Odwet cz. I <skyrim>

Wstęp

Chciałam wam, zaprezentować fanfik ze świata elder scrollsów. Zanim osoby niezaznajomione z uniwersum odejdą to wspomnę, że akcja nie jest w żaden sposób powiązana z wydarzeniem z gier. Dzięki czemu, można bez przeszkód, odkrywać go tutaj. (Jedyną przeszkodą mogą okazać się umiejętności autorki)

Czy w takim razie starzy wyjadacze zwojów znajdą coś dla siebie?

Cóż oprócz możliwości ponownego przeżywania przygód w Tamriel. Wspomnę że wilcza królowa chętnie będzie gościła na kartach mojego opowiadania.

Jeśli nikogo do tej pory nie zraziłam to pozwólcie że będę wam życzyć miłego czytania.

*******

 

Rozdział I

Piękna kobieta gładziła lekko zaokrąglony brzuch. Wiedziała, że musi działać zdecydowanie. Nie mogła jednak pozwolić sobie na błędy. Nie w takim momencie. Nie kiedy była tak blisko.

— Szlag. – Król stuknął o szachownicę. – Znowu wygrałaś kochanie.

Starszy mężczyzna ucałował w nagrodę zwyciężczynię. Nigdy nie sądził że znowu się zakocha. Jednak bogowie okazali się być po jego stronie. Dali mu drugą miłości i kto wie może też kolejnego syna.

 

****

Po ciemny policzku wiarusa spłynęła pojedyncza łza. Widział jak ciemna postać z uporem, przedziera się w jego kierunku. Doskonale zdawał sobie kim ona jest.

—Curuś, przepraszam. — Szepnął. — Gdy tylko to się skończy wszystko ci wyjaśnię. Obiecuję.

Postać była jednak stanowczo za daleko i nie była w stanie usłyszeć przeprosin. Wciąż parła naprzód. Nawet mimo uwag wiatru, który za wszelką cenę starał się ją powstrzymać.

****

— Świat się zmienia. — Kwiaty tańczyły pod naporem tryskającej fontanny.

— Nie mów, że ci to woda, powiedziała — zażartował Cesarz. Mimo swoich lat jego żona wciąż potrafiła przyśpieszyć mu bicie serca. Dała mu wspaniałe dzieci. Najstarsza z nich była już królową. Zamachał dwoma pergaminami. Pieczęć była rozerwana, ale i tak cesarzowa Quintilla dobrze wiedziała co przedstawiają.

 

— Nie wyczułam to w powietrzu. — Wiatr, na zawołanie, wprawił w ruch pożółkłe liście. Pośród nich znalazł się pojedynczy płatek śniegu.

****

Młoda wojowniczka szła prosto jedną ręką osłaniając się od wiatru a w drugiej wciąż zaciskając broń, gotowa w każdej chwili jej użyć. Na każdym, który stanie na drodze do jej celu. Od ponad roku włóczyła się po świecie za jednym człowiekiem. On zniszczył jej rodziny dom. Zabił jej matkę. Gdy tylko zamknęła swoje oczy, wspomnienia o tym wydarzeniu wracały.

Na jego kolanach leżała kobieta. Jej jasna suknia była poplamiona krwią, skapywała ona z sztyletu mordercy, który trzymał go w dłoń. W każdej chwili swojego życia żałowała, że nic nie zrobiła. Tylko biernie obserwowała i widziała jak siepacze tego człowieka wynosili kosztowności z jej domu. Jak on ucieka.

Jednak, kiedy znowu go spotka, nie będzie się przyglądać, tylko krwią zapłaci za krew.

Powoli dostrzegała starą i zniszczoną wieżę, choć w świetle zachodzącego słońca można było dostrzec w niej pewne piękno. Może to przez magię zachodów. Nawet najgorsze krajobrazy, dzięki niemu prezentowały pewien urok. Z resztą to teraz i tak nieważne nie liczyła się teraz wieża tylko człowiek w niej.

Powoli zaczęła się zastanawiać, co mu powie. Czy żałuje czy może dopiero będzie. Może okaże się prawdą to co podejrzewa, jeśli ten człowiek jest nim. Co wtedy? Czy będzie miała na tyle siły by go zabić i jak to będzie świadczyć o niej. Zaklęła w duchu przecież podjęła decyzję. Czas na moralne rozterki przyjdzie później. Natomiast chwila zawahania mogła ją kosztować życie. Nawet jeśli ten człowiek na prawdę był kiedyś jej ojcem to w chwili śmierci jej matki, utracił ten status.

Amirze mroźne i wiecznie chmurne Skyrim w niczym nie przypominało rodzinnego Hammerfell. W którym słonce nieustanie paliło skórę. Biały puch sypiąc z nieba w jej domu byłby przyjemną osłodą na gorętsze dni, ale tutaj sprawiał, że ta kraina wydawała się jeszcze bardziej nie przyjemna.

Czuła się tutaj obca. Czerwony kubrak z po wyszywanymi złotymi wzorami, idealnie na niej leżał. Nie chronił jednak przed zimnem tak dobrze, jak na przykład futro, które upodobali sobie mieszkańcy Skyrim zwani Nordami. W przeciwieństwie do Redguradów takich jak ona mieli oni jasną cerę i włosy. Jednak mimo różnic w wyglądzie, dzieli oni pewne punkty wspólne, był to między innymi zapał do walki oraz pewna doza niechęci do magii.

Gdy zbliżała się do wieży, serce diametralnie zwiększyło tępo. Schowana za łysymi drzewkami, odstawiła, torbę pełną zapasów. Przed wejściem straszyła wbita na pal głowa, której stan nie pozwalał określić nawet płci czy rasy właściela. Strażnik, cicho pogwizdując pod nosem, spoglądał w jej kierunku. Znów poczuła paraliżującą potęgę strachu. Czyżby już wiedzieli o jej przybyciu. Nagle z piersi wyrosło mu ostrze. Nie ujrzała zabójcy, tylko cień kryjący się za drzwiami. Cień, który widocznie miał taki sam cel jak ona, dlatego ruszyła. Byle tylko ubiec nieproszonego gościa.

Wewnątrz romantyzm zachodzącego słońca, znikł. Zamiast tego przywitał ją zapach stęchlizny, przesiąkając to miejsce na wylot. Podczas polowania na tego człowieka zdążyła go poznać, dlatego wiedziała, że spotka go na szczycie wieży. Nie oglądając się na inne pomieszczenia, wskakiwała na kolejne schody. Gdy po drodze zauważyła ciemnoskórego człowieka, wiedziała, że wyprzedziła nieproszonego gościa. Jej oponent zdołał wykrztusić z siebie tylko „ty” nim padł pod jej ostrzem. Nie było czasu na honorową walkę i tutaj raczej nikt na nią nie zasługiwał.

Na samej górze znajdował się tylko jeden pokój. Pilnowany przez dwóch bandytów. Żaden z nich nie był Redguardem. Nie odpowiadali za śmierć jej matki, niestety musieli ponieść konsekwencje swojego pechowego sojuszu. Momentalnie wywiązała się między nimi walka, a szczęk oręża niósł się echem. Ich przywódca jednak nie robił sobie nic z tego co się działo z jego ludźmi i ani myślał wychodzić.

Klatka schodowa sprawiała, że ich przewagę liczebna na nic się zdała. Wykonując zgrabny pół piruet i szybkie cięcie znalazła się powyżej przeciwników. Na niższym z nich użyła starej sztuczki. Pozbawiając oponenta broni, a chwile później życia. Trudno było jej unikać, w ciasnym pomieszczeniu kolejnych ciosów. Próbowała przejść do ofensywy jednak, on co rusz atakował ja gradem ciosów, nie pozwalając zyskać napastniczce przewagi. Co rusz ciął od góry albo od dołu, nie tracąc ani trochę na impecie. Zbliżyła się do niego, żeby zyskać przewagę i jednocześnie parując, kopnęła go spychając ze schodów.

Z cienia dobiegło ciche klaskanie, dostrzegała mężczyznę ubranego całego na czarną. Z jego pleców wyszedł kolejny cień, tym razem kobieta.

— Brawo — gdy się do niej odezwał, spod kaptura zobaczyła, jego oczy, o czerwonych tęczówkach były jak rubiny albo krew. — Siostrzyczko upewnij się czy nie żyją, ja natomiast z naszą nową towarzyszką, zajmiemy się Sepem. Kobieta mimo niezadowolonego westchnienia, posłuchała.

 

— Zgodzisz się ze mną — kontynuował —że najpierw praca a potem pogaduszki.

Skinęła. Zbyt pewnie weszli do mocną oświetlonego pokoju na Szczycie. Przy podniszczonym biurku siedział on, nic się nie zmienił od czasów, kiedy zobaczyła go po raz pierwszy. Ściągał wtedy biżuterie z jej matki. Bandyta powoli podniósł się z uwagą spoglądając na napastników. Na szyi miał ten sam talizman, który jeszcze rok temu błyszczał pokryty krwią z poderżniętego gardła.

—Widzę, że chcecie o czymś ze mną pomówić? — mówił powoli, wręcz z nienaturalnym spokojem.

—Pomówić — prychnęła— przyszłam cię zabić. — szermierczym krokiem zbliżała się do oponenta. Obnażone ostrze, błyszczało w świetle świec. Napawała się chwilą zemsty. Sprawiedliwością.

—Jest mój — powiedziała najemnikowi, żeby nie próbował przerwać pojedynku.

Starszy Redguardczyk zwinnie się podniósł. Wyciągnął zdobiony sejmitar. Po czym wylał jakąś zieloną substancją z rękojeści.

—Jeśli tego pragniesz mogę ci też przy okazji pokazać jak naprawdę powinno się machać szablą.

Cięła od góry. Osłonił się i uśmiechnął. Momentalnie z obrony przeszedł do ataku. Uderzył od boku. Odskoczyła, za późno. Z prawego ramienia popłynęła krew. Musiała się powstrzymać by nie chwycić rany.

— Curuś mama cię nie nauczyła poprawnej postawy, — westchnął — ale skoro dotarłaś aż tutaj, widocznie kiepsko dobieram towarzysz, albo ty za dobrze. — Skierował wzrok stronę drzwi, skąd zakapturzona postać przyglądała się walce.

—Nauczyła mnie wystarczająco. — To mówiąc ponownie ruszyła do boju. Wykonała kilka szybkich ciosów. Przeciwnik sparował je wszystkie. Jakby to była dziecinna igraszka.

—Dobrze — mówił to z dumą, jakby on sam ją tego nauczył.

— Nie masz prawa mnie chwalić. — niemal wysyczała te słowa. — Nie jesteś moim ojcem.

Bardziej dotknęły go te słowa niż pokaz umiejętność. Trenowała pod okiem wybitnych szermierzy a jednak nie zmusiła go nawet do kroku w tył.

 

— Cóż, któż zatem jak nie ja czyżby A……twoja matka, — Odbił jej cios, gdy próbował ciąć go po nogach- nie powiedziała ci kim jestem.

 

—Powiedziała, że nazywał się Kassim i był najlepszym mieczem swoich czasów. Ty natomiast jesteś Sepem, bandyckim wężem —mówiła już trochę zdyszana, ale zmęczenia nie osłabiło ani na moment jej determinacji. Do tego momentu łudziła się, że Sep i mężczyzna z portretu to inne osoby. Z prawdą problem jest taki, że ma gdzieś, jakiekolwiek uczucia.

 

—Nie zabiłem jej — krzyknął. Zaczął, uderzać częściej i mocniej, a na twarzy widniał grymas gniewu. Podłożył ostrze, pod jelec szabli i zgrabnym pociągnięciem wyrwał go z ręki. Broń poszybowała wprost do jego dłoni.

—To chyba koniec lekcji na dziś. — Głos znowu miał spokojny, może tylko dlatego że wygrał.

Najemnik podskoczył do Redgaurczyka, ten jednak podciął mu nogi, zanim zdążył wyprowadzić jakikolwiek cios.

—Mam nadzieje, gdy następnym razem się spotkamy będziesz bardziej chętna, na rodzinne pogaduszki. —Wypowiadając te słowa cofał się celując do każdego z nich. Gdy znalazł się przy oknie wyskoczył.

Amira pobiegła za nim schodami. Po drodze mijając najemniczke, która zajęta była opróżnianiem kieszeni jednego z bandytów. Na zewnątrz nie było już jej ojca. Szabla, sterczała wbita pomiędzy kamienie. Pod nią dostrzegła ślady kopyt. Poszła po swoje zapasy. Kiedy się zbierała podbiegło do niej rodzeństwo.

— Mamy wspólny cel, może by tak połączyć siły? —zapytał z obawy, że Redguardka może mu ukrasić sowitą nagrodę z przed nosa.

Przystanęła na propozycje. Ten krótki pojedynek dał jej do zrozumienia, że nie ma szans w pojedynkę. Mężczyzna przedstawił jako Ereb. Jego siostra zaś nazywała się Nyks. Mimo iż się przedstawili to nie ściągli masek. Dla Amiry było to dziwne, ale widocznie tutaj panowały inny zwyczaje.

—Mogę to opatrzyć. — Nyks wskazała na ramię — Mam doświadczenie. Jej brat westchnął. Zabrał się do szabru ku zniesmaczeniu Redguardki. Ona natomiast sprawnie łączyła rozdzielone kawałki skóry. By na koniec owlec ranę w czysty materiał.

Słońce zaszło już na dobre. Uznali, że wieża z trupami nie jest najlepszym miejscem na nocleg, a skoro śnieg już nie sypał jak Bosmer na torturach. Uznali, że lepiej będzie się przejść w bezpieczniejsze miejsce. Czasem, Ereb wyglądał jakby próbował coś powiedzieć jednak milczał i zaczynał szeptać coś do swojej siostry. Ta tylko kręciła głową z dezaprobatą

— Na południu jest Marakat, jeśli będziemy mieli szczęście, to nasza zdobycz wciąż tam będzie. – powiedział w końcu Ereb, wskazując palcem kierunek.

— A jeśli nie? — zapytała, mimo iż spodziewała się jego odpowiedzi.

Wzruszył ramionami. Groźne wycie z lasu, próbowało ich powiadomić, że spanie pod gołym niebem, zalicza się do tych mniej mądrych pomysłów. Podróż pieszo, przez górzysty teren również nie zachęcała do dalszej wędrówki. Gdy minęli rzekę zamieć znów rozhulała się na dobre. Amira zaproponowała że najlepiej będzie schronić, się w najbliżej jaskini lub czymś takimi. Na ich szczęście bądź też wręcz przeciwnie, czymś takimi okazały się kurhany starożytnych.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (11)

  • Pontàrú 04.09.2020
    Witam serdecznie.
    Radzę Ci przeczytać cały tekst jeszcze raz, najlepiej na głos, gdyż pojawia się w nim bardzo dużo literówek.
    Należy też popracować nad interpunkcją. Dość często brakuje przecinków, czasami zamiast nich są kropki a czasami nawet zamiast kropek są przecinki.
    Kolejna sprawa: "nie" z przymiotnikami w stopniu równym pisze się łącznie, także powinno być "niedobry" a nie "nie dobry". Również dużo błędów tego typu się pojawia.
    Czasami tworzysz krótkie zdania, zbyt małe żeby je zrozumieć. "Czy żałuje czy może będzie (żałował)"

    Ogólnie większości błędów bierze się moim zdaniem z braku ponownego przeczytania tekstu przed publikacją. Następnym razem spróbuj na głos a zobaczysz, że czasami są problemy.

    Pozytywy:
    Ładne opisy walk. Dobrze oddają dynamikę. Przy opisywaniu świata używasz fajnych, nietuzinkowych zwrotów. Zobaczę jak dalej będziesz się rozwijać.

    Na razie 4 i przyznam szczerze trochę gubię się jeszcze w tym świecie. Nie wiem czy to kwestia Twoich opisów czy też mojej nieznajomości. Zobaczę jak będzie dalej.
    Pozdrawiam :)
  • Cin 04.09.2020
    Również witam i dziękuje bardzo za cenne uwagi oraz za wysoką ocenę mimo tylu błędów. Oczywiście zastosowałam się do rady i przeczytałam ponowie tekst. Raz co raz strzelając faceplamy, na widok takich błędów.
    Jeszcze raz dziękuję i również pozdrawiam.
  • Pontàrú 05.09.2020
    Cin
    Hehe, te facepalmy. Ja tak zawsze robię. Albo sam czytam albo program komputerowy mi czyta. Jeżeli używasz worda to możesz sprawdzić "alt+spacja" i wtedy lektor czyta tekst i w miarę dobrze reaguje też na przecinki.
    Jeszcze co do "myślników" w dialogach to najlepiej używać pauz dialogowych. Z reguły robi się je "alt+ctrl+[minus na klawiaturze numerycznej]. Wtedy rozmowy postaci są bardziej widoczne. Ja sam na początku o tym nie miałem pojęcia dlatego w moich początkowych tekstach mam niestety myślniki, dlatego mówię że coś takiego istnieje :)
  • Cin 05.09.2020
    Pontàrú ". Ja sam na początku o tym nie miałem pojęcia dlatego w moich początkowych tekstach mam niestety myślniki, dlatego mówię że coś takiego istnieje :)" - Dzięki do teraz też tego nie wiedziałam.
    W mojej wersji worda chyba tego nie ma, ale szukając tego odkryłam że w zakładce recenzje jest sprawdzanie gramatyki i przecinków.
  • Nefer 04.09.2020
    Lubię fantasy, ale tego akurat uniwersum nie znam. Może dlatego, że zwykle omijam powieści i opowiadania powstałe na motywach takiej czy innej gry. Twój tekst przeczytałem z zainteresowaniem, pozwól, że wskażę plusy i minusy, które w nim dostrzegłem.
    Plusy to szybka, wartka akcja, nie sposób znudzić się podczas lektury, do tego dobre, dynamiczne opisy walki (o tym już Pontaru wspominała). Czujemy też oddech szerszego świata, który (mam nadzieję) z czasem ukażesz czytelnikom.
    Podstawowy minus to brak korekty, dużo literówek, interpunkcja, zdarzają się błędy gramatyczne, trochę powtórzeń wyrazów, nadmiar zaimków. Na ten temat również wypowiedziała się już Pontaru. Osobiście nie odczytywałbym wprawdzie tekstu na głos, ale po napisaniu odłożył po prostu na tydzień (a przynajmniej na dwa-trzy dni) i wrócił po tej przerwie. Ponowna lektura pozwoli wychwycić większość usterek, może też ktoś inny przeczytałby opowiadanie przed publikacją? Wstęp odrobinę mnie zmieszał, mamy tam najwyraźniej cztery różne plany: król z ciężarną małżonką grają w szachy, cesarz z cesarzową odbierają list, tajemniczy ojciec obserwuje w nadnaturalnym planie poszukującą go córkę (to się następnie wyjaśnia) i na koniec owa pragnąca zemsty córka-wojowniczka. Wrzucasz to wszystko naraz w sposób trochę chaotyczny, na przestrzeni połowy strony, bez ostrzeżenia (np. trzema gwiazdkami) przechodząc z jednego planu na drugi. Okaż litość pogubionemu czytelnikowi, zwłaszcza takiemu, który nie zna wspomnianej gry oraz jej świata! (-:
  • Cin 05.09.2020
    Dzięki bardzo za opinie i rady. Za chwilę zabieram się za kolejne rozdziały, nowego świata.
  • Zaciekawiony 11.09.2020
    "Piękna kobieta[] gładziła lekko zaokrąglony brzuch." - Podstawowa zasada, jeśli zdanie jest proste i krótkie, to zwykle nie wymaga przecinka. Tym co widzę u ciebie często jest oddzielanie orzeczenia (czasownika) od podmiotu (osoby lub rzeczy jaka robi ten czasownik). Jeśli nie jest to pokombinowane zdanie złożone, to tak się nie robi.

    Tomek poszedł do sklepu.
    Tomek (podmiot) poszedł (orzeczenie) do sklepu

    A u ciebie wygląda to zwykle:
    Tomek, poszedł do sklepu.

    Są wyjątki, gdy zdanie jest bardziej pokombinowane i niejako przerywamy jedną rzecz wtrąceniem:
    Tomek zmęczony, zanim zdjął ubłocone buty, poszedł do kuchni.

    Zdanie główne:
    "Tomek zmęczony poszedł do kuchni"
    Wtrącenie:
    "zanim zdjął ubłocone buty"
    Złożenie:
    Tomek zmęczony (zanim zdjął ubłocone buty) poszedł do kuchni

    U ciebie w większości przypadków tak nie ma, po prostu stawiasz przecinek po wyjaśnieniu kto taki, zanim dojdziesz do tego co robi.
    "Król, stuknął o szachownice."
    "postać z uporem, przedziera się "
    "ci to woda, powiedziała"
    " jego żona, wciąż potrafiła"
    "Młoda wojowniczka, szła prosto"
    "Amirze, mroźne i wiecznie chmurne Skyrim w niczym nie przypominało"
    itd. itp. Masz takich miejsc kilkadziesiąt.
  • Cin 11.09.2020
    Mam nadzieję że wszystko dobrze poprawione.
  • Zaciekawiony 13.09.2020
    Cin
    Ten jeden rodzaj błędu tak. Jest tego trochę więcej, ale nie wiem na ile dokładnie chcesz poprawiać tekst.
    Zwróć uwagę na brakujące tu i ówdzie ogonki, które rozróżniają liczbę pojedynczą od mnogiej.
    "Król stuknął o szachownice" - dwie, albo trzy szachownicE, czo może jednak miał przed sobą jedną szachownicĘ?

    "Starszy mężczyzna ucałował w nagrodę zwyciężczynie" - jedną zwyciężczyniĘ czy kilka?
  • Cin 11.11.2020
    Zaciekawiony,
    Szczerze też nie wiem, chyba ze względu na brak czasu (lub przez kłopot z jego organizacją), wystarczy mi żeby to dało się czytać.
  • Cin 11.11.2020
    P.S Wybacz że dopiero teraz odpisuje.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania