Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Wiedźmin. Współczesna krew - rozdział 2
Wiedźmini chcą pieniędzy i krwi. Tak niczego więcej, magicy i chędożeni mordercy. Nie bójcie się ich. Zabijajcie, oszukujcie i okradajcie. Niech oni sami się wybiją i tak ich era dobiega końca. Ludzie, ludzie epoka zła dobiega końca.
Starszy mężczyzna krzyczący przed oblężeniem Kear Morhen. Zapis w księdze Skelligijskiej
Rozdział 2
Stary głos
Rainfarn wszedł do pokoju z ręcznikami. Na łóżku tyłem do niego, siedziała dziewczyna z górą ubraną jedynie w bieliznę. Stanął zamurowany w przejściu. Wzrokiem biegał po pokoju, widział jej bluzkę na krześle a plecak tuż obok na ziemi.
- Nie wstydź się, Reinfarn. Wchodź, w końcu to twój pokój – powiedziała półżartem.
- Przyniosłem ręcznik – podszedłby jej podać – sprawdzałem pogodę i ma tak padać praktycznie do rana.
- Ehh... - zaczęła sygnalizować swoje myślenie, w międzyczasie zaczęła trzeć ręcznikiem po krótkich włosach – słuchaj mam, dziwną prośbę – odwróciła głowę w jego kierunku – autobus już mi odjechał, a mama po mnie nie przyjedzie. Czy... – zawahała się - czy mogę u cie... u was nocować?
- A mam jakiś wybór? - powiedział po chwili – na ulice się, nie wyrzucę – zaśmiał się – czekaj, pogadam z mamą i wszystko załatwię – wyszedł z pokoju. Dziewczyna zaczęła mówić coś niezrozumiałego. Jej oczy błysły zielenią i błękitem. Błysk przeszedł przez jej ciało i nagle jej skóra i włosy stały się suche.
- Rainfarn! - krzyknęła, dotykając ust i nosa – przynieś plaster, jak masz!
- Już – wrócił, w mgnieniu oka – co się dzieje? - spytał, podając przedmiot prośby.
- Nie, nic ważnego – szybko odpowiedziała.
- Co to za blizna? Jeśli mogę spytać – powiedział, dotykając nie pewnie jej barku z raną.
- Szkoda gadać i tak byś w to nie uwierzył – odłożyła jego rękę, wzdłuż ciała – to gdzie ja śpię? - szybko zmieniła temat.
- Jeśli się nie obrazisz, to ze mną – zastanowił się nad zdaniem – znaczy, u mnie w pokoju. Zaraz przyniosę materac i pościel, ale za nim to, mama kazała przekazać swoje rzeczy na przebranie – podał odzież i czekał na jej odpowiedź.
- Dzięki – rozłożyła ubrania – Rainfarn, możesz usiąść na chwilę. Mam do ciebie prośbę – chłopak usiadł, obok niej – cokolwiek wydarzy się dzisiejszej nocy. Proszę niech, zostanie między nami.
- Chodźcie na kolację – krzyknęła matka, zanim chłopak zdołał odpowiedzieć. Dziewczyna szybko się ubrała i wyszli z pokoju.
I
Zasiedli do stołu, fakt co jedli jest mało ważny. Ważniejszym jest kolejne nietypowe zachowanie dziewczyny. Zdawało się, że jakaś poświata przechodzi z jej rąk do sztućców i z powrotem. Nikt głośno nie reagował, lecz każdy to widział.
- Zirra, dzwoniłaś do rodziców? – zwróciła się do niej kobieta, konsumując kolejny kęs.
- Nie, jeszcze nie zaraz to zrobię. Jestem jednak pewna, że się zgodzą – zjadła kawałek dania – nie mam żadnego sposobu, by dziś wrócić do domu. Chcę podziękować, za przyjęcie mnie w gościnę.
- Ależ arystokracja z ciebie – zaśmiała się matka – czuj się u nas jak w domu. Gdzie mieszkasz -
Zirra, bo chyba nie w Oxenfurcie? - spytał niepewnie.
- Nie. Mieszkam niedaleko w Oswardzie.
Resztę kolacji zjedli w ciszy. Po wszystkim po krótkiej namowie starszej kobiety Zirra udała się do pokoju zadzwonić i przygotować materac do snu. Ona zaś z synem zaczęli zmywać naczynia.
- Z tą dziewczyną, jest coś nie tak – powiedziała półszeptem.
- Co masz na myśli? - spytał zdezorientowany – Stresuje się, bo to jej pierwsza taka sytuacja.
- Oboje wiemy, że to nie prawda. Przy tobie czuje się bardzo spokojnie.
- Mamo, my nie jesteśmy razem – przerwał jej, bez ostrzeżenia.
- Nie to mam na myśli. Widziałeś tę dziwną poświatę, na jej rękach?
- Uważasz, że co? Że korzysta z magii. Dobrze Zirra nie jest, jeśli mogę to tak nazwać. Zwykłą osobą, ale dobrze wiesz, jak walczą z magią. Ciężko jest znaleźć jakiekolwiek, przydatne informacje na temat czarodziejów. Same biografie.
- Wiem, wiem. Nie znasz jej dobrze, ja bym na twoim miejscu jej bezgranicznie nie ufała.
- Ty też nie znasz jej dobrze. Chodzę z nią do klasy od trzech... prawie czterech lat. Naprawdę nie masz się o co martwić.
II
Wrócił do pokoju. Dziewczyna siedziała na jego łóżko, bawiąc się naszyjnikiem z małym srebrnym kotem.
- Twoja matka – przerwała ciszę – twoja matka, ma rację. Nie jestem, jedynie czlowiekiem. Jestem ćwie... jestem kimś jeszcze.
- Hej, mi możesz powiedzieć wszystko – mówiąc, usiadł obok niej.
- Chciałabym, ale nie mogę. Mogę cię jedynie prosić – sięgnęła po plecak i zaczęła w nim grzebać – jeśli zacznie się ze mną coś źle dziać. Wbij to we mnie – podała mu ostry drewniany kołek – im większe zło się zacznie, tym bliżej serca je wbij. Wtedy się, wszystko skończy.
- A jeśli trafię za blisko albo za daleko serca? - spytał zakłopotany.
- Jak za daleko, to tak jakbyś nic nie zrobił – westchnęła ciężko – jeśli za blisko zginę.
- Mam nadzieję, że nic się nie wydarza. Jeśli miałbym ryzykować, między twoją śmiercią a śmiercią innych. Wolałbym nic nie wybierać.
- Pewna osoba mówiła podobnie. Osoba bardzo mi bliska.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania