Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

They - Krew Północy - Wstęp 1/2

Mróz. Północna część niepodległych ziem Cesarza Nicolaia. Zamieć targa nieustraszoną grupą krwawych i niezwyciężonych wikingów, którzy przemierzają krainy w poszukiwaniu nowych terenów i sprzymierzeńców. Bez cienia wątpliwości i strachu w oczach, podążają przed siebie. Jak co kilka miesięcy, drużyna wymienia się łupami z równie niepoprawnymi handlarzami, którzy przybywają z dalszych, wschodnich części świata. Dziesięciu stawia kroki, przemierzając zimną tundrę. Dziesięciu, a wśród nich On - wódz załogi i pan ziem, będących w tej chwili daleko od niego na zachodzie, Keir Redneck. Przywódca z krwi i kości. Kroczył, a jego długaśne, jasnobrązowe włosy spadały na jego granatowy płaszcz i ciemnoszarą tunikę, obszytą futrem z obdarkusa oraz lekko zasłoniętą, nieogoloną twarz z blizną po dwóch pazurach na lewym policzku. Po pewnym czasie, przeprawiając się przez zaspy, widzą światło w oddali, znikające przez padający śnieg. Gdy tylko to dostrzegł, wódz podniósł rękę, na znak by wszyscy się zatrzymali. Oparł po chwili ręce na swoim posrebrzanym pasie i przymrużając swe błękitne oczy, przyglądał się przestrzeni przed sobą. To chyba obóz handlarzy, pomyślał i dał ponowny znak, tym razem do marszu.

- Witaj wodzu Rednecku. Rad cię widzieć całego i zdrowego - rzekł poważnie jeden z handlarzy, który wyszedł na przywitanie. Był dość pulchny, odziany w brązowy płaszcz oraz niedźwiedzie futro. Jego twarz się rumieniła, a czerwień z policzków nie schodziła. Tak już po prostu mają północni ludzie, tłumaczył sobie w głowie wiking. Po chwili kompania stanęła, a sam Keir skinął głową w stronę kupca.

- Witaj przyjacielu. Morze niespokojne ostatnimi czasy. Gdybym ja łajbą nie kierował, zapewne poszła by na dno. Sztormy przychodzą znikąd, a gdy już się zaczynają trwają po wieki. Trzech dobrych ludzi straciłem ostatniej burzy – westchnął. - Przeklęte morze. Zgaduję, że demony maczały w tym palce – dodał.

- Tym bardziej cieszę się, że tu dotarliście druhowie. Dziś niestety, z żalem informuję was, że nam także ostatnio nie idzie po myśli. Co rusz mamy pod górę. Sam z tego zadowolony nie jestem. Zwierzyny mało, a rabować już nie ma prawie kogo. Wszyscy uciekają dalej. Boją się tego co nadchodzi. – Przerwał, po czym spojrzał prosto w oczy wodza. - Chodzą pogłoski, że nadchodząca zima ma być największą i najdłuższą jak dotychczas. – Na koniec Ivan zadrżał z zimna i z myśli o tym wszystkim.

- Powiadasz...największa? Istotnie, zastanawiające. Choć z drugiej strony to i tak tylko czcze gadanie. - Uśmiechnął się i niezbyt przejął słowami Ivana.

- Ludzie zadają coraz więcej pytań i zastanawiają się nad odejściem. Jeszcze chwila Keir, a nie będziemy mieli z kim handlować - powiedział, coraz bardziej powiększając swoje obawy.

Wiking, nie chcąc już dłużej tego słuchać, rzucił. - Otrząśnij się Ivan! Wczoraj się urodziłeś? Nawet jeśli to prawda, to ja i moi ludzie nie obawiamy się tego. Wikingowie są zahartowani, niezłomni i niezwyciężeni - mówił z dumą - Nie poddają się przy pierwszej lepszej okazji. Tak nawet nasze kobiety nie robią. A teraz przyjacielu, powiedz co masz mi do zaoferowania?

Skrytykowany przez wodza wikingów, handlarz z powrotem wrócił myślami do interesu. - Masz rację. Już ci rzeczę. - Skinął ręką w stronę obozu, po czym wszyscy do niego weszli. Był prymitywny. Składał się z kilku ognisk i siedzących przy nim kupców oraz z ich domków zrobionych ze skór i futer zwierząt. Była tam jedna stajenka, zbita z kilku desek i patyków, dla czterech koni. Na środku obozu, siedziało na śniegu troje niewolników. Byli zakuci do jednego z dwóch drewnianych wozów. Keir przeleciał wzrokiem po wszystkim i spojrzał na to co pokazuje handlarz. - Mam trochę futer białych wilków. Wiem, że je lubisz. Są delikatne w dotyku. Zobacz. Kilka rogów łosia...ach tak, kły morsa...

- Przestań. Wlokłem swój tyłek taki kawał na darmo? Mówisz mi że masz sam ochłap, jak dla niewolników... - Ewidentnie cierpliwość Keira malała z każdym słowem Ivana, a twarz coraz bardziej się marszczyła.

- Czekaj...tak. - Pulchny mężczyzna musiał coś zrobić, bo wiedział że w innym wypadku wiking poderżnie mu gardło. - Mam coś jeszcze. Mam troje niewolników. Spójrz na nich. Mówiłeś, że straciłeś ludzi. Będziesz potrzebował pomocy na statku. Oni są idealni. Czy to mróz, czy zamieć, oni i tak będą pracować na pełnej parze - mówił i pokazywał " silnych i wytrwałych" niewolników, uśmiechając się z nadzieją, że wódz nie zwróci uwagi na ich wady.

- Ty mi tu mój drogi nie kłam, gdy patrzysz mi prosto w oczy. - Splunął. - Widać od razu, że ta dwójka to jeszcze dwa dni i po nich. A ten niewolnik. Co on taki dziwny? Włosy poczochrane, z tyłu po części związane, oczy jakieś krzywe. Pół baba, pół chłop. Pomoc z niego żadna chyba, że mi buty wyczyścić - rzekł Keir, lekceważąc oferty sprzedawcy.

- Nie, to nieprawda. - Z bladą twarzą i iskrami w oczach, zaczął próbować ratować honor.- On jest wyjątkowy. Spójrz tylko, jakie ma szerokie ramiona, jakie wyniszczone dłonie od walk. Przeżył on wiele z tego co słyszałem. Podobno pochodzi z bardzo dalekiego wschodu. Przemierzył szmat drogi. I pewnie by jeszcze przemierzył, gdybym go nie schwytał. - Wyszczerzył zęby. - Dodatkowo, rzekomo nie rusza się nigdzie bez swoich rzeczy. Chociaż, teraz jak tak patrzę, to jest niewolnikiem i za wiele nie ma do gadania. Są one w tej skrzyni. - Pocąc się, wskazał ręką skrzynię.

Wódz pomyślał, co mu szkodzi zobaczyć i otworzył skrzynię. - Spójrzmy... jakieś drewienka, bibeloty, dziwy jakich mało. O pochwa! Ale co to? - Wyjął długi, cienki kawałek metalu. - To jest jego oręż? Przecież dzieci w wiosce lepszą bronią od tej uczą się walczyć. Tym to co najwyżej, w zębie można podłubać. - Keir sięgnął po swój ogromny topór i pomachał przed oczami niewolnika. - To jest prawdziwy oręż - rzekł z dumą, po czym odłożył broń z powrotem i westchnął głęboko. - Ehh... niech ci będzie. Wezmę go razem z jego rzeczami. I te futra, worki soli oraz osiem skrzyń fasoli i pięć suszonych śliw. I jeszcze dziewięć beczek miodu pitnego. Żona przynajmniej będzie uradowana futrami. Plus... - Poważnie spojrzał na handlarza i wskazał na niego palcem. - ...następnym razem dajesz mi gratis pięć skrzyń tej twojej gorzałki.

Uradowany, że transakcja jednak się odbędzie, przytakiwał już na wszystko co powiedział wiking. - Oczywiście. Fantastycznie. Już się rozliczamy. Wyjmij złoto, a twoi kompanie mogą zabierać towar.

I tak Keir Redneck oraz jego załoga, po niezbyt udanym handlu, wróciła na swój statek. Na wspaniałego i potężnego Piętno Urd. Był to statek o jasnobrunatnych żaglach z wyszytymi na ich środku czarnymi skrzydłami kruka sprawiedliwego Odyna i mieczem pomiędzy nimi, skierowanym do dołu. Był to herb jakiego używali ludzie Keira. Dziób okrętu natomiast był wyrzeźbiony na kształt wielkiego rogu, zawijającego się lekko do góry. Statek zarazem był postrachem wód i obiektem budzącym respekt wśród ludzi. Mimo tak dobrego statku, załoga nie mogła sobie pozwalać na brak czujności. Nie każde morza są spokojne i nie każde nie skrywają zła w głębinach, które tylko czeka na okazję, aby zaatakować. Tym razem droga powrotna wiodła ich prosto przez sam środek niespokojnych wód Morza Trzech Głów. Od czego ta nazwa pochodzi? Legend nordyckich jest wiele. Wikingowie lubują się w mrożących krew w żyłach opowieściach przy ognisku. Szczególnie po "lekkim" upojeniu alkoholowym. I tak zapewne było podczas wymyślania tej historii. Legenda o tym miejscu mówi, że gdzieś na tych właśnie wodach, żyje ogromny stwór. Stwór nieposkromiony, topiący wszystko i wszystkich. Potwór, który jednym uderzeniem miażdży to, co jest na jego drodze. Jest on obślizgły i kształtem przypominałby wielkiego, łuskowatego węża, gdyby nie to, że zamiast jednej głowy, ma aż trzy. Trzy wielkie łby, a każdy z ogromnymi zębiskami, ostrymi jak u rekina. Z tego prawdopodobnie powodu, niewielu pływa przez te wody. Nie licząc oczywiście Keira, którego ciężko zastraszyć. Wie on dobrze, że stworzenie prawdopodobnie zdechł gdzieś w otchłani, gdyż nie widziano go przez ostatnie sto lat i szkoda marnować dobrego szlaku na północ przez czcze gadanie. Okręt czym prędzej odbił od brzegów, a stępiona zimnem północy wyprawa mogła jedynie usiąść i wyczekiwać, aż usłyszy z powrotem okrzyk, na który czeka tak wielu. Okrzyk któregoś z kompanów "Widać ląd!".

Tuż po wejściu na pokład, Keir rozdzielił zadania co poniektórym, aby podróż mogła odbyć się tak jak powinna.

- Bumer! - krzyknął Wódz.

Bumer, był to chyba jedyny z drużyny, który od cięcia i rżnięcia się toporami z wrogami, wolał posiedzieć przy ciepłym kociołku i gawędzić oraz śmiać do czerwoności. Przygruby kucharz z brodą do pępka i głową ściętą na łyso, gdyby nie rola jaką pełnił, siedział by w domu. Czym prędzej przebił się przez tłum kompanów i wyszedł przed szereg. - Tak panie!

- Czym prędzej leć do kuchni i ugotuj coś dla naszych przyjaciół. Są zziębnięci i przydałoby im się coś na rozgrzanie. - Rozkazał Redneck.

- Będzie to nie lada wyzwanie. Niewiele zostało na drogę powrotną. Najlepsze na rozgrzanie to winko. - Spuścił oczy i lekko się uśmiechnął. - A z tego co wiem, zostało jeszcze trochę - mówił pod nosem Bumer.

Skrzywiony na propozycje kompana westchnął i odpowiedział. - Jedno ci w głowie Bumer. Trunek później! Pokaż żeś kucharz i zrób coś z tego co jest i tego co wzięliśmy od Ivana.

- Robi się panie. - I tak gruby wiking poleciał prędko do kuchni skwaszony.

Keir rozejrzał się i zniecierpliwiony krzyknął. - Ruryku! - Wtem, zza niego wybiegł rozgrzany i spocony chuderlak o jasnobrązowych włosach, z miną przestraszonego chłopca, ale jednocześnie podnieconego nowym rozkazem od pana. Nie był on nikim innym, jak piętnastoletnim synem Keira, Rurykiem Redneckiem. Spadkobierca tronu swego ojca. Brany już od małego na wyprawy, hartowany na wszystkie niebezpieczeństwa, na które w przyszłości może się natknąć. Z postury delikatny, jak na wikinga, lecz mimo tego, nie dostający od ojca żadnych ulg. Keir dobrze wiedział, że świat nie będzie miał dla niego litości. Tak samo jak nie miał dla niego. Mimo tego, co skrywa w głębi do syna, czuje obowiązek nadłożyć szkolenia, nad ojcostwo. Nie jest to zapewne, najlepsza decyzja z tych, które mógł podjąć, ale też nie najgorsza. Człowiek często popełnia błędy, ale nawet z nich można wynieść coś pożytecznego. No bo jak inaczej człowiek nauczy się czegoś do perfekcji, jak nie popełniając przedtem serii prób i błędów. Na całe szczęście, młodemu to pasowało. To, że był zabierany na każdą podróż, że nie dostawał ulg oznaczało, że jest na równym poziomie z resztą załogi i to, że z czasem zostanie prawdziwym wikingiem. I to nie byle jakim, bo wodzem nad wodzami. Od zawsze to marzenie chodziło mu po głowie. Nie był on głupcem. Miał swój rozum, który podpowiadał mu, że po wszystkim usiądzie wraz z ojcem na wzgórzu i będą rozmawiać, jak ojciec z synem. Do tego będą podziwiać z góry to, co stworzyli przez ostatnie lata razem. Ta myśl dawała młodemu Rurykowi siłę i wytrwałość we wszystkim.

- Tak panie...

Z kamienną miną zapytał. - Gdzieś ty się szwendał?

- Wybacz ojcze. Sprawdzałem sznury nowego niewolnika oraz czy nie zrobi nic głupiego i nie ucieknie.

- Czy on ci wygląda na takiego, co niepostrzeżenie uwolniłby się z więzów, które sam dodatkowo wiązałem? Do tego mógłby się przebić przez całą zgraje wielkich i groźnych wikingów? - Druhowie zaśmiali się po cichu, pod nosem na słowa wodza, a Ruryk speszył się.

- Pewnie nie - odparł.

-Na pewno nie. Zatem, nie musisz dalej tego robić. Na drugi raz tak nie kombinuj. Prędko sprawdź wiązania na statku. Chyba nie chcesz, by łajba przewróciła nam się do wody podczas burzy? - Ostro wydał rozkaz do młodego.

-Tak panie, już biegnę posprawdzać.

I tak skarcony Ruryk poleciał spełnić powierzone mu zadanie, tak samo jak i Bumer. Zaś reszta załogi czyli: Bjorn, Melkolf, Tubbe, Gorm, Gudred i Hrapp udali się pod pokład, by nabrać z powrotem sił. Na pokładzie został tylko Keir, więzień oraz Vincent - dobry przyjaciel i jeden z najlepszych wojowników Keira, który jeszcze nie opadł z sił. Z pełnym wdziękiem, który dodawał mu ciemnobrązowy, skórzany strój, z wyszytym na środku klatki piersiowej białym drzewem bez liści, podszedł do druha. Przetarł prędko krótko ścięte, lśniące, czarne włosy ze śniegu i oparł się dłońmi w skórzanych rękawicach o burtę. Korzystając z rozproszenia się zgrai, postanowił porozmawiać z przyjacielem. Cisza i statek płynący jednolitym tempem przed siebie, dawały idealną okazję, aby porozmawiać w cztery oczy. Zarówno Vincent jak i Redneck, stanęli przy burcie i zaczęli spoglądać na horyzont. Tyle, że nie tym zwyczajnym spojrzeniem, którym czegoś szukasz w oddali. Ich wyraz oczu był pusty. Oboje wyjątkowo rozmyślali nad czymś. Coś ich bardzo nurtowało. Vincent chcąc rozluźnić atmosferę, zaczął od przyjacielskiej rozmowy.

- Jeszcze chwilę, a ten twój urwis, zamiast wysłuchiwać twoich jęków, sam będzie drzeć się na ciebie i wydawać ci rozkazy - powiedział z dużym zadowoleniem na twarzy.

- Bardzo zabawne Vincencie - odparł na słowa przyjaciela z nieszczerym, delikatnym uśmiechem.

- Ja nie żartowałem. Tak będzie. Zapewne ma jakieś ambicje - ciągnął dalej temat.

- Być może. Ale za nim do tego dojdzie, musi mi udowodnić, że zasługuje na to stanowisko. Do tego czasu, nie popuszczę - podkreślił Keir.

-Mógłbyś być dla niego czasami trochę łagodniejszy. Bo chłopak zamiast na wodza, wyuczy się na niewolnika - niepewnie powiedział i spojrzał skwaszony na przyjaciela.

- Nikt nie będzie dla niego łagodny. Nikt nie będzie się z nim pieścił - mówił z obrzydzeniem i złością. - Ten cały, cholerny świat ciągle daje mi do zrozumienia, że nie wolno być miękkim. Jeśli chcesz wytrwać musisz być drapieżnikiem, nie zwierzyną. Mówię ci przyjacielu, tak musi być. Może kiedyś to zrozumie, dlaczego tak się zachowuję teraz - tłumaczył Vincentowi.

- Być może, masz rację. Rozumiem cię. A przynajmniej, staram się zrozumieć. Ja też pamiętam tamten dzień. To ja przy tobie byłem, gdy to się stało... - powiedział, nie kończąc zdania.

Na odwet, Keir położył dłoń na ramieniu druha i rzekł szczerze. - Wiem to. Pamiętam. I doceniam oraz jestem wdzięczny za wszytko, co dla mnie zrobiłeś.

- Wiesz dobrze, co zaraz powiem.

Redneck wrócił dłoń i odwrócił się plecami do Vincenta. - Nie chcę tego słuchać!

- Bracie, nie możesz żyć ciągle przeszłością. Dobrze o tym wiesz - poważnie rzekł do przyjaciela. Z nadzieją, że zrozumie to co mówi do niego. Nikłą nadzieją niestety, gdyż ten temat był poruszany już wiele razy. Do tej pory bez skutku.

Keir odparł, pogrążając się w wspomnieniach, które znów miał przed oczami. - Nie mogę. Ja muszę.

- Rany w końcu się zagoją, czy tego chcesz czy nie. - Parł dalej.

- Dla mnie się nie zagoją! Nie rozumiesz tego? - z żalem mówił.

- Moje gadanie chyba nie da nic na tą chwilę. Już milknę. To twoje życie i ty za nie odpowiadasz. Tylko nie zmarnuj iskry młodego. To dobry dzieciak.

Tak jak zawsze, Vincent powiedział, co chciał powiedzieć i odpuścił. Wikingowie zrobili krótką wymiane spojrzeń zrażonych do siebie bohaterów. Z pozoru lekki temat, dodatkowo wprowadził jeszcze większy chaos w spowite mgłą, myśli postaci.

- Mniejsza z tym - ponownie zaczął Vincent. - Musimy przedyskutować ważniejszy temat.

- Mów zatem Vincencie.

- Słyszałeś co on mówił. Ja również słyszałem. Nie można puścić tego lekkomyślnie. Co jeśli słowa Ivana to prawda? Pomyśl Keir. To będzie koniec wypraw na północ. I jak przeżyjemy zimę...na okruchach? I tak część umrze - omawiał świeży wątek, w lekkim niepokoju.

- Nie zaprzeczę temu, ale też nie potwierdzę w pełni twoich obaw. Póki co, to tylko plotka. Czy prawdziwa? Trzeba będzie to sprawdzić. Chyba zawitam w najbliższym czasie do mego brata, Rojtara. Ciekaw jestem co on powie na ten temat. Nie można pochopnie podejmować decyzji. Źle to się kończy - spokojnie odpowiedział druhowi.

- Rozumiem. Masz rację - przytaknął.

- Mimo to... jego słowa i twarz, gdy to mówił, utkwiły mi w głowie. Kręcą się po niej, jak jakiś znak. Może przeczucie. Albo to zwyczajny brak wina w gardle od dłuższego czasu. Odyn jeden zna prawdę. Po części, twój niepokój może okazać się słuszny, choć lepiej by się to nie stało.

- Lecz jeśli się to stanie? - Próbował wymusić powiedzenie pewnych słów od Wodza.

- Co mam ci rzec? - zapytał, udając że nie wie o co chodzi.

- To co będzie trzeba uczynić.

Wiking westchnął i powiedział. - Jako Wódz powiem, że zrobię wszystko, aby nasz lud przetrwał. Natomiast, jako przyjaciel powiem zwyczajnie: "Nie wiem". Północ była najlepszą opcją dla nas od zawsze.

Nastała jeszcze większa cisza. Morze jak i wiatr, ucichły. Słychać było tylko bicie serc bohaterów. Vincent ponownie spotkał się ze wzrokiem Keira i powiedział to, o czym oboje myśleli od początku rozmowy.

- Jest południe.

Słysząc propozycję przyjaciela, mimo tego, że miał identyczny pomysł w głowie, uderzył pięścią w burtę i zły powiedział. - Nie...nie. Dla nas południa nie ma. Król Thorhild Zachłanny sam przekonał się o tym na własnej skórze. Jego chciwość nie znała granic. Z każdym dniem poszerzał swoje granice na północy i północnym-wschodzie. Ale to było dla niego za mało. Ojj, tak. Pragnął czegoś więcej. Czegoś lepszego. Jak skończył? Jego ostatnia wyprawa, właśnie na południe, zakończyła się klęską. Flota rozpłynęła się w morzu. Nikt nie ocalał. A sam Thorhild...zaginął. Można dopowiedzieć sobie jak mógł skończyć. Zapewne z głową na palu w czyimś ogródku.

- Może nam by się udało - zawiedziony odrzekł.

- A co my mamy lepszego, od niego? Nawet floty nie mamy. To zbyt ryzykowne - rzucił kolejny twardy argument.

Nagle przyszedł Vincentowi do głowy kolejny pomysł. - Jest jeszcze zachód. Nikt tam jeszcze nie był.

Ale i ten nie podpasował Redneckowi. - Bo nic tam nie ma! Tylko wielki ocean.

- Za nim na pewno coś musi być. - Mimo braku akceptacji, próbował skusić, zasiać ziarno chęci do sprawdzenia tych miejsc.

- Nawet jeśli udałoby nam się go przepłynąć, to i tak nie wiadomo co tam zastaniemy. Jeśli coś zastaniemy.

- Tak czy siak, ostatecznie będzie trzeba coś wybrać - rzucił pewnie Vincent.

- Będę prosić Odyna, by te czasy nie nadeszły - Keir odpowiedział, spoglądając do góry i wyszukując Boga.

- Ja również. Współczuje ci. To będzie trudna decyzja do podjęcia. Co byś nie wybrał, wiedz, że stanę u twego boku - przyjaciel powiedział chcąc podnieść na duchu towarzysza. Udało mu się to, atmosfera stała się lżejsza. Twarze bohaterów znów na chwilę, były bliżej do uśmiechu niż smutku.

- Wielkie twoje serce i twa wierność przyjacielu. Powinni ci dać przydomek "Szlachetny". I tym razem nie oszukuję. Myślę, że tą rozmowę dokończymy później. A póki co, odsapnij sobie. Idź. Dołącz do druhów pod pokładem. Ja zostanę z niewolnikiem i pomyślę jeszcze trochę.

- Dobrze. Tylko...Keir? Ty również powinieneś odpocząć. Nie kłopocz się tym za długo. Jutro wpadniemy na rozwiązanie.

- Przemyślę propozycję. Do jutra. - Kiwnęli do siebie głowami, na znak porozumienia i Vincent zniknął z pokładu.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Canulas 13.01.2018
    Tak na szybko, bo teraz nie mam czasu już. Podialogowe słowa, odnoszące się bezpośrednio do dialogu, jak: zapytał, rzekł, krzyknął, zapisujemy z małej.
    Ps. Mogłeś to troszkę bardziej pociąć, ale ok.
    Jak będzie czas, to przysiądę.
    Pozdro
  • Lancelot 13.01.2018
    No wiem że z małej, ale mam taki fetysz że lubię z dużej je pisać. No mogłem bardziej pociąć, ale tylko teraz przemęczycie się, bo dalsze części są krótsze.
  • Canulas 13.01.2018
    To wyeliminuj ten fetysz
  • Agnieszka Gu 13.01.2018
    Witam,
    Tytuł - ściągający ciekawość - na plus
    a dalej "Cesarza Nicolaia . " - niepotrzebna spacja przed kropką
    "On - Wódź załogi" - a może chodziło o Wodza?
    "Kroczący z długaśnymi, jasnobrązowymi włosami spadającymi na jego granatowy płaszcz i ciemnoszarą tunikę," - tak sformułowałeś to zdanie, że w pierwszej chwili miałam wyobrażenie, że te "długaśne, jasnobrązowe włosy" szły obok niego, jako jego towarzysze ;))
    "a czerwień z policzków nie schodziła.. " - o jedną kropkę za dużo na końcu
    "Tak już po prostu mają północni ludzi, tłumaczył sobie w głowie wiking." - jego myśli należałoby wsiąść w cudzysłów
    "- Czekaj...tak. - Muszę coś zrobić, bo mi poderżnie gardło, pomyślał. - Mam coś jeszcze. " - niezbyt poprawny ten zapis, ale już wyżej Can o dialogach pisał, więc nie będę powielać.

    Dialogi miejscami są trochę nudnawe. Naprawdę wikingowie tj. faceci-twardziele gadają o "bliznach w duszy"...? No i dyskutują trochę jak mięczaki? ;) Jednak inne miałam wyobrażenia ;))
    "Północ była najlepszą opcją dla nas od zawsze." - Czytałam gdzieś, że Wikingowie upatrywali swojej przyszłości nie tyle na północy co na południu, tzn zapuszczali się do siedzib nadbałtyckich, w celach nie tylko łupieszczych ale również handlowych np. w okolice Mielna i nie tylko tam pewnie zresztą.
    "Bo nic tam nie ma! Tylko wielki ocean." - ponoć wikingowie jako pierwsi "odkryli" Amerykę, długo przed Kolumbem ;)

    Ta część, wg mnie, nie jest zła, ale trochę przynudna. Na początku ma fajny klimacik. Daleka północ, grupa wikingów przedzierająca się wśród zamieci śnieżnej. Początek bardzo mi siadł, ale później, trochę gorzej. Dlatego nie oceniam. Niech ktoś mądrzejszy to zrobi. Pozdrawiam
  • Lancelot 13.01.2018
    Jeśli chodzi o zgodność z historią to tu jej nie znajdziesz. Świat jest wykreowany, wszystkie miejsca zmyslone i nie będzie raczej powiązań z historią. Stereotypowi wikingowie będą pół na pół. To też tylko ludzie więc i coś odczuwają. Mimo wszystko dzięki za komentarz.
  • Margerita 13.01.2018
    piąteczka Lancelocie widzę że inni ci już zrobili korektę
  • Lancelot 13.01.2018
    Tak, do idealnej korekty z mojej strony jeszcze daleka droga. Dobrze że są dobrzy ludzie na tym świecie.
  • Zaciekawiony 13.01.2018
    "ziem Cesarza Nicolaia ." - zlikwiduj tą spację przed kropką, to źle wygląda zaraz w pierwszej linijce tekstu.

    "przemierzają krainy w poszukiwaniu nowych terenów i sprzymierzeńców. Bez cienia wątpliwości i strachu w oczach, podążają przed siebie. Jak co kilka miesięcy, drużyna wymienia się łupami z równie niepoprawnymi handlarzami, którzy przybywają z dalszych, wschodnich części świata" - czekaj, czekaj, nie widzę tego. Idą cały czas gdzieś na nowe tereny, a co kilka miesięcy... zawracają na umówione spotkania z handlarzami? No to zbyt dalekie te ich wyprawy nie są. Trochę problematyczne jest użycie czasu teraźniejszego zarówno do opisu ogólnej aktywności drużyny jak i do opisu właśnie dziejących się wydarzeń.

    "Po pewnym czasie" - czyli teraz, które dzieje się po poprzednim terazie z opisu wyglądu... ot pułapki czasu teraźniejszego.

    "Gdy tylko to dostrzegł, Wódź podniósł rękę" - i wskoczył w czas przeszły.

    "na znak stopu." - było to bowiem czerwone światło, zwiastujące bliski przejazd pociągu. Może lepiej coś w rodzaju "podniósł rękę, wstrzymując towarzyszy".

    "Jego twarz za to ciągle się rumieniła" - dopiero co go zobaczył i już wie, że handlarz jest rumiany już jakiś dłuższy czas?

    "północni ludzi," - ludzie

    "Trzech dobrych ludzi straciłem ostatniej ulewy" - rozpuścili mi się od deszczu... Ulewa to zły synonim dla sztormu morskiego.

    "Ale co to? - Wyjął długi, cienki kawałek metalu" - ale co to? Tak nam tu naopisywałeś szczegóły futra i fryzury dowódcy, a tymczasem ci niewolnicy i ich rzeczy jakby nie istnieli. W dialogach jest mowa o tym, że "tam" stoją jacyś trzej, ale w narracji nie pojawia się o nich ani słowo. Nie wiadomo nawet skąd się w tym miejscu pojawili, bo rozmowę prowadził wiking z handlarzem, który specjalnie wyszedł do przodu, więc stoją sobie w jakimś miejscu gdy wtem, obok stoją jacyś trzej, których nikt nie zawołał...

    Transakcja handlowa zawsze polega na dawaniu czegoś za coś innego. Wikingowie wzięli od handlarza skóry, niewolników, fasolę, różne tam rzeczy, a w zamian co? Złoto? Klejnoty? Róg narwala?

    "załoga z powrotem, (...) wróciła" - dobrze, że nie wrócili do tyłu.

    "Był to statek o brunatnych żaglach z wyszytymi na ich środku czarnymi skrzydłami kruka" - czarne na brązowym tle, to musiało pięknie niewyglądać

    "Statek zarazem był postrachem wód i obiektem budzącym respekt dla wodza Rednecka i jego kompanów." - dla załogi był obiektem budzącym respekt, tylko dla niej, natomiast sąsiedzi podśmiewali się na jego widok.

    "Mimo tak dobrej łajby" - zgodnie z definicją słownikową, łajba to "stara łódź w kiepskim stanie technicznym", więc albo było to określenie ironiczne, albo źle korzystasz ze słownika synonimów.

    "załoga jednak nie mogła sobie pozwalać zawsze na brak czujności." - załoga zazwyczaj była zupełnie nieczujna, ale czasem, jak sobie przypomnieli, to byli tacy czujni, że hej. Coś ci się szyk tu pomieszał.

    Legend, legenda, środek morza, tego morza, głębinach morza, stwór, stwora, potwora... Strasznie dużo powtórzeń.

    " stępiona zimnem północy wyprawa" - zaraz po naostrzonym spacerze...

    "Bumer, był to chyba jedyny z drużyny, który od cięcia i rżnięcia się toporami, wolał posiedzieć przy ciepłym kociołku i gawędzić oraz śmiać do czerwoności." - był to wiking Emo, który w chwilach smutku ciął się toporem i od tego nabierał ochoty na ciepły kociołek...

    "W ten" - ten tego, owego. Wtem.

    "Nie był on nikim innym, jak piętnastoletnim synem Keira. Ruryk Redneck." - był on, kim? Rurykiem Redneckiem.

    "Keir dobrze wie, że świat nie będzie miał dla niego litości." - dlatego na chwilkę wskakuje do czasu teraźniejszego

    "- Wybacz ojcze. Pilnowałem, aby nowy niewolnik nie zrobił nic głupiego i nie uciekł." - kiedy zdążył go pilnować? Jego ojciec przed chwilą wszedł na pokład, chwilę temu zawołał kucharza aby im coś ugotował, czyli właśnie wrócili z tymże niewolnikiem.

    "- Rany w końcu się zagoją, czy tego chcesz czy nie. - Parł dalej.
    - Dla mnie są jak blizny!" - blizna to zagojona rana, co go w tym niby boli?

    "Nastąpiła krótka wymiana spojrzeń zrażonych do siebie bohaterów." - relacjonował narrator wychylając się zza winkla.

    "Co byś nie wybrał, wiec," - wiec i referendum. Więc.

    Styl taki sobie, często wtrącasz w tekst bardzo współcześnie brzmiące kolokwializmy. Częste powtórzenia. Nowy niewolnik nie został opisany ani słowem, jakby był przezroczysty.
  • Ritha 23.01.2018
    Jezdem :)
    Od razu zapowiem - fantasy to nie moje wody, dlatego mogę nie czuć bluesa, ale! Ale już mi się widzi początek: "Mróz" - zajebiście. Krótko i na temat. Tera tak, niucham za bohaterami. "Keir Redneck" - spoko nazwa wodza. Czyta się lekko, póki co.

    Wsparcie techniczne:
    "Rad cię widzieć całego i zdrowego. - rzekł" - kropka niepotrzebna
    "straciłem ostatniej burzy. – westchnął" - tu też
    "maczały w tym palce. – dodał" - i tu

    Przeczytałam pół kurde i mnie tu przerwali robotą :/ Wrócę do tego wieczorem ;)
  • Lancelot 23.01.2018
    okej, już wywalam te kropki, dzięki za odwiedziny :)
  • Ritha 24.01.2018
    "Widać od razu, że ta dwójka to jeszcze dwa dni i po nich. A ten niewolnik. Co on taki dziwny?" :D (no ładny interes)

    "Wie on dobrze, że stworzenie prawdopodobnie zdechł gdzieś w otchłani, gdyż nie widziano go przez ostatnie sto lat i szkoda marnować dobrego szlaku na północ przez czcze gadanie" - zaczynam lubić Keira

    Plus za legendy, lubię, ale tylko jeśli sa podane w nie nudnej formie. Czyli nie rozwlekle i zbyt poetycko. Tu je git.
    Opis Bumera spoczi. Stosunek wodza do syna również, ave Sparta <3


    mówił i pokazywał " silnych - spacja po cudzysłowie zbędna
    "to nieprawda. - z bladą " - Z*
    "Są one w tej skrzyni. - pocąc się" - Pocąc*
    "O pochwa! Ale co to? - wyjął długi" - Wyjął*
    " To jest prawdziwy oręż. - rzekł" - kropka out

    Dobra, daruję sobie dalsze szczegółowe wsparcie techniczne, generalnie, jak masz podialogowe mówione (nauczyli mnie tu mądrzy ludzie, to tera przekazuje wiedze dalej :D), wiec jak masz mówione, to bez kropki i z małej po kreseczce. A jak masz inne, typy "wyjął", coś tam zrobił, a nie "rzekł", "odparł", "szepnął" itp., to wtedy kropka owszem, a po kreseczce z dużej. No :)

    O, np. tu:
    "- Bumer! - Krzyknął Wódz" - krzyknął*

    Muszę Ci polecić Nożyczki, właśnie kończy serię i ja równolegle kończę czytać, a tam o piratach, skradzionych statkach itp. sporo, więc warto zerknąć. Ale to tak na marginesie :)

    "Zarówno Vincent jak i Redneck, stanęli przy burcie i zaczęli spoglądać na horyzont. Tyle, że nie tym zwyczajnym spojrzeniem, którym czegoś szukasz w oddali. Ich wyraz oczu był pusty" - cudne, refleksyjne, inne, lubię

    "Jeśli chcesz wytrwać musisz być drapieżnikiem, nie zwierzyną" <3 ("albo jesteś drapieżnikiem, albo ofiarą" przez pół zycia mam ochotę se to wytatuować na czymkolwiek, czole najlepiej ;D)

    No i okej, zasiałeś nutkę tajemniczości odnośnie przeszłości Keira, niepokój o przyszłość i męską przyjaźń wikingów. Widzi mi się. Czytane dalej bedzie, ale trza być cierpliwym, bo 10 osób naraz czytusiam ;) Luknęłam na komcie pobieznie, tak pociąć można było. Jeśli coś nie musi zostać zapisane (nie zaburzy sensu, fabuły, itp), to śmiało trza wywalac.

    Pięć północnych gwiazd na dobry początek :)
  • Lancelot 24.01.2018
    ciszę się że mimo nie twoich klimatów w miarę przypadło ci do gustu to opowiadanie. błędy poprawię :)
  • Kim 06.02.2018
    Hej, Lanc.
    "z równie niepoprawnymi handlarzami" - trochę nie rozumiem, co chciałeś przez to przekazać.
    "Kroczył, a jego długaśne, jasnobrązowe włosy spadały na jego granatowy płaszcz i ciemnoszarą tunikę, (...)" - jego/jego popraw powtórzenie
    "Oparł po chwili ręce na swoim posrebrzanym pasie(...)" - nie lepiej "po chwili oparł ręce" albo w ogóle wyrzucić 'po chwili' ?
    " Jego twarz się rumieniła, a czerwień z policzków nie schodziła." - to zdanie trochę wydaje się urwane. Dopisałabym jeszcze ze dwa słowa albo zmieniła szyk zdania. Obadaj.
    "(...) Sztormy przychodzą znikąd, a gdy już się zaczynają trwają po wieki. Trzech dobrych ludzi straciłem ostatniej burzy – westchnął. - Przeklęte morze. Zgaduję, że demony maczały w tym palce – dodał." - może wyrzuć to 'dodał' ?
    "Dziś niestety, z żalem informuję was (...)" - masło maślane. Albo niestety albo z żalem.
    "Uśmiechnął się i niezbyt przejął słowami Ivana." - hmmm, raczej najpierw niezbyt się przejął a potem uśmiechnął. Ewentualnie mógł zrobić te dwie rzeczy naraz, zatem "Uśmiechnął się, niezbyt przejęty słowami Ivana.". No bo jest raczej wynika z odczucia, nie odwrotnie.
    "Była tam jedna stajenka, zbita z kilku desek i patyków, dla czterech koni. Na środku obozu, siedziało na śniegu troje niewolników. Byli zakuci do jednego z dwóch drewnianych wozów." - Była/byli
    "Plus... - Poważnie spojrzał na handlarza i wskazał na niego palcem. - ...następnym razem dajesz mi gratis pięć skrzyń tej twojej gorzałki." - prawdziwy biznesmen :D
    "Był to herb jakiego używali ludzie Keira. Dziób okrętu natomiast był wyrzeźbiony na kształt wielkiego rogu, zawijającego się lekko do góry. " - był/był
    "Wiking westchnął i powiedział. - Jako Wódz powiem, że zrobię (...) " - może skreśl 'powiedział'? Wiadomo, że chodzi o wodza.
    "- Ja również. Współczuje ci. To będzie trudna decyzja do podjęcia. Co byś nie wybrał, wiedz, że stanę u twego boku - przyjaciel powiedział chcąc podnieść na duchu towarzysza" - ymmm, nie lepiej samo 'powiedział' bez 'przyjaciela'? Chyba wiadomo, kto mówi :>
    Uff dobrnęłam. Nie wypunktowałam wszystkiego bo fragment jest za długi. Can ma rację, mogłeś go bardziej pociąć.
    Fajny klimat. Wikingowie, legendy te sprawy. Czytałabym dalej! Pilnuj powtórzeń :>
    Do miłego.
  • Lancelot 07.02.2018
    Dzięki za kom. poprawię w wolnej chwili, dzięki za wizytę :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania