Poprzednie częściOpowieść o stworzeniu

Opowieść o przemijaniu

Umarłem, ale tak naprawdę. Nie było bicia serca, oddechu, a krew przestała krążyć. Pozostało martwe ciało, w którym nie było już miejsca dla mnie. Tak po prostu, zwyczajnie wydałem ostatnie tchnienie, a sen porwał mnie do krainy wieczności. Nawet się nie bałem, nie pozwolił na to ani czas, ani odwieczne odczucie, że ten świat nie jest mój. Nigdy nie był.

 

Unosiłem się szczęśliwy we wszechogarniającej miłości, której byłem częścią i całością. Kochałem bezwarunkowo i byłem kochany. Boże, gdybym mógł opisać ogarniające mnie szczęście i spokój zrobiłbym to bez wahania, ale i Ciebie opisać nie mogę. Dałbym całemu światu nadzieję, której szukają, a znaleźć nie mogą. Stałem się kroplą wody zanurzoną w oceanie miłości, tulony przez nieskończoną błogość. I ten spokój. Czym byłem, by pławić się w najskrytszych marzeniach z dala od niedawnej walki o przetrwanie? Ledwie kilka sekund wystarczyło, abym poczuć wieczność.

 

Otwarcie oczu i zderzenie się ze światem realnym nie było ciosem, a szansą na świadomą przygodę życia. Oczyszczony i szczęśliwy byłem gotowy delektować się każdą darowaną chwilą. To byłem ja i nie ja, jakże inny po doświadczeniu śmierci.Pogoń za światem zatrzymała się, a piękno przyrody wybuchło na moich oczach. Mijane drzewo przestało być anonimowe i nic nieznaczące, a zapach kwiatów oszałamiał i budził zmysły. Czułem prawdziwie pełnię możliwości, porwany przez wiatr do nieustającego tańca.

 

Wróciłem, by cieszyć się życiem i przekazać je. Rozsypana układanka niczym kra płynąca po rzece ułożyła się w szeroką drogę, którą mogłem pewnie kroczyć. Już nie byłem niedojrzałym człowiekiem, szukającym szczęścia tam, gdzie nie miałem prawa go znaleźć. Ono było mną i wypełniało mnie tak mocno, że musiałem się z nim dzielić z innymi. W kobietach widziałem nie tylko piękno zewnętrzne, ale i te wewnętrzne, a to pozwalało na nowo odkrywać miłość i delektować się nią do utraty tchu.

 

Prowadzony przez wszechświat, odnalazłem promyk, iskierkę tworzącą ze mną jedną spójną całość. Szaleństwo bliskości upajało nas i każdy nawet niezamierzony dotyk potęgował rozchodzącą się po całym ciele rozkosz. Zanurzeni w żądzy widzieliśmy tylko siebie, a to nam w zupełności wystarczyło. Dwojga znalazła siebie i z przepełnionymi miłością słowami powiedziała "Tak". Płynęliśmy spokojnym nurtem przyszłości, który falował i dzielił się z nami nieraz trudnymi doświadczeniami.

 

Pojawiająca się niewinność powstała z bezgranicznego oddania, wypełniała coraz bliższy cel, podsuwając nam jeszcze więcej niewiadomych. Pierwsze spojrzenie, uśmiech, słowa uświadamiały ogrom cudu, jakiego byliśmy świadkami. Ból i łzy oraz troska o nowe życie przybliżała i oddalała nas od siebie. Uczucia były niczym huragan, by chwilę później zamienić się w martwą ciszę. Ocean miłości i przeznaczenia falował, a my wraz z nim przyjmowaliśmy każde napotkane uczucie, doświadczenie i mijających nas ludzi. Trójka zamieniła się w czwórkę i zostaliśmy zespoleni nierozerwalnym, nieznanym nam losem z wyśnionym, upragnionym końcem.

 

Samotność i łzy ustępowały radości i szczęściu rozświetlając przyprószone czasem uczucie. Czystość myśli skierowanych na szczęśliwe chwile uwalniały od zakradających się lęków. A potem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odżywało piękno i koiło mijające nieraz trudne i bolesne doświadczenia.

 

Świadomość istnienia uskrzydlała i tuliła w najtrudniejszych chwilach, przypominając o wciąż żywym wspomnieniu nieskończonego szczęścia. Cztery krople obejmowane przez nieskończone wody oceanu płynęły, tworząc historię istnienia. Miłość bezustannie przypominała pierwszy pocałunek i wybuch uczuć, których nie dało się powstrzymać. Były jak huragan, a otoczenie z pokorą musiało przyjąć jego moc. Szczęście przywoływało w pamięci radosne chwile, spacer po pustej plaży i szum fal, który był tylko dla nas. Spokój wciąż i bezustannie wskazywał właściwą drogę, by zejście z niej nie zakończyło marzeń.

 

Nie jestem skałą i nikt tego ode mnie nie wymaga. Jestem pokorną łąką, uginającą się pod naporem doświadczeń, obdarowując wszystkich wokół polnymi kwiatami i ich ujmującym zapachem, tulącym marzycieli w swoich ramionach. Kiedyś każdy z nas odejdzie, ale jestem pewien, że spotka się z miłością, z której tylko na chwilę został wyrwany, by poczuć materialną iluzję.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Narrator 06.01.2021
    Mocny początek, robi wrażenie, wprowadza w przejmujący nastrój. Ale później do końca jest o tym samym. To tak jakby zacząć od pięknej melodii i powtarzać ją w kółko, aż dusza się nią nasyci, zamiast wprowadzić drugi temat, po nim może następny, żeby ten gwałtowny, ognisty początek miał kontynuację, nie wygasł przed czasem.

    Niemniej jednak, jest to piękne pisanie, prawdziwa sztuka, dla której warto żyć.
  • Józef Kemilk 06.01.2021
    Dzięki za komentarz.
    Tak naprawdę nie jest o tym samym.:) Są kolejne etapy życia od początku dorosłości do wieku średniego. Może nieco niewyraźnie zaznaczyłem pewne zdarzenia, ale chciałem się trochę pobawić słowem.
    Dzięki.
  • Ciekawe, egzystencjalne nieco wyróżniające się na tle twojej twórczości. Początkowo bałem się, czy dobrze zrozumiałem, ale komentarz powyżej świadczy, że dobrze. Pozdrawiam! 5
  • Józef Kemilk 06.01.2021
    Dzięki Marku
    Staram się pisać w różny sposób, żeby mieć z tego większą przyjemność. Fajnie że nazywasz to twórczością, jest mi z tego powodu niezmiernie miło?. Tak się zastanawiam, czy ty byś nie spróbował pisać felietonów historycznych, bo masz wiedzę i lubisz to?.
    A opko chyba dobrze zrozumiałeś. ?
    Pozdrawiam
  • Józef Kemilk Chymm, myślałem o tym, ale nie wiem, czy chciałbym się rozgrabiać. Chociaż trochę mnie zaciekawiłeś. Może...
  • Józef Kemilk 06.01.2021
    Marek Adam Grabowski Spróbuj. Trzymam kciuki.
  • laura123 06.01.2021
    Dobre opowiadanie. 5
  • Józef Kemilk 06.01.2021
    Dzięki Lauro

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania