Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

W SZPONACH ŚMIERCI: ZZA GROBU

Księżyc oświetlał wierzchołki drzew, kołysane delikatnymi podmuchami wiatru. Lśnił na bezgwiezdnym nieboskłonie i rozpędzał rzadkie chmury, próbujące przyćmić jego majestat. Wpuszczał srebrną poświatę pomiędzy gałęzie, mech i powyłamywane konary, poszukując życia w spowitym mrokiem lesie. Przemierzał zawiłe korytarze i patrzył budzącym się ze snu drapakom prosto w oczy. Powywijane, podstarzałe pnie górowały w gąszczu pomiędzy później wykiełkowanymi pobratymcami. Rozczapierzały podpróchniałe gałęzie, szumiały gniewnie na cienie, które siadały na lśniących promieniach i trzeszczały złowrogo, uderzając odroślami o siebie.

Zielone punkciki tańczyły pomiędzy krzakami, przełamując grozę tego zapomnianego przez Boga miejsca. Było ich coraz więcej, a pośród postawnych drzew wybuchła panika. Przestały huczeć i doprowadziły rozpięte korony do porządku. Zastygły, wlepiły wzrok w księżyc, który przegrał walkę z napastliwą chmurą i skrył połyskujące oblicze za jej czarnym obliczem.

Zielone ślepia przybierały na liczebności. Trzask gałęzi i szelest skrzydeł wylatujących w popłochu spośród szeleszczących liści ptaków, zwiastował nadejście tego, który od stuleci zamieszkiwał te pogrzebowe i niedostępne dla każdego tereny.

Czarny cień przemierzał zarośnięte ścieżki i obcierał się o to, co miał w swoim zasięgu. Im bliżej podchodził, tym więcej zielonych kropek skupiało na nim swoją uwagę.

Rozległ się ryk, donośny i na tyle silny, aby drzewa zadrżały i skuliły gałęzie. Szumiały każdorazowo, kiedy niezidentyfikowane coś przeciągało ostrymi szponami po korze, pozostawiając po sobie cztery długie rysy, z których wyciekały soki, zwane również łzami okaleczonych roślinek.

– Macie ją? – rozbrzmiał gruby głos pośród próżni. – Nie czuję, aby była w pobliżu.

– Czeka w starej chacie, nieopodal polany na południowym krańcu stoku – dobiegło z oddali. – Przybyliśmy, aby spytać, czy przygotować ją jakoś specjalnie.

– Po co! – rozbrzmiał gardłowy śmiech, nie wiadomo z której strony. – Wyglądam na kogoś, kto przywiązuje wagę do wyglądu?

– Więc jest twoja, panie – echo poniosło ostry głos po okolicy. – Jej towarzysz wpadł w grabie twojego syna.

– Niech zaniecha! – zagrzmiał głos. – Dawno nie widziałem, jak pracuje. Z chęcią podopinguję i popatrzę, jak wysysa życie z tego ludzkiego potwora – dodał roześmianym tonem. – Nieczęsto zdarza mi się uczestniczyć w takim widowisku. Matka rzadko pozwala mu wymierzać sprawiedliwość – prychnął beznamiętny głos w oddali.

Zielone punkciki zaczęły przygasać. Po chwili las pogrążył się w kompletnej ciemności. Obdarte z kory pnie połyskiwały delikatnie, oświetlając wysoki cień, który westchnął i ruszył tam, skąd niedawno przyszedł. Po chwili nie było widać nawet jego, pośród czarnej głuszy. Trzask pękających pod czyimś ciężarem patyków zdradzał jednak, że nadal kroczy i nie zamierza stanąć.

Mrok, pustka, czarna dziura i nic więcej – do czasu. Pomiędzy dwoma rozłożystymi pniami migała iskierka, blado, ale ochoczo przyciągała sapiącego, kryjącego swoją posturę pod osłoną nocy ktosia. Z odmętu wyłoniła się wychudzona dłoń, zakończona pazurami, których nie powstydziłby się sam grizzly. Ciemny, cienki materiał falował przy każdym stąpnięciu. Zarys był niewyraźny, zdematerializowany i dopiero kiedy nieokreślony wsparł plecy o betonowy słupek, coś nakryte czarnym płótnem, zapłonęło blaskiem.

Promień rozświetlił okolicę, a czerwone ślepia i dwa rzędy ostrych zębów rozciągły się w szerokim uśmiechu. Na ich końcach lśniły perliste kropelki.

– Nareszcie – fuknął i wzleciał w powietrze. Rozłożyste skrzydła zasłaniały widok księżyca, który właśnie wychylił się zza płynącej leniwie chmury. Stwór zawisł w powietrzu i obadał teren, po czym jak pocisk runął na ziemię i od razu pochwycił chwiejącego się na nogach młodego chłopaka.

Mroczna postać skuliła skrzydła i spojrzała martwym wzrokiem na drżące istnienie. Złapał ofiarę za szyję i uniósł w powietrze. Chłopak machał nogami i wydawał z siebie chrapliwe dźwięki. Poczerwieniał na twarzy i wystawił opuchnięty język. Jego ręce zaczęły odpychać napastnika. Walił demona po osłoniętej głowie i piersi, burcząc coś niezrozumiale pod nosem.

– Nieładnie – syknęła zakapturzona postać i pochwyciła wolną ręką za nadgarstek szamoczącego się chłopaka. Zadymiło, a zaciśnięta kurczowo dłoń na pelerynie oprawcy straciła łączność z resztą walecznego ciała. Wisiała i ociekała krwią.

Chłopak wrzasnął i schował język. Przez załzawione rzęsy dostrzegł, jak kikut rozpuszcza się na jego oczach. Brązowa substancja wnikała w mięśnie i kości, topiąc twardy kruszec. Skóra skwierczała, bąble pękały, a szpik mieszał się z rozciapanymi gnatami i kapał na podłoże, wypalając dziurę, nad którą górowała mgła.

– Mogę – zagadnęła osłonięta brązami postać, która wyszła z ukrycia. – Mam lepszy pomysł, a jak widzisz, niewiele zdążyłem mu zrobić, poza odgryzieniem tego, co pozwalało mu stać – oznajmił i powędrował wzrokiem na stopy, które leżały przy pobliskim krzaku. – Powstań! – ryknął na całe gardło i wzniósł ręce do góry w ogromnej ekstazie.

Ziemia zadrżała, kłęby pary rozświetliły mroki. Powstało wypiętrzenie, a piachu na jego wierzchołku przybywało.

– Witamy wśród żywych – rzucił skrzydlaty oprawca, który nadal trzymał przerażonego chłopaka w stalowym uścisku. Łzy ściekały ofierze po polikach, a rąk już praktycznie nie miał. Dwie główki od kości ramienia raziły blaskiem spomiędzy zwisających kawałów mięsa. Oczy biegały w różnych kierunkach. Opuchlizna w gardle rosła i utrudniała przełykanie i łapanie życiodajnego tlenu. Pochylił głowę i ugryzł agresora skupionego na widoku powstającego z grobu nieboszczyka.

Czarna postać zwróciła zdziwioną twarz w stronę ociekających krwią ust chłopaka i uderzyła go otwartą dłonią, przeciągając ostrymi pazurami po całej długości bladej skóry. Głowa odskoczyła, farba obryzgała najbliższe drzewa, a naruszona szyja nie była w stanie utrzymać głowy, która opadła. Atakowany wybałuszył przekrwione bielma i zawył ile sił, a echo niosło jego protest pośród skulonych drzew.

– Co to miało znaczyć! – zagrzmiał i pochwycił chłopaka za podbródek. – Fikasz?

Pół twarzy ofiary zostało obdarte do kości. Płaty skóry zwisały, a napięte mięśnie pracowały, wypuszczając sikającą krew. Żuchwa pozbawiona osłony ukazywała rząd zdrowych, białych zębów.

Chłopak zemdlał, a oprawca wydłubał zębami mięso spod paznokci i palców, po czym wypluł.

Z teleportowanego, pokrytego glonami i błotem pagórka, wyszedł mężczyzna i stanął przed wzywającymi. Ubranie postrzępione, ledwie osłaniało gnijące ciało i widniejące gdzieniegdzie pożółkłe kości. Rozciągnął szeroko oblazłe usta i wzniósł posiniaczoną twarz do góry. Zamiast oczu miał piach, którego drobinki wypadały przy ruszaniu głową. Uchylił wargi, z których wypłynęła śmierdząca, ciemna woda. Przejechał pozbawionymi skóry palcami po nosie, z którego zdarł resztki naskórka. Przy każdym stąpnięciu chlupało, a ciecz ulatywała licznymi otworami.

– Pamiętasz? – spytał skrzydlaty demon. – To on pięć lat temu utopił cię w jeziorze. To, że nie potrafił przestać, kiedy zsiniałeś, dowodzi, jakim bydlakiem jest.

– Chory psychicznie i nawet nie pomyślał, że przez jego występek osierociłem trójkę dzieci i skazałem żonę na życie w nędzy – wydukał umarlak, podszedł do chłopaka i napluł mu na włosy gęstą flegmą. – Miałem wszystko: karierę, pieniądze, kochającą rodzinę a teraz rozmawiam z rybami i tułam się po dnie tego przeklętego jeziora, nie mogąc wypłynąć na powierzchnię.

– Jak matka cię zabierała, na pewno wspomniała, że zawsze daje szansę, aby wyrównać rachunki – powiedział młodszy z oprawców. – Skoro tutaj jesteś, to znak, że chcesz skorzystać z tego przywileju.

Nieboszczyk przytaknął.

– Długo na to czekałem pośród chłodu i smrodu mułu. Hektolitry wody przygniatały moje wątłe ciało, a drobnoustroje zrobiły to, co teraz sobą reprezentuję – przyznał nieżywy. – Budź ścierwo!

Dłoń czarnej postaci poczerwieniała. Przycisnął ją do piersi chłopaka, który natychmiast otworzył ociężałe powieki i wzniósł ciężką głowę. Wytrzeszczył oczy i zadrżał na widok kolejnej osoby pośród już mu znanych. Zmrużył powieki i wyszeptał: – To ty. Ja…

Palce w dalekim stadium rozkładu pochwyciły za grdykę chłopaka. Zakasłał i zaczął wierzgać w powietrzu. Strzeliły kostki, a szyja straciła na objętości.

– To samo czułem, kiedy woda wpływała do moich płuc, wypychając resztki tlenu. – Umarły zacisnął mocniej palce, a gapie wybuchli głośnym śmiechem. – Drugą ręką pochwycił ofiarę za tył głowy i wcisnął to, co zostało z twarzy w swój gnijący tors. – Wąchaj i wdychaj toksyczne odpady.

Chłopak potrząsał ciałem i napinał mięśnie. Kopnął umarlaka w piszczel – upadł, tracąc równowagę.

– Kurwa mać – syknął i spojrzał w dół; zgniła noga odpadła. – Jeszcze po śmierci ci mało. – Walczący z oddechem chłopak go nie słyszał ani nie widział. Całą twarz miał upaćkaną w czymś na podobieństwo ugotowanych i rozdrobnionych podrobów. Otworzył usta i wypluł to, czego się nałykał, podczas próby wyswobodzenia.

– Mam gdzieś, co ze mną zrobicie – ryknął śmiechem przez łzy. – Nawet nie dociera do mnie to, co widzą moje oczy, a ciało nie czuje bólu. Nie takie cuda już widziałem, a te obrazy, co teraz mam na źrenicach, są słabej jakości. – Cały czas cieszył japę.

– Daj to. – Postać w brązowym okryciu pochwyciła leżącą na piachu nogę i przytwierdziła na powrót do ciała nieżyjącego, po czym pomogła mu wstać.

– Patrzcie, jaki nieczuły – fuknął skrzydlaty demon i zatopił ostre zębiska w obojczyku zuchwalca; wyrwał wszystko, aż do żeber i wypluł.

– Pierdolone zwierzęta – krzyknął chłopak i zaczął ujadać z bólu.

– Jednak czujesz… – Agresor to samo zrobił z drugim obojczykiem, po czym otarł usta w rękaw i wyszczerzył zęby. Wrzaski chłopaka były lekarstwem dla jego uszu.

– Co wybierasz? – zagadnął umarlaka i przejechał ostrym paznokciem po wystającym żebrze. – Wyrywamy, czy łamiemy?

– Dobij mnie wreszcie i przestań się ośmieszać, przebierańcu – wypalił chłopak i zaczął rżeć. – W mojej głowie siedzą gorsi popaprańcy, ale żaden z nich nie jest taki żałosny – zakasłał i spiorunował skrzydlatego potwora wzrokiem.

– Nie! – ryknął. – Dzisiaj mam ochotę strugać durnia. Jakie licho kazało ci wchodzić do lasu samobójców? Uciekałeś zapewne przed sprawiedliwością albo goniłeś kolejną ofiarę. Tamta blondynka, co pędziła na złamanie karku, pewnie nią była.

– Może – prychnął obłąkany. – Co ci do tego?

– W sumie, to nic. Widzisz… nudny dzisiaj dzień i jakiś posępny. Miałem inne plany, ale skoro sam przyszedłeś… Miałem na ciebie zlecenie za miesiąc i pięć dni.

– Co za idiota – prychnął chłopak i zaczął pluć skrzepniętą krwią. – Wskakuj do wagonu, bo cyrk odjeżdża. – Wykrzywił pozostałości po wargach i napluł demonowi na okrycie.

– Dość tego! – zagrzmiał. – Jednego popaprańca mniej. – Skinął na syna, który nie wiadomo kiedy, doskoczył do zuchwalca i wyrwał płuca.

– Łap. – Rzucił umarlakowi. – Możesz skorzystać. Są nawet w dobrym stanie.

Chłopak charczał i chłonął tlen do dziur. Żyły płucne bryzgały czerwienią, a tchawica podskakiwała i wychodziły poza ciało. Zbladł, znieruchomiał, wystawił język i jęknął, wydając ostatnie tchnienie.

Nieboszczyk położył dar na ziemi, nabrał powietrza i rozchylił żebra. Wyrwał zgniłe organy i zastąpił je zdrowymi.

– Parę lat posłużą – zażartował i ściągnął mostek. – Jak cudownie – mruknął, zaczerpując tchu.

– Czas na ciebie. – Młodszy potwór wskazał na czarne dłonie wyłaniające się z ziemi. – Matka wzywa.

Nieżywy wrócił do grobu i zniknął pod okryciem pary. Ziemia wróciła do poprzedniego stanu, a skrzydlata postać wypuściła zmasakrowane ciało chłopaka z uścisku.

– Co z tamtą, ojcze?

– Czysta?

– Nie – odburknął. – Niejeden przez nią gryzie ziemię albo oglądał szpitalne ściany.

– Wypuść, zapolujemy. – Powiedział i usiadł na pobliskim kamieniu. – Muszę pomyśleć, co jej zrobię.

– Jasne. – Uśmiech wpełzł na usta młodszego oprawcy.

– Zostaw! – ryknął uskrzydlony i zawiesił mętne spojrzenie na ruchliwych dłoniach, które próbowały wciągnąć ciało chłopaka pod ziemię. – Nie zasłużył na pochówek. – Ręce znikły.

Odziana na brązowo postać wróciła po chwili, informując, że dziewczyna już forsuje mięśnie pośród drzew.

– Wyjmij duszę, a ciało spal. Tym razem uważaj i nie przerwij jej na pół. Nigdy nie zazna spokoju, a to miejsce będzie od dzisiaj jej nowym domem.

Demon podszedł do pokrwawionego chłopaka, przykucnął i wsadził dłoń w dziury po płucach. Pogrzebał chwilę, chwycił siwy cień wypełniający brakujące fragmenty ciała i jednym, mocnym szarpnięciem, wyrwał nieoponującą poświatę z wnętrza.

– Grzeczna, jakbyś nie należała do tego bydlaka – przyznał, wyciągnął z rękawa długi łańcuch i założył na szyję skulonej duszy. – Pięć metrów kwadratowych do realizacji planów. Dużo przestrzeni do myślenia.

Odstąpił, złapał zwłoki chłopaka za nogę i pociągnął pod drzewo. Pstryknął palcami, na które wpełzły ogniki i strzepał iskierki na ubranie leżącego twarzą w dół przegranego – zapłonął w mgnieniu oka, jakby polano go benzyną. Chwilę trwało, zanim ogień skończył trawić zwęglone już ciało. Kiedy zgasł, czarna postać podeszła i kopnęła to, co zostało – wiatr rozdmuchał resztę.

– Zaczynamy – burknął skrzydlaty potwór i wzleciał w powietrze. Szybował pośród wierzchołków, a jego syn podążał pomiędzy zaroślami, dotrzymując górującemu tempa.

– Gdzie jesteś?! – zawołał naziemny stwór. – Czuję twój pot!

– Czternasta piętnaście – ryknął ten na górze i obniżył lot.

– Nie…! – dobiegło spośród gałęzi. – Zostaw mnie!

Uskrzydlony wylądował i przykrył wierzgającą w objęciach syna dziewczynę skrzydłami. Zaciskał je coraz mocniej, a dobiegające spośród piór dźwięki przerażenia słabły. Zastąpiły je odgłosy trzeszczących kości. Po chwili rozpostarł skrzydła, a obdarte ze skóry ciało dziewczyny upadło na piach. Dygotała i obejmowała czerwone mięśnie. Usta drżały, wyrzucając ciche jęki. Oczy nie widziały nic, zalane potokiem łez.

– Dobij – nakazał ciemny cień stanowczym tonem.

Brązowa postać podeszła do mięcha i zaczęła wciągać krwiste kąski do szeroko rozwartej paszczy. Przeżuwane ciało znikało w otworze gębowym, w zaskakująco szybkim tempie. Ręce dziewczyny wsparły się o czoło oprawcy i wzbraniały przed dalszym połykaniem. Gnaty strzeliły pod silnym naciskiem, a waleczne odnóża zniknęły w ciemnej otchłani. Po chwili korpus i dygające jeszcze nogi. Potwór zamknął usta i oblizał długim jęzorem ociekające strużkami krwi wargi.

– Nie traw do końca. Damy naszemu utopionemu prezent – zasugerował uskrzydlony. – Pstryknął i wylądowali przed mętną wodą. – Wypluj.

Ciało dziewczyny wylądowało na błocie. Uniosła okaleczoną twarz i spojrzała przed siebie. Była kościotrupem ze znikomą ilością tego, co wprawiało kiedyś jej wredne istnienie w ruch.

– Dobranoc – fuknął odziany na brązowo osobnik i podciął wycieńczonej ofierze gardło. Wytarł zabrudzoną dłoń w okrycie i wkopał zwłoki do wody.

Unosiła się chwilę na powierzchni, po czym została wciągnięta pod wzburzoną taflę. Kiedy otworzyła oczy, ujrzała, jak młody mężczyzna ciągnie ją na samo dno. Miał szyderczy uśmiech, a jej było już wszystko jedno. Przecież i tak nie żyła.

– Nadplanowa robota, ale warto było – syknął uskrzydlony. – Wracamy do matki, czy bierzemy w obroty kolejną ofiarę z listy przez nią spisanej.

– Żniwa nie zasługują, aby je odkładać na później – zadrwił młodszy i objął ojca ramieniem. Kiedy odchodzili, w okolicy rozbrzmiewał wrzask dziewczyny, która oswajała się z nowym miejscem zamieszkania, albo te wrzaski miały całkiem inne pochodzenie. Kto to wie?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (23)

  • emiliko 3 miesiące temu
    Super jest u ciebie jest budowany klimat. Jakbyś chciał to zapraszam na moje krótkie opowiadanie rozpromieniona dusza
  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Dziękuję za komentarz. :) Pozdrawiam.
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Daję pięć, ale przeczytam później, na telefonie. ;)
  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Okej. 😁
  • SwanSong 3 miesiące temu
    Purpura aż boli. Nie jest strasznie, tylko śmiesznie.
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Znowu wypełzłeś z kanału? A było tak pięknie... Już Ci kiedyś napisałam – POKAŻ W KOŃCU SWOJE UMIEJĘTNOŚCI PISARSKIE, bo tylko umiesz krytykować i wkurwiać ludzi, nie chwaląc się swoim talentem. Jeszcze nie widziałam, żebyś coś ocenił pozytywnie, dzbanie. A myślałam, że trolling już dawno wyszedł z mody. Rozwijasz się, tylko pogratulować (i modlić się o lepsze środki farmaceutyczne), bo te, które żresz, nie działają.
  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    To tez dobrze.😘😘
  • SwanSong 3 miesiące temu
    ZielonoMi Od oceniania pozytywnego jest tu wiele osób. Ocena pozytywna nie poprawia pisania, ale co ty możesz o tym wiedzieć :)
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    SwanSong No właśnie, to tylko potwierdza fakt, że do komentowania wybierasz tylko słabsze prace, żeby znęcać się nad autorami i pokazać, jakiż to z Ciebie wielki językoznawca. p.s. "Ty" piszemy wielką literą, nawet, jeśli się z kimś nie dogadujesz. Ale co TY możesz o tym wiedzieć...? :D
  • mamycię 3 miesiące temu
    ZielonoMi Zaimki osobowe piszemy dużą literą w wypadku pism urzędowych i sztuki epistolarnej.
    W literaturze się tak nie robi (z małymi wyjątkami).
  • SwanSong 3 miesiące temu
    ZielonoMi
    Gdybym wybierał tylko słabsze prace, nie wychodziłbym z opowi. Czasem coś zerknę i tyle. Jeśli zdanie o purpurze uważasz za znęcanie się, to znaczy, że niewiele wiesz i z krytyką nie miałaś do czynienia. "Ty" nie piszemy wielką literą, to tylko sprawa netykiety, która nie jest obowiązkowa.
    PS W swoich opkach masz zły zapis didaskaliów :)
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    mamycię Jasne, ale trochę kultury nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
  • mamycię 3 miesiące temu
    ZielonoMi co ma do rzeczy kultura?
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    SwanSong Gdzie? bo nie zauważyłam.
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    mamycię Jesteś jego alterkontem? Oczywiście, kultura nie ma nic do rzeczy. Nara.
  • mamycię 3 miesiące temu
    ZielonoMi jestem sobą.
    Zdaje się, że się zapultałaś.
    Nikt tu nie był niekulturalny.
  • emiliko 3 miesiące temu
    Hej, było by mi miło gdyby ktoś ocenił moje opowiadanie istota ze światła. Nawet jakby opinia była negatywna,
  • Św Szeptunka 3 miesiące temu
    Ktoś tu krytyki nie potrafi przyjąć, nieładnie, oj nieładnie...
  • zsrrknight 3 miesiące temu
    "Trzask gałęzi i szelest skrzydeł, wylatujących w popłochu spośród szeleszczących liści ptaków" - zbędny przecinek
    "Czarny cień przemierzał zarośnięte ścieżki i obcierał się oto, co miał w swoim zasięgu." - o to
    "Wyglądam na kogoś, kto przywiązuje wagę do wyglądu." - tu chyba powinien być znak zapytania
    "Po chwili las pogrążyły kompletne ciemności." - nie jestem pewien, czy ciemności mogą "pogrążać". Może lepiej napisać "las pogrążył się w [kompletnej] ciemności"?
    "Trzask pękających pod czyimś ciężarem patyków, zdradzał jednak" - zbędny przecinek
    "coś nakryte czarnym płótnem, zapłonęło jasnym blaskiem." - zbędny przecinek. I czy przypadkiem "jasny blask" to nie masło maślane?
    "a czerwone ślepia i dwa rzędy ostrych zębów, rozciągły się w szerokim uśmiechu." - zbędny przecinek
    "Szybował pośród wierzchołków, a jego syn podążał pomiędzy zaroślami, dotrzymując górującemu tępa." - tempa
    "Przeżuwane ciało znikało w otworze gębowym, w zaskakująco szybkim tępię." - jak wyżej

    zwabiły mnie komentarze. I w sumie tak patrzę na komentarz Swana i na tekst i dochodzę do wniosku, że momentami miało to być trochę śmieszne. W gruncie rzeczy humor i makabra to bardzo dobrana para. A tekst całkiem niezły. Opisy fajne, soczyste, oddziałujące na wyobraźnię. W akcji trochę się gubiłem, ale to chyba druga część, więc może stąd lekkie zdezorientowanie. Choć muszę przyznać, że trochę łatwiej by było, gdyby poszczególni bohaterowie mieli imiona xd
    Ogólnie całkiem dobry tekst, nie licząc rzecz jasna paru błędów.
    Pozdrawiam
  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Dzięki za komentarz i wypunktowanie błędów - przecinki. :) Co do tego " oto", czy "o to" to właśnie główkowałam, bo raz razem, raz osobno w zależności od kontekstu zdania, ale mogę być w błędzie. Tekst miał być trochę śmieszny, jak to z wariatem bywa w roli ofiary. Niby cierpiał, a śmiał się jak opętany. 😊 Pozdrawiam.
  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Od purpury, po zaimki, aż do krytyki. Ja we wpisie SwanSong nie widzę nic niestosownego. Napisał szczerą opinię, jak odebrał opko. Uśmiał się, na zdrowie. Przyjmuję wszystko na zimno i nie drążę tematu, bo kogoś rozwaliło to, co napisałam. Każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie tak, jak chce. Czasami lepszy taki wpis, niż puste pole. Pozdrawiam wszystkich komentujących. 😊
  • mamycię 3 miesiące temu
    Tak trzymać.
  • SwanSong 3 miesiące temu
    I to jest dobre podejście.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania