Poprzednie częściSplątane szczęście - prolog

Splątane szczęście - Rozdział 1.1

Olga:

Wodziłam znudzonym wzrokiem po sali wykładowej. Nie rozumiałam, dlaczego na pierwszym roku zapełniali nam plan zupełnie niepotrzebnymi przedmiotami. W przyszłości chciałam zostać dziennikarzem sportowym, a wiedza z zakresu filozofii na pewno mi się nie przyda w tym zawodzie.

– Magda, ile jeszcze zostało do końca? – szepnęłam do przyjaciółki siedzącej obok.

– Tylko trzydzieści minut – odparła, spoglądając na zegarek.

Profesor Kartoszewski był bardzo rygorystyczny, jeśli chodziło o używanie telefonów komórkowych. Podobno jednej studentce oddał komórkę dopiero po egzaminie na koniec semestru. W związku z tym na jego zajęciach zostawiałam telefon na dnie torby. To był mój jedyny kontakt ze światem, odkąd laptop wyzionął ducha. Rodzice chcieli mi kupić nowy, ale się uparłam, że sama na niego zarobię. W ten sposób próbowałam się nieco usamodzielnić, choć nie było to łatwe, zważywszy na przewrażliwioną mamę. Do dzisiaj pamiętam, jak przeżywała moją przeprowadzkę. Nieważne, że zostawałam w rodzinnym mieście, że dzieliło nas zaledwie kilka kilometrów i zawsze mogła do mnie przyjechać. Liczyło się tylko to, że nie mogła kontrolować swojej małej córeczki. Chyba do końca życia zostanę dla niej małą Olgunią z dwoma kitkami.

– Raczej chciałaś powiedzieć aż trzydzieści minut – poprawiłam ją.

Dziewczyna zaśmiała się cicho, ale natychmiast spoważniała, widząc na sobie karcący wzrok wykładowcy.

– Może podzieli się pani z nami tym żartem? – zaproponował wyzywająco.

Magda wyprostowała się nerwowo, próbując opanować drżenie rąk.

– Nie, wolałabym nie.

– A ja myślę, że reszta pani kolegów chciałaby się dowiedzieć, z czego pani się tak śmiała –Nie ustępował mężczyzna.

Z takich prowokacji również był znany. Wszyscy, jak na zawołanie zaczęli klaskać oraz domagać się jakichś pikantnych szczegółów.

– Cisza! – Jego ostry, jak brzytwa ton rozległ się po sali. – Wracamy do zajęć!

Momentalnie nastała cisza, a ja zobaczyłam, że Magda wypuściła powietrze, zadowolona z ucięcia tematu.

– Sorry – mruknęłam, po czym kompletnie się wyłączyłam.

Kiedy profesor ogłosił koniec wykładu, o mało nie krzyknęłam z radości. Nareszcie te męki się skończyły. Magda jak oparzona wybiegła z sali. Przed wydziałem czekał na nią jej chłopak, Adrian. Nazajutrz z racji jakichś uroczystości na wydziale nie miałyśmy zajęć, więc dziewczyna postanowiła to wykorzystać.

– Miłej randki! – krzyknęłam za nią w ramach pożegnania.

Przyjaciółka odwróciła się.

– Dzięki. Może podwieziemy cię do domu? – zaproponowała.

– Nie. Spacer dobrze mi zrobi.

Mieszkałam zaledwie kilkaset metrów od uczelni, co było dużym udogodnieniem. Nie musiałam jeździć zatłoczoną komunikacją miejską, która uwielbiała robić zabieganym ludziom różne psikusy. Ponadto mogłam dłużej pospać, a mój organizm potrzebował co najmniej siedmiu godzin snu do pełnej regeneracji.

– Jak chcesz. Jakby co widzimy się jutro. – Posłała mi delikatny uśmiech.

– Pewnie.

Ruszyłyśmy w zupełnie innych kierunkach i do zupełnie innych żyć. Magda była bardzo żywiołowa, lubiła ryzyko, nie miała problemów z zawieraniem nowych znajomości. A ja? Ja wypadałam przy niej blado. Zaszywałam się w kącie, chcąc, by nikt mnie nie widział, rzadko się odzywałam. Na dziennikarstwo poszłam tylko i wyłącznie z pasji do sportu. Interesowałam się kilkoma dyscyplinami: siatkówką, piłką nożną oraz ręczną. Nie zachowywałam się jak większość dziewczyn. Nie wzdychałam, widząc Roberta Lewandowskiego czy Łukasza Piszczka. Szanowałam ich jako zwykłych ludzi. Przecież musieli tyle poświęcić, aby to wszystko osiągnąć. Nikt nie przyszedł i nie dał im tego za darmo. Okupili to masą ciężkiej pracy, wielu wyrzeczeń czy momentów zwątpień.

Odebrałam kurtkę z szatni, po czym ruszyłam wolnym krokiem do tylnego wyjścia. Zadrżałam, kiedy silny podmuch wiatru zetknął się z moją klatką piersiową. Natychmiast zapięłam zamek pod samą szyję, jednak to nie zapewniło większego ciepła. O tej porze roku trudno było skompletować praktyczny i odpowiedni strój. Za dnia temperatura utrzymywała się w okolicach dwudziestu stopni. Wieczorem zaś spadała niekiedy do dziesięciu.

Nieco przyspieszyłam kroku chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym mieszkaniu. Dookoła nie było już żywej duszy. Większość studentów zabierała się samochodami bądź wybierała autobus odjeżdżający z przystanku na terenie wydziału. Kampus oświetlało kilkadziesiąt lamp, zaś na odcinku prowadzącym do przejazdu kolejowego znajdowały się zaledwie dwie latarnie. Chociaż przechodziłam tędy wielokrotnie, poczułam lekki strach. Serce zaczęło szybciej bić, a na dłoniach pojawiły się kropelki potu. Rozejrzałam się na boki. Nikogo nie było, jednak mój umysł wiedział swoje. Po chwili wydawało mi się, że słyszę czyjeś kroki. Zrzuciłam to na zmęczenie i przewrażliwienie, ale obcego głosu na pewno nie mogłam sobie uroić.

– Co taka ślicznotka, jak ty, robi tutaj sama? – zapytał jakiś mężczyzna, zachodząc mnie od tyłu.

Poczułam jego dłonie na swojej talii. Zaczęłam się szamotać. Nie zamierzałam poddać się bez walki, jednak moje starania nic dały. Nieznajomy zwiększył uścisk. Jego palce wbijały mi się mocno w żebra.

– Puść mnie, ty zboczeńcu! – krzyknęłam.

Podjęłam jeszcze jedną próbę ucieczki, ale po raz kolejny moje starania zakończyły się fiaskiem.

– No proszę, kogo my tu mamy? – Do moich uszu doszedł drugi, męski głos.

Jego adresat stanął naprzeciwko mnie. Z powodu panujących dookoła ciemności nie mogłam zobaczyć jego twarzy, ale już po samym jego głosie zrobiło mi się niedobrze.

– Czego chcecie, pieniędzy? Nie mam ich zbyt wiele, ale... – Próbowałam sięgnąć do torebki po portfel, jednak jeden z oprawców złapał moją dłoń.

– Zabawimy się trochę. Zobaczysz, będzie przyjemnie. Na pewno ci się spodoba. Wszystko zależy od ciebie. Jeśli będziesz grzeczna, postaram się być delikatny.

– Puszczaj mnie! Pomocy! Ratunku! – Zaczęłam wrzeszczeć jak opętana, licząc na cud.

Rzadko kto tędy przechodził późnym wieczorem. To nie była bezpieczna okolica, mimo że kilka metrów dalej znajdowały się wydziały uniwersytetu i tylko tędy można było dostać się do zajezdni tramwajowej.

Mężczyźni zaczęli się do mnie dobierać. Czułam ich ręce wszędzie – na twarzy, na pośladkach i piersiach, gdy walczyli z zamkiem płaszczyka. Nawet nie wiem, w którym momencie z oczu popłynęły łzy. Z każdym ich dotykiem czułam jeszcze większe obrzydzenie. Zaczęłam się szamotać. Nie zamierzałam oddać im się tak łatwo, nawet jeśli prędzej czy później dostaliby to czego chcą. Mężczyzna stojący na wprost mnie ścisnął mocno moją szczękę.

– Widzę, że jednak lubisz na ostro! – zawołał, na co mój drugi oprawca zareagował głośnym śmiechem.

Zacisnęłam mocno powieki, mając nadzieję, że gdy je otworzę to wszystko okaże się sennym koszmarem. Niestety za chwilę miałam stracić swoją najcenniejszą rzecz. Ich dłonie nie obdzierały mnie z ubrań, ale z godności i niewinności. Po kilkunastu sekundach podjęłam kolejną próbę ucieczki. Znałam parę trików obronnych, których nauczył mnie kiedyś wujek, jednak w walce z dwójką rosłych mężczyzn na nic się one zdały. Moje ciało drżało. Resztką sił utrzymywało się na nogach. Z gardła wydobyło się coś na kształt skomlenia ubranego w jedno słowo „pomocy”. Odpowiedzią na nie pozostała jednak głucha cisza. Otworzyłam usta, aby zawołać jeszcze głośniej. Ktoś musi mnie w końcu usłyszeć. Nie mogę stracić dziewictwa w ten sposób.

– Proszę, zostawcie mnie! – błagałam.

Łzy odbierały mi powietrze, przez co zaczęłam się krztusić.

– Zamknij się! – ryknęli naraz.

Zamilkłam, ale tylko na chwilę. Później ponownie przystąpiłam do obrony cnoty. Moje kolano powędrowało w górę, w okolicę krocza mężczyzny. Niestety cios nie był tak mocny jak chciałam, a dodatkowo tylko jeszcze bardziej rozjuszył oprawcę.

– Chcesz się tak bawić, to proszę bardzo. – Jego otwarta dłoń zetknęła się z moim policzkiem.

W miejscu ciosu poczułam palący ból. Nie miał on jednak porównania z bólem psychicznym, który trawił duszę. Kiedy usłyszałam dźwięk odpinanego paska i rozporka wpadłam w szał. Nie wiedziałam skąd pojawiły się we mnie nowe pokłady energii, ale zamierzałam walczyć do ostatniej sekundy, do czasu nim nie znienawidzę ciała na zawsze. Mężczyzna trzymający mnie od tyłu złapał mocno w biodrach i próbował ściągnąć spodnie. Byłam pewna, że zaraz nadejdzie mój koniec, ale wtem rozległ się czyjś ostry ton.

– Zostawcie ją!

– Nie wtrącaj się! – poradził mu jeden z mężczyzn.

– Jesteś głuchy? Słyszałeś, co powiedziałem!

– Chłopczyku, wracaj do piaskownicy!

Tajemniczy chłopak nie odpowiedział słownie na ową zaczepkę. Zamiast tego odciągnął ode mnie jednego z napastników i wymierzył mu lewy sierpowy prosto w szczękę. Mężczyzna zachwiał się lekko na nogach, ale oddał cios.

Zmotywowana pojawieniem się tajemniczego chłopaka, nabrałam większej determinacji i siły. Wyrwałam się oprawcy, a następnie wykonałam najbardziej znany trik obronny. Uderzyłam go kolanem w krocze. Mężczyzna zgiął się w pół z bólu. Próbował ponownie mnie złapać, jednak mu na to nie pozwoliłam. Ruszyłam pędem przed siebie, nie myśląc nawet o chłopaku, który przyszedł mi z pomocą. Biegłam ile sił w nogach. Chciałam znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Nigdy nie miałam zbyt dobrej kondycji, dlatego już po chwili zmęczenie dało mi się we znaki. Jednak nie zwolniłam. Adrenalina płynąca we krwi pomogła wykrzesać z siebie jeszcze trochę sił.

– Ej, poczekaj! – Zza moimi plecami rozległ męski głos.

Nie zatrzymałam się. Strach totalnie mnie sparaliżował. Dopiero po chwili nieco zwolniłam. Zaczęłam ciężej oddychać z wysiłku. Nogi ledwie mnie już niosły. Przez łzy miałam zamazany obraz, więc nie zauważyłam wystającego pnia, o który zahaczyłam nogą i poleciałam jak długa do przodu.

– Hej. Nie bój się. – Usłyszałam głos nieznajomego, który mnie uratował, gdy powoli podnosiłam się z ziemi. – Już wszystko dobrze.

Zaczęłam się trząść, chociaż nie wiedziałam, czy z zimna, czy ze strachu. Chłopak widząc to, zdjął bluzę, po czym nałożył ją na moje ramiona. Natychmiast do moich nozdrzy dotarł zapach jego perfum. Wyczułam wanilię oraz tymianek.

– Wszystko w porządku? – zapytał, zbliżając się, jednak kiedy zobaczył przerażenie w moich oczach wykonał krok do tyłu.

– Tak – odpowiedziałam krótko, po czym dodałam: – Dziękuję, że mnie pan uratował.

– Jaki pan?! – obruszył się. – Pewnie jesteśmy w podobnym wieku. Masz szczęście, że wybrałem się na wieczorny jogging.

Zadrżałam na myśl, co by się stało, gdyby ten chłopak się nie zjawił. Sama nie dałabym sobie rady z dwójką rosłych mężczyzn.

– Co ty tak właściwie tutaj robisz? Jest późno i na dodatek ciemno. Nie powinnaś chodzić tędy sama.

– Wracam z uczelni – wytłumaczyłam, opatulając się szczelniej bluzą.

– Uczelnia nie może jakoś zabezpieczyć tego miejsca? To mogło i nadal może spotkać kogoś innego.

– Ten teren nie należy do uniwerku – odparłam.

– Ale chyba miasto powinno coś z tym zrobić?

– Dobra, dziękuję za pomoc, ale na mnie już pora – ucięłam temat.

– Gdzie mieszkasz? Odprowadzę cię – zaproponował.

– Niedaleko stąd. Naprawdę dam sobie radę.

Syknęłam z bólu, prostując prawą nogę. Ta reakcja nie uszła uwadze chłopaka.

– Skaleczyłaś się? – zapytał.

– To pewnie lekkie otarcie. Nic wielkiego.

– Widziałem, jak się przewróciłaś. Przy takim upadku mogłaś sobie nawet zwichnąć kolano, a z tym nie ma żartów.

– Naprawdę poradzę sobie – zapewniłam.

To, że mi pomógł wcale nie oznaczało, że nie miał wobec mnie złych zamiarów. Ponadto nic o nim nie wiedziałam. Nawet nie znałam jego imienia. Chłopak musiał wyczuć moją nieufność względem niego, ponieważ wyciągnął do mnie rękę.

– Jestem Piotrek.

Z lekkim zawahaniem uścisnęłam dłoń chłopaka, po czym odwzajemniłam się wyznaniem swojego imienia.

– Posłuchaj – podjął po chwili ciszy, która między nami zapanowała. – Nie musisz się mnie bać. Chcę ci jedynie pomóc. Obejrzę to kolano i sobie pójdę, obiecuję.

Spojrzałam na niego niepewnie. Słowo jest tylko słowem. Bardzo łatwo coś komuś obiecać, ale o wiele trudniej zamienić ową obietnicę w czyn.

– Dobrze. – Poddałam się w końcu, czując, że Piotrek tak łatwo nie odpuści.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Anonim 09.04.2020
    Nawet nieźle napisane. Gdyby nie zaimkoza, to byłoby dobrze.
    Akcja jest niezła, nawet było napięcie, tylko jestem przekonany, że tych dwoje sie w sobie zakocha, a jeśli tak, to zbyt duża przewidywalność. I ogólnie zbyt "supermenowato" opisałaś wybawcę.

    Niektóre błędy:

    Magda wyprostowała się nerwowo, próbując opanować drżenie rąk.
    drżenie rąk z powodu żartu na wykładzie?

    Jutro z racji jakichś uroczystości na wydziale nie miałyśmy zajęć,
    Powinno być: nazajutrz z racji ...

    Odebrałam swoją kurtkę z szatni, po czym ruszyłam wolnym krokiem do tylnego wyjścia
    tu przykład zaimkozy. Niepotrzebne "swoją". To tylko jeden przykład, ogólnie dajesz stanowczo zbyt dużo zaimków. Wywal wszędzie, gdzie sens bez nich pozostanie taki sam.

    Pozdrawiam.
  • Lechitka_95 09.04.2020
    Dziękuję za cenne rady. Z początku może zalecieć schematem, ale nie wszystko będzie takie przewidywane.
  • Bajkopisarz 10.04.2020
    „odkąd mój laptop”
    Mój – zbędne
    „Przyjaciółka odwróciła się do mnie.”
    Do mnie – zbędne
    „ale czyjegoś głosu na pewno”
    Czyjegoś – zbędne, jeśli coś już musi tu być to „obcego” unikniesz powtórki
    „się szamotać. Nie zamierzałam poddać się bez walki, jednak moje starania na nic się zdały. Nieznajomy zwiększył uścisk. Jego palce wbijały mi się”
    4 x się
    „się wydziały uniwersytetu i tylko tędy można było dostać się do zajezdni tramwajowej.
    Mężczyźni zaczęli się„
    3 x się
    „Z mojego gardła wydobyło”
    Mojego -zbędne
    „mnie nowe pokłady energii, ale zamierzałam walczyć do ostatniej sekundy, do czasu zanim nie znienawidzę swojego ciała na zawsze. Mężczyzna trzymający mnie od tyłu złapał mnie mocno w biodrach i próbował ściągnąć moje spodnie. Byłam pewna, że zaraz nadejdzie mój”
    Mnie-swojego-mnie-mnie-moje-mój – zaimkoza
    „zdjął swoją bluzę, po”
    Swoją – zbędne
    „zbliżając się do mnie”
    Mnie – zbędne
    „Dobrze. – poddałam się”
    Dobrze. – Poddałam się

    Przed dodaniem następnej części usuń połowę zaimków. Z tego co pozostanie spróbuj przerobić zdania tak, żeby zaimek nie był potrzebny.
    Przykład:
    Natychmiast do moich nozdrzy dotarł zapach --> Natychmiast poczułam zapach

    Nie da się dobrze pisać zaimkami :)

    Treść ok, jakoś trzeba zacząć, można i cudownym wybawieniem, zobaczymy co ciekawego wymyślisz dalej.
  • Lechitka_95 10.04.2020
    Bardzo dziękuję za komentarz i cenne rady.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania