Klub Ważniaka i Krwawa Krypta rozdzial 3
3. Spotkanie po latach
Po wylądowaniu i przetransportowaniu na lotnisko cała paczka wraz z dyrektorem udała się po odbiór swoich bagaży. Dyrektor wspominał, jak kiedyś podczas wakacyjnej podróży linie lotnicze zgubiły jego walizkę. W ten sposób stracił wszystkie rzeczy, których potrzebował na wyjazd. Z powodu braku stroju pierwszego dnia był zmuszony zrezygnować z basenu, który miał w cenie wyjazdu. Oprócz tego jedynymi kosmetykami jakich mógł używać były kosmetyki jego żony. Szczęśliwie zagubiony bagaż został mu dosłany już kilka dni później.
- Podobno lotniska mają systemy, które pozwalają namierzyć zgubiony bagaż na całym świecie w ciągu zaledwie kilku minut - dodał od siebie zaciekawiony historią Walter.
Sidney po odebraniu bagażu z pośpiechem ruszyła w stronę wyjścia, gdzie miał na nich czekać Raul.
- Chodźcie! - Pospieszała ciągnąc za sobą na skrzypiących kółkach torbę wielkości jej samej.
Podążając za strzałkami kierującymi pasażerów do wyjścia przyjaciele dotarli w końcu do wielkiej hali, na której na przybyłych czekały rodziny lub osoby odpowiedzialne za transport.
- Nie wiem czy rozpoznam Raula. - zaczął się martwić dyrektor Stroke. - ostatni raz gdy go widziałem nie umiał jeszcze chodzić.
Cały klub ważniaka przystanął i zaczął rozglądać się za kimś w ich wieku, kto mógłby sprawiać wrażenie jakby na kogoś czekał.
- Tam! - Krzyknął nagle Rodrick pokazując na chłopca stojącego nieopodal ich.
[obrazek Raula z tabliczką]
Chłopiec miał wesołe oczy, ciemną karnację i trzymając w ręku kartkę z napisem “St. Lucy School” patrzył na nich uśmiechając się szeroko.
- To na pewno on! - cieszył się Rodrick.
- Buenos dias Senor Stroke! - powiedział po Hiszpańsku Raul, gdy cała grupa zbliżyła się do niego. - Witajcie w Meksyku! Jesteście gotowi na przygodę?
- Hola Amigo! - przywitał się z nim Walter doskonale znający język hiszpański.
- Zaprowadzę Was do hotelu. - Zaproponował Raul - Odpocznijcie i porozmawiamy o naszych planach na dziś.
- Marzę o zimnej oranżadzie i czymś do jedzenia. - Powiedział Rodrick
- Ja muszę się położyć - odparł wyczerpany podróżą pełną mdłości Andy
Przyjaciele wyszli z budynku. Lotnisko, na którym wylądowali to największy w kraju port lotniczy Meksyk-Benito Juarez. Nagrzewający się beton i światło odbijające się od szyb sprawiało, że było im potwornie ciepło.
- Starajcie się zawsze trzymać blisko mnie - Powiedział Raul otwierając drzwi do czekającego na nich mini-busa - Meksyk jest pięknym miejscem ale są tu okolice, w które zdecydowanie nie należy się zapuszczać.
- Co masz na myśli? - Zapytał Rodrick
- W niektórych miejscach łatwo dać się oskubać. Nawet nie poczujesz kiedy stracisz portfel lub telefon. - wyjaśniał Raul - Poza tym cieszcie się, że macie zaufanego przewodnika. Meksykanin zapytany o drogę nie potrafi powiedzieć „nie wiem” w sytuacji, gdy nie zna prawdziwej odpowiedzi i wskazuje dowolny kierunek - śmiał się.
Po dojechaniu do hotelu i odnalezieniu swojego pokoju przyjaciele zdali sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie czeka ich niesamowita przygoda.
- Co mamy w planie zobaczyć najpierw? - Spytał czujący się już lepiej Andy.
- Najpierw zobaczycie gdzie pracuje mój wujek. - odpowiedział Raul - wujek Fernando jest pracownikiem na stanowisku archeologicznym w Teotihuacán.
- Masz na mysli miasto Azteków?! - podekscytował się Andy
- Dokładnie tak. - odpowiedział Raul
- Super! Istnieje legenda... - kontynuował Andy - … mówiąca, że Teotihuacán zostało wybudowane przez olbrzymów żyjących długo przed ludźmi. Nazywali się “quinametin” i podobno zostali zniszczeni przez wielką katastrofę.
- To bardzo znana legenda - odparł Raul - w rzeczywistości miasto zostało wybudowane w II wieku przed naszą erą i służyło jako miejsce kultu religijnego. O wszystkim jednak opowie wam wujek Fernando. Musimy pojechać do niego a on zabierze nas na miejsce. Nielugo musimy sie zbierac!
- Dajcie chwile odpoczac - odparl Rodrick, ktoremu zawsze bylo bardzo ciezko wstac kiedy juz usiadl. - i co w zasadzie mamy tam robic Panie dyrektorze?
- Fernando mowil mi ze podczas ostatnich wykopalisk znalazl cos bardzo dziwnego. Cos co na pewno wzbudzi zainteresowanie w takich ciekawskich umyslach jak wasze - odparl z usmiechem dyrektor Stroke. - zbierajcie sie, przed nami troche drogi a wydaje mi sie ze zanosi sie na burze!
Andy popatrzyl w niebo. Mimo ze slonce wciaz swiecilo jasno nad horyzontem, z drugiej strony nadciagaly ciemne, geste chmury. Raz po raz cos blyskalo miedzy nimi. Zapowiadala sie spora nawalnica.
Klub Wazniaka wraz z dyrektorem szybko udal sie na przystanek i wsiadl do pierwszego busa. Kierowca wcisnal pedal gazu i ruszyl na polnocny wschod w strone Teotihuacán i domu Pana Fernando.
- Jak poznal Pan Fernando Panie dyrektorze? - spytala z zaciekawieniem Sidney
- Chodzilismy razem do szkoly. Bylismy najlepszymi kumplami. Tak jak Wy teraz. - odparl dyrektor. - Fernando zgodzil sie wyswiadczyc nam uprzejmosc, oprowadzic po piramidach i opowiedziec o swojej pracy. Mam nadzieje ze uda sie to mimo pogody.
- Doskonale werunki na przygode! - powiedzial z przekasem Walter.
Wszyscy co jakis czas oglądali się przez tylna szybe zgadujac czy burza dopadnie ich podczas zwiedzania.
- Ruchy, ruchy! – popędzał kierowcę Andy – Ta burza wygląda jakby miała zamiar za chwilę rozszaleć się na dobre.
Przyjaciele jechali na północny wschód od lotniska. Był duży ruch i stali w korku już dobre kilkadziesiąt minut. Patrzyli więc z niecierpliwością na zmianę w okno i na zegarek. Raul w międzyczasie próbował dodzwonić się do wujka.
- Przy tej pogodzie chyba mogą być problemy z zasięgiem – zauważyła Sidney – może spróbuj zadzwonić na telefon stacjonarny?
- Nie wiem czy wujek Fernando będzie jeszcze w domu, ale spróbuję. – odparł Raul
- Potrzebne nam peleryny! – Zaniepokoił się obserwujący pogodę Andy.
Faktycznie, nad głowami wycieczki błysnął piorun a zaraz po nim rozbrzmiał z echem głośny grzmot. Chwilę później w amtobus zaczęły uderzać wielkie krople deszczu.
Zapanowało spore zamieszanie.
- Mogłam wziąć chociaż parasolkę – żałowała Alex przeszukując swoją torebkę.
- Halo? Ciociu to ja, słyszysz mnie…? – Raul starał się przekrzyczeć przez telefon odgłosy ulewy.
- Wiedzialem ze tak będzie, wiedziałem ze tak będzie. – zrzedzil Walter
Autobus wjechał do tunelu. Na chwilę zrobiło się trochę ciszej.
- Udalo Ci się coś dowiedzieć Raul? - spytala Sidney – za moment to Ty stracisz zasięg.
Raul nie odpowiedział.
- Halo tu ziemia! – Ponagliła Sidney.
Wszsycy spojrzeli na młodego przewodnika oczekując na odpowiedź. W świetle mijanych przez nich tunelowych reflektorów zauważyli jednak jego przerażoną twarz.
- O boże … nie! - wymamrotał, po czym zemdlal.
- Dobra dzieciaki, jedzmy szybko do domu Fernando - staral sie uspokoic dyrektor.
- Wydaje mi sie ze cos moglo sie stac w bazie archeologicznej - zasugerowala Alex - moze jedzmy tam od razu?!
Gdzie jechac?
Dom Profesora Fernando i jego zony **4 Baza archelologiczna **5
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania