Porcelanowe serce 1

Kiedy w ciemnościach statek napotka górę lodową jest jak prawda, która rozbija się o zmowę milczenia.

 

Do szkoły z okazji Dnia Dziecka pani Wiesława Zawistowska, wychowawczyni klasy trzeciej B zaprosiła Narratora, aby młodzież mogła wysłuchać jednej z jego ciekawych opowieści. Zanim zamknęła za sobą drzwi i wyruszyła do pokoju nauczycielskiego, stanęła w progu i wsłuchała się w początek historii czytanej z szarego, sfatygowanego notesu przez mężczyznę w okularach i wełnianej marynarce...

 

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie istniał internet i nawet nie było smartfonów, w czasach, kiedy nikt nawet nie myślał o wysyłaniu SMS-ów, w wiosce Zagrajdołek mieszkała mała dziewczynka o imieniu Zosia. Małej strasznie dokuczała samotność, gdyż jej mama umarła a z powodu biedy nie chciały bawić się z nią inne dzieci. Rówieśnicy zamiast okazać współczucie półsierocie, przezywali i psocili dziewczynce okropnie. Kiedy Zosia w pocerowanych rajstopach, wystrzępionej chustce na głowie i w dziurawych butach wracała z lasu niosąc ciężkie naręcza gałęzi do domu, wytykali biedaczkę palcami i krzyczeli nazywając strachem na wróble, obdartusem lub czasem nawet jeszcze gorzej.

Zapracowane dziecko starało się, nie zwracać uwagi na zaczepki, ale często popłakiwało w ukryciu, kryjąc się przed spojrzeniami nieprzyjaznego świata. W takich momentach najbardziej brakowało jej mamy, której mogłaby powiedzieć o swoich problemach i żalach. Nie chciała zawracać głowy bardzo zapracowanemu ojcu swoimi sprawami, aby nie dodawać mu kolejnych trosk.

Kiedy zmęczony po całym dniu lepienia garnków tata... A właśnie, bo miałem wam powiedzieć kochane dzieci, że tata Zosi był garncarzem. Kiedy więc po późnej kolacji przygotowanej przez córkę, na dobranoc całował swoje dziecko w czoło, przymykał drzwi od sypialni dziewczynki i gasił wszystkie lampy, wtedy gdzieś z oddali, a jednak bardzo blisko Zosia słyszała, a może jej się tylko tak wydawało, cichutko nuconą kołysankę:

 

Śpij moje maleństwo, ach śpij

Zamknij kochane oczęta i śnij.

 

Mama jest blisko mały aniele

Zamknij oczka, będę blisko ciebie

Utulę cię do snu, bo świat cały gaśnie

Zbudzę cię, kiedy rankiem słoneczko wstanie....

 

– Mamo! – Zosia, jak niemal każdego ranka z zaszklonymi oczyma i z okrzykiem na ustach zerwała się z łóżka.

Chwyciła za swoje porcelanowe serce zawieszone na szyi, jedyną rzecz, która została jej po ukochanej rodzicielce i przyciskając do piersi nasłuchiwała uważnie. Liczyła, że usłyszy jeszcze głos nucący melodię piosenki, cichnącą wraz odchodzącym snem. Niestety, nie usłyszała.

Jak zawsze, gdy dotykała wisiorka, zdawało się Zosieńce, że naszyjnik zaczyna delikatnie pulsować dzieląc się z nią ciepłem i siłą niezbędną do przeżycia kolejnego, trudnego dnia. Dziewczynka otarła resztki łez z twarzy i dziarsko poczęła zbierać się do wykonywania codziennych obowiązków. A niestety, miała sporo...

– Sieroty śmierdzą! – ktoś ze środka sali bezpardonowo przerwał opowiadanie. – I przecież dzieci chodzą do szkoły! Nie muszą wcale pracować, ani nic robić! – Uniosła się dziewczynka o płomiennych włosach i pokropkowanej drobnymi centkami, buzią.

– Hm? – mruknął zaskoczony, ale i smutny takim stwierdzeniem mówca, spoglądając spod okularów na pieguskę.

– I proszę pana, smartfony były zawsze, nawet jak mnie nie było! – Ruda zadziora, coraz bardziej się zacietrzewiała. – I ja wcale w to wszystko nie wierzę! Ta głupia bajka jest, jakby o śmierdzącej Brzezińskiej, tylko...

– Cicho Amelka! – wszedł w słowo pyskatemu rudzielcowi, postawny chłopiec o wzroście około metra czterdziestu , z opaską „Gospodarz Klasy” na ramieniu. – Ty zawsze czepiałaś się Gosi! Nawet jak jeszcze… – młodzieniec urwał, jakby poruszył zakazany temat i szybo zaczął z innej beczki: – Przez ciebie nie dowiemy się, co było dalej!

Kiedy starosta mówił, Narrator zwrócił uwagę, że oczy wszystkich w pomieszczeniu, wędrowały od sprzeczających się, do samotnej dziewczynki siedzącej w ostatniej ławce pod oknem.

– Bo ty Romaniuk, to się w niej kochasz! Romaniuk i sierootaaa! Zakochana paaraaa! Zakochana paaraaa! – Na docinki Amelki rozległ się śmiech i, co niektórzy z małoletnich, poczęli niczym echo powtarzać ostatnie zdanie.

Dzieci przekrzykiwały się nawzajem i do kłótni przyłączali się coraz to nowi uczniowie, stając po jednej lub drugiej stronie. W końcu powstały dwa zwaśnione obozy spierających się uczniów ze swoimi liderami na czele. Jedynie samotna uczennica z ostatniej ławki rysowała coś w swoim zeszycie, nie zwracając uwagi na panujący rozgardiasz.

Gdy do klasy weszła zaniepokojona nauczycielka, wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Narratorem i kiedy mężczyzna delikatnie skinął głową, przystąpiła do uspokajania młodzieży.

W samą porę. Ryża prowodyrka buntu, stała już na stole energicznie gestykulując w obronie swoich racji, jednak została zdecydowanie przywołana do porządku i osadzona w ławce, a co za tym poszło, reszta rozemocjonowanych dzieci uspokoiła się i nastała błoga cisza.

– Uff – westchnął cichutko Narrator.

Sytuacja została opanowana niemal w ostatniej chwili.

Ponowna wymiana spojrzeń opowiadacza z wychowawczynią i jak poprzednio, kobieta nim wyszła wsłuchiwała się przez chwilę w ciąg dalszy historii...

Pewnie chciałybyście, drogie dzieci, wiedzieć dlaczego Zosia, w przeciwieństwie do jej rówieśników w tamtym okresie, nie szykowała się do szkoły? No, więc już wam mówię. W czasach, o których mowa nie wszystkie dzieci chodziły do szkoły, a tylko te, z bogatszych domów, gdyż dawniej rodzice musieli płacić za naukę swoich latorośli. Tata naszej bohaterki, kiedy jej mama chorowała, robił wszystko, aby wyleczyć swoją żonę. Wzywał najlepszych lekarzy, kupował najdroższe lekarstwa, niestety wszystko na próżno. W końcu i tak śmieć zabrała mamę Zosi z tego świata. Niestety po nieudanej walce o życie małżonki, zostały długi u pana Lichwiarza, i niewarte nawet pół talara, porcelanowe serce. Jednakże ten wisior był największy skarbem dla Zosi.

Tata dziewczynki ciężko pracował w obawie przed utratą warsztatu i domu, w którym mieszkali z córeczką. Mała jak prawdziwa gospodyni zajmowała się gospodarstwem. Podsypywała ziaren trzem kurkom i wybierała jajka, jeśli oczywiście jakieś znalazła, a potem, o ile nie trzeba było ich oddać za długi, mogli sobie czasem z ojcem zjeść. Zbliżały się dziewiąte urodziny naszej bohaterki, a że tata obiecał dziecku, najbardziej wymarzony prezent, więc sierotka sądziła, że będzie to jedna z drogich, pięknych, porcelanowych lalek, oglądanych przez nią często w sklepowym oknie, albo przynajmniej hulajnoga. Zosia z każdym dniem coraz bardziej niecierpliwie wyczekiwała upragnionego dnia. Co ranek wyrywała kolejną kartkę z kalendarza, aż w końcu natrafiła na tę z napisem; „Urodziny Córeczki”...

Rozległ się dzwonek. Narrator omiótł wzrokiem wpatrzone i zasłuchane w opowieść dzieci.

– No, niestety... – zaczął mężczyzna

– Musimy kończyć! – dokończyła zdanie wychowawczyni, wchodząc do klasy z plikiem karteczek w dłoni. – Na stołówce jest dla was poczęstunek, ciasto i lody.

– Uuu! – zawył jeden z chłopców. – Ale my chcemy wiedzieć, co było dalej!

– Co Zosia dostała?! Hulajnogę czy lalkę? – dociekało inne dziecko.

– A pan Lichwiarz, zabrał im dom?! – poważnie pytał ktoś inny.

– A to porcelanowe serce, było zaczarowane? – dobiegł głos ze środka sali.

Padały pytania wstających z miejsc i kłębiących się wokół nauczycielki i Narratora zainteresowanych opowieścią dzieci. Żaden z uczniów, nawet piegowata Natalka, nie rzuciło się szturman na stołówkę i czekające tam łakocie, jak to zwykle bywało w takich sytuacjach.

– Drogie dzieci, jeśli podobała się wam opowieść, możecie usłyszeć ciąg dalszy, lecz muszą na to wyrazić zgodę wasi rodzice. – Zawistowska uniosła w górę przygotowane karteczki. – Zajęcia są nieobowiązkowe i odbędą się w godzinach przeznaczonych na lekcję religii. – Kobieta spojrzała wymownie na opowiadacza, jakby miała powiedzieć: „No zaraz się okaże.” Po czym zwracając się w kierunku wychowanków dodała: – Pani katechetka już zaaprobowała ten pomysł. Kto będzie chciał przyjść, niech da rodzicom do podpisu karteczkę.

W czasie, kiedy dzieci wyrywały z rąk kobiety fiszki i galopem biegły do stołówki, dziewczynka z ostatniej ławki pod oknem ciągle i zawzięcie rysowała coś w swoim zeszycie.

– Bo ona, to się chciała zabić. – Narrator poczuł, że jest ciągnięty za marynarkę. Spojrzał w dół, skąd dobiegł go szept małej blondyneczki. – I ja coś jeszcze wiem.

– Tak?

– Ona miała kiedyś takie bursztynowe...

– Luca! Lecimy, bo nam wszystko wyjom! – ponaglił koleżankę chudziutki chłopczyk o wielkich, piwnych oczach i dziewczynka nie dokończywszy zdania, ruszyła wraz z kolegą w pogoń za rozradowanym tabunem.

– Władziu, mówi się wyjedzą! – wychowawczyni poprawiła oddalającego się młodzieńca. – I tyle razy powtarzałam, żeby nie biegać po korytarzu! Lucynka, ty też!

Dzieci, jak za sprawą magicznego zaklęcia nagle zwolniły, niemal się zatrzymując, by równo po trzech sekundach ponownie rozpocząć wyścig. Wiesława wzruszyła zrezygnowana ramionami, gdyż z doświadczenia wiedziała, że niemal niemożliwością było zapanowanie nad żywiołem młodości.

– Myślisz, że się udało? – Zawistowska zapytała stojącego na uboczu i wpatrującego się w drugi koniec sali przyjaciela.

– Nie wiem, przecież mnie tu nie ma, zapomniałaś? – odparł mężczyzna. – Jestem tylko narratorem, ale gdybym tu był, pewnie doradziłbym ci spróbować zerknąć do zeszytu tej małej.

Kobieta dopiero teraz zorientowała się, że Gosia Brzezińska - przyczyna całej konspiracji wciąż pracowała wytrwale nad czymś w swoim zeszycie, energicznie zmieniając kolejne kredki. Wyglądało tak, jakby ścigała się z czasem i w każdej chwili oczekiwała, że ktoś spróbuje powstrzymać ją przed ukończeniem dzieła.

– Ale przecież, jej ojciec mówił, że ona tylko bezmyślnie maże... – Wychowawczyni ruszyła w kierunku ławki pod oknem. – Gosiu, kochanie, czy mogę zerknąć na twój rysunek? – Kredka z hukiem trzasnęła o ławkę. W tej samej sekundzie, niepozorna brunetka zamknęła zeszyt i przycisnęła go z całych sił do piersi, jakby chciała bronić cennego skarbu, który kobieta próbowała jej odebrać. Dziewczynka spuściwszy wzrok na podłogę i jak nakręcana lalka, której wyczerpująca się sprężyna mechanizmu pozwoliła wykonać ostatnie ruchy imitujące życie, odsunęła się nieznacznie od nauczycielki i zastygła w bezruchu wbijając wzrok w podłogę, oraz ściskając z całych sił czerwony notatnik.

– Wszystko w porządku skarbie. – Widząc reakcję dziecka wychowawczyni stanęła w pół kroku. – Nie musisz pokazywać, jeśli nie chcesz.

Zawistowska chwilę się wahała jak ma postąpić, gdyż nie chciała przestraszyć i tak już skrzywdzonej przez los Gosi.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Cicho_sza 09.10.2021
    Maurycy, czy będzie kontynuacja? Przeczytałam wczoraj przed snem. Dziś ogarniam komentarz.
    Ciekawa historia - taka opowieść w opowieści. Ciekawi mnie co dalej z Zosią i Gosią.
    Pozdrawiam
  • Hej! Dzięki za zainteresowanie, będzie kontynuacja, na którą zapraszam :)
    Pozdrawiam
  • Bożena Joanna 09.10.2021
    Będzie kontynuacja? Co znalazło się w zeszycie? Są pytania bez odpowiedzi.

    Pozdrowienia!
  • Tak Bożeno, będzie a nawet już jest kolejny fragment "układanki". Zapraszam na drugą część.
    Pozdrawiam i miłego dnia życzę :)
  • Dekaos Dondi 14.10.2021
    ML↔Przeczytałem i całkiem szczerzę rzeknę, że bardzo mi się ów tekst podoba. Szczególnie, że nie wszystko naraz.
    Tajemnica stopniowana i ciekawie napisane.
    A może dobrze by było, to co czytane dzieciom, kursywą dać?:) i zrobić przerwy między akapitami, by się nie zlewało?
    Sam piszę luźno, więc zrozum odchyłkę mą:)↔Idę czytać następną część:))↔Pozdrawiam:)↔%
  • Dzięki za dobre rady. Z tą kursywą to genialny pomysł, się zastanawiałem, jak to tak dyskretnie rozdzielić, a tu przychodzi DD i zapodaje rozwiązanie. Być może uda mi się skorzystać z tej rady w przyszłości.
    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania