Poprzednie częściRandom #1, czyli gdzie to się gubi?

Random #17, czyli Zabawa w Miganego

Jak w ogóle wylądowałam na kursie polskiego języka migowego?

 

Nie jestem poliglotką (moja relacja z nauką języków obcych jest… skomplikowana), ale zawsze lubiłam języki. Niestety informacja o tym, że na mojej uczelni istnieje taki fakultet okazała się przedawniona. Kiedy na II roku wpadłam na wydział podbić legitkę – wtedy większość zajęć odbywała się już w różnych ośrodkach, rzadko tam bywałam – zauważyłam ogłoszenie. Spotkanie organizacyjne było pięć dni temu, ale zadzwoniłam pod podany numer i dowiedziałam się, że pierwszych zajęć jeszcze nie było i jak najbardziej mogę dołączyć. Lokalizacja też korzystna, więc… oto jestem.

 

O samym przedmiocie kursu prawdopodobnie napiszę osobny tekst, dziś chcę się skupić na pewnym aspekcie.

 

Na III roku kończyłam drugi etap kursu, gdzie głównie uzupełnialiśmy dotychczasowe słownictwo i ćwiczyliśmy miganie/tłumaczenie w praktyce. Zazwyczaj siadaliśmy w kole, pan Marcin (imię zmienione) rozdawał ćwiczenia – proste teksty do tłumaczenia i każda z nas po kolei migała jeden akapit na oczach wszystkich.

 

*

Studia licencjackie nie były łatwym czasem, a druga połowa trzeciego roku już całkiem. Zresztą od dawna miałam problemy z nauką – nie z samym przyswajaniem wiedzy, ale z… zabraniem się do niej. Z organizacją i trzymaniem się tego. Wystarczająco trudne było dla mnie nadążanie na uczelni – zwłaszcza, gdy wzięłam się na poważnie za pracę dyplomową (co zaczęłam ogarniać, kiedy większość była już dawno za połową…). Zmierzam do tego, że nie potrafiłam zorganizować się na tyle, by w ogóle ćwiczyć między spotkaniami. W ogóle. Jak można wywnioskować, odbijało się to na zajęciach. Niektórzy migali już całkiem sprawnie, a ja paliłam się ze wstydu, bo nie umiałam połowy znaków ze swojego akapitu.

 

Zaczęłam chodzić w kratkę, zasłaniając się nauką/pisaniem pracy dyplomowej i mówiąc sobie, że przez ten czas poćwiczę i nadgonię materiał.

 

Yhy.

 

Zabawny fakt o mnie: to jeszcze NIGDY u mnie nie zadziałało, niezależnie, czym się chciałam zająć. Odkryłam to już przed maturą, kiedy przestałam wychodzić z przyjaciółmi w weekend ćwiczyć parkur, żeby „się uczyć”. Może niektórym ludziom służy zamykanie się w swojej jaskini i skupianie na czymś w 110%, ale u mnie takie założenie to murowany sposób na stratę większej ilości czasu i drastyczny spadek efektywności. No i „miganie do ściany” ssie.

 

Po prostu uciekałam przed własnym wstydem.

 

*

 

Nie pamiętam jakiegoś momentu olśnienia, ale widząc, że zaległości rosną, zmieniłam taktykę.

 

Chodziłam na każde zajęcia, przygotowana czy nie (chyba że naprawdę musiałam coś zrobić na wczoraj). Kiedy inna uczestniczka migała swoje, ja po cichu (podczas migania powinno się mówić – niektórzy głusi potrafią czytać z ruchu warg) powtarzałam ideogramy, których nie znałam. Kiedy ja migałam i czegoś nie wiedziałam, zamiast mówić po prostu „nie wiem” i kulić się ze wstydu, pokazywałam coś możliwie bliskoznacznego, co przyszło mi do głowy i/lub myślałam na głos – próba rozgryzienia czegoś (nawet czegoś, co dawno powinnaś umieć) czy w ogóle cokolwiek jest lepsze niż skazany na porażkę perfekcjonizm.

 

Jeśli miałam pytanie – choćby luźno zahaczające o to, co akurat robiliśmy – zadawałam je. Ogólnie byłam aktywna, co pomagało mi się skupić i tworzyć nowe „ścieżki neuronowe”.

 

Dałam sobie spokój z udawaniem wzorowej uczennicy.

 

Wkrótce przestałam przed zajęciami odczuwać lęk – wręcz cieszyłam się na te spotkania, wyrobiłam sobie też nawyk siadania na pół godziny przed wyjściem na autobus i pracy z nagraniami (dostawaliśmy od nauczyciela materiały video) – czyli zaczęłam ćwiczyć. Odrobinę, bo tylko te pół godziny dwa razy w tygodniu przed spotkaniami + nie próbowałam wtedy przerobić połowy materiału – wyczuwałam, gdzie jest moja granica przyswajenia informacji na tę chwilę i po dotarciu do niej tylko powtarzałam, skupiając się na najważniejszych, najsłabiej pamiętanych ideogramach. (Musiałam fajnie wyglądać w autobusie… zresztą zdarza mi się migać jakieś losowe słowa idąc gdziekolwiek). Ale to więcej niż wcześniej.

 

No i przede wszystkim – widocznie się poprawiłam. Nie tylko we własnym mniemaniu – nauczyciel to zauważył. Choć wiedząc, jak naprawdę było, rozbawiło mnie, co konkretnie powiedział:

 

„Widać, że było ćwiczone.”

 

*

*

*

 

Zdaję sobie sprawę, że w bardziej „usztywnionym” środowisku (na naszych zajęciach panowała dość luźna i przyjazna atmosfera) szybko stałabym się persona non grata. Ale próby zadowolenia ludzi, których odrzuca sama struktura mojej osobowości i dla których ważniejsze jest, że coś „wygląda” niż to, czy działa też dawno sobie odpuściłam.

 

Nawiasem mówiąc, słowa pana Marcina do mnie na zakończenie kursu brzmiały: „nie bój się migać”.

 

*

Co robię po skończeniu kursu, skoro ćwiczenia wychodzą mi tak, a nie inaczej?

 

Migam to, co umiem, „tłumacząc” na bieżąco słuchaną muzykę.

 

Uczyłam migania jedną bliską osobę (niestety przestało to być możliwe), a niedawno zaproponowałam „zdalne lekcje” przyjaciółce studiującej na lekarskim na innej uczeni. Zgodziła się, więc po wakacjach zaczynamy :) To fantastyczne, rozgryzać, jak dopasować materiał do danej osoby (pod kątem organizacji i tego, czego akurat ona potrzebuje najbardziej) i potem z nią ćwiczyć :))

 

Wyobrażam sobie dialogi, które mogę prowadzić z pacjentami jako pielęgniarka i próbuję je migać.

 

I – wskazówka naszego nauczyciela – odezwałam się do najbliższego Stowarzyszenia Niesłyszących (tak, istnieją takowe) z wyjaśnieniem, kto ja jestem i pytaniem, czy mogę uczestniczyć w ich spotkaniach. Otrzymałam odpowiedź, że od września możemy się umawiać i że bardzo chętnie mi pomogą :)

 

*

Chciałabym rozwijać się dalej, bo mój oficjalny poziom pozwala „zaledwie” się dogadać, ale najpierw chcę porządnie wyszlifować obecny warsztat. Bo do ideału mi daleko (śmiech).

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Droga_we_mgle↔Zazwyczaj lubię bardziej czytać i pisać teksty "z wyobraźni"→ale to, w jaki sposób wiele kwestii opisujesz, jest po prostu ciekawe. Spojrzenie z "pierwszej ręki" Jak to wiele różnych drobnych spraw, kształtuje całość. To tak, jakby "przeczytać podszewkę płaszcza"
    A jak językiem migowym, wyrazić emocje itp. Np: szybciej migać. Intensywniej? O tak. Usztywnione środowisko, nie zawsze nastraja do życia:)→Pozdrawiam🙂
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    DD ✎nie przypuszczałam, że moja działalność na Opowi rozwinie się w tym kierunku, ale z tekstów "z wyobraźni" nie zamierzam całkowicie rezygnować :)

    Tak :)
    Znaczy są ideogramy oznaczające emocje ("denerwować się" "cieszyć się" itp.) ale głusi wyrażają to też intensywnością migania. Nie tylko emocje, ale też stopniowanie - np. intensywność koloru. Poza tym w języku migowym można też przeklinać, więc... ( ¬‿¬)

    Dzięki za komentarz, pozdrawiam :)

    PS: Bardzo fajny avek
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Droga_we_mgle↔Znowu wiem coś więcej. A przeklinanie to konkretny wyraz, czy odbiorca może sobie wyobrazić dowolny?→Co do avka→to dzieło me🙂
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    Konkretne znaki oznaczają konkretne przekleństwa

    Ale cicho, bo spoileruję planowany tekst z ciekawostkami 🤐

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania