Poprzednie częściStrach przed nieznanym - Prolog

Strach przed nieznanym - Rozdział III

Północny wiatr niemiłosiernie dawał się we znaki Danth-ael'owi. Pomimo, iż otulony był w gruby żeglarski kaftan obszyty od wewnątrz futrem polarnika miał wrażenie, że w każdy fragment ciała wkłuwa się zimna igła. To nie był jego pierwszy powrót z wyprawy na południowe miasta ludzi. Bynajmniej, był jednym z najbardziej doświadczonych Kapitanów Floty Formen Islaer. Wnukiem pierwszych osadników wypędzonych z kontynentu na północne wyspy podczas Wielkiej Wojny. Pamiętał z lat młodości jak jego dziadek konstruował szkunery Cirya Othar i organizował floty trójkowe, których łupieżcze wyprawy na miasta kontynentalne pozwoliły przetrwać wypędzonym oraz zorganizować i wyżywić osady na wyspach dalekiej północy, gdzie lód i śnieg odsłaniają ziemię jedynie przez kilka tygodni w roku.

Wiele razy dowodził wyprawom na południe jednak nigdy wcześniej nie wracał do krainy ojców z pustym pokładem i mniej niż połową załogi. Drugą połowę pochłonęła morska otchłań lub strzały i ogniste kule wypuszczone z okrętów wroga. Przeklęci ludzie swoją coraz liczniejszą populacją nadrabiają przewagę technologiczną niezrównanych okrętów północy. Podczas bitwy, którą Danth-ael stoczył ledwie dwa dni temu ledwo umknął dowodzonym przez siebie okrętem z zasadzki. Niedaleko miasta Skagen flota miast opłynęła z dwóch stron trójokrętową wyprawę dowodzoną przez Danth-ael'a. Wciąż w myślach zadawał sobie pytanie skąd wiedzieli co było celem eskapady. Cała zatoka zagęściła się od statków ludzi. Nawet tak doświadczony wilk morski, jak dowodzący Othar Oronem Eirin-ar nie był w stanie wymanewrować odwrotu z kotła i poszedł na dno z resztą załogi. Niewiele brakowało a i Danth-ael podzieliłby los przyjaciela. Bogowie jednak w odpowiednim momencie zesłali silny wiatr zachodni, który umożliwił ucieczkę okrętowi Danth-ael'a i spowodował, że wiele statków ludzi wpadło na siebie taranując się nawzajem. Niestety w tej zbiorowej hekatombie również szkunery jego braci poszły na dno.

Doskwierający wiatr dmący z północny sprawiał, że nawet przyzwyczajony do nieustannego mrozu elf był na skraju wyziębienia. Co gorsze, kierunek wiatru wymuszał maksymalnie ostry kurs na wiatr, przez co powrót do domu wydłużał się coraz bardziej. Jeśli będą zmuszeni kontynuować rejs obranym kursem, podróż do domu może potrwać ponad tydzień. Był to niebagatelny problem, ponieważ brak łupów oraz pozostające na wykończeniu zapasy przygotowane na drogę w jednym kierunku zwiastowały widmo głodu w ostatnich dniach rejsu.

- An Sailor – ktoś zwrócił się do Danth-ael'a – kucharz melduje, że zapasy żywności skończą się w przeciągu dwóch księżyców. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio tak silny północny wiatr uniemożliwiał powrót do domu.

- Utrzymuj skrajnie ostry kurs marynarzu i przekaż kucharzowi, żeby ograniczył porcje żywnościowe o połowę. Przekaż też, że każdy posiłek ma być gorący. Dom jest coraz bliżej i dotrzemy tam całą załogą, dość już strat. Nie z takich kłopotów wychodziliśmy. – odrzekł An Sailor, chociaż w głębi coś podpowiadało mu, że powrót do domu jest więcej niż wątpliwy.

Danth-ael wiedział doskonale, że jeśli wiatr nie zmieni kierunku na południowy, nawet ćwiartowanie porcji ich nie uratuje. Śmierć z głodu to jedno, zaprawiony organizm wytrzyma nawet wiele dni, ale ogrzanie tego organizmu to zupełnie inna historia. Konieczne porcje żywnościowe w tak skrajnych warunkach muszą być większe niż normalnie, aby ciało elfa mogło utrzymać temperaturę pozwalającą przeżyć. Postanowił zejść pod pokład i spędzić tam jak najwięcej czasu, podobnie jak nakazał to zrobić wszystkim ocalałym członkom załogi, ograniczając wachty na pokładzie do minimum.

 

***

 

Z płytkiego snu wybudziło Danth-ael'a wołanie dochodzące z pokładu. Wraz z kilkoma innymi ciekawskimi członkami załogi wyszedł na pokład. Słońce było już dość wysoko na niebie, co udało się zaobserwować tylko dlatego, że przerzedziły się ciężkie, ciemne chmury, które osnuwały niebo przez kilkanaście ostatnich dni. Wiatr wyraźnie osłabł, lecz nie była to wcale dobra nowina. Wciąż wiał z północy. W prawdzie kurs na wiatr nie powodował już tak silnego spychania ku południu, ale nadciągająca flauta zmroziła do reszty krew w żyłach dowódcy statku.

- Co to za krzyki? - Danth-ael musiał zorientować się w sytuacji.

- An Sailor! Tam! Na północy! - krzyknął jeden z marynarzy pełniących najwyraźniej obecnie wachtę.

Danth-ael skupił wzrok i dostrzegł wiele mil przed dziobem swojego okrętu płynący pełnym kursem jeden ze szkunerów Cirya Othar. Czyżby starszyzna wysłała po nas kurs ratunkowy? - zastanawiał się Danth-ael. Ale skąd mogli wiedzieć o niepowodzeniu misji, przecież zazwyczaj grabieże trwały wiele tygodni, a nas nie było raptem kilkanaście księżyców. Nie mogąc uwierzyć w los, który niespodziewanie się odmienił, zszedł pod pokład aby przebrać się w oficjalny płaszcz Al Sailora.

Niedługo po tym tym jak słońce przeszło przez najwyższy punkt na niebie okręty elfów zbliżyły się do sobie na tyle, że zdjęły żagle, próbując zająć wspólną pozycję na kotwicy. Połączenie okrętów zajęło dłuższą chwilę, jednak Danth-ael zauważył, że los sprzyja im coraz bardziej. Sprawne w gruncie rzeczy manewrowanie spowodowało, że załogi zdołały przerzucić prowizoryczne mosty pomiędzy okrętami, a morze i wiatr uspokoiły się na tyle, że połączenie okrętów nie stanowiło większego zagrożenia. Radość Danth-ael'a wzrosła jeszcze bardziej, gdy zobaczył, że okręt, który przybył im na ratunek to Othar Inskol, a to oznaczało, że dowodzi nim...

- Sisilmeea ! - zawołał na widok wychodzącej spod pokładu Al Sailor. Długie czarne włosy zlewały się z ciemnym oficjalny płaszczem, a bystre spojrzenie zielonych oczu przeszyło Danth-ael'a na wskroś. Nie spodziewał się wprawdzie ciepłego przywitania, po ostatnich wydarzeniach, ale w oczach Sisilmeei oprócz chłodu dostrzegł również wyraźny smutek.

- Nawet nie wiesz jak chciałabym skłamać, że cieszę się na twój widok An Sailor – odrzekła przeciągłym, melodyjnym głosem.

- Ja nie muszę kłamać. Niezmiernie cieszę się na twój widok. Jesteś ratunkiem dla mojej załogi. Skąd wiedziałaś, że potrzebujemy pomocy?

- Nie wiedziałam. Nawet nie chciałam wierzyć, że jest sens płynąć w poszukiwaniu twojej wyprawy. Okazało się jednak, że nocna wizja starszego Landarina okazała się prawdziwa. A to oznacza problemy, o których nikt na wyspach nie chce głośno mówić.

- Jaka wizja? Co się wydarzyło pod moją nieobecność?

Sisilmeea odwróciła się od Danth-ael'a bez słowa wyjaśnień i zaczęła wydawać polecenia swoim załogantom. Ci niezwłocznie wyciągnęli spod pokładu skrzynie z prowiantem i przenieśli je tak aby załoga Danth-ael'a mogła przejąc ekwipunek. An Sailor rozkazał przyjąć prowiant, a sam przeskoczył na pokład Othar Inskol i podbiegł do Sisilmeei, chcąc ją zatrzymać i zażądać wyjaśnień. Sisilmeea dostrzegła jednak nieproszonego gościa na pokładzie i zanim ten zdołał chwycić ją za ramię wykonała obrót i wyciągnęła długi nóż żeglarski, który zawsze nosi przy sobie. Wychodząc z obrotu minęła napastnika i zakładając dźwignię na szyi przycisnęła do niej także nóż.

- Nie wydałam zezwolenia na wejście na pokład! - krzyknęła obezwładnionemu Danth-ael'owi do ucha. A zdezorientowani marynarze nie wiedzieli jak się zachować. Zaskoczenie było tym większe, że nie do końca wiadomo czy poważniejszym przewinieniem jest wejście na pokład bez zgody Al Sailor, czy podniesienie broni na drugiego elfa – wracaj na swój okręt, przyjmij prowiant i płyńmy na wyspy, tam wszystkiego się dowiesz, ja nie mam zamiaru więcej z tobą rozmawiać.

- To ostatnie już słyszałem, ale wieści, które przekazujesz zmieniają sytuację. Żądam wyjaśnień! Co się wydarzyło na wyspach, skąd wiedziałaś, że ponieśliśmy porażkę i na Bogów o jakiej wizji mówisz?!

- Masz tupet, żeby żądać czegokolwiek będąc w twoim położeniu – odpowiedziała przystawiając nóż mocniej do szyi Danth-ael'a, po której wyraźnie popłynęła strużka jasnoczerwonej krwi – ciesz się, że ktokolwiek zgodził się aby po was płynąć. Jestem pewna, że pod wpływem wieści, które czekają na wyspach będziesz żałował, że nie poszedłeś na dno razem z braćmi na okrętach, które straciłeś.

Odrzuciła Danth-ael'a w kierunku burty, tak że ledwo zdołał uniknąć zderzenia z drewnianym relingiem. Dwóch marynarzy Othar Inskol pomogło mu wstać i przejść na swój szkuner. Czując rozdzierające upokorzenie wymieszane z gniewem i niepokojem z wysiłkiem pohamował emocje. Nakazał przenieść uzyskane skrzynie z pożywieniem, rozłożyć żagle i obrać kurs na wyspy.

Po chwilowej flaucie, przez kolejne pięć dni, które zajęła podróż pogoda sprzyjała. Wiał silny południowo-zachodni wiatr, zaś ciemne, mroźne chmury pojawiły się na niebie, dopiero kiedy dostrzegli w oddali zbliżające się wyspy północne – dom, do którego powrót nigdy nie wiązał się dla Danth-ael'a z tak wielkim poczuciem niepokoju. Rozumiał, że Sisilmeea nie chce z nim rozmawiać, ale trzymanie go w niepewności, jeśli chodzi o sprawy dotyczące całej społeczności, nie dawało mu spokoju. Gnębiło go zwłaszcza słowo „wizja”, którego użyła. Słyszał o wizjach jako dziecko. Wówczas słowo to pojawiało się w dawnych baśniach, opowiadających o czasach, gdy elfy rządziły kontynentem. Wizje pojawiały się w trudnych dla elfów okolicznościach i podpowiadały rozwiązania dla kryzysowych sytuacji. Z tego co pamiętał ostatnia wizja dotyczyła konieczności ucieczki na północne wyspy, aby uniknąć śmierci bądź zniewolenia przez ludzi, którzy po setkach lat wojen zniszczyli elfie królestwa na kontynencie i przegnali elfów za morze północne. Od tamtej pory nie słyszał, aby jakikolwiek elf doznał wizji. Skoro zatem ta ujawniła się starszemu Landarinowi oznaczać musi, że zbierające się nad wyspami czarne chmury, zwiastują nie tylko nadejście zimy, ale być może czegoś znacznie gorszego.

Towarzyszące przybiciu do kei zachowanie wspólnoty stanowiło dla Danth-ael'a kolejne nowe doświadczenie. Do okrętów, zamiast wiwatujących tłumów oczekujących powracających bohaterów, podeszło jedynie kilku medyków aby pomóc rannym marynarzom. Danth-ael skierował wzrok za szybko znikającą w portowej tawernie Sisilmeeą. Podążając za nią spojrzeniem dostrzegł, że przy tawernie stoi starszy Zorioss. Nie mógł sobie przypomnieć kiedy ostatnio widział jakiegokolwiek członka rady starszych w innym miejscu niż Zimowy Pałac. Kiedy spojrzenia obu elfów spotkały się, starszy przywołał An Sailora gestem. Danth-ael wydał ostatnie rozkazy i czym prędzej zszedł na ląd, aby spotkać się ze starym mistrzem.

Zorioss pomimo niemal pięciu stuleci wciąż prezentował się godnie. Wyprostowana sylwetka i gęste, ciemne włosy zdawały się przeczyć jego wiekowi. Jedynie mądrość bijąca z mocno zapadniętych szarych oczu i wysoka drewniana laska, którą wspomagał chód przeczyły pozostałym cechom starego elfa.

- Wyglądasz na strapionego mój młody przyjacielu – pierwszy odezwał się Zorioss.

- Witaj Starszy. Mam nadzieję, że ty wyjaśnisz mi pewne rzeczy. Co wydarzyło się pod moją nieobecność na wyspach?

- Dotarła do nas smutna wiadomość o niepowodzeniu twojej misji – Zorioss najwyraźniej nie chciał odkrywać kart przed Danth-ael'em.

- To właśnie mnie trapi. Skąd Sisilmeea wiedziała, że moja wyprawa zakończyła się niepowodzeniem?

- Sisilmeea została wysłana na polecenie Rady Starszych. Ponieważ odnalazła twój okręt kierując się wskazówkami starszego Landarina trzeba przyjąć, że stało się najgorsze.

- Objawiła się wizja.

- Wszystko na to wskazuje – Zorioss wydawał się być zaskoczony tym, że Danth-ael wiedział o wizji, najwyraźniej Sisilmeea nie dotrzymała tajemnicy. Niezbity jednak z tropu kontynuował – Dzięki wizji starszego Landarina mogliśmy dowiedzieć się, że wasz okręt jest jedynym, który ocalał, spośród trzech wypraw, które wyruszyły na południe w tym czasie co ty.

- Skąd możemy wiedzieć, że pozostałe grupy również zawiodły, nie minęły nawet trzy tygodnie – Danth-ael miał wątpliwości czy wizja, nawet jeśli faktycznie się objawiła, może dotyczyć tak błahej sprawy jak niepowodzenie wyprawy łupieżczej.

- Wizja nie dotyczyła bezpośrednio waszych wypraw na południe. Starszy ujrzał zbliżającą się inwazję ludzi z kontynentu na wyspy.

- Po tym co widziałem w zatoce obawiam się, że nie jest potrzebna wizja aby wiedzieć, że ludzie planują inwazję. Zaatakowało nas więcej okrętów niż na wyspach północnych rośnie drzew, które mogłyby posłużyć do budowy nowych szkunerów. Jednak dalej nie rozumiem, skąd wiadomość o niepowodzeniu misji.

- Widzisz, odpowiedź na to pytanie jest nieco dłuższa. Proponuję wejść do Tawerny. Ciemne, wichrowe chmury zbierają się nad wyspą. Przy szklance czegoś ciepłego wszystko Ci wyjaśnię.

Danth-ael w obecności Starszego wszedł do Tawerny. Spojrzenia zdziwionych gości zwróciły się na Zoriossa, którego obecność w tak obskurnym miejscu wzbudziła nie lada sensację wśród obecnych. Dwaj nowi klienci zignorowali ciekawskie spojrzenia i usiedli przy stoliku w rogu tawerny, zamawiając dwie porcje zupy rybnej i po kielichu wina. Jak tylko na stole wylądowały trunki, do rozmówców przysiadła się Sisilmeea, której Danth-ael wcześniej nie zauważył.

- Skoro Starszy raczy się Tawernianym winem w obecności tego upadłego An Sailor, wnioskować należy, że to jemu powierzona zostanie wyprawa? - nie oczekując na przyzwolenie aby się dosiąść elfka rozpoczęła rozmowę.

- W normalnych warunkach twoje zachowanie byłoby niedopuszczalne. - Odparł nad wyraz spokojnie Zorioss – Ale skoro sytuacja jest nadzwyczajna, a oboje macie swoje role do odegrania w nadchodzących czasach usiądź z nami i pozwól mi wyjaśnić Danth-ael'wi co się wydarzyło.

- Może w takim razie zacznijmy od początku – wtrącił się zdezorientowany Danth-ael – Skąd Rada Starszych wiedziała, że moja wyprawa się nie powiodła i skąd Sisilmeea wiedziała gdzie mnie szukać?

- Tak od początku... - rozpoczął Starszy, a Sisilmeea splotła ręce na piersi manifestując jednocześnie swoje niezadowolenie obrażoną miną – Wizja, o której objawieniu wspomniałem udzieliła odpowiedzi jak ratować nas przed inwazją ludzi, którą zdaje się sam przewidziałeś. Zdaniem starszego Landarina naszą jedyną nadzieją jest odtworzenie zdolności magicznych, którymi tak biegle posługiwali się nasi przodkowie.

- A jak mamy tego dokonać? - Danth-ael o mało nie zakrztusił się winem, kiedy usłyszał o magii - Wszystko o czym do tej pory usłyszałem to wizje i magia, czyli tematy opowieści dla dzieci o dokonaniach przodków. Te bajki mają stać się naszą bronią przed flotą ludzi?

- Widzisz mój młody przyjacielu, właśnie dlatego istnieje Rada Starszych, żeby wam młodym, którzy wierzycie, że posiedliście już całą wiedzę świata, przypominać o tym, że świat skrywa więcej tajemnic niż jesteście w stanie sobie to wyobrazić – Sisilmeea i Danth-ael wymienili porozumiewawcze spojrzenia, na tę niespodziewaną uwagę – Z pewnością pamiętasz z tak zwanych dziecięcych opowieści, w jaki sposób elfy zaprzestały używać magii pod koniec wojny z ludźmi na kontynencie?

- Zdaje się, że ostatni dawni czarodzieje elficcy zamknęli przed śmiercią w oblężonym Arthonos swoje moce w różnych przedmiotach – artefaktach, tak aby ich moce i umiejętności nie zostały poznane przez ludzi. Artefakty te według opowieści znajdują się częściowo w posiadaniu elfów, którzy są zbyt słabi aby ich użyć, a częściowo zaginęły. Problem polega na tym, że nikt na wyspach nigdy nie widział ani nie słyszał o tym, aby takie artefakty znajdowały się w naszym posiadaniu. A nawet gdyby tak było, nie wiedzielibyśmy jak się nimi posługiwać.

- Wszystko się zgadza – Zorioss wydawał się być usatysfakcjonowany taką odpowiedzią – wszystko z wyjątkiem tego, że historia, którą opowiedziałeś to nie bajki dla dzieci, a fragment prawdziwej historii naszej rasy. Nie jest też do końca prawdą to, że nikt na wyspach nie posiada artefaktów przodków.

Cisza, która nastąpiła po tych słowach wyraźnie bawiła Zoriossa, a irytowała Sisilmee'ę. Danth-ael z kolei wyglądał tak jakby ktoś robił sobie z niego żarty. Z drugiej strony wydarzenia ostatnich dni i fakt, że rozmawiał ze starszym Zoriossem powodował, że nie mógł wyśmiać tego co dopiero usłyszał.

- Może Starszy przejdzie do sedna – wtrąciła się Sisilmeea – An Sailor dalej nie wie w jaki sposób go znalazłam i co zamierzamy zrobić z wiedzą pochodzącą od wizji.

- Racja. A zatem mój młody przyjacielu – kontynuował Zorioss – Rada Starszych dysponuje kilkoma artefaktami, które zostały przewiezione na wyspy w momencie wielkiej migracji z kontynentu. Część artefaktów zabrali nasi przodkowie odpływając na wyspy, a część miała zostać ukryta przez tych, którzy nie zdążyli uciec przed ludźmi i pozostali na kontynencie. Niestety nie wiemy co się z nimi teraz dzieje. Jeśli chodzi o umiejętność ich wykorzystania, to w istocie żaden z członków rady bądź jakikolwiek inny mieszkaniec wysp nie posiada zdolności magicznych, aby wykorzystać artefakty. Starszy Landarin dostrzegł jednak w swojej wizji, że pewna młoda elfka o imieniu Siria w ukryciu przed nami odkrywa swoje magiczne umiejętności. Niestety są one bardzo ograniczone, a dziewczynka jest samoukiem. Rada postanowiła sprawdzić jej umiejętności i pokazała jej jeden z artefaktów. Jeden z błękitnych kryształów Andara, w których według przekazu przodkowie zamknęli moc dostrzegania wydarzeń odbywających się w jakimkolwiek miejscu na świecie, a także pozwalającą porozumiewać się na odległość jeśli interlokutor jest w posiadaniu któregoś z pozostałych kryształów. Siria obserwowała kryształ przez całą noc, aż dostrzegła i opisała nam bitwę w zatoce niedaleko miasta ludzi - Skagen. Przekazała nam również o klęsce pozostałych dwóch wypraw. Dzięki jej wskazówkom Sisilmeea wiedziała jak pokierować Othar Inskol, aby odnaleźć twój okręt i uratować was przed śmiercią z głodu. Teraz już wiesz, jak doszło do spotkania z Sisilmeą.

- Muszę przyznać, że jestem zaskoczony tym wyjaśnieniem, podobnie jak całą historią, którą mi przedstawiłeś. – odparł po chwili milczenia Danth-ael – Obawiam się jednak, że młoda czarodziejka o ograniczonych zdolnościach i błękitny kryształ, nawet jeśli pozwoliłby dokładnie przewidzieć nadchodzącą inwazję, nie uchroni nas przed zagładą.

- To prawda – Zorioss wyraźnie spoważniał – Dlatego Rada wysyła was na południe. Popłyniecie Othar Inskolem, ponieważ okręt Danth-ael'a po ostatniej wyprawie wymaga gruntownej naprawy, a czas nagli. Musicie odnaleźć i sprowadzić na wyspy czarodzieja. Człowieka, który pomoże Sirii rozwinąć umiejętności. Według wizji Starszego Landarina jej potencjał jest tak duży, że będzie w stanie powstrzymać inwazję ludzi.

- Rada wysyła nas?! - Sisilmeea nie kryła oburzenia – nie popłynę na jednym okręcie z tym … co ja mówię, nie wpuszczę go nawet na swój okręt!

- Dość tego! - przerwał jej Zorioss tonem nie cierpiącym sprzeciwu – Siadaj i słuchaj uważnie. Musimy wysłać dwóch najlepszych Sailor, ponieważ misja jest nad wyraz niebezpieczna i kluczowa dla naszego przetrwania. Popłyniecie na dalekie południe, za morze Śródziemne do pustynnego imperium ludzi. Według wizji Landarina tam przebywa czarodziej, który zgodzi się uczyć Sirię. Przekażecie mu drugi z kryształów Andara, aby udowodnić, że artefakty istnieją. Zaoferujecie w zamian za pomoc dostęp do artefaktów znajdujących się w naszym posiadaniu. Landarin twierdzi, że to go przekona aby popłynąć z wami na północ. Macie jednak niewiele czasu, zbliża się zima, a według wizji Starszego ludzie wyruszą na wyspy, jak tylko nadejdzie wiosna i stopnieją lodowce, a szlak morski stanie się dostępny dla ich okrętów. Wyruszycie jutro o świcie ponieważ musicie przebić się na południe zanim lód odetnie drogę z wysp na kontynent. Społeczność przekaże wam tylko tyle prowiantu aby umożliwić dopłynięcie do kontynentu. Od tej pory będziecie zdani już tylko na siebie. Proponuję ominąć szerokim łukiem brzegi ludzkich federacji na północy kontynentu. Dalej na południe nie znają naszych okrętów z regularnych grabieży, co być może pozwoli wam pozyskać zapasy bez rozlewu krwi. Przed północą stawcie się oboje w Zimowym Pałacu, gdzie Rada udzieli wam błogosławieństwa i przekaże kryształ Andara. Czy macie jakieś pytania?

- Jedno – przerwała kolejną ciszę Sisilmeea – jak znajdziemy tego nauczyciela dla małej Sirii? Słuchałam bardzo uważnie, ale zdaje się, że nie padło z ust Starszego jego imię albo chociaż opis.

- Tak... - zadumał się Zorioss – trzeba przyznać, że jest to newralgiczny punkt waszej misji. Niestety wizja nie ujawniła zbyt wielu szczegółów dotyczących czarodzieja. W istocie wszystkie informacje już wam przekazałem. Chodzi o człowieka przebywającego w południowym imperium ludzi, który będzie gotów wiele poświęcić dla zdobycia artefaktów stworzonych przez naszych przodków. Niestety to musi wystarczyć. - Starszy zaakcentował wyraźną pauzę - Pamiętajcie, że w waszych rękach najprawdopodobniej spoczywają losy naszej społeczności. Do zobaczenia o północy.

Starszy Zorioss wstał od stolika i podpierając się drewnianą laską opuścił tawernę. Danth-ael i Sisilmeea siedzieli chwilę w milczeniu ze spuszczonym wzrokiem. W końcu Danth-ael podniósł się i podszedł do baru gdzie zamówił kufel grzanego piwa z wkładką. Sisilmeea biła się z myślami, aby do niego dołączyć. Zdecydowała jednak, że skoro i tak spędzi z tym elfem prawdopodobnie ostatnie dni swojego życia, warto przygotować się do wyprawy, aby tych dni było jak najwięcej. Topienie zmartwień w portowej tawernie raczej nie było najlepszym sposobem na spędzenie ostatnich godzin na wyspach.

 

***

 

Delikatne promienie wschodzącego słońca rozświetlały bakburtę Othar Inskola, kiedy Danth'ael wyszedł spod pokładu. Uderzenie mroźnego powietrza zmusiło go do narzucenia płaszcza z polarnika. Pomimo szumu w głowie i rażących go promieni słońca od razu dostrzegł na rufie skuloną Sisileeę. Podszedł bliżej i dostrzegł, że obserwuje w zamyśleniu znikające w oddali wyspy północne. Stanął obok oparty o reling i również obserwował oddalający się kontur lądu. Przez moment miał ochotę objąć ją i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie był pewien reakcji swojej niedawnej ukochanej. Sisilmeea jakby czytając w jego myślach wstała i bez słowa podeszła do Danth-ael'a kładąc mu głowę na ramieniu.

- Myślisz, że jeszcze kiedyś zobaczymy wyspy? - zapytała zachrypniętym, ale wciąż melodyjnym głosem.

- Coś mi mówi, że to ostatni raz kiedy widzimy dom – objął ją ramieniem i przyciągnął mocno do siebie – ale to samo przeczucie podpowiada mi, że kiedyś wrócimy na wyspy.

- Nawet nie chcę wiedzieć co masz na myśli... - Sisilmeea objęła Danth-ael'a w pasie i zganiła się w myślach za to, że w tej chwili prawdopodobnie przestała go nienawidzić.

Danth-ael pomyślał: pocałuję ją.

Ale ponieważ pomyślał – nie było to już spontaniczne, i zaniechał.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania