Poprzednie częściOdwet cz. I <skyrim>

Odwet cz. IV <Skyrim>

Rozdział IV

Mieli szczęście, bo w starszych kompleksach nie było już żadnych nieumarłych. Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, które z całą pewnością można by nazwać główną komnatą. Ich usta rozwarły się z zachwytu. W rzeczywiście znajdowali się w jednym z piękniejszych miejsc w Skyrim. Wyżłobione w ścianach bóstwa nordów połyskiwały, na wszelkie kolory. Rudy Orkey dodawał czerwonego blasku, Mara srebrnego, Shor niebieskiego, ale i tak każdy bladł przed jednym posągiem. Na środku znajdował się złoty Auri-El, trzymając nad sobą słońca, którego blask niemal ich nie oślepił. Elfi bóg pośrodku wyróżniony pomiędzy ludzkich był czymś niezwykłym. Lis nie wiedziała, jacy byli Falmerzy, którzy to zbudowali, ale wiedziała, jacy są jej kuzyni dzisiaj i umieszczanie ludzkich bóstw uznaliby za co najmniej upokarzające. Jednak ten grobowiec był niezwykły z kolejnego powodu. U podnóży Auri-Ela była para. Elfka i Człowiek. Leżeli, spoglądając na siebie z miłością w otoczeniu bogów.

— Niesamowite, z całą pewnością elfia robota — głos Lis rozdźwięczał w komnacie.

— Skąd pewności, że to nie jest dziełem ludzkich rąk. Znajdujemy się w norskim grobowcu — odezwała Nyks. Chociaż widziała, że jasny kamień i ilość kolorów, nawet inny kształt sklepienia sugerował, że to na pewno budował ktoś inny niż jej przodkowie.

— Moje drogie, spójrzcie tylko na te piękne klejnoty w ich oczach. Oraz ten czarny pośrodku. — Ereb, zagwizdał na to, ile zarobi na tym, przy okazji przerywając bezsensowną kłótnię. Dla niego nie miało, znaczenia kto co zrobił i dlaczego tylko ile może wynieść i za ile może to sprzedać.

Po zachwytach nad dziełem starożytnych. Ereb, powoli szykował się, żeby wspiąć się po błyszczącą nagrodę. Z trudem mu się to udawało. Zaklął, kiedy spojrzał w dół. Oczywiście on znowu dawał z siebie wszystko, a jego towarzyszki tylko się przyglądały. Może z wyjątkiem jego siostry, która w tym monecie ściągała błyszczące kafelki z bogów i pakowała na prędze do swojego plecaka.

Przysiadł na ramieniu elfki. Jej rubinowe oczy odbijały złoty posąg. Tymi mały ślicznościami zajmie się później, teraz zacznie pod pięknego czarnego klejnotu, który przekazywała człowiekowi. Przeczołgał się po ramieniu. Kiedy już prawie go miał. Nadleciał kruk z całym impetem swoich dość pokaźnych skrzydełek, wyrwał klejnot z kamiennej dłoń.

— To było wredne Brian — nad wyraz dziecinnie zaśmiała się elfka. – Po to tylko przyszłam, reszta jest wasza i niemagiczna.

Ereb zagarnął drogocenne przedmioty i znacznie szybciej z szedł z posągów. Elfka i kruk nie sprawiali wrażenie szczęśliwych.

Błyskawica z impetem uderzyła w słońce. Z taką mocą, że zaczęło mu w dzwonić w uszach. Dźwięk ten przerywany był powtarzającym się, przepraszam. Jasne światło pioruna rozeszło się, oślepiając wszystkich wokoło. Podbiegł szybko do siostry sprawdzić, czy nic jej nie jest, obojgu został po tym wydarzeniu nieprzyjemny metaliczny posmak w ustach.

— Przepraszam, was troszkę Briana poniosło, czasem bywa impulsywny, na szczęście odkąd pamiętam, wyżywa się tylko na rzeczach i na mojej młodszej siostrze. — Poczuła wzrok ludzi na siebie — To był żart tylko na rzeczach.

— Chodzi o, że ten czarny klejnot duszy z tego, co zrozumiałam z dziwnych tłumaczeń, starożytnego języka Falmerów. Był podarek ślubny od Tarnmaka. Założyłam, że był on Dwemerem, rasą elfów, która zaginęła wieki temu. Jak pewnie wiecie, bo w sumie kto nie słyszał krasnoludach. Zatem ten klejnot został złożony kobiecie w posągu, która musiała być śnieżną elfką albo Falmerką. Co stało się z nimi, zapewne wiedzie, zwłaszcza jeśli mieszkacie w Skyrim, jeśli chodzi o ciebie Redguardko, módl się do wszystkich ośmiu, żebyś się nie przekonała na własne oczy, co stało się z moim kuzynami.

Wydawało mi się to nie realne ludzie, nie budowali tak daleko na południe w tamtych czasach. Z tego, co było jej wiadomym pierwszym budynkiem Atmoran, przodków dzisiejszych Nordów, był Sarathaal. Nawet go nie ukończyli, gdy nastąpiła, noc łez, a potem ludzie i elfy — długo ze sobą walczyli. To musiało być wybudowane na długo przed nocą łez. Ojć znowu się trochę rozgadałam, a zapomniałam o najważniejszym, ten klejnot powinien być napełniony potężną duszą, a jest pusty, dlatego Brian trochę się rozsierdził.

Nyks i Ereb długo jeszcze zbierali wszystko, co mogli. Ściągnęli nawet kaptury osłaniające ich twarze, by móc naładować tam więcej znalezisk. Ich wygląd od razu przykuwał uwagę czerwone oczy, nienaturalnie blada skóra oraz białe włosy. Lis od razu humor się poprawił, zawsze lubiła anatomie i anomalie. Przypomniała sobie jak kiedyś z ojcem, miała okazję analizować skarłowaciałego orka.

-Mogę was zbadać -rzekła Bosmerka, kruk odchrząknął – Oczywiście, po waszej śmierci – dodała, patrząc na wyraz twarzy zainteresowanych, czuła, że pogrążyła się jeszcze bardziej.

Lis, wyciągnęła swoje znalezisko, żeby nie przyglądać się za dużo na wybryki natury. Chociaż ta dwójka mogła być nawet większą rzadkości niż jej klejnot. Czuła jak łaknie on duszy. Nawet w akademii nie mieli ich, a przynajmniej, nie mogli mieć z powodu kolejnych regulacji przeciw nekromancji. Nie była Nekromantką. Nie zamierzał go też napełnić, więc nie była morderczynią.

Amira miała zasady i nie rabowała zmarłych ani żywych jak jej ojciec. Cóż na pewno teraz nie go nie pokona. Nie będzie, tropić nie odnajdzie. Będzie tropić, na pewno nie stanie się lepszym szermierzem. A jak go spotka, dopóki się rana nie zagoi, na pewno nie wygra. Westchnęła pod nosem. Przegra nawet jak się zagoi. Musi znaleźć nauczyciela, z którym będzie mogła podróżować albo który ma dostęp do informacji. Cóż Ereb musiał jakoś go znaleźć wcześniej, ale na nauczyciela szermierki też się nie nadaje. Tak czy siak, czuła że przegrała.

W przedsionku rozpalili ognisko, z książek, które naniosła Amira z pomocą Elfki. Tamci nieśli pełno wszystkiego. Klejnoty i monety na pewno były coś warte, ale stare amfory i świeczniki. Cóż przynajmniej jako jedni wyszli z tego w pełni uradowani.

Lis chwaliła się umiejętnością upieczenia mięsa na pięćdziesiąt jeden sposobów, zapomniała tylko dodać, że wszystkie były równie okropne. Ogień chadzał po kawałkach książek i mebli w najlepsze.

Nyks wzięła gryz mięsa i wypluła. Płomienie nie były tak wybredne i z radością zaskwierczały.

-Jak masz jakieś zapasy, to jutro rano coś ugotuje. Może nawet nasza ciemna towarzyszka wtedy coś zje Amira tak?

- Tak. – spojrzała dziwnie na elfkę – Pod warunkiem że nie będzie to ludzina.

- Te jst ldzkie misa? – spytał Ereb wciąż z pełnymi ustami. Mięso na pewno było spalone i czymś dziwnym przyprawione, ale smakowało bardziej jak wieprzowina.

- Obiecuje że nie będzie to ludzina. — Elfka przeglądała swoją torebeczkę — Zwłaszcza że nie mam już żadnego mięsa. I poza tym to też nie jest ludzina. Nigdy nie jadłam ludzkiego mięsa, nawet NIGDY NIE ZABIŁAM CZŁOWIEKA.

Ostatnie zdanie kierowała bezpośrednio do Amiry, która się nie co zaczerwieniła, czując że zachowała się jak wioskowy głupek. Mimo wszystko uznała że i tak wstrzyma się do rana, nawet jeśli to nie było ludzkie mięso, wiedziała coś więcej o kuchni Bosmerów z Valenwood. Jest ona okropna i to zawsze, ponieważ mieszkańcy Valenwood nie mogą jeść żadnych roślin, a co za tym idzie stosować przypraw, więc nawet jeśli miała ona coś to jedzenia to z całą pewnością, nie były to cytryny.

Ognisko już prawię, kończyło swój żywot. Ereb w końcu zadał to pytanie. Spojrzał stanowczym wzrokiem na Lis.

- Czemu to jest tyle wartę? Lub przynajmniej więcej wartę od złota, srebra i klejnotów.

Lis przystąpiła z miną mędrca do wyjaśnień. Powszechnie zanany faktem w całym Tamriel było to, że elfy nie zależnie od swojego wieku, potrafią zachowywać się jakby, przeżyły tysiące lat, a zwykły człowiek zmuszony jest słuchać tych pouczeń.

- Rzeczą nie na nadaję wartości, to ile złota można za nie wymienić. Tylko to, co można z nimi zrobić. Dla was jest on bezwartościowy. Dla mnie na chwilę obecną też. Jednak gdyby napełnić ten klejnot duszą zyskałby wielką wartość oraz moc dzięki, której Brian mógłby być człowiekiem. Jeśli zaś o dusze to istnieję ich dwa rodzaje tak samo, jak klejnotów, czarne i biały. Te pierwsze należą do istot inteligentnych ludzi i merów te drugie natomiast to zwierząt i innych nieinteligentnych bytów, na przykład do druagrów, których spotkaliśmy trochę po drodze, lub tego pięknego pajączka, którego ubiliście. Chociaż może to jego jutro zjemy?

-Nie – odpowiedziała stanowczo Nyks.

- Jak napełnić taki klejnot duszą? – spytał Ereb.

- To chyba oczywiste, że należy zabić żywą istotę. Przecież wtedy dusza samoistnie uchodzi z ciała i w odpowiednim momencie rzucić dobrze zaklęcie. Mimo iż wydaję się to łatwe, jest to dość trudne, może kiedyś wam pokaże. Oczywiście na białych duszach.

Płomienie zgasły.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Nefer 30.11.2020
    Zachowanie bohaterów w grobowcu trochę obniża moją dla nich sympatię (używają starożytnych zapewne ksiąg jako podpałki). Cóż, takie czasy. Z technicznego punktu widzenia, w tekście bardzo dużo literówek.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania