Poprzednie częściSanitariuszka - rozdział 1

Sanitariuszka - rozdział 4

Gdy Lory odsunęła się od Pedra zauważyła coś dziwnego.

- Ped, gdzie Christina?

- Christina… ona… znaczy oni… - zaczął, ale mówił tak, jag by nie mógł skończyć.

- Pedro, spokojnie dokończ.

- No bo żołnierz, który wyciągnął nas z domu… Christina nie chciała iść… a wtedy on ją…- powiedział, a wtedy Lory uświadomiła sobie co ma na myśli. Christina nie chciała iść, więc żołnierz ją zastrzelił. Biedny Pedro, pomyślała, został na tym świecie sam.

- Och, Pedro, tak mi przykro… - zaczęła dziewczyna i mocno go przytuliła. Poczuła wtedy wodę na policzku. Pedro bardzo rzadko płakał.

- Lory, ja jestem sam! Już nie mam nikogo na tym świecie! Zostałem sam! – szlochał Pedro, Lorey chciała go uspokoić, ale nie miała pojęcia jak. Co mogła powiedzieć, żeby przestał płakać. W końcu sama wiedziała, że przeżywałaby jeszcze gorzej niż on, gdyby zabito Corrie, więc odważyła się tylko na słowa, bardzo proste słowa.

- Naprawdę mi przykro. Wiem co czujesz.

- Jesteśmy na miejscu. – powiedział żołnierz, który siedział koło nich. Był ich ochroniarzem. Piękny szatyn o morskich oczach, wydatnych kościach policzkowych i pełnych ustach o wysportowanej sylwetce, dodał tylko. – Lepiej, żeby pan się uspokoił.

Co za świnia, - pomyślała Lorey, ciekawe jak on by się zachowywał, gdyby cała jego rodzina umarła.

- Zabił pan moją siostrę, jak mam być spokojny! – krzyczał do niego Pedro.

- Ej, nie warto. Uwierz mi. – szepnęła mu na ucho Lorey, i w tej chwili Pedro się uspokoił.

Gdy wysiedli z helikoptera Lorey poczuła chłód, najwyraźniej Corrie poczuła to samo, bo od razu się do niej przytuliła.

- Lory, ja się boję. – szepnęła jej Corrie.

- Mała, spokojnie, coś wymyślę. I tylko mi tu nie płacz. – wyszeptała jej i się uśmiechnęła, chociaż nie miała powodów do radości.

Siostry stały tak przytulone jeszcze dłuższą chwilę, gdy podszedł do nich żołnierz.

- Zapraszam państwa do Sali Szkoleniowej. Nauczą się tam państwo strzelać i tym podobne.

Wszyscy weszli do pokoju, gdzie było około dziesięciu stanowisk do strzelania, rzucania nożami, oraz dwa stanowiska do opatrywania ran.

- Mogą państwo iść gdzie chcą. – powiedział im żołnierz.

Lorey szybko pobiegła do stanowiska z bronią. Wzięła mały rewolwer.

- Chcesz się nauczyć z tego strzelać? – spytał ją Pedro.

- Czemu nie? – odparła. Wzięła pistolet, obróciła go kilka razy w ręku i oddała trzy stały. Bardzo celne, ponieważ już po chwili na ziemi leżał jeden z żołnierzy. Martwy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Dagmara 18.03.2015
    Miałaś racje boskie zakończenie. Rozdział zajefajny. Pisz tak dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania