Poprzednie częściSanitariuszka - rozdział 1

Sanitariuszka - rozdział 2

Dziewczyna wróciła do domu po dwóch godzinach.

- Co tak krótko, kochanie? – usłyszała w progu głos mamy.

- Pokłóciliśmy się, ale to błahostka. Wiadomo coś o Chicago?

- Jak na razie zabrali ludzi na wojnę z sąsiedniej wioski. Jeżeli będą lecieć takim pędem, to do końca tygodnie możemy znaleźć się w środku wojny. – powiedziała zatroskana Scarlett.

- Do końca tygodnia? Przecież dzisiaj czwartek? – nie dowierzała Lorey – Mamo, wiesz, że nie pozwolę na to, aby zabrali Młodą i mnie, a ciebie zostawili na pastwę losu.

- Lor, nic na to nie poradzisz. Jedyne co możemy teraz robić to modlić się, aby wojna skończyła się już niedługo.

- Cor chce zostać sanitariuszką. – nie owijała w bawełnę starsza siostra.

- Może to i dobrze, że chce być użyteczna. – odpowiedziała dumnie Scarlett

- Co? Czy ty siebie słyszysz?

- Lorey! Jak ty się odzywasz! – wykrzyczała matka

- Przepraszam, poniosło mnie.

- Nie pierwszy raz.

Dziewczyna wyszła aby ochłonąć i do rana nie wróciła, a gdy przyszła do domu, czekała tylko, aż jej mama da jej szlaban, za to że nie wróciła. Lecz tu czekała ją niespodzianka, bo usłyszała tylko w jej głosie rozpacz.

- Słonko, gdzie ty byłaś? Ja od zmysłów odchodziłam. Martwiłam się.

- Przepraszam, byłam u Pedra. Musiałam ochłonąć. – powiedziała dziewczyna i zbiegła na inny temat – Może obejrzymy telewizję. Dowiemy się jakiś „newsów”.

Gdy tylko włączyła telewizję, czekała ją niemiła niespodzianka. Jennifer McPerson, prezenterka wiadomości, mówiła już na wstępie.

- Mieszkańcy San Orio, chociaż wielu ich nie ma, są wzywani na wojnę do Chicago. Dziewczęta od dwunastu do dwudziestu lat będą służyły jako sanitariuszki na polu bitwy, kobiety powyżej dwudziestu lat będą pracować w szpitalu, za to chłopcy od czternastu lat będą walczyć za ojczyznę na polu bitwy. Mam nadzieję, że mieszkańcy San Orio się cieszą, ponieważ w końcu będą mogli walczyć za ojczyznę. Życzę miłego dnia. Do widzenia.

Jasne, dla niej to błahostka tak mówić, bo w końcu jej nikt nie powie pewnego dnia, że musi iść na wojnę. – pomyślała Lorey.

- O nie… - usłyszała westchnienie mamy obok.

- Mamo, spokojnie, nie pozwolę na to. Coś wymyślę. San Orio, nie może iść na wojnę! Nie martwcie się. – uspokajała ich Lorey, gdy w tej chwili zadzwonił telefon – Ja odbiorę.

- Hej, w końcu możesz się pochwalić swoim planem. – usłyszała kpinę w głosie osoby po drugiej stronie słuchawki. Doskonale wiedział kto to, tylko on mógłby się cieszyć z tego, że idzie na wojnę. To było oczywiste. Był to Pedro.

 

*****

Chętnie poczytam opinie, jak coś Cor - zdrobnienie od imienia Corrie, a Lor - będzie to zdrobnienie od imienia Lorey

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Dagmara 13.03.2015
    Super rozdział dawaj takich więcej skoro piszesz 10000 słów na minutę ???? . Widzisz skomentowałam specjalnie dla ciebie. Twoja Dagmara ????
  • BreezyLove 13.03.2015
    W tym rozdziale nie było już powtórzeń imion, to dobrze ;) strasznie jestem ciekawa co się dalej stanie ;) 4
  • MaHa 13.03.2015
    Ojej, Dagmaro, mam być zaszczycona? Dziękuję :* xD
  • MaHa 13.03.2015
    BreezyLove Dzięki co do imion bardzo się staram ich nie powtarzać, ale czasem naprawdę ciężko :D , ale dzisiaj nie dodam już trzeciego rozdziału ( dodałam dzisiaj oba xD )
  • BreezyLove 13.03.2015
    To oczywiste, że ciężko :) w takim razie będę czekała na ciąg dalszy ;)
  • KarolaKorman 14.03.2015
    Poczekam do kolejnej części z oceną. Może to co wymyśli Lor, będzie czymś pomysłowym i o to Ci chodzi w tym opowiadaniu. Na razie nie bardzo mogę się połapać :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania