teraz nie kursują żadne autobusy a mama
będzie dopiero o ósmej, bo musi zrobić jakiś remanent. A na dodatek tata
ma nocną zmianę.
– No to masz zapewnione towarzystwo- śmieję się ironicznie Andżela.- Po
co w ogóle wpuściłaś ją do domu? Trzeba było kazać jej spadać.
– Przestań. To fajna dziewczyna, choć trochę zbyt egzaltowana i
rozpieszczona. Nie ma żadnych przyjaciółek...
– Dziwisz się?
– ...więc nie miałam serca jej odmówić- ignoruje słowa Andżeliki- Jejku od
kiedy zrobiłaś się taka wredna?
– To nie ja zaczęłam na nią narzekać. Dobra, zmieńmy temat. Co to było
dziś na polskim?
– Jak to co? Dyskusja- nawet nie udaje, że nie wiem o co chodzi
– Taa, ale jaka zażarta.- uśmiecha się- No wiesz, zawsze wiedziałam że
jesteś feministką i w ogóle nie interesują cię chłopcy, ale żeby aż tak
kogoś nie znosić?
– Nie jestem żadną feministką ani wrogiem mężczyzn w ogólności. Po
prostu nie lubię tylko niektórych.
– Myślałam, że po tym jak pomógł tobie i Izie na wycieczce..
– To co? Zacznę padać mu u stóp z wdzięczności? Nie pamiętasz już jak
mnie wcześniej traktował? Coś łatwo z Izą zapominacie.
– Może i masz rację, sory. Po prostu ostatnio był dla ciebie miły, więc
myślałam, że to zawieszenie broni czy coś.
– No to się myliłaś- mówi- Dobra, wracajmy do nauki. I tak mija kolejna
godzina. W końcu z pokoju wraca Majka opowiadając nam o
wszystkich ,,wypasionych” rzeczach w moim pokoju. Z ulgą zauważam,
że Andżela ją polubiła. W końcu z głośnym westchnieniem Maja siada na
wolnym krześle i podpierając ręce o głowę mówi:
– Dziewczyny, muszę was prosić o radę.- patrzymy na siebie z Andżela
czekając na jej dalsze słowa- No, bo wiecie podoba mi się taki chłopak...-
zaczyna
– Och świetnie- mówię- Andżela jest specjalistką od relacji damskomęskich-
,,specjalistka'' posyła mi kwaśne spojrzenie.
– O, to dobrze. No bo wiecie ja nie wiem co mam zrobić. Powiedzieć mu
czy nie.
– Więc to raczej taka platoniczna miłość?- pyta Andżela
– Nie, ja go naprawdę kocham. Już od dawna. Tylko nie mam odwagi mu
tego wyznać
– A czy on o tym wie?- Głupie pytanie, jasne że nie.- Tzn czy się domyśla?
– Nie, myślę że nie. Nie wiem. Chociaż mój brat się domyślił.
– Krzysiek wie?- wtrącam się.- Więc zna go?
– No tak- potakuje Maja i zanim dodaje kto to ja już wiem.- To Karol.
– O Matko- komentuje Andżela patrząc na mnie- Ale się porobiło.- Potem
Maja zaczyna opowiadać nam ze szczegółami jak od niemal dwóch lat
próbuje usilnie zbliżyć się do Karola, ale za bardzo się wstydzi żeby
zrobić decydujący krok. Andżelika co rusz uśmiecha się do mnie
znacząco gdy tamta nie widzi. Nawet gdy wpół do dziewiątej wreszcie
wraca moja mama i razem we czwórkę jedziemy odwieść Majkę do domu
(przy okazji dowiedziałam się gdzie mieszka Krzysiek), ta w drodze
powrotnej tak bardzo się śmieje, aż mama pyta o co chodzi zaniepokojona
o jej psychiczną równowagę. Szturcham przyjaciółkę w ramię nakazując
milczenie więc rzuca tylko enigmatycznie lekko filozoficznym tonem:
– Och, wie pani jaka miłość potrafi być czasem skomplikowana- mama
tylko potakująco kiwa głową nadal niewiele rozumiejąc.
Następnego dnia udaje mi się w końcu pogodzić z Izą. Ta dzieli się ze mną
informacją wczorajszym przebiegu rozmowy z Bartkiem (który w końcu dopiął
swego i zjadł z nią kolację zgodnie z wcześniejsza obietnicą) Oczywiście
Andżela nie przegapia okazji do powiedzenia Izie o ,,miłosnym trójkącie” jak
nazywała mnie, Karola i Maję porównując jednocześnie do Ginewry, Lancelota
i Artura. I nic nie dawało tłumaczenie, że ani ja nie kocham Karola, ani on mnie
(a nawet jeśli tak jest to Andżela i nikt inny nie musi o tym wiedzieć). Poza tym
to wcale nie jest śmieszne.
Po lekcjach znów złapał mnie Karol prosząc o chwilę rozmowy (Kurcze,
przecież to on nie chciał ze mną wtedy gadać na wycieczce, więc czemu teraz
tak bardzo chce?) Akurat nie przychodzi mi do głowy żadna wymówka, więc
posłusznie odchodzę z nim w kąt korytarza przy asyście spojrzenia Krzysztofa.
Tylko, że tym razem towarzyszy mu Majka, która uśmiecha się do mnie
konspiracyjnie. Bo ona chyba myśli, że jako przyjaciółka Karola wybadam go
dyskretnie o jego uczucia. Tylko jak mam to niby zrobić nie narażając się sama
przy okazji? No bo przecież nie zapytam go czy jest w kimś zakochany. Jeszcze
pomyśli, że ja w nim...
– Agnieszka, wiem że to nie najlepsza pora i miejsce, ale teraz gdy wiem
już, że nie jesteś z nikim emocjonalnie związana- O Boże, nie. Więc
jednak miałam rację?
– Karol, czy to naprawdę nie może poczekać? Maja na mnie czeka.- Na
potwierdzenie swoich słów macham do niej dłonią i odchodzę. - Karol
idzie za mną
– Poczekaj, musisz mnie wysłuchać- kurcze, nie daje za wygraną. O widzę
nawet Izę z Andżelą które śmieją się z mojej przerażonej miny. To
zdrajczynie.
– Naprawdę nie możemy tego odłożyć? Krzysiek chyba na ciebie czeka.-
nie wiedząc jak sobie poradzić decydując się na ostateczność- Krzysiek!-
Wołam go. - Karol chce ci coś powiedzieć.- I dobiegam niemal do Izy z
Andżelą.
– Do stołówki- syczę do nich, bo to pomieszczenie wydaje mi się w miarę
bezpieczne o tej porze. Poza tym jest najbliżej. Gdy w końcu tam
jesteśmy Andżela wybucha śmiechem.- To cie tak bawi?!- drę się na nią-
Czy mi się wydaje czy jej śmiech się wzmógł?
– Co się tam stało Agnieszka?- pyta Iza próbując powściągnąć śmiech-
Wyglądałaś jakbyś miała zwymiotować.
– A śmiejcie się proszę bardzo. Powinnam wiedzieć, jakie mam
przyjaciółki.
– Och, nie bądź zła. Sama musisz przyznać, że ta sytuacja jest komiczna:
no wiesz ty, Karol i Maja. Przecież jak ona się dowie, że ty go kochasz...
– Kogo kochasz?- słyszę głos Majki.
– O wilku mowa- szepce cicho Andżela i spala buraka. Nie mogła mówić
ciszej trochę wcześniej? ,,Wilk” powtarza pytanie.
– Kogo kochasz i dlaczego mam się o tym nie dowiedzieć?- gdy to mówi
drzwi się otwierają i wpada do nich Karol z Krzyśkiem. Jeszcze ich tu
tylko brakowało. A ja myślałam, że nie może być gorzej.- Aga?- patrzy na
mnie błagalnie. Niemal słyszę jej myśli: proszę powiedz, że to o czym
myślę to nie prawda.
– Maja...- chrząkam głośno- po prostu się przesłyszałaś.- Boże, czy moja
inwencja i wyobraźnia nie mogła podpowiedzieć mi jakiejś wiarygodnej
wymówki?
– Wiem, co powiedziała Andżelika. Słyszałam wyraźnie. Więc? W kim się
kochasz?- spoglądam po kolei na wszystkich obecnych: najpierw stojące
obok mnie Izę i Andżelikę, które mają lekko zakłopotane miny, potem na
Karola na twarzy którego maluje się niedowierzanie i strach, potem na
dziwnie (zważywszy na sytuację) spokojną twarz Krzyśka aż wreszcie
mój wzrok znów powraca do Mai. I gdy już mam powiedzieć coś w stylu:
przykro mi, ale Karol chyba zakochał się we mnie, dzieje się coś
dziwnego. Kamiński wysuwa się do przodu, bierze mnie za rękę i mówi
pewnym, spokojnym tonem:
– Aga właśnie miała ci powiedzieć, że zostaliśmy parą.- Gapię się na niego
głupio- To znaczy postanowiliśmy spróbować dodaje już z lekkim
uśmiechem- Prawda?- pyta mnie pozornie słodko, ale z morderczym
spojrzeniem. Kiwam posłusznie głową zmuszając się do wykrzywienia
warg i uniesienia kącika ust. Po chwili niemal naprawdę o mało nie
wybucham śmiechem na widok min pozostałych. To się chyba nazywa
wiadomość bomba. Nie mam czasu pomyśleć o niczym innym, bo
Krzysiek wzmacnia uścisk swojej dłoni i ciągnie mnie ku wyjściu z sali.
Co on ma z tym ciąganiem, myślę ale po chwili posłusznie wydłużam
krok żeby już dłużej nie musiał tego robić.
Komentarze (5)
którtych zaciekawila ta historia zapraszam na stronę Quku gdzie zamieszczone są kolejne części tego opowiadania (również pod tym samym pseudonimem- nowicjusz) oraz inne przykłady mojej (nazwijmy to) "twórczości".
Zapraszam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania