The Bloody Beast - Rozdział 01

— Jestem zgubiona, cholera, zgubiona! Co mi strzeliło do głowy, aby rzucać tym jebanym pierścionkiem? Gdybym nim nie rzuciła, teraz bym tego nie miała! — przez Yeji przerażony umysł przemknęły słowa, próbując opanować uczucie jak jej serce w piersi staje, łapczywie próbując złapać bezskutecznie oddech.

 

Nie znosiła być w centrum uwagi, dusiła się w nim, pociła, robiło jej się słabo, za każdym razem, gdy miała gdziekolwiek przemawiać. A teraz te flesze ją zabiją, przepalą, jak nic odejdzie z tego świata. Może tak będzie lepiej, bo nie będzie musiała odpowiadać na pytania tych ludzi. Coraz mocniej była pewna, że za chwilę upadnie, ledwo trzymała się na nogach, ich spojrzenia przewiercały ją na wylot.

 

Jak nic jest skończona, a przecież nic takiego nie zrobiła, aby teraz to musiała przechodzić? A może tylko dlatego, że nie posłuchała słów babci, która za każdym razem przed snem. Mówiła jej, żeby za żadne skarby jak tylko dostanie od swojej mamy pierścionek zaręczynowy. Który w ich rodzinie od pokoleń był przekazywany, matki na córkę, nie pozbywała się go i trzymała przy sobie. Skąd mogła wiedzieć, że do tego dojdzie? Przecież to nie była jej wina, tylko jej durnego ojca, któremu zachciało się wybrać dla niej męża, chociaż mówiła mu, że nie jest jej on potrzebny do szczęścia.

 

Zważywszy, że to co chciała osiągnąć, on by tylko jej w tym przeszkadzał. Nie mając ochoty, wysłuchiwać kolejnych kandydatów, zgodziła się na pojawienie się na tym durnym przyjęciu urodzinowym. Córki szefa, w której firmie jej ojciec pracował, chociaż nigdy nie mówił jej, czym tak naprawdę się on zajmuje. Wiedziała jedno, musiała się z tego jakoś wykręcić, skłamać. Cokolwiek, bo zdawała sobie sprawę, że to było nierealne, aby wampiry naprawdę istniały. A jeden przedstawiciel tejże rasy, właśnie spoglądał na nią zza czarnych okularów, a na jego twarzy błądziło coś w rodzaju uśmiechu, chociaż uśmiechem tego by nie nazwała.

 

— Błagam powiedz coś... Cokolwiek! Przecież jak mantrę powtarzałam, że to był tylko debilny przypadek i wcale nie było to na serio! — mruczała Yeji pod nosem, nie mogąc uwierzyć, że teraz towarzyszy mu w tej pieprzonej konferencji prasowej, która tylko pogorszyła sprawę, aniżeli poprawiła!

 

***

 

A wszystko zaczęło się dość niewinnie parę dni temu, wtedy nie zdawała sobie sprawy z tego, co się niebawem wydarzy. Tak jak już na wejściu wspominała, udała się na przyjęcie urodzinowe pewnej damulki. Pod pretekstem tego, że wolę iść na nie, niż przyjmować kolejnych kandydatów na męża, których lista zamiast się kurczyć, to się jeszcze bardziej powiększała. Co doprowadzało ją już do szewskiej pasji, do tego stopnia, że udawała nawet i chorą, aby nikogo nie przyjmować. Nie poskutkowało, bo ojciec poznał się na jej kłamstwie.

 

— Bądź grzeczna i wreszcie wybierz sobie męża, inaczej sam ci go wybiorę! — warknął, tuż po tym, jak kolejnego absztyfikanta zbyła, udając, że jest dziwaczką, której brakuje piątej klepki.

 

— Nie będę grzeczna i nie wybiorę sobie męża! Czy ty tego nie możesz pojąć, że takie czasy już dawno minęły i mogę sama o sobie decydować? A tym bardziej, że jestem już dorosła i nie muszę się ciebie słuchać! — wrzasnęła Yeji tego dnia, rzucając durną stertą papierów, które ją już porządnie wkurzyły, bo już miała serdecznie dość tego ciągłego ich przeglądania, bo on tak jej kazał.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania