Poprzednie częściOstatnia taka zima. Rozdział 1

Ostatnia taka zima. Rozdział 3

Dwudziestego dziewiątego grudnia Magda przypomniała sobie o sylwestrowej propozycji Bartka. Swoje narty, wraz z butami, odebrała z dawnego mieszkania. Pomyślała, że skoro pani Helenka wróciła od córki, nie musi martwić się o Delicję. Właściwie to miała ochotę na kilka beztroskich dni z dala od miasta. Zadzwoniła do Bartka z informacją, że zdecydowała się przyjechać, żeby zajęli jej jakiś niewielki pokoik w wynajętym domku. Poprosiła żeby ktoś wjechał po nią na dworzec. Swojego auta nie miała, zresztą nie lubiła prowadzić samochodu. Mogła za to liczyć na przyjaciół. Nie miała wątpliwości, że ktoś na pewno po nią wyjedzie.

 

Przyjaciele, od ostatniego spotkania w jej mieszkaniu, nie dzwonili i nie namawiali Magdy na wspólny wyjazd. Decyzję pozostawili w jej rękach. Wierzyli jednak, że w końcu zdecyduje się i przyjedzie. Dlatego też Bartek nie był zbyt zdziwiony telefonem od Magdy. Poprosił tylko o chwilę cierpliwości, miał oddzwonić z informacją kto wyjedzie po nią na dworzec i o której godzinie.

 

- Madziu – zaczął Bartek, kiedy po chwili ponownie rozmawiali – mam inny pomysł. Nie będziesz musiała tłuc się pociągiem. Jutro po południu ma do nas przyjechać znajomy Jędrzeja. Też się zdecydował w ostatniej chwili, a miał jakieś zobowiązania w pracy. Będzie jechał samochodem, może po drodze po ciebie podjechać. Pytałem, to żaden problem. Dojedziesz szybciej i na pewno będzie ci wygodniej. Dałem mu twój numer, zadzwoni to się umówicie. Nie bój się, to porządny facet. Nie dziękuj. Pa, do jutra. Kocham cię – rozłączył się zanim Magda zdążyła cokolwiek powiedzieć.

 

Uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że jeśli Bartek coś zaplanował, ustalił to nie ma siły, która odciągnie go od pomysłu. Zazwyczaj to była dobra cecha, ale teraz? Taki numer jej wywinąć. Już miała dzwonić do Bartka i powiedzieć, że jednak się rozmyśliła i nigdzie nie jedzie. Nawet jeśli miałby ją nazwać tchórzem i śmiać się z niej przez kolejnych kilka tygodni. Nie zdążyła jednak myśli przenieść w czyn kiedy na wyświetlaczu jej telefonu pojawił się nieznany numer. Odczekała trzy uderzenia serca, wzięła głęboki wdech, potem wydech.

 

- Halo

 

- Hej. Z tej strony Maciej Zarzycki. Kolega Jędrzeja

 

- A tak, cześć. - Magda pomyślała, że mężczyzna po drugiej stronie słuchawki ma bardzo przyjemny, głęboki głos – Bartek mówił, że będziesz dzwonić

 

- Miło mi - prawie słyszała jak Maciej się uśmiecha – Bartek, wspominał, że wybierasz się jutro do tej ich wynajętej chatki w leśnej głuszy.

 

- No tak, zdecydowałam się w ostatniej chwili. Ale, słuchaj, nie chcę sprawiać kłopotu. Naprawdę. Mogę pojechać pociągiem.

 

- Nie ma o czym mówić, żaden kłopot. Wyruszam jutro wczesnym popołudniem. Mogę być u ciebie o piętnastej? Przyznam, że nie bardzo lubię prowadzić po ciemku.

 

- Jasne. Wyślę ci adres esemesem.

 

- Super. A, powiedz mi jeszcze, bierzesz narty czy deskę?

 

- Narty… Ale nie chcę…

 

- Spokojnie, już ustaliliśmy, że to nie kłopot. Czekam na adres. Do jutra.

 

- Tak, zaraz wyślę. Do jutra.

 

Kiedy odłożyła telefon musiała głęboko odetchnąć. Poczuła, że zrobiło jej się gorąco. Denerwowała się? Ale czym? Nie, właściwie nie ma się czym denerwować. Jest dorosła, ten człowiek też jest dorosły. Jadą w to samo miejsce. W dodatku to znajomy Jędrzeja, który na pewno nie pozwoliłby Magdy skrzywdzić. Poza tym facet przyznał się, że nie lubi jeździć po ciemku. Kto mówi coś takiego przez telefon obcej osobie?

 

Wyjęła z szafy torbę i zaczęła wrzucać do niej rzeczy. Legginsy, bluzy, bielizna, ciepła piżama, jakaś tunika na sylwestrową noc. Od Kamy już wiedziała, że w wynajętym domku oprócz kilku, usytuowanych na piętrze, sypialni jest też spory salon z kominkiem i aneksem kuchennym. Sympatyczne miejsce na wyłączność – jak to określiła przyjaciółka. Piękna zima dookoła, blisko do stacji narciarskiej. Magda poczuła jak mimowolnie się uśmiecha. Zdała sobie sprawę, że zaczyna cieszyć się na ten wyjazd.

 

Postanowiła przygotować jakieś przekąski. Zawsze, kiedy była zdenerwowana gotowała, piekła i smażyła. Potem zapraszała przyjaciół na wieczór z winem i dobrym jedzeniem. Ona zapewniała przekąski, oni przynosili wino, oglądali Przyjaciół albo znajdowali jakiś film na Netflixie.

 

Zeszła do pobliskiego marketu aby uzupełnić potrzebne składniki. Kiedy wróciła do mieszkania rzuciła się w wir przygotowań. Za wszelką cenę chciała odegnać od siebie natrętne myśli. Trzy godziny później lodówka Magdy zapełniła się pudełkami z dwoma rodzajami sałatek. Magda lubiła szybkie, ale sprawdzone przepisy. Mieszankę sałat wymieszała z suszonymi pomidorami, podgotowanymi pierożkami tortellini, kawałkami sera camembert i gruszką pokrojoną w malutkie, równe kawałki. W dniu podania pozostało tylko wymieszać całość z kremem na bazie octu balsamicznego o smaku malinowym i posypać pestkami słonecznika. Druga sałatka to były plasterki surowego buraka pokrojone tak cieniutko, że były niemal przezroczyste, dodała grillowanego kurczaka, świeżego ananasa, kulki mozzarelli i pestki granatu. Przygotowała meksykański farsz z czerwoną fasolą, mielonym mięsem, cebulą, kukurydzą i papryką. Wszystko razem podsmażyła i wymieszała z pomidorowa passatą. Doprawiła do smaku i zadowolona z efektu nakładała farsz na placki pszennej tortilli, zwijała potem zgrabne pakieciki i zapiekała krótko w piekarniku. Rozejrzała się po kuchni. Zostało jej kilka gruszek, opakowanie sera gorgonzola i resztka siekanych orzechów włoskich. Szybko przekroiła owoce na połówki, wycięła gniazda nasienne i na każdy kawałek nałożyła ser, posypała orzechami i delikatnie skropiła miodem akacjowym. Posprzątała kuchnię, spojrzała jeszcze raz na efekty swojej pracy. Była zadowolona. Przede wszystkim dlatego, że skupiona na krojeniu, mieszaniu i doprawianiu nie myślała o czekającym ją następnego dnia spotkaniu z nieznajomym. Kiedy skończyła była tak zmęczona, że zasnęła od razu po tym, jak położyła głowę na poduszce.

 

W dniu wyjazdu przekazała pani Helence wytyczne dotyczące karmienia Delicji, sprawdziła czy odłączyła z prądu niepotrzebne urządzenia, przejrzała jeszcze raz zawartość torby i czekała. Czuła lekki skurcz żołądka. Pomyślała, że to ze zdenerwowania choć nie należała do lękliwych i nieśmiałych osób. Łyknęła jednak dla kurażu mały kieliszek nalewki wiśniowej, którą dostała od sąsiadki z okazji świąt. Około czternastej trzydzieści dostała esemesa od Macieja.

 

Maciek: Witam moją towarzyszkę podróży. Gotowa? Wyjeżdżam od siebie. Według GPS będę u ciebie za jakieś 15 minut. Na końcu dołączył uśmiechniętą buźkę.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania