Porcelanowe serce 4
Zawistowska czuła się bardzo niekomfortowo, siedząc w wygodnym fotelu, w gabinecie dyrektora. Po kilku sekundach przeszywana wyczekującym spojrzeniem Boczkowskiego, zerknęła na zegarek.
– Ja mam już koniec zajęć, nie wiem jak pan stoi z czasem, bo cała opowieść może trochę potrwać. – Nauczycielka nieudolnie udawała obojętność, lecz jej drżący głos zdradzał potężny ładunek emocji.
– Spokojnie, nie mam nic pilnego do roboty – zapewnił mężczyzna, wyczuwając, choć niebardzo mogąc umiejscowić powodu napięcia koleżanki. – To zdaje się dziś ma być kolejna sesja z pani genialnym przyjacielem, prawda? – Spróbował łagodnie zagaić dalszy ciąg rozmowy, dyrektor.
– Hm…tak cholera, genialnym! No właśnie, ale… – Ręce nauczycielki zaczęły dygotać, gdy spuściła wzrok biorąc głęboki oddech i resztkami sił tłumiąc przepełniający ją żal. – To nie jest takie… cholera... proste...
– Nie rozumiem? Dlaczego się pani tak unosi?
– On zwyczajnie, cholera, nie przyjdzie!
– Spokojnie. Jak to? Dlaczego? – Zaskoczony dyrektor na pewno nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. – Już nie będzie pomagał małej Brzezińskiej? Co się stało, że zmienił zdanie?
– To moja wina! Cholerna moja wina! Nie dotrzymałam tego cholernego słowa!
– Proszę się uspokoić! – Tym razem głos podniósł Boczkowski. – Musimy myśleć chłodno i w miarę możliwości bez emocji.
– Ale…!
– Spokojnie! – Boczkowski uniósł dłoń i podszedł do szafki, nalał w szklankę wody i podał Zawistowskiej. – Nie rozumiem? Mówiła pani, że mu zależy?
– Zależy, ale… – Kobieta piła, jakby chciała ugasić wewnętrzny pożar. – Myślę, że powinnam panu powiedzieć więcej. – Oddała pustą szklankę, płyn najwidoczniej spełnił swoje zadanie. – Zacznę od początku.
– To chyba dobry pomysł, bo szczerze przyznam, że trochę w tym wszystkim się pogubiłem.
– Na początku nieco naświetlę moje relacje z Waldkiem, dobrze? – Skupiony dyrektor skinął tylko głową. – Znamy się od zawsze. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale jesteśmy, albo byliśmy do wczoraj – poprawiła się Zawistowska – najlepszymi przyjaciółmi. Utrzymywaliśmy kontakt, nawet po studiach, kiedy nasze drogi się rozeszły. Moją pasją jest nauczanie. Kościeliński, znaczy Waldek, pracuje dla rządu. Zajmuje się od kilkunastu lat najcięższymi przypadkami dewiantów seksualnych i różnego rodzaju psychopatów osadzonych w więzieniach w całej Polsce, ale wyjeżdża również na misje… Konsultacje zagraniczne, to chyba lepsze słowo, z ramienia Interpolu. Jest ekspertem, jeśli mogę użyć tego słowa, od zboczeńców. Z resztą czyta pan właśnie jego książkę.
– Wiem kim jest profesor Kościeliński, cały kraj wie, chociaż nie wiedziałem o Interpolu. Rozumiem, że doświadczenie pani kolegi ma związek z wydarzeniami sprzed dwóch lat – stwierdził zamyślony Boczkowski.
– Myślę, że to ma kluczowe znaczenie – potwierdziła nieco przygaszona Wiesława. – Jak pan wie w owym czasie doszło do wielu napaści na dzieci w naszym kraju. Aż w końcu zbrodniarz dokonał ataku u nas, w naszym miasteczku, na siedmioletnią wtedy Gosię. Wkrótce potem pedofil zginął ścigany przez policję. Pamięta pan to wszystko, prawda?
– Oczywiście, że pamiętam! Kosiarz Stokrotek, tak bestię ochrzciła prasa, ponieważ zawsze zostawiał stokrotki przy ofiarach.
– Właśnie.
– To on zaatakowała grupkę naszych uczniów nad strumieniem przepływającym opodal domu Brzezińskich, i porwał małą Gosię a potem...
– Właśnie…
Na dłuższą chwilę zapanowało niezręczne milczenie.
– Ale nie rozumiem, skoro pedofil zginął, – Boczkowski wiedział, że to on musi wykazać się siłą i ponownie zaczął rozmowę – jaka jest rola pani przyjaciela w tej historii? Co się nagle zmieniło, że postanowił wrócić do tej sprawy?
– Mam pewne podejrzenia, zaraz do tego dojdę. Wie pan Waldek zawsze wspierał mnie swoim doświadczeniem i radami, jak postępować w tak trudnej sytuacji z pokrzywdzonymi dziećmi, a zwłaszcza po tej traumatycznej napaści na Gosię.
– Kościeliński angażował się wcześniej w pomoc małej? Nie słyszałem o tym?
– Nie, nie do końca. To nie była jego sprawa. Małą zajmowali się inni lekarze, psychologowie i psychiatrzy. Z Waldkiem rozmawialiśmy tylko prywatnie, czasem mi doradzał, zwyczajnie jak przyjaciel.
– Rozumiem.
– Jakieś dwa, trzy tygodnie temu nagle zaczął traktować ten temat jak tabu. Nie dzwonił, unikał rozmów. Nie wiem dlaczego tak się działo. Później nieoczekiwanie wymyślił ten cały eksperyment w mojej klasie. Początkowo… – Zawistowska zamilkła, jakby przeniosła się pamięcią do minionej rozmowy.
– Początkowo…? – Boczkowski delikatnie przywołał nauczycielkę do rzeczywistości.
– Najpierw nie chciałam się zgodzić. Nie widziałam sensu, a on był bardzo tajemniczy i nie chciał nic powiedzieć. Miał jednak w sobie tę pewność z lat naszej młodości i zaraził mnie wiarą, że stan Gosi musi się poprawić.
– A pani, znając jego samego i jego ekspercką renomę, postanowiła mu zaufać?
– Tak... Mniej więcej właśnie tak.
– Więc w czym problem? Dlaczego nie chce kontynuować terapii, że tak to nazwę?
– On… – Głos Zawistowskiej zaczął nagle wibrować, jak pękająca tafla lodowa na jeziorze tuż przed pochłonięciem nieostrożnej ofiary, a po twarzy popłynęły łzy. – Myślę, że pozyskał jakieś informacje od „chorego”.
– Chorego? Nie rozumiem, co to ma za zna…?
– Od cholernego zboczeńca! I kiedy się dowiedział, że ujawniłam panu jego nazwisko, po prostu „zostawił ten przypadek”.
– „ Zostawił przypadek”? – Jak echo powtórzył dyrektor.
– Ja… – Wychowawczyni 3B kręciła tylko głową i ze wzruszenia nie mogła wypowiedzieć nic więcej. – Ja nie spodziewałam się, że Waldek może tak…
– Policja zastrzeliła nie tego człowieka! – W drzwiach nagle zmaterializował się Narrator, zaskakując oboje rozmówców.
– Słucham?!
– Co?!
– Przepraszam, próbowałem pukać, ale drzwi gabinetu obłożone są jakąś miękką okładziną – tłumaczył się psychiatra. – Cześć Wiesia! Nie odbierałaś telefonu ode mnie. – Podał chusteczkę przyjaciółce, po czym wyciągnął rękę na powitanie w kierunku zaskoczonego dyrektora – Kościeliński.
Komentarze (25)
Dziękuję za wizytę!
Moje zainteresowanie całe Twoje. :))
Słabym punktem wydaje mi się przypominanie wydarzeń dyrektorowi. Rozumiem, że jakoś czytelnikowi trzeba było zdradzić co się właściwie stało, ale tu wychodzi sztucznie, bo takiej zbrodni dyrektor na pewno nie zapomniał. Domyślam się, że to będzie bardzo trudne, ale spróbuj, Maurycy, wprowadzić czytelnika w sytuację bardziej subtelnie.
Czekam na następne!
Sugestie kupuję, jeszcze nie wiem jak, ale postaram się cóś polepszyć, a być może napiszę kolejny kawałek bardziej na spokojnie.
Dziękuję za wizytę i komentarz, wszystkie komentarze!
Kłaniam się :)
Ja dopiero znalazłam trójkę, kiedy zobaczyłam "czwórkę"...
Poprzedni odcinek jakoś mi uszedł niezauważony. Pisz! Idzie naprawdę ciekawie i fajnie przeczytać coś... (szukam słowa) fabularnego (chyba nie do końca o to słowo chodziło, ale musi zostać, bo mam zaćmę mózgową).
P.S→''To on zaatakował grupkę...''
Pozdrawiam:)
A w zasadzie są dwie strony medalu, a raczej trzy strony w tym opku, które potrzebują wyjaśnienia a może okazać się że jest jeszcze czwarta strona :)
Jeśli już mnie rozszyfrowałaś no to wielki szacun.
Ps. Pierwsza część mówi coś o zmowie milczenia….?
Pozdrawiam i dzięki za obecność.
Dzięki za obecność i komentarz :)
Szacun Maurycy.
Za styl i fabułę. To się naprawdę dobrze i z zainteresowaniem czyta.
Nie ma przesadnych kombinacji psychologicznych i językowych.
Jest lektura.
Dzięki za czytanie i zainteresowanie!
Dzięki za dobre słowo :)
Tematy:
1) Ucieczka na inną planetę
2) Pokochałam(em) wroga
Piszemy na jeden lub drugi albo w naszej pracy umieszczamy obydwa.
Forma dowolna.
Wszystko o Konkursie znajdziesz na naszym Profilu:
https://www.opowi.pl/profil/literkowa-bitwa-na-proze/opis
lub w zakładce Konkursy: https://www.opowi.pl/konkursy/
Piszemy do 30 października godzina 00.00
Liczymy na Ciebie!!!
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam!
Może siądę do tego jakoś niedługo, dzięki za zainteresowanie!
To dobrego koksu życzę ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania