Opowiadanie, rozdział 1 - wprowadzenie

Normalnie zaczynając serię muszę zaprosić do swego domu kolesi, którzy są wieloręczni, mają poczucie humoru oraz wiele pomysłów; to dzięki nim piszę opowiadanie. Mówią mi oni jak poradzić sobie podczas trudnych sytuacji w opowiadaniu, dają pomysły... Jest tego wiele. Ale dzisiaj, chciałem Wam przedstawić Franka; zawodowego zabójcę. Kończą mi się procenty w telefonie, nie popiszę za długo; ale coś napiszę. Szczególnie jego dzień pierwszy, gdy wszystko się zaczęło. Mogą być błędy; nie jest to profesjonalna praca.

 

***

 

Jakoś szef od dawna się nie odzywa; nie wiem, czy mam dalej kontynuoować tą pracę, czy sobie odpuścić. Ale - jak to zwykle bywa - kiedy sobie odpuszczę przyjedzie do mojego eleganckiego domu i powie: ,,Hej, możesz dla mnie coś zrobić?". Chyba nie muszę pisać, że ma na myśli moją pracę. A tymbardziej jak się żona dowie.

 

***

 

Nie chcę owijać w bawełnę, dowiedziałem się, że mam zabić niejakiego ,,iksa". Przyjąłem zlecenie. Na początku miało to być tylko zabójstwo ze snajperki, po cichu.

 

Dobra, jestem na miejscu. Biorę swój sprzęt, celuję w okno. Gościu idzie, rozmawia z jakimś frajerem. Cholera. Będzie akcja. Nie wiem czy nie skończy się to na więzieniu, ale... nie będę tracić swojej passy.

 

Bum!

O cholera, rozwaliłem szkło, nie wiem czy przeżył.

Chowam się.

Słyszę krzyki, alarm. Kuźde.

Pieprzone skończone frajery. Muszę spieprzać.

Dobra, jestem przy drzwiach.

O cholera, ktoś idzie.

Dobra. Po nim, zabiłem go z tłumikiem. Nikt się nie zorientował, mam nadzieję.

Uff. Idę. Teraz nikogo nie obchodzi, kim jestem.

Nagle słyszę, i widzę jak z dachu pieprzony sukinsyn strzela mnie w nogę. Kur...! Zapieprzę go na amen. Biorę pistolet, ale jakiś pierdolony farciarz znowu strzela, i to w dodatku jakimś świetnym karabinkiem. Dobra, pieprznę go i tak. Poleci na amen, daleko. Gdzie pieprz rośnie, jak to powiadają. Dobra. Ściągnę ich za chwilkę. Noga boli, co ja powiem żonie... Prawdę. Jakiś dupek strzelił w moją nogę. Jak ja się do przystanku dostanę? No dobra. Chowam się... A później wyskakuję z pistoletem w dłoni i zapieprzam nabojami w tych sukinsynów jak... nie wiem. Dobra, ściągnąłem dupków. Pora jechać do domu...

Średnia ocena: 2.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • detektyw prawdy 06.10.2016
    troche za krotkie tak na moje oko i takie za duzo bledows
  • Grubas 07.10.2016
    Lubisz komentować swoje własne teksty?
  • Nuncjusz 07.10.2016
    W sumie nawet spoko
  • Pan Buczybór 07.10.2016
    Zaskoczyłeś mnie. Brawo. 5
  • Angela 07.10.2016
    Odrobinę prostackie. Tak jakby jedenastolatek naoglądał się strzelanek i postanowił to opisać. Tragedii jednak też nie ma. 3
  • detektyw prawdy 07.10.2016
    no wlasnie planuje zrobic taka strzelanke , z duza akja i bez owilania w bawelne; na to mam ostatnuo ochote/Pozdro
  • zaciekawiony 19.11.2016
    Trochę za mało opisów miejsc - zaczaił się w... nie wiadomo na faceta przebywającego w... nie wiadomo. Nie da się wyobrazić sobie tej akcji. Akcja bez miejsca i bez bohaterów to tylko puste słowa, to brzmi jak taki opis: "byłem tam, a on był tam, więc ja na niego skoczyłem a on odskoczył w tamtędy, uciekał tędy a ja biegłem do niego tędy..."

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania