Szachownica kolorowych marmurów - Czerń i Biel - część 3

Cyrdia usiadła za biurkiem, składając białą suknię tak, by nie wygniotła się za mocno. Skryta w półcieniach przypominała zjawę. Wskazała malarce fotel naprzeciw, a ta bez wahania skorzystała – od dawna nie siedziała na czymś tak wygodnym.

- Muszę przyznać, że trafiłaś do nas w najgorszym momencie – zaczęła Łabędziowa Dama, opierając skromny podbródek na splecionych palcach.

- Czemu?

- Eskalacja. Odwieczny punkt zwrotny każdego konfliktu. Tyle mogę ci powiedzieć, nie więcej.

- Nie ufasz mi, rozumiem. - Eliza naprawdę rozumiała. Nie potrzebowała geniusza dedukcji, by stwierdzić, że cokolwiek się tutaj dzieje jest mocno na bakier z prawem i naturą świata, tam, na górze. Każdemu tutaj pewnie groziła gilotyna albo stryczek. Skierowała rozmowę na inne tory. - Jakiego konfliktu? Dobra ze złem?

Cyrdia uśmiechnęła się połową twarzy, jakby wspomniała coś głupiego z dzieciństwa.

- Nie, to nie takie proste i nie takie banalne. Wymaga decyzji, które często są równie szare jak Metropolia nad nami. Livrée opowiedział ci o cieniu, zgadza się?

- Powiedział, że sam w sobie nie jest niebezpieczny. Że niebezpieczne jest to, co skrywa. No i wspomniał, że wszystkiego dowiem się w swoim czasie.

- Cóż, Bunt pewnie próbował ci zaimponować tajemniczością. Sam niewiele wie. O prawdziwej naturze cienia wie zaledwie kilka osób. On po prostu powtórzył ci coś, co ja powiedziałam kiedyś Epeiste. - Przez moment rozważała coś, marszcząc delikatnie czoło. - Niestety, to nie jest czas, kiedy mogę ci o tym powiedzieć.

- Więc czemu właściwie tutaj siedzę? - zapytała Eliza, w duchu czując, że lepiej będzie powściągnąć nieco ulubione słownictwo. Nie mogła jednak powstrzymać zirytowanego tonu. - Nie jestem głupia, wiem, że nie jestem ważna. Nie mam żadnych informacji, jestem jedynie przybłędą z ulicy. I nie sądzę, byś każdą przybłędę witała rozmową.

- Prawda, nie jesteś ważna. Jeszcze. Przejdziesz szkolenie, jak każdy rebeliant w Landszafcie. Nie patrz tak na mnie, proszę, nie wyślę cię do walki. Nie nadajesz się. Epeiste będzie wiedział, gdzie cię przydzielić, byś była użyteczna. Myślę, że będziesz gotowa na eskalację.

- Jaką eskalację? Jakie szkolenie? - Eliza wstała gwałtownie, czując wzbierającą w gardle falę buntu i gniewu. Ona jest panią swojego losu, ona ma kontrolować własne życie. I nawet Arcyartystka nie będzie jej mówiła, co ma robić, gdzie iść, czemu się poddać. - Nie wyraziłam na nic zgody, cholera, nawet nie wiem co się tutaj dzieje!

- Siad – warknęła Pierwsza. Wystarczył jej głos i drobny, stanowczy gest dłonią, zmarszczone władczo brwi, by dziewczyna poczuła jak gorejąca fala gniewu gwałtownie stygnie i rozpływa się po brzuchu. Usiadła. - Jeśli chcesz, to wróć na górę. Z czasem zapomnisz, że twoje oczy miały kolor zielony. Zapomnisz, że włosy masz hebanowe, zapomnisz jak to jest wytworzyć sztukę z odrobiny barwnika i kawałka rozciągniętej szmaty. Więc pozwól, że cię zapytam, Elizo Farver. - Zrobiła dramatyczną pauzę. Gdyby to naprawdę był teatr, tłum pewnie wstrzymałby oddech. - Jak bardzo pragniesz, by tam, na górze wszystko było tak piękne jak tutaj? Ile dałabyś, by do Metropolii znów wróciła sztuka?

Nie wahała się z odpowiedzią. Wyrwała się nagle z ust, niczym nagle przebudzony instynkt.

- Oddałabym obie dłonie.

Chociaż wolałabym zginąć, dodała w myślach.

Zapadła cisza. Obie mierzyły się wzrokiem, badawczo, ostrożnie, otwarcie. Obie czuły, że w powietrzu znów zawisła pieczęć losu, która zmieni bieg wydarzeń.

- Zostaję – dodała Eliza.

Obie miały wrażenie, że usłyszały szczęk zapadającej klamki.

 

Cyrdia odczekała chwilę po tym, jak malarka wyszła z jej pokoju. Jakaś jej część była zmęczona, zmęczona i znużona tym wszystkim – rebelią, zdobywaniem środków, pozyskiwaniem sojuszników, broni, logistyką, a to były tylko te najbardziej kłopotliwe na długiej liście problemów. W głębi duszy nie mogła doczekać się eskalacji, ostatecznej odpowiedzi, śmierci lub zwycięstwa. Teraz jednak zastanawiała się, czy Elizę Farver dopisać do owej listy, czy też potraktować ją jako zasób zmieniający zasady gry.

Otworzyła szufladę, spomiędzy sterty dokumentów wygrzebała szkic portretowy.

Ten sam podbródek, te same kości policzkowe, te same oczy, dokładnie ta sama twarz, która kilka minut temu zniknęła za drzwiami. Czy to w ogóle było możliwe? A jeśli tak – jak jej o tym powiedzieć? I czy w ogóle ją uświadamiać? Cyrdię już w tej chwili nękały wątpliwości, czy nie zdradziła za dużo. Albo nawet zbyt mało. Z pewnością nie mogła oznajmić, że Eliza może okazać się figurą, która zapewni Landszaftowi zwycięstwo.

Nie na co dzień przecież zaginiona córka cesarzowej dołącza do ruchu oporu.

 

***

 

Zima minęła.

Przez ostanie miesiące Eliza nie stała się całkiem nową osobą. Przeciwnie - miała wrażenie, że w końcu wracała do swojego ciała, po drodze przypominając sobie, jak to jest być Elizą Farver - artystką, malarką, wolną, niestłamszoną duszą. Okres, od kiedy trafiła do Landszaftu, przypominał jej zbieranie okruszków lub kawałków dawno podartego autoportretu. Powoli odzyskiwała straconą osobowość, odzyskiwała duszę, wspomnienia wracały na koniuszki palców, wracały stracone wśród szarości ruchy pędzla i ciężko wyuczona znajomość płótna. Odkryła, że od jakiegoś czasu każdego dnia nie mogła doczekać się jutra – najzwyczajniej świat każdego dnia stawał się coraz piękniejszy.

Puk, puk.

Puk, puk.

Nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła bicie własnego serca. Nie pamiętała, kiedy ostatnio czuła się tak żywa. Czuła się piękna, mimo swej raczej przeciętnej urody, i brakowało jej tego, kiedy była artystycznym zombie snującym się po ulicach czarno-białej Metropolii.

Świat nabierał kolorów i życia - chociaż w tej chwili bardziej przypominał kolorowankę leniwego dziecka. Dostrzegała coraz więcej barw - zimny, kamienny odcień murów i wież (oraz schodów na których aktualnie stała), urywał się gdzieś w połowie, rozproszony niczym światło przepuszczone przez zbyt grube szkło. Niektóre kwiaty wyglądało na ledwie maźnięte, czerwień, błękit i fiolet kontrastował z idealnie bezbarwnymi, szarymi płatkami i liśćmi. Domy błyskały brązem drewna, pomarańczowym odcieniem płomienia w kominku, stalą na klamkach i w oknach, czasem ozdobami, by nagle z drugiej strony wszystko zlało się znów w mieszankę czerni i bieli. Epeiste mówił, że to wpływ Landszaftu, normalni ludzie nie widzieli różnicy. A ci, którzy widzieli, prędzej czy później trafiali do ruchu oporu.

A mimo to potrafiła zachwycać się tą ubogą paletą, choć nie raz zastanawiała się, ile jeszcze potrwa euforia, nim się przyzwyczai. Do tego czasu zamierzała rozkoszować się każdą chwilą.

Spojrzała przez otwór kuszniczy na ulicę w dole. Od ponad dwóch godzin obserwowała już okolicę, czekając na sygnał. Spóźniali się. Patrole na dole chodziły coraz częściej – zbliżał się cień. Na północy, w miejscu gdzie niebo styka się z wierzchołkami skalistego horyzontu majaczył już ciemny obłok, rozciągnięty od krawędzi do krawędzi świata, pożerał go niczym wygłodniały bóg. Pioruny uderzały w szczyty gór.

- Świetnie, nie dość, że cień, to jeszcze burza – skomentowała kwaśno Eliza, lustrując nerwowo uliczki dookoła. - Dawaj, Bunt, Epe, gdzie jesteście, no gdzie, gdzie, gdzie, gdzie? Jesteście! - Uwagę przykuło poruszenie na dole.

Epe wypadł z jednego budynku, niemalże wbiegł na dwuosobowy patrol cesarskich. Nie zdążyli się choćby obrócić już padli na ziemię, podziurawieni rapierem w ułamku sekundy. Bunt wygramolił się z nim, tachając jakieś pakunki.

Eliza nie zwlekała dłużej – chwyciła za puszkę farby i chlusnęła przez otwór na ściany wieży. Dla zwyklaków będzie to tylko kolejna szara smuga, o ile ktokolwiek ją zauważy. Jednak dla „Obudzonych” i rebeliantów będzie to sygnał, gorejący niczym łuna na tle ciemnego nieba.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Z kryjówek wypadła reszta buntowników, zazwyczaj w maskach i uzbrojeni, czyszcząc drogę dla Bunta i Epeiste, zabijając nieliczne patrole, usuwając łuczników z dachów, przeganiając spóźnialskich spacerowiczów, blokując drogi wozami. I nagle Eliza dostrzegła coś, co na moment wstrzymało oddech i zmroziło serce.

Gwardia Cesarska, maszerująca od strony Kryształowego Łuku. Gdyby nie światło latarni, malarka nigdy nie dostrzegłaby smoliście czarnych mundurów ani nawet stalowych halabard, które dzierżyli w dłoniach. Szli powolnym, niespiesznym, ale zdecydowanym krokiem, więc najwyraźniej mieli już ustalony cel, chociaż nie byli poinformowani o dzisiejszej akcji. To musiał być przypadek, żart losu – a los zwykł żartować bez wyczucia chwili i sytuacji.

Eliza porwała puszkę z niebieską farbą i chlusnęła przez okno na wieżę. Wycofać się. Wycofać się, do cholery! Na dole zapanowało poruszenie, podobne do tego, które się widzi przy wetknięciu kija w mrowisko. Tylko tym razem wetknięto weń cały konar. Trupy zniknęły z ulicy w mgnieniu oka, pochowane po kątach, rebelianci pochowali się w kryjówkach, kanałach, przycupnęli na dachach.

Tylko Epeiste i Bunt nic nie zauważyli, odwróceni w zupełnie inną stronę, kierowali się do punktu przejęcia, który dokładnie przed chwilą zmył się i przestał istnieć.

Eliza musiała podjąć decyzję. Rozejrzała się po okolicy niczym jastrząb, zapamiętała rozkład ulic i uliczek, pochwyciła puszkę czerwonej farby i jeden z pędzli, które zawsze miała przy sobie. Czasu nie było dużo, a plan właśnie szlag trafił. Jak rzekł kiedyś pewien znajomy Elizie mędrzec: plany są niczym, planowanie jest przydatne, ale to podjęte w trakcie decyzje decydują o sukcesie lub porażce.

Zbiegła po schodach, wypadła na ulicę. Straciła Gwardzistów z pola widzenia, w głowie narysowała sobie strzałkę, gdzie mogą mniej więcej być, o ile nie przyspieszyli lub nie zmienili kierunku. Ryzyko wliczone w koszty decyzji. Rzuciła się w kierunku, gdzie powinni być aktualnie Bunt i Epeiste, skręciła w boczną uliczkę, przebiegła przez niewielki park, w duchu żałując, że nie ma czasu nacieszyć oczu świeżym kolorem przebiśniegów lub różanymi pąkami.

- Gdzie teraz, Elize? - Druga w lewo. Przebiec przez wyrwę w miejskim murze, potem przez lukę między dwoma domami. Stanęła w miejscu, rozejrzała się – niewielki placyk, kilka brzózek, nieczynna fontanna pośrodku. Tutaj mieli skręcić – wprost na Gwardzistów. Chwyciła za pędzel, maznęła szybko czerwienią na chodniku strzałkę w drugą stronę i pobiegła dalej, upewniając się za każdym razem, że uliczka jest pusta i w głowie wyliczając obecną pozycję Gwardzistów. Kolejna strzałka, tym razem prowadząca przez gąszcz, następna, na pomniku Niedocenionych. Martwe, kamienne twarze patrzyły na nią z wyrzutem, kiedy pokryła ich dumną szarość szkarłatem. Popędziła dalej, przywarła do czyjegoś domu, wyjrzała za uliczkę. Gwardziści maszerowali dalej, niczego nie świadomi, w tej chwili zwróceni do niej plecami. A więc udało się, obiegła ich. Starczy jeszcze jedna wskazówka i Bunt z Epeiste będą mogli bezpiecznie dostarczyć, cokolwiek oni tam mieli, do punktu zrzutu i odczekać.

Pełna ulgi pobiegła w kolejną ulicę i nagle pojawił się on. Szary mundur, choć twarz niezwykle młoda, policzki nie nosiły jeszcze śladu zarostu, zielone oczy wciąż błyszczały iskrami młodości. Ujrzał Elizę, otworzył lekko usta zaskoczony, ręka automatycznie powędrowała do miecza. Nie zdążył.

Zareagowała impulsywnie, bezwiednie, żadna myśl nie skaziła wytrenowanych ruchów – dopadła do niego, płynnie dobywając sztyletu i wbiła go z chrzęsistym mlaskiem pionowo, pod brodę, aż po sam niewielki jelec nim w ogóle zdała sobie sprawę, co robi. Nie miała wyjścia.

Nie miałam wyjścia, przemknęło jej przez umysł, patrząc bezradnie jak zielone oczy gasną gwałtownie, znikając w niebycie. Ciało oparło się na ostrzu, zbyt ciężkie, zbyt bezwiedne, sflaczałe. Wyrwała gwałtownie broń, jucha prysnęła na jej ubrania, dłonie, twarz, metaliczny smak pojawił się nagle w ustach, mieszając się z szybko napływającą żółcią. Upuściła puszkę z farbą, ta zmieszała się z krwią i razem spłynęły zgodnie jednym rytmem do rynsztoka, gdzie porwał je nurt nieczystości zmierzających do kanału. Eliza obserwowała to jak zahipnotyzowana, czując jak dookoła niej zamyka się szczelnie kokon oszołomienia, jak mózg na moment zawiesza się w niedowierzaniu, a umysł zwija się w drżący kłębek wyparcia.

Czy ja właśnie kogoś zabiłam?

Niemalże nieświadomie, gdzieś na granicy rozumu zamoczyła pędzel w krwi i namalowała strzałkę.

A potem uciekła, byle dalej, czując jak żółć wzbiera w gardle coraz mocniej.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • NataliaO 23.08.2016
    Świat nabierał kolorów i życia - chociaż w tej chwili bardziej przypominał kolorowankę leniwego dziecka. Dostrzegała coraz więcej barw - zimny, kamienny odcień murów i wież (oraz schodów na których aktualnie stała), urywał się gdzieś w połowie, rozproszony niczym światło przepuszczone przez zbyt grube szkło. Niektóre kwiaty wyglądało na ledwie maźnięte, czerwień, błękit i fiolet kontrastował z idealnie bezbarwnymi, szarymi płatkami i liśćmi. Domy błyskały brązem drewna, pomarańczowym odcieniem płomienia w kominku, stalą na klamkach i w oknach, czasem ozdobami, by nagle z drugiej strony wszystko zlało się znów w mieszankę czerni i bieli. --- CHOLERE NEI WIEDZIECZ CZEMU PODOBA MI SIĘ TEN FRAGMENT...
    Znajomy ten tytuł, ale nie myślę, bo to mnie zaboli. Dobrze się czytało, chodź momentami tak trochę opornie szło; 4:)
  • alfonsyna 24.08.2016
    Wygrzebałam ze dwie rzeczy:
    "Wyrwała się nagle z ust, niczym nagle przebudzony instynkt" - jednego "nagle" bym się pozbyła
    "kwiaty wyglądało na ledwie maźnięte" - wyglądały
    Też lubię ten fragment, co NataliaO, bo wyszedł z tego zacny, obrazowy, plastyczny opis, ale tak naprawdę to niezmiennie podoba mi się to zestawienie dwóch światów, albo dwóch wersji jednego świata, na którym opiera się cała fabuła. I trud, jaki podejmują bohaterowie, by niejako "przemalować" jeden świat w drugi, takim czy innym sposobem. W każdym razie, daję tylko znać, że czytanie kontynuuję i liczę, że całość nadal będzie owocnie zmierzała ku zwieńczeniu. :)
  • Mulder 03.09.2016
    Szczerze wolę w Twoim wykonaniu opowiadania, bo wiersze nie przemawiają do mnie. W dłuższych tekstach świetnie popisujesz się umiejętnościami. Masz barwne słownictwo. Dobre opisy. Zawsze istnieje napięcie. / 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania