Poprzednie częściUwięziony część 1

Uwięziony część 17

– Co robisz? – zainteresował się demon.

– Cofnij się! – zażądał Eckstein. – Odsuń się od drzwi!

– Dlaczego mam cię słuchać? Wkrótce będziemy ze sobą walczyć, więc…

– Poddaj się. – Łowca nie pozwolił mu dokończyć. – Być może wtedy okażemy ci łaskę.

Sofia zerknęła na Arthura, przerywając na chwilę pisanie.

– Mam lepszy pomysł – odezwał się demon. – Oddaj mi pokłon, a daruję ci życie.

Eckstein sapnął ze złości, rozejrzał się i zatrzymał wzrok na narzeczonej, która właśnie skończyła pisać.

– Chodźmy – powiedziała, po czym ruszyła w stronę wyczekujących magów.

 

– Mam ten napis, ale nie jestem w stanie go odczytać. To chyba język elfów, ale wydaje mi się dziwny. – Przekazała notatkę magowi z Kolegium Życia.

Czarodziej spojrzał na jej zapiski.

– Obawiam się, że mało który elf byłby w stanie to odczytać. To język magiczny używany przez najpotężniejszych z nich – wyjaśnił.

– Świetnie – rzucił ironicznie Dagmar.

– W takim razie trzeba mu to dać i niech sam otwiera te drzwi – stwierdziła hrabina, nie widząc innej możliwości.

Czarodziej z Kolegium Iluzji zbliżył się do nich i zerknął na kartkę.

– Dokładnie to skopiowałaś? – zapytał.

– Wydaje mi się, że tak. – Popatrzyła na niego niepewnie.

– Zaczynamy – oznajmił, na moment odwracając się w stronę księcia, po czym położył dłoń na ramieniu kobiety i wyszeptał kilka niezrozumiałych dla niej słów.

Zbrojni na rozkaz władcy przygotowali się do ataku.

– Już – powiedział do hrabiny mag w szarych szatach, patrząc na świątynię.

Arthur natychmiast chwycił narzeczoną za dłoń.

– Nie możesz tu zostać – zwrócił się do niej. – Wyjdźcie za palisadę – polecił swoim ludziom.

„Słyszysz mnie?” – zapytała w myślach Sofia.

– TAK – odparł demon. – CZEKAM… CZEKAM, AŻ SIĘ ODDALISZ. NIE CHCĘ, BY COŚ CI SIĘ STAŁO.

– Zaraz się zacznie – poinformowała magów, a po tym, nie puszczając dłoni Arthura, pospiesznie ruszyła w kierunku bramy.

Szybko minęli zbrojnych wyczekujących w napięciu otwarcia drzwi i opuścili przyświątynny plac.

– Na konie! – rozkazał ochroniarzom Eckstein. – Ruszać się! – krzyknął do łowców. – Demon zaraz wylezie!

Dosiedli wierzchowców i skierowali się w stronę zajazdu. Nie docierały do nich żadne hałasy ani odgłosy walki. Wszystko wskazywało na to, że drzwi świątyni pozostały zamknięte.

– COŚ CI OBIECAŁEM – usłyszała Sofia. – BESHADEROGH. NA IMIĘ MI BESHADEROGH. ZAPAMIĘTAJ.

Niemal w tym samym momencie usłyszała huk i poczuła silny podmuch wiatru. Odwróciła się i zobaczyła spadający na ludzi gruz, gęsty pył unoszący się nad dachem świątyni, a wyżej wirujące chmury, które z każdą chwilą stawały się coraz ciemniejsze. Dowódcy na placu wykrzykiwali rozkazy zagłuszane przez uderzenia piorunów i wybuchy. Wiatr nasilał się z każdą chwilą, porywając z okolicy co lżejsze przedmioty.

Hrabina zatrzymała się, gdy nad świątynią, obrzucaną ognistymi kulami, utworzył się wir, z którego zaczęło coś wypadać. Dostrzegła tam kilka ciężko uzbrojonych istot o nieludzkich, przerażających kształtach.

– Nie zatrzymuj się! – wrzasnął do niej Arthur. – Pamiętasz, co mówiłem?! – Zawrócił i podjechał do niej. – To nie są żarty! Natychmiast do zajazdu! Już! – krzyknął, wbijając w nią wzrok.

– Zobacz, ile ich jest! – Wskazała na pojawiające się demony. – To miasto zaraz zostanie rozniesione przez te bestie!

– Do zajazdu! – powtórzył Eckstein, po czym, nie czekając na reakcję narzeczonej, wyrwał jej z dłoni lejce i ruszył, prowadząc jej konia.

– Magowie nie potrafią tego zamknąć?!

– Najwyraźniej nie – odpowiedział. – Obawiam się, że otwarte przejście do krainy Mroku może zakłócać ich zaklęcia. Miejmy nadzieję, że sami się nie pozabijają.

– I co teraz? – zapytała, oglądając się za siebie.

Kolejne nieziemskie istoty przybywały z odsieczą swojemu panu.

– Stoczą walkę. Tak czy inaczej, demon wkrótce opuści ten świat. – Spojrzał w kierunku świątyni. – Teraz już nic z tym nie zrobimy. – Zatrzymał się pod zajazdem i zeskoczył z konia. Niemal ściągnął narzeczoną z wierzchowca, silnie chwycił za przedramię i wciągnął do budynku.

– Pakować się i szykować do wyjazdu! – rozkazał swoim ludziom, wbiegając na piętro.

 

Gdy znaleźli się w pokoju, od razu dopadli do okna. Wiru już nie było, jednak nad świątynią nadal wisiały ciemne, ciężkie chmury.

Czarodzieje rzucali w budynek najróżniejszymi magicznymi pociskami. Języki ognia dotykały ścian, a nad dachem unosił się dym.

W pewnym momencie drzwi otworzyły się szeroko i ze środka wydobyły się ryki tak przeraźliwe, że budziły lęk nawet ze znacznej odległości.

Większość obrońców Heimingen znieruchomiała. Kilkunastu wojowników w panice rzuciło się do ucieczki, gdy ze świątyni zaczęły wybiegać demony o przeróżnych kształtach. Wśród nich były większe od ludzi psy z ogromnymi kłami, a także olbrzymie, nienaturalnie umięśnione bestie ociekające krwią, które dzierżyły w dłoniach miecze tak duże, że żaden człowiek z pewnością nie byłby w stanie ich unieść. Do walki paliły się także niewielkie sześcioręczne demony, których niezaprzeczalnym atutem była szybkość.

Kusznicy zaczęli strzelać. Błyskawice, kule ognia i inne magiczne pociski pomknęły w stronę wrogów. Książę, rycerze oraz piechurzy z okrzykiem bojowym ruszyli przed siebie.

Gdy doszło do zwarcia, czarodzieje zaprzestali używania zaklęć obszarowych i celowali precyzyjnie w poszczególne demony, by przez przypadek nie zranić sojuszników. Wszystko działo się tak szybko, że momentami trudno było rozeznać się w sytuacji.

Wielu poległo, zanim w drzwiach pojawił się Beshaderogh w złotej zbroi, dzierżący włócznię i tarczę. Jego obecność wyraźnie dodała siły walczącym demonom, które z jeszcze większą zaciętością rzuciły się na ludzi. On spokojnie rozejrzał się po polu bitwy, po czym spojrzał w stronę zajazdu.

Sofia poczuła, że patrzył na nią.

Po chwili bez pośpiechu założył hełm, uniósł tarczę oraz włócznię i ruszył biegiem w kierunku walczących.

Hrabina śledziła z uwagą każdy ruch Beshaderogha, który błyskawicznie pozbawiał życia kolejnych przeciwników. Takiej sprawności nie widziała nawet podczas walk mistrzów na arenie.

– Wycofują się – powiedział z przejęciem w głosie Arthur.

– Co? – Narzeczona zerknęła na niego.

– Książę dał znak do odwrotu. Przecież widzisz, że się wycofują.

– Tak… – Przeniosła spojrzenie na demony, które zmuszały pozostałych obrońców Heimingen do ucieczki.

Większość ludzi po prostu pchała się do bramy, niektórzy wdrapywali się i przeskakiwali przez palisadę. Część z nich była ściągana z powrotem i dosłownie rozszarpywana na części.

– Przegraliśmy – stwierdziła Sofia.

– Czas na nas – rzucił Eckstein i ruszył w stronę bagaży, jednak zatrzymał go krzyk dochodzący z przyświątynnego placu.

To nie była ludzka mowa. Słowa brzmiały tak, że u wrażliwszych mogły wywołać mdłości, a nawet ból. Łowca spojrzał w okno, skrzywił się i dłonią dotknął swojej skroni.

Sofia wsłuchiwała się w matowy głos i obserwowała, jak słudzy Mroku zatrzymywali się gwałtownie, nie kontynuując pościgów za palisadą. Niektórzy z nich trzymali w łapach wijących się w konwulsjach ludzi, inni patroszyli zwłoki i nacierali się krwią poległych.

Kilku najodważniejszych ludzi zamknęło bramę od zewnątrz. Pozostali rozbiegli się w popłochu.

Beshaderogh przemówił po raz kolejny, a wtedy wszystkie demony zwróciły się w jego stronę. Wyraźnie czekały na kolejny rozkaz, podczas gdy on odwrócił się w kierunku zajazdu.

– Na Valmora, co tam się dzieje? – zapytał Arthur, jednak narzeczona mu nie odpowiedziała.

Patrzyła na zwycięzcę w złotej zbroi, który właśnie zdejmował hełm zabrudzony krwią wrogów.

– ZASKOCZYŁAŚ MNIE – usłyszała. – NIE SĄDZIŁEM, ŻE LUBISZ TAKIE WIDOWISKA… – zamilkł na moment. – W PRZYSZŁOŚCI JESZCZE NIE RAZ CI ZAIMPONUJĘ. DO ZOBACZENIA, MOJA PANI. – Skłonił się lekko, po czym uderzył włócznią o ziemię, co spowodowało, że nad placem znów pojawił się wir, w którym zaczęły znikać kolejno demony.

Beshaderogh odszedł jako ostatni, a w chwilę później nienaturalny wiatr przegonił znad miasta ciemne chmury.

 

Koniec

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (26)

  • Paradise 08.10.2018
    Doczekałam się :D Super rozdział, jak dla mnie najlepszy chyba :D no może poza tym ze snem Sofii. Szkoda, że już koniec. Będzie kolejna część? Bo tak zakończyłaś, jakby miała być :D Oczywiście 5. Pozdrawiam :)
  • Fanriel 08.10.2018
    Dziękuję bardzo! :)
    Na razie nie planuję kontynuacji, bo muszę się zająć innym tekstem.
    Pozdrawiam serdecznie! :)
  • No! Zdążyłaś przed sobotą i to ze znacznym zapasem :)
    Obadam pózniej, na spokojnie.
  • Fanriel 08.10.2018
    Mówiłam, że zdążę. ;)
    Zapraszam.
  • Elorence 08.10.2018
    CO?!
    Jak to?
    Co to było za zakończenie... Matko... Czytałam z zapartym tchem, mając nadzieję, że będzie jeszcze jeden rozdział i... nic?
    I ten demon. Jak to koniec? Zostawił Sofię i odszedł?
    Nieee.
    To nie może być koniec.

    No i Arthur. Oczywiście, że ucieczka -.-

    No nic. Podobało mi się :D
    I czekam na kolejny teksty :)
    Pozdrawiam ciepło :)
  • Fanriel 08.10.2018
    Elorence, przyznam, że w pierwszej chwili pomyślałam, że Ci się nie podobało.

    Demon obiecał, że wróci, więc... ;)
    Arthura muszę wziąć w obronę, ponieważ uważam, że w zaistniałej sytuacji podjął jedyną słuszną decyzję. Zdradzę jeszcze, że gdyby nie było z nim Sofii, dołączyłby do obrońców miasta.

    Dziękuję bardzo!
    Pozdrawiam serdecznie. :)
  • Margerita 08.10.2018
    przeczytam z przyjemnością i szkoda, że to już koniec pięć
  • Fanriel 08.10.2018
    Dziękuję. :) Pozdrawiam.
  • Hmm, co koniec?! Co to znaczy koniec?!!!
    Tam Ci się przez pomyłkę jedno słowo napisało „niechcący” .
    Ta studnia nie została jeszcze wyczerpana!
    Żaden koniec!

    No dobra dostałaś opieprz, a teraz powiem, że świetny finał. Powiem jeszcze, że masz wszystkie atuty aby pisać kontynuację, bo to dopiero by mogło być w kolejnych częściach.
    Pięknie 5 oczywiście, tylko pózniej no z telefonu mi nie wchodzą oceny.
    Pozdrawiam :)
  • Fanriel 08.10.2018
    Maurycy, "koniec" napisał się jak najbardziej "chcący". ;)

    Dziękuję Ci bardzo! Lubię takie otwarte zakończenia. Jak przyjdzie ochota, zawsze można wrócić do bohaterów. ;)

    Pozdrawiam serdecznie. :)
  • Niedobra Fanriel :)
  • Fanriel 08.10.2018
    Maurycy Lesniewski, ja??? Nie. ;)
  • Fanriel a kto napisał koniec, co? Tak, tak, Ty :)
  • Hej szczególik, jeśli chcesz to z tym coś zrób, jeśli nie to nie:
    Z łuku i z kuszy się nie strzela, z tej broni się szyje. A przynajmniej dawniej tak mówiono, a Twój jezyk w tym opowiadaniu jest stylizowany na dawny, to sobie pomyślałem, że może Ci o tym wspomnę.
  • Fanriel 08.10.2018
    Maurycy Lesniewski, brak mi argumentów. Masz rację. W tej sytuacji mogę jedynie przeprosić, ale nie obiecuję poprawy. ;)
  • Fanriel 08.10.2018
    Maurycy Lesniewski, a ja bym to "szycie" odebrała jako potoczne i w narracji absolutnie bym tego nie widziała. Nikt jeszcze mi na to nie zwrócił uwagi. Poczytam, zgłębię temat. Dzięki. :)
  • Fanriel Fanriel teraz już nie mozesz powiedzieć, że nikt ;)
    Szycie z łuku to ja bym odebrał jako fachowe określenie właśnie:)
    Ale nie musisz zmieniać, bo mnie to aż tak mocno nie rzuciło się w oczy tylko troszeczkę :)
  • Fanriel 08.10.2018
    Maurycy Lesniewski, i już nie powiem, że nikt. ;)
    Szukam informacji na ten temat, ale na razie nic nie mogę znaleźć.
  • Fanriel pytasz nie tam gdzie trzeba :)
    Nigdy nie czytałaś książek o Indianach, prawda? :)
  • Fanriel 08.10.2018
    Maurycy Lesniewski, chyba coś w dzieciństwie. Później już nie. Dzięki za trop. ;)
  • Karawan 08.10.2018
    Maurycy poBunschył i poSienkiewiczył ;) Z kuszy to już się nie szyje, bo ino z łuku można strzałą za strzałą szyć, chodzi o szybkostrzelność łucznika. Kusza wygrała bo nie wymagała lat ćwiczeń i choć wolniejsza to początkowo równie skuteczna a potem lepsza jak chodzi o przebijanie zbroi.
    Faktycznie szkoda że już uznałaś za zakończoną historię dopiero zaczętej miłości. Dziękuję za całą opowieść. Pozdrawiam serdecznie ;) 5
  • Nie będę sie spierał, ale ja tam swoje wiem :)
    Dzięki Karawanie za dodatkowe naświetlenie sprawy.
  • Fanriel 08.10.2018
    Maurycy Lesniewski, właśnie znalazłam to "szycie" i faktycznie był przy tym łuk, ale kuszy już nie.
  • Fanriel 08.10.2018
    Karawanie, nie chciałeś, bym popsuła to opowiadanie romansem, a pewnie w tę stronę by poszło, więc koniec jest w dobrym miejscu. ;)
    Dziękuję Ci bardzo!
    Pozdrawiam serdecznie! :)
  • Karawan 08.10.2018
    Fanriel Myślę sobie, że niespełniona miłość demona i możliwa ascendencja hrabiny mogłyby dać niezły zamęt bez miłości. Jak pisał poeta "niejedna już Troja upadła z powodu prześcieradła" ;))
    Gdy zatęsknisz za Beshadkiem [musiałem zdrobnić ;) ] - wrócisz. Pozdrówka :)
  • Fanriel 08.10.2018
    Karawanie, możliwe, bo faktycznie jest do czego/kogo wracać. ;) Jeszcze raz dziękuję. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania