Poprzednie częściZ świata w świat

Z świata w świat 2

Dzień zaczoł się zwyczajnie. Tak, jak każdy. Przy śniadaniu jak zwykle walka o najlepsze miejsca, a potem- jak zwykle w wakacje - cały dom dziecka jechał popracować w polu. Kierowniczka nazywała to "rozrywką". Jako sierota, Piotrek niewiele wiedział o rozrywce, ale jednego był pewien: nie polegała ona na włażeniu do ciasnego autokaru, walczeniu o miejsca przy oknie, jechaniu kawał drogi do najbliższej wsi, poczym w pełnym słońcu wykopywaniu ziemniaków i marchwi. Siedzeniu na drzewie wiśni gadaniu z kolegami było do rozrywki znacznie bliżej. No, ale skoro pani dyrektorka placówki dla dzieci osieroconyc ( lub- jak zwykło się ją nazywać w środowisku młodzieżowym - tłuszcza) kazała jechać w pole, to trzeba było grzecznie pójść do autokaru i robić co kazała. No, prawie grzecznie. Nie licząc bójki, walk o miejsca z tyłu i ukradkowym paleniu papierosów przez nieco starszych kolegów. No i planu, który Piotrek wymyślił jeszcze przed zaśnięciem...

- Michał! Hodź, zmywamy się!

-Zwariowałeś? Tłuszcza odrazu zaówarzy.

-No chodź, mam plan. Przyjrzałem się temu polu jak byliśmy tu ostatnio, i myślałem o tym długo. Nie może się nie udać!

-A jak...

-A chcesz cały dzień kopać w ziemi?

-W sumie racja. Idziemy.

-Gzie idziecie?- o, nie. Znowu się przypałętała. Mała, siedmioletnia Julka zdawała się wyczówać Piotrka na odległość.

-O nie, Julka... Idź z resztą, dobra? Niedługo się dołączymy.

-Gdzie idziecie? Hcę z wami!

-Nie możesz iść z nami!

-Piotrek! Przecierz jej obiecałeś, obiecałeś, że będziesz się mną opiekować!

-Znów się zaczyna...- mówiąc "znów" Michał wcale nie przesadzał. Julka była znana z tego, że łaziła za Piotrkiem i przynajmniej raz dziennie powtarzała, że ma się nią opiekować. Przez te jej wymysły Piotrek już dawno byłby głównym obiektem żartów, gdyby nie respekt, jaki wzbudzał ponad przeciętną- nawet jak na wychowanka sierpcińca -umiejętnością walki i wspinaczki. Niestety, żadna z tych zdolności nie pomagała w pozbyciu się Juli.

-Jak nie weźmiecie mnie ze sobą to powiem pani!

-Już dobra, dobra... Ale przestań tak wrzeszczeć. I zapamiętaj, jak nie będziesz chciała iść dalej, to wracasz i udajesz, że o niczym nie wiesz. Jasne?

-Mhm.

Jak się okazało, obecność Juli nie była aż taką przeszkodą. Dziewczynka, trzeba to przyznać, słuchała się ich we wszystkim. Zachowała absolutne milczenie przy dyskretnym odłączaniu się od reszty, nawat nie pisneła gdy przeciskali się przez rzywopłot, a do wejścia na jabłoń- główny cel ucieczki -potrzebowała niewielkiej tylko pomocy Piotrka. Teraz pozostało już tylko czekać aż się ściemni i o odpowiedniej porze wrócić pod autokar.

-No nie...

-Co jest, michał?

-Zgubiłem nóż, miałem zamiar coś wystrugać...

-Pewnie ci wypadł jak przeciskaliśmy się pod żywopłotem. Pomuc ci szukać?

-Nie, dzięki. Wiesz co? Jak mnie nie będzie, ty zerwiesz tamto jabłko. Zakład, że nie dasz rady?

-Spoko! Jak wrucisz, jabłko będzie leżeć na ziemi.

-Chyba ty będziesz leżeć na ziemi, jak spadniesz!

-Jak wygram, oddajesz mi nóż jak ty wygrasz, przez miesiąc kopię ziemniaki za ciebie.

-Ok.- odpowiedział Michał, poczym odszedł w kierunku żywopłotu. Piotrek z uśmiechem spojrzał na trzymany w ręku nóż. Tak, kieszonkowiec to zdecydowanie zawód dla niego... Już miał zacząć się wspinać, gdy Julka znowu zaczeła domagać się jego uwagi.

-Piotrek?

-Co chcesz?

-Długo po nas nie wracają, prawda?

-Co masz na myśli?

-No... Mama i tata. To znaczy, moi. I pani czarodziejka Ravaella też dawno powinna nas znaleźć.

-O czym ty gadasz?

-Nie udawaj, że nie pamiętasz! Przecież wysłali nas tu tylko na chwilę... Puki nie uporają się z Ignisami... Więc powinni już po nas przyjść, prawda?

-Sorry, ale nie wiem o czym mówisz. A teraz daj mi spokój, bo jeszcze stanę na jakiejś cienkiej gałęzi i przegram zakład.- już miał zacząć się wspinać, ale nagle coś poczuł. Nie umiał określić co to jest, wiedział tylko, że jest mu znajome. Zza krzaków usłyszał głosy:

-Jak mogłaś oddać ją pod opiekę komuś tak skrajnie nieodpowiedzialnemu?!

-Mów ciszej! Najlepiej wogóle się nie odzywaj, bo zakłucasz magię. Oni napewno gdzieś tu są...

To, co stało się później, absolutnie nie było winą Piotrka. Z jednej strony usiłując utrzymać zeskakującą z drzewa Julię, z drugiej odużany przez to coś co wyczówał, ale nie mógł określić, po prostu musiał spaść. A to, że spadając walną głową w konar i stracił przytomność, należy przypisać już zwykłemu niefartowi.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • T. Weasley 21.10.2014
    BARDZO proszę o komentarze
  • NataliaO 21.10.2014
    fajnie, poprawnie i płynie się czytało, nie dostrzegłam żadnych błędów ; 4 :)
  • Ant 21.10.2014
    Przyłożyłbym się na Twoim miejscu do ortografii. Fabuła fajna
  • Zarija 23.10.2014
    świetne opowiadanko, talent masz, ale są drobne błędy 5
  • Nikey 23.10.2014
    NataliaO. Jak to NIE DOSTRZEGŁAŚ ŻADNYCH BŁĘDÓW?!
    "Zaczoł"?"Hodź"?"Pomuc"? No bez jaj...
  • NataliaO 28.10.2014
    czytałam wieczorem wiec może nie dostrzegłam :( ale drobne błędy można zawsze poprawić
  • Prue 29.11.2014
    Też dostrzegłam błędy. Ode mnie masz 3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania