Strach przed nieznanym - Prolog

Prolog:

Gdy dotarła na skraj osady i dostrzegła dwa rozczłonkowane ciała miejscowych wieśniaków wiedziała, że tym razem przybyła na miejsce za późno. Wiedziała też, że uprzedzili ją nie przerażeni mieszkańcy wioski działający w akcie ślepej zemsty, ani też nie królewscy gwardziści wysłani aby usunąć niebezpieczeństwo zawczasu. Ubiegł ją tym razem Vedast. Nie miała co do tego wątpliwości od momentu gdy zobaczyła rozbryzgane ślady krwi zdobiące budynki osady i widoczne z oddali. Doliczyła się ośmiu porozrywanych ciał zanim dotarła do progu chałupy ze zwalonym dachem. Dymił, choć nie było widocznych śladów spalenizny. To niewątpliwie robota czarodzieja. Wiedziała po co Vedast tu przybył, ale nie mogła pojąć czemu wybił całą wioskę, albo przynajmniej tę część, która nie zdążyła uciec. Kiedy dotrze tu jakikolwiek patrol lub oddział królewski – pomyślała – zastanie zmasakrowane ludzkie szczątki i zburzone chałupy, o czym niezwłocznie dowie się Król Amadest i wszyscy mentaliści będą musieli usunąć się do podziemia. Nigdzie już nie będzie bezpiecznie, a jakiekolwiek starania o pokojowe współistnienie pójdą w niepamięć. Nawet Vedast będzie musiał ukrywać się przed gniewem królewskim oraz zwykłego motłochu, nie jest przecież na tyle potężny by samodzielnie wypowiedzieć wojnę całej Unii Midelandzkiej podległej Amadestowi.

Z ponurych myśli zaprzątających głowę wyrwał ją płacz dziecka. Dobiegał z dymiącej chałupy. Czy to możliwe? - pomyślała. Czy to możliwe, żeby Vedast nie dotarł tu jednak przed nią, a cała ta masakra była dziełem niemowlaka?

- Kalista! - usłyszała przez ramię męski zachrypnięty głos – nie wchodź tam sama, to może być niebezpieczne.

- Z pewnością bezpieczniejsze niż spotkanie z tobą, Vedast. - nie musiała się obracać aby wiedzieć kto za nią stoi.

- Pochlebiasz mi jak zwykle, choć wydaje mi się, że jesteś w błędzie. - podszedł do czarodziejki. - Przybyłem tu chwilę przed tobą, ale nie spieszno mi wchodzić do środka. Chaotyczne i gwałtowne ruchy vrill są w tej chatce niemal namacalne. Urodził nam się potężny mentalista, do tego niebezpieczny o czym świadczą te porozrzucane trupy. Rzucimy kośćmi kto go zabiera, czy od razu zaczniemy miotać w siebie czarami?

- Skoro masz obawy przed wejściem do środka jak chcesz zabrać dziecko bez mojej pomocy?

- Owszem, przybyłem tu aby zabrać to dziecko, ale po tym jak zobaczyłem co zrobiło z wioską myślę, że lepszym pomysłem będzie pozbawić je życia. Po co wychowywać na własnej piersi konkurencję, do tego niebezpieczną? Wejdźmy do środka i wspólnie podejmijmy decyzję co zrobić z tym małym potworem.

- Istota o takiej mocy z pewnością ma potencjał, żeby zostać potworem, nie mniejszym od Ciebie. odpowiednio ukształtowana może jednak być kluczem do zaprowadzenia pokoju pomiędzy mentalistami i ludźmi.

- Jak zwykle mi pochlebiasz i jak zwykle nie podzielam twojego optymizmu. Wejdźmy do środka i zróbmy coś z tym dzieckiem, bo już słychać zbliżającą się konnicę, to na pewno królewski patrol.

Tuż po przekroczeniu progu oczom czarodziejów ukazało się istne pobojowisko. Wszystkie sprzęty domowe i meble leżały roztrzaskane pod ścianami. Ku zdziwieniu magów na środku jednoizbowej chaty leżały dwa nagie, zakrwawione niemowlęta, którym nie zdążono podwiązać pępowiny. Jedno płakało i zdawało się ich nie zauważyć, a drugie kierowało skupione zielono - niebieskie oczy ku górze.

- Gdzie jest matka? - odezwał się Vedast.

- Tam! - Kalista wskazała drżącym palcem w górę, pod wysoką strzechę chałupy.

Vedast spojrzał w górę, a oczom jego ukazała się lewitująca pod belkami resztek zwalonego dachu elfka. Sądząc po krwi i osoczu płynącym po udach dopiero co urodziła.

- Czy ona jeszcze żyje? - spytał Vedast.

- Nie, spójrz na twarz.

Oczy elfki eksplodowały w momencie, w którym Vedast skierował wzrok na jej twarz. Ciało zaczęło drgać, również ono po chwili zostało rozerwane. Oderwane od tułowia kończyny rozleciały się w czterech różnych kierunkach a zakrwawiony korpus upadł pod nogami Kalisty.

- Dosyć tego przedstawienia. - powiedział Vedast, po czym skierował prawą dłoń w kierunku dzieci i uniósł je, umiejętnie kierując vrill.

Dziecko, które przed chwilą płakało zaczęło cicho łkać, a to które od pierwszych chwil życia przejawiało sadystyczne upodobania nie mogło złapać oddechu.

- Przestań w tej chwili, nie możesz ich tak po prostu zabić – krzyknęła Kalista.

- To spróbuj mnie powstrzymać – drugą dłoń skierował na czarodziejkę, która uderzona przez vrill poleciała do tyłu. Jedynie dzięki refleksowi i zbliżonej do Vedasta mocy uchroniła się przed ciężkim zderzeniem ze ścianą chałupy. - Trzeba zabić te dzieci, zanim dorosną i odkryją swój …

Przerwał w połowie zdania cichym jękiem, a dzieci spadły na ziemię. Kalista dostrzegła strzałę wbitą pod łopatkę Vedasta. W drzwiach stał łucznik, który już wyciągał z kołczanu kolejną strzałę aby ponowić atak na maga. Za atakującym dostrzegła kilku następnych, dopiero zsiadali z koni. Niewiele myśląc Vedast teleportował się z chaty, a strzała która tkwiła w ciele maga opadła na posadzkę, w miejscu z którego zniknął czarodziej. Kalista widziała kątem oka przez okno jak Vedast wylądował kilkanaście metrów od chaty, a w następnej chwili ponownie zniknął. Była zdeterminowana aby uratować choć jedno z dzieci. Skierowała vrill na drzwi, które zatrzasnęły się przed łucznikiem rozkwaszając mu nos, zanim zdążył napiąć cięciwę do kolejnego strzału. Wzięła na ręce dziecko, które leżało bliżej i również teleportowała się z chaty. Przeczuwała, że drugie z dzieci, które zostało na miejscu zginie w przeciągu najbliższych sekund, jak tylko gwardziści wejdą do środka. Po kilkudziesięciu skokach teleportacji uznała, że jest już wystarczająco daleko od wioski aby dalej kontynuować ucieczkę pieszo. Zresztą była już zbyt wycieńczona aby wykonać kolejne skoki.

Po przeszło godzinie wędrówki Kalista stanęła pod wielkim dębem rosnącym przy strumieniu nieopodal wioski leżącej przy ruinach byłego klasztoru Siryx. Przebywała tu i regenerowała siły po długiej podróży przez ostatnie kilka dni dzięki gościnie prostaczka imieniem Vasyl, który dostarczał jej pożywienia i schronienia w zamian za pomoc w leczeniu ciężko chorej żony.

Czarodziejka podeszła do strumienia i obmyła dziecko. Spojrzała małemu chłopcu w oczy, prawe było zielone, a lewe brązowe. Zamyśliła się... w tym momencie pojawiło się więcej wątpliwości, niż się ich spodziewała kiedy rano obudziło ją silne zaburzenie vrill, spowodowane jak się okazało tym, że na świat przyszli dwaj nowi mentaliści. Po pierwsze, czy aby na pewno dziecko z zielono - niebieskimi oczami, które zostawiła w chacie zostało zabite? Po drugie czy rana Vedasta nie okaże się śmiertelna? Ale przede wszystkim, jak to możliwe że elfka, która padła ofiarą własnego dziecka urodziła jednocześnie dwóch półelfów, którzy na dokładkę dysponują tak potężną mocą mentalistyczną? Nie mogła uwierzyć w to co właśnie się wydarzyło. Nie dość – pomyślała - , że mieszane dzieci elfów i ludzi rodzą się żywe raz na niezliczoną ilość przypadków, to jeszcze nigdy w historii nie zanotowano narodzin półelfów-bliźniąt. Co jednak bardziej zastanawiające, nigdy nie stwierdzono aby na świat przyszedł półelf mentalista, ba! ani nawet półelf z jakimikolwiek zdolnościami magicznymi - chociażby telepatycznymi czy spirytualistycznymi.

Kalista rzuciła na chłopca zaklęcie wyciszające zdolności do kontrolowania vrill. Jak zacznie mówić rozpocznie się szkolenie mentalistyczne, chłopiec dostanie różdżkę i tony ksiąg do przestudiowania. Dopiero kiedy rozwój osiągnie odpowiednio zaawansowany poziom, chłopiec być może ponownie będzie potrafił rzucać czary bez jakichkolwiek różdżek, talizmanów, znaków czy zaklęć, lecz tym razem w sposób kontrolowany. Zanim osiągnie jednak poziom swojej mistrzyni upłyną długie lata – kto wie jak długie, skoro w chłopcu płynie krew elfów rozwój może być znacznie powolniejszy niż u ludzi.

Z zadumy wyprowadził ją nadchodzący Vasyl.

- Skąd ten dziecior Cudaczko? - spytał.

- Uratowałam to niezwykłe dziecko przed niechybną śmiercią, ktoś porzucił je w lesie – odparła czarodziejka.

- Dziwne oczy ma, co z nim zrobisz Cudaczko?

- Zawiozę jak najdalej na północ i tam podejmę decyzję.

- Dziecior imię musi mieć jakie. Taki dziwak to i imię musi mieć odpowiednie. Tymczasem chodź na posiłek Cudaczko, żona pierwszy raz stanęła na nogi własne po choróbsku. Uparła się, że dzisiaj ona przygotuje żarcie. A ja dziecioru mleka nadoje.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania