Sen To Twój Wróg – Rozdział I – Ból
Na samą wieść o powrocie córki do domu, James poczuł nieznośny ucisk w okolicach wątroby, natomiast jego głowa zaczęła go swędzieć i piec jednocześnie. Tego wieczoru postanowił udać się na długi spacer, mając nadzieję, że dotlenienie pozwoli mu na znietrzeźwienie bólu. I tak też się stało. Ziąb uśmierzył ból, umożliwiając dorosłemu na chwilowe odetchnięcie z ulgą; natomiast dzięki światłu latarnii, mógł widzieć rozciągającą się w dal ścieżkę.
– Zapowiada się spokojna noc – powiedział, spoglądając na gwiazdy.
Idąc dalej, zauważył mały staw, w którym przed laty doszło do tragicznego wypadku; utopiły się tam trzy osoby. Najstarsza z nich miała lat osiemnaście, natomiast najmłodsza; dziewczynka, liczyła ich zaledwie piętnaście. Owego czasu wiadomości o zgonach były równie powszechne, co jedzenie porannego chleba. Z czasem przestały robić nań jakiekolwiek wrażenie. Jak to się mówiło? Było...minęło. Przetrwali najsilniejsi.
– Chciałbym, aby to wszystko się skończyło – dopowiedział, ocierając o siebie dłonie; stary nawyk, który odziedziczył po latach pracy przy powozach. – Ten ból? Wiem, że pewnie jest wytworem mego skacowanego od niewyspania mózgu, jednakże wydaje on się taki prawdziwy...
Wkrótcę dotarł do progu swej posiadłości i po otworzeniu drzwi powitała go jego żona.
– Spacer pomógł? – zapytała.
– Tylko trochę – odparł, dotykając skroni – Za to czuję pieczenie na plecach i w mostku. Zupełnie jakby całe płuca płonęły mi od środka. Wiesz może co to oznacza?
Zawahała się na chwilę.
– Myślę, iż to wszystko tkwi o.. o tu – Stuknęła swemu mężowi parę razy w głowę – Powinieneś przestać o tym myśleć i skup się na pozytywach. Mamy przecież ogromną, otoczoną preriami posiadłość, pieniądze, a nawet tego zapchlonego kundla, oczywiście nie mam na myśli naszego psa.
– Ty to potrafisz pocieszać! – odpowiedział ironią, powoli pojmując dlaczego się w niej zakochał.
Edith była specyficzną kobietą; potrafiła być bowiem zaborcza, opiekuńcza, jak i zabawna, czy pedantyczna. Uogólniając stanowiła mieszankę bardziej spienioną i ognistą niż zabeczkowane na dekady piwa, zachowując przy tym słodycz swej duszy. Nie raz rozmyślał o niej podczas swych spacerów, rozmyślań oraz dalekich podróży.
– Powinniśmy chyba już się przygotować, bo za dobre dwie godziny przybędzie Lucy – zauważyła.
– Ach, ile to już czasu minęło?
– Zbyt dużo, lecz to się niedługo zmieni.
Następne długie chwile spędzili na zawieszaniu prostych dekoracji, przygotowywaniu poczęstunku oraz na generalnym sprzątaniu widocznych okiem brudów. Podczas gdy Edith zgarnęła okruchy z dywanu, James poszedł do kuchni i zabrał dwie butle z napojami gazowanymi. Wtem do domu weszła ich córka.
– Niespodzianka – zawołały naraz dwie postacie, zgromadzone pośrodku przedpokoju.
– Naprawdę nie musieliście! – oniemiała z wrażenia, nie spodziewając się, iż jej rodzina aż tak się postarała.
– Spójrz tylko na nią, oniemiała z wrażenia! – Uśmiechnęła się szeroko kobieta w czerwonej sukni balowej, po czym rzuciła spojrzenie do stojącego na tyle kamerdynera, wtem mężczyzna zabrał dziewczynie walizkę i wciągnął ją schodami na górę. – Nie mogę się doczekać, aż powiesz nam o wszystkim, co cię spotkało.
– Wybacz matce, nie mogła się doczekać twojego przyjazdu. – odezwał się ojciec, przeczesując sobie włosy.
Lucy rozsiadła się wygodnie w fotelu, zabierając ze stołu butelkę napoju gazowanego, by krótko potem począć opowiadanie...
***
James nie tracił ani chwili.
Na krótko po zabraniu broni zszedł po skrzypiących schodach i skręcił powoli do salonu. Pusto. Enigmatyczne odgłosy drapania i szurania zastąpił przeraźliwy skowyt wraz z niskim piskiem. Mężczyzna zrobił parę kroków za drzwi domostwa i idąc za odgłosem dotarł za posiadłość, gdzie czekało na niego kosmate stworzenie ze zdeformowaną czaszką...
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania