Slave - rozdział 1

Rozdział 1

Leżę otępiała pod jakimś spasionym, spoconym ciałem, wyłączam myśli w czasie kiedy on wbija się we mnie raz po raz. Ten stary oblech sapie, jednocześnie szepcząc mi do ucha zboczone słowa. To niby ma mi pomóc? Ciekawe w czym, w dojściu? Już dawno tego nie zaznałam. Nie oszukuje się wiem, że nigdy nie będzie mi dane poznać kogoś odpowiedniego, założyć rodzinę, dać im szczęście, którego sama nie dostałam. Myślę o wszystkim by się rozproszyć i zignorować ból rodzący się w moim wnętrzu. Facet chyba ma problemy, gdyż męczy mnie już tymi burzliwymi pchnięciami od dwudziestu minut. Od czasu do czasu pociera moja łechtaczkę swoimi grubymi, serdelkowatymi paluchami.

Znowu czuje szczypanie, co przebija się przez moja zbroję, którą tworzę za każdym razem gdy mam klienta. Ja osobiście nazwałabym tych facetów, którzy wykorzystują mnie jak szmacianą lalkę, spełniając swoje zboczone, sadomasochistyczne fantazje, skurwysynami. Chyba się znudził, bo teraz przechodzi do gryzienia i ssania moich stuków. Boże, facet ogarnij się mówię sobie w myślach, nie jestem twoją matką, a z moich cycków nie wyleci mleko. Najgorsi są tacy, którzy nie wiedzą jak zabrać się do roboty.

- Cukiereczku zaraz dojdę, jak z tobą? – w końcu, chyba zaczęła działać viagra, bo dziadek po tym oraniu mojego ciała dobija do brzegu. Nie zostaje mi nic innego jak zadowolenie klienta, mówiąc mu, że oczywiście tak mi dobrze, że też zaraz doję.

- Jesteś niesamowity – zmuszam się do przejechania moimi paznokciami po jego plechach. Z praktyki wiem, że to działa na tych durniów.

Czuję jak się zbliża, więc czas zacząć moje przedstawienie. Trochę krzyczę, niczym gwiazda z pornosa, a facet zadowolony haraczy dochodząc. Po wszystkim pada na mnie, wyglądając na wniebowziętego jakby wszedł na Mount Everest. Tak dziadku, też się cieszę, że już po wszystkim. Po kliku minutach zbiera się, płaci mi dając mega napiwek, mówiąc, że jeszcze mnie odwiedzi.

Leżałam przed nim rozkraczona z czterdzieści minut, aż bolą mnie uda. W łazience ściągam z siebie narzucony na moje nagie, obolałe ciało satynowy szlafrok i wchodzę pod prysznic. Dokładnie się szoruje, jednak piersi oraz wnętrze ud traktuje ulgowo. Jestem w tych miejscach zaczerwieniona, wystarczy, że lekko się dotknę, a najchętniej bym płakała. Po kąpieli nakładam na wrażliwe miejsca balsam, mój dyskomfort do jutra musi ustąpić. Dzisiejszego dnia, dziadek był moim ostatnim klientem. Odkąd tu jestem, kurcze już mija pięć lat, stałam się najbardziej zabieganą dziewczyną w tym burdelu. Sorry jak już tu wylądowałam to powinnam użyć słowa kurwa, bo nie jestem już słodką dziewczyną. Wszystko zostało mi odebrane w wieku siedemnastu lat przez moją matkę. Nikomu nie życzę takiego dzieciństwa jakie ja miałam, ani takiej matki. Jedyne z czego się cieszę, to, że dała mi siostrę. Przebywa ona teraz ze mną w tym miejscu, to nie jest dobre dla sześcioletniego dziecka, ale lepsze to niż sierociniec. Kobieta, która dała nam życie, wolę używać tego sformułowania niż nazywać ją matką, zmarła przez przedawkowanie. Jeszcze przed tym udało mi się załatwić dokumentację, która uczyniła mnie prawnym opiekunem mojej przyrodniej siostry. Jestem szczęśliwa, ponieważ zdążyłam to zrobić przed sprzedaniem mnie do tego okropnego miejsca.

Moje dziewictwo, które chciałam zachować dla tego jedynego, zostało mi odebrane przez bossa tego brudnego interesu. Miałam jakieś tam pojecie jak to bywa między kobietą, a mężczyzną, ale nie byłam przygotowana na to co mnie spotkało. Przed tym całym zdarzeniem cieszyłam się, że mam zaokrąglone ciało. Szczupłe, długie nogi, krągłe biodra, za które mogą łapać faceci. Jędrny tyłek, gdyż codziennie biegałam, płaski, wyrzeźbiony brzuch oraz piersi rozmiaru D. Długie, kręcone brązowo-rude włosy, pełne usta, twarz w kształcie serca z wielkimi zielonymi oczami, okalanymi długimi, grubymi, podkręconymi rzęsami. Cieszyłam się że jestem ładna, dla dziewczyny w liceum, kiedy każdy chłopak się za tobą odwraca jest to przyjemne. Ale to było kiedyś, teraz jestem inną osobą, pozbawioną emocji, zobojętniałam na to całe otoczenie. W obecnej chwili nic mnie nie rusza, chyba, że moja siostra dla której zrobiłabym wszystko.

Wracając do mojego pierwszego razu, gwałt przy tym to chyba małe zło. Chociaż współczuje tym dziewczyną, które przeżyły to straszne zdarzenie. Brał mnie mocno, na kilkanaście sposobów, wchodził w moje ciało w miejsca, o których nie miałam pojęcia, że można pieprzyć. Stosował na mnie swoje zabawki, które raniły moje ciało, musiałam spełniać jego rozkazy. Po wszystkim nie byłam w stanie wstać z łóżka, zostawił mnie samą, bezbronną po nocnym maratonie.

- Kochanie jeszcze klika rundek z moimi chłopakami, a będziesz moim najcenniejszym nabytkiem – patrzę tylko ze strachem w oczach, jak śmieje się diabolicznie – Już widzę mnożące się pieniądze za to boskie ciało. Twoje drzwi nie będą się zamykały, gdy umieszczę cię na naszej stronie internetowej - błagam, żeby już wyszedł i zostawił mnie samą – A – odwraca się z ręka na klamce – jak będziesz się dobrze spisywała to może umieszczę z tobą siostrę. Tylko rób to co ci każę, a się dogadamy – teraz chyba już wychodzi na dobre. Wydaje z siebie syk, powoli podnosząc się z łóżka. Muszę zmyć z siebie ten bród. Nawet nie patrzę na siebie, bo boję się tego co zobaczę. Jestem tylko wdzięczna, że mnie nie rozerwał na pół tym swoim wielkim fiutem. Zerkam za siebie, widzę pełno krwi, boże ona jest moja. Zbieram odwagę i patrzę na swoje ciało. Jest całe posiniaczone, w niektórych miejscach obdarte, mocno zaczerwienione oraz pogryzione. Na moich nogach widnieje zaschnięta krew, na sam widok mnie mdleje. Nie płaczę, już zabrakło mi łez. Ten skurwiel odebrał mi moją niewinność, chce ze mnie zrobić dziwkę. Niech sobie myśli, że mu się to uda. Zawładnął moim ciałem, ale duszy mu nie oddam, poczekam aż Liz urośnie i ucieknę pod niego.

Tak właśnie poprzysięgłam sobie pięć lat temu, teraz ten czas nadchodzi. Odkąd Marco zbija na mnie kupę szmalu, stałam się jego dziewczynką, z której zdaniem się liczy. Po tych kliku latach, mogę decydować o klientach. Moim celem jest zwabiać tych najbogatszych, nic innego się nie liczy, nie zwracam uwagi na wygląd. Podczas kiedy faceci mnie posuwają, staram się wyłączać swój umysł, chociaż jedyna myśl która zaprząta mi głowę to, to kiedy przyjdzie odpowiedni czas na ucieczkę.

*

- Nat, dlaczego muszę spakować wszystkie swoje rzeczy? – patrzę na moja małą siostrzyczkę, która siedzi teraz przed swoją szafą, pakując swoje ciuchy

- Kochanie – klękam przy niej, zakładając jej blond włoski za ucho – już ci mówiłam robimy sobie wycieczkę daleko stąd – macham ręką, nakreślając jej obraz

- A zabieramy ze sobą ciocię Sue i Clarie? – Liz podnosi na mnie swoje wielkie, niebieskie oczy.

- Nie Liz, jedziemy same – chwytam delikatnie jej kruche ramionka i odwracam twarzą do siebie – Teraz mnie posłuchaj uważnie. Nikomu nie możemy powiedzieć, że gdzieś się wybieramy. Jasne – uśmiecham się żeby jej nie przestraszyć. Moja mała siostrzyczka tylko kiwa swoją główką na znak zgody

- Jesteście gotowe? – woła z korytarza Sante. Jest naszym kierowcą, co miesiąc wozi wszystkie dziewczyny Marco do lekarza na badania. To chyba jedyny plus mojej brudnej roboty. Jesteśmy przebadane od góry do dołu na wszystkie choroby. Przecież nie wiadomo, co przenoszą ci faceci, co do nas przychodzą. Dodatkowo, dostajemy zastrzyki antykoncepcyjne, albo inne zabezpieczenie, ta decyzja zależy tylko od każdej z nas.

- Trzymaj, weź jeszcze to – patrzę na torbę, którą mi wręcza Sue. Clarie stoi z boku z Liz na rękach

-Nie mogę tego przyjąć – protestuje, szybko oddając jej torbę

- Nie interesuje nas teraz twoja duma, to prezent od nas – wtrąca się Clarie

Sue i Clarie to moje najlepsze przyjaciółki, one pomogły mi w tych ciężkich chwilach, które tu przeżyłam. Każda z nas znalazła się w tym miejscu z różnych powodów. Clarie chciała mieć szybki i łatwy dostęp do kasy, poza tym lubi seks. Natomiast Sue jest samotną matką, kiedy jej rodzina dowiedziała się że będzie miała dziecko wywaliła ją z rodzinnego domu. Po niespełna roku mieszkania na ulicy, dostała się tutaj. Jest wdzięczna Marco za możliwość urodzenia u niego, wychowania syna i zapewnieniu dobrze płatnej pracy. Jej tak samo jak Clarie nie przeszkadza takie życie, ja natomiast chce czegoś innego dla siebie, a tym bardziej dla Liz.

- To naprawdę sporo kasy, jednak jestem bardzo wdzięczna za waszą pomoc – czuje łzy po powiekami i szybko mrugam oczami, żeby się nie rozpłakać. To chyba po raz pierwszy od kliku lat, kiedy pojawiają się u mnie łzy – Jesteście pewne, że nie będziecie miały przeze mnie problemów? – upewniam się

- Spoko młoda, jak coś poradzimy sobie z wielkim Marco – Sue puszcza mi oczko, na co się uśmiecham

- Dobra, to chodźmy – biorę od Claire Liz. Udajemy się na dół, gdzie czekają już na nas inne dziewczyny

 

- Teraz jest odpowiedni moment – szepcze mi do ucha Sue – Zamiast wyjść do łazienki, udacie sie z Liz na zaplecze. Wszystko jest już przygotowane. Samochód będzie na was czekał przy kawiarni Drivers. Tutaj masz dokumenty, które będą wam potrzebne do rozpoczęcia nowego życie – Jezu, te dziewczyny są kochane. Pomogły mi we wszystkim, nareszcie będę mogła oddychać. Moje ciało będzie należało tylko do mnie, a Liz zazna w końcu szczęśliwego dzieciństwa.

Przytulam mocno, te obie wariatki, którym jestem ogromnie wdzięczna, chwytam Liz w ramiona i wybiegam wąskim korytarzem na zewnątrz.

*

- Nat ile jeszcze? – Liz podskakuje w fotelu

- Kochanie, już jesteśmy blisko – mówię, zerkając na nią co jakiś czas

Tylko jeździmy tak już od tygodnia, a ja nadal nie mam planu. Zatrzymywałyśmy się na noc w przydrożnych motelach, ale żyć przez cały czas tak nie możemy. W końcu muszę coś wybrać, nigdy nie będzie dość daleko by uciec od Marco, ale gdzieś musimy się osiedlić. Już jakiś czas minęłam tabliczkę z napisem San Diego, może tam się wybierzemy? Tak, to dobry pomysł.

- Liz – uśmiecham się do niej szeroko – nasz przystanek to San Diego

- Hura! – moja siostrzyczka klaszcze w dłonie

Jadąc cały czas próbuje jakoś zająć Liz, śpiewamy razem z radiem, mówię jej jaki będziemy miały śliczny domek.

- Oczywiście kochanie, będziesz miała swój różowy pokój, a wokół łóżka będzie pełno twoich lalek. Co ty na to? – pytam się

- Tak – kocham widzieć jej uśmiech na tej rumianej, dziecięcej buźce – Już go kocham

- Cieszę się kochanie. No dobra wychodzimy, pora coś zjeść – parkuje przy krawężniku obok włoskiej restauracji. Z zewnątrz wygląda to dobrze, chyba Liz nie będzie wybredna i coś zje. Biorę małą za rękę, zamykam samochód i wchodzimy do środka.

 

Otwieram drzwi, melodyjny dzwonek sygnalizuje o kolejnym przybyciu gości. Liz rozgląda się dookoła, jej błyszczące oczka rozglądają się po otoczeniu, chłonąc wszystko. W tym całym zgiełku udaje mi się znaleźć dla nas wolny stolik. Ciągną swoją malutką siostrę za rękę w jedyny wolny kąt restauracji. Zdążyłyśmy tylko usiąść, a już podchodzi do nas młoda dziewczyna. Na moje oko ma z szesnaście lat, jest śliczną dziewczyną. Ma oliwkową cerę, duże czekoladowe oczy, długie kręcone, czarne włosy. Kiedy się uśmiechała do Liz zauważyłam, śnieżnobiałe zęby. Wydawała się na pierwszy rzut oka bardzo sygmatyczna. Jednak życie nauczyło mnie nie ufać ludziom, a przede wszystkim takim słodkim jak ta dziewczyna. Od razu przypomina mi się Marco, gdyby ją zauważył, chciałby mieć ją u siebie. Stop! Nakazuje sobie. Dość myślenia o tym sadyście, już jesteśmy bezpieczne, a Marco nie dorwie tej dziewczyny.

- Cześć, jestem Laura – dziewczyna wyciąga do nas karty menu – Proszę to dla was, jak się zastanowicie co chcecie wystarczy zawołać – błyska swoim kolejnym uśmiechem – a może chcecie już coś zamówić? – pyta

- Musimy się jeszcze zastanowić – odpowiadam

- Spoko – puszcza oczko do Liz, odwraca się na pięcie i podchodzi do innego stolika

Zerka na kartę, czytam ją małej, żeby sobie coś wybrała

- I jak, co chcesz? – patrzę na Liz za karty

- Naleśniki z czekoladą – moja siostrzyczka już oblizuje swoje usteczka

- Mówisz i masz kochanie – uśmiecham się do niej. Odkładam menu, podnoszę rękę by zawołać kelnerkę do nas.

Zamiast młodej dziewczyny podchodzi do nas starsza pani. Kobieta jest przy kości, ciepłe oczy patrzę na nas, a na pomarszczonej twarzy pojawia się uśmiech. Grube włosy przyprószone siwizną ułożyła w koka na czubku głowy. Podnosi rękę nad swoją głowę, wyjmując z koka ołówek.

- Słucham cukierku co podać? – zwraca się do Liz. Mała wcale nie jest wstydliwa, tylko recytuje swoje zamówienie. Starsza pani zapisuje wszystko do swojego małego notesika, a później odkręca się do mnie z tym samym pytaniem

- Ja poproszę jajecznicę z bekonem, do tego jedną grahamkę i czarną mocną kawę – muszę naładować się kofeiną by mieć siły na znalezienie nam lokum na dzisiejszą noc.

- Z daleka jesteście? Nie kojarzę waszych ślicznych twarzyczek – próbuje nas zagadać, a moje ciało na te pytanie sztywnieje. Zanim zdążę udzielić informacji, Liz mówi za mnie

- Nat zabrała nas na wycieczkę – szybko podnoszę wzrok na Liz. Ona wydaje się zadowolona, że podzieliła się swoją wiadomością ze starszą panią.

- Macie gdzie spać? – zaskakuje mnie tym pytaniem

- Przepraszam , ale nie rozumiem – mówię, chyba za ostro, bo kobieta patrzy na mnie srogo. Chyba, nie uważa, że to nie jest sprawa. Przyszłyśmy zjeść, a nie dzielić się swoją historią z obcą osobą.

- Kochanie, widzę, że przed czymś uciekasz – Co!? – Jeżeli potrzebujesz pomocy – zerka na Liz – domu, albo pracy, chętnie coś zaoferuje

Zamurowało mnie, skąd niby ona wie, że potrzebujemy tego wszystkiego? Muszę pomyśleć, dlatego teraz tylko odpowiadam –

- Dziękuje za propozycję. Ale teraz chciałybyśmy dostać nasze zamówienie – patrzę jej w oczy, chcąc nie okazać strachu, że tak szybko mnie rozpracowała

- Za chwilkę przyśle z jedzeniem do was moją wnuczkę – Głaszcze Liz po blond główce, jeszcze raz zerka na mnie i odchodzi

Po chwili tak jak powiedziała starsza pani, jej wnuczka podchodzi do nas z naszym zamówieniem. Jest to ta sama śliczna dziewczyna, która podeszła do nas od razu, kiedy tylko usiadłyśmy.

- Proszę bardzo, to dla księżniczki, a to dla ciebie – stawia przed nami pachnące domowym jedzeniem talerze – Babcia pewnie już zdążyła was pomęczyć? – mówi czarnulka

- Tak – przyznaję szczerze. Jej babcia przeprowadziła swoje prywatne dochodzenie jeżeli chodzi o naszą dwójkę.

Dziewczyna zostawia nas, kiedy tylko zabieramy się na jedzenie. Liz po kilku gryzach swojego naleśnika ma buźkę upaćkaną czekoladą. Ja sama pałaszuję przepyszną jajecznicę, aż uszy mi się trzęsą. W między czasie zastanawiam się czy nie zgodzić się na propozycję tej szalonej starszej pani. Zgadzając się miałabym pracę i dom, wszystko czego akurat teraz potrzebuje. Po przeanalizowaniu całej tej sytuacji chyba jestem gotowa podjąć to ryzyko. Kiedy kończymy swój posiłek znowu podchodzi do nas starsza pani. Już z daleka widzę jak jej oczy się uśmiechają, kim ona jest czarownicą? Wygląda tak jakby wiedział, że chce się zgodzić na jej wcześniejszą propozycję.

- I jak kochanie smakowało? – zwraca się do Liz

- Pycha – wykrzykuje moja zadowolona siostrzyczka. Na co kobieta obdarza ją miłym uśmiechem

- Bardzo się cieszę kochanie. Takie pyszności robię cały czas dla moich wnuków, dlatego wiedziałam, że dodatkowa czekolada może cię uszczęśliwić – a to spryciara, już udobruchała sobie Liz – I jak przemyślałaś moją propozycję? – przechyla głową i świdruje mnie swoimi oczami podobnymi do wnuczki

- A może pani coś więcej powiedzieć o mieszaniu i pracy, którą miałabym wykonywać? – pytam, bo muszę wiedzieć o czym mówimy. Nie mogę wpakować się z Liz w jakieś kłopoty, dopiero od jednych uciekłam.

Starsza pani siada pomiędzy mną, a Liz – Mam do wynajęcia mieszkanie nad restauracją. Razem z mężem mieszkamy dom dalej, więc góra stoi pusta już od jakiegoś czasu. I tak mieliśmy ją wynająć, a teraz nadarza się okazja, więc… Jeżeli chodzi o pracę, to niedługo zaczyna się szkoła, a moja wnuczka wraca za tydzień do niej. Dlatego potrzebuję kogoś do pomocy przy kelnerowaniu, pasuje ci to? – pyta. Zerkam na Liz, a ona to zauważa – Jeżeli martwisz się o tę śliczną małą kruszynkę, to bez obawy, może z tobą przesiadywać w restauracji, albo z nami w kuchni. Na pewno nie będzie przeszkadzała, już od dawna nie miałam do czynienia z takimi małymi dziećmi. Moi wnukowi, jakoś nie śpieszą się do żeniaczki. Jak masz na imię kochanie – zwraca się do Liz

- Liz, a to moja siostra Nat – boże kocham jak mój aniołek się uśmiecha. Jest wtedy taka beztroska, tego właśnie dla niej od zawsze chciałam

- Pięknie – kobieta po raz kolejny głaszcze Liz po głowie

- To jak? – wiercę się na krześle, zerkam na Liz, co ja mam zrobić? Myśl Nat szybko.

Liz kochanie, chciałabyś tutaj mieszkać? – niech ona zdecyduje, wtedy nie będę czuła się wina, że podjęłam decyzję na własną rękę. To też jest jej nowe życie, a my jesteśmy drużyną. Liz rozgląda się dookoła, po chwili mówiąc.

- A będę miła swój pokoik jak obiecałaś? – uśmiecham się kiedy to mówi

- Oczywiście kochanie jest tam dużo miejsca, zaraz możemy to obejrzeć jeśli chcesz – starsza pani mnie ubiega, przed opowiedzeniem na pytanie Liz

- OK., to chodźmy – mała zeskakuje z krzesła, bierze mnie za rękę i czeka na kobietę, aż pokaże nam nasz nowy dom.

Przechodzimy obok baru, kierując się w głąb korytarza. Liz podskakuje machając moją ręką. Natomiast ja rozglądam się wszędzie, mijamy kuchnię, wchodząc po masywnych drewnianych schodach. Zatrzymujemy przed drzwiami kiedy kobieta, otwiera je kluczem.

- Zapraszam, możecie spokojnie się rozejrzeć – zaprasza mnie i Liz gestem dłoni do środka pomieszczenia.

Z przedsionka przechodzimy od razu do ogromnego salonu, jestem zaskoczona, gdyż jest on nowocześnie urządzony, niczego tu nie brakuje. Na środku znajduje się wielka beżowa kanapa przed nią stoi szklany stolik. Na ścianie wisi pięćdziesięcio calowy telewizor, przez ogromne okna wpada światło dzienne, nadając temu pokojowi wrażenie przytulnego miejsca. Liz biega po mieszkaniu zaglądając do każdych drzwi.

- Spokojnie urwisie – upominam ją

Sama udaje się do przestronnej kuchni jest dobrze wyposażona, w rogu stoi stół jadalny mieszczący sześcioosobową rodzinę. Wow. Jak na razie to miejsce robi wrażenia, zastanawiam się ile może kosztować i czy mnie będzie na nie stać? Moje fundusze powoli maleją, a nie chce wydać wszystkiego od razu.

- Nat, ja zaklepuje sobie ten śliczny pokój – woła mnie Liz

Idę za jej głosem, zauważam ją jak skacze po wielkim łóżku. Jej oczy błyszczą radością, odwracam się zauważając starsza panią z uśmiechem na ustach kiedy patrzy na moją zadowoloną siostrę. Swoim wyglądem przypomina mi teraz babcię, której nigdy nie miałam. Widać, że cieszy się szczęściem mojej siostrzyczki.

- No kochanie, widzę, że nasz mały skarb już znalazł swoje miejsce, idź zobaczyć swoje – wypycha mnie za drzwi, zmuszając do dalszego zwiedzania

Otwieram drzwi zaraz na przeciwko Liz i staję zamurowana. Ta sypialnia jest wielka jak każde pomieszczenie w tym mieszkaniu. W końcu będę miała przestrzeń tylko dla siebie, zero facetów dobijających się do mnie, o każdej porze dnia. Podchodzę do łóżka, dotykam miękkiego, pachnącego kwiatami nakrycia.

- Podoba się – wzdrygam się kiedy słyszę za sobą głos starszej pani. Powoli się do niej odwracam twarzą.

- Tutaj jest pięknie, ile kosztuje jego wynajem. Oczywiście jak się zgodzimy tutaj zostać – nie mogę pokazać jej, że mi zależy.

- O tym pogadamy później przy herbacie, a teraz zostało ci jeszcze ostatnie pomieszczenie – ten jej uśmiech zaczyna na mnie oddziaływać. Sama zauważam, że chce się do niej uśmiechnąć, ale tego nie robię.

Kurcze, łazienka jest wspaniała. Znajduje się tutaj prysznic, narożna wanna, pralka i wiele innych łazienkowych rzeczy. Oddycham głęboko, dobra teraz czas pogadać o cenie.

- Tak babciu, chce ciasto bananowe – słyszę radosny pisk Liz

Teraz już nie mam wątpliwości podejmuje dobra decyzję. A pani babcia to anioł, który spadł nam z nieba. Nasze życie już zaczyna się zmieniać, a co przyniesie jutro się okaże. Pozwalam sobie na mały uśmiech, kierując się do salonu, gdzie słyszę śmiech Liz i starszej pani.

Następne częściSlave - Rozdział 2 SLAVE 3 SLAVE 4

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Szigo 14.07.2017
    Bardzo mi się ta opowieść podoba. Jutro myślę, że zajmę się kolejnymi częściami. A prawdziwość wypływająca ze słów! Miód na serce.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania