Powidoki
Obraz zacierał mu się już trochę, dlatego tym bardziej wysilał się i od nowa malował w pamięci każdy szczegół.
Dwa drzewa, których nazwy nie znał, o grubych pniach i silnych gałęziach, podtrzymujących platformę pod domek. W domku śmiech dzieci, stukanie, pokrzykiwanie i piski.
I liście! Tyle liści — rude, żółte, zielone, brązowe. Tańczące, wirujace albo pchane wiatrem. Jedne zdmuchane wprost z gałęzi, drugie poderwane z ziemi, niektóre zimne wilgocią, inne nagrzane słońcem.
Zapach trochę ziemisty, szorstkość i kruchość. I szelest, szelest, szeleszczenie.
Inne niż przy otwieraniu opakowania ze strzykawką. Delikatniejsze, łagodne i szersze zarazem.
Dzieci. Śmiechy, krzyki i tupanie silnych nóg, które nie bolą przy oklepywaniu.
Refleksy słońca między gałęziami. Ciepło na twarzy. Gorąco. Znowu gorąco. Byle nie zapomnieć. Pamiętać.
Płonie drzewo, z liśćmi rudymi, żółtymi, zielonymi, brązowymi, dmie wiatr, wirują iskry.
Gorąco, jak bardzo gorąco.
Komentarze (19)
P.S↔Obraz nie był już taki wyraźny, jak kiedyś, dlatego tym bardziej ponawiał próby i od nowa malował w pamięci każdy szczegół→tak by było, bez 2 się:)
Szukałam możliwości zredukowania jednego, ale jak na razie żadne rozwiązanie mnie nie satysfakcjonuje. Twoja propozycja nie jest zła i może, może, jak nie wymyślę niczego innego, to przymierzę do tekstu. A nie pasuje w 100 procentach, bo zależy mi na zwrócenie uwagi na proces a nie efekt. No i kontekst nieco się zmienia... W każdym razie — też mnie to się uwiera.
Dziękuję za słowo!
tekst o reminiscencjach chłopca spędzającego ostatnie chwile życia obudził we mnie wspomnienia związane z lekturą opowiadania J. Cortazara. Zaletą tego tekstu jest niedopowiedzenie stwarzające czytelnikom możliwość uczestnictwa w wyobraźniowej grze z autorem. 5
(zamiast „wysilał się” może „wytężał siły”? Choć nie rozumiem rygoru poprawności. Jestem zdania Gombrowicza o wyższości skaz nad nadmierną precyzją)
pozdrawiam
Miło mi, że przeczytałeś i że odebrałeś pozytywnie. :)
Wielkie dzięki za wizytę i podpowiedź w sprawie podwójnego się — skorzystam. :)
W tym opowiadaniu liście są jak chwile... Bo zrobiłaś to tak, że te liście nie są tylko jesienne. One pochodzą ze wszystkich pór roku naraz. I pewnie z wielu lat, na raz:
Tyle liści — rude, żółte, zielone, brązowe.
Brązowe są jako zalążki, jeszcze w pączkach, zielone od kwietnia do września, później rude i żółte, a w zimowych kałużach i śniegu - znowu brązowe.
I tak w kółko - wiosna, lato, jesień, zima... Aż pewnego dnia wszystkie te liście płoną, bez względu na porę roku.
W gorączce śmierci.
"W żółtych płomieniach liści brzoza dopala się ślicznie..." Brzoza, albo inne drzewo. Jest taki film "Drzewo życia", mało w nim słów.
Wczoraj, przez ten tekst sięgnęłam po kilka tomików, w których odszukiwałam pewne wiersze. Był wśród nich wiersz Harasymowicza "Buki stare brodate", a tam taki fragment:
Bo tak mi serce coś szepcze
Chore pożółkłe jak listek
Że nie wiadomo kiedy
Licho na nas zagwiżdże
Z ciała kurz rudy zostanie
Tak jakoś było ze mną po lekturze.
Przekonałam się, że czasem wenę trzeba poszukać w innym miejscu. Gdzie jaśniej i zdrowiej, bez toksycznej pleśni.
Nie wiem czy dobrze, że odarłam tekst. W sumie nie zamierzałam. Ale wzruszyło mnie i połechtało też (ot, próżność niestety), że poświęciłaś tyle czasu tej historii. Chciałam pokazać jak blisko udało Ci się podejść. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Dzięki, za komplement. Akurat zawitałeś pod same okruszki krótkostrzałowe. Zresztą nie publikowałam tu jakiś długich tworów, ale mam trochę ciut lepiej rozwiniętych :D. Z w miarę świeżych (ale i tak już lekko zaśniedziałych):
https://www.opowi.pl/memoria-a81881/
https://www.opowi.pl/trzy-krotkie-koncerty-a78152/ (wprawka)
https://www.opowi.pl/krolowe-a80459/
Dzięki za wizytę, pozdrawiam!
A serdecznie zapraszam:D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania