Poprzednie częściZagubiony umysł Rozdział 1 - List

Zagubiony umysł Rozdział 2 - Droga

Obserwowałem, jak sprawnie poprawia brązowe soczewki w lusterku samochodowym, zastanawiając się, czy to przez jej umiejętności, czy może istniał ku temu jakiś inny powód. Nie śmiałem jednak o to zapytać, zaciekawienie wciąż przewijało się gdzieś w mojej głowie i nie dawało mi spokoju.

 

Chociaż byłem skupiony na drodze, to raz na jakiś czas spoglądałem na dziewczynkę siedzącą obok mnie. Wpatrywała się w mijany krajobraz, przytulając swojego pluszaka.

 

– Pan ma do mnie pytanie prawda? Niech pan pyta – powiedziała, kierując swój wzrok przez chwilę w moją stronę.

 

– Dlaczego nosisz soczewki? – wydusiłem w końcu z siebie.

 

Z jednej strony szalenie ciekawiły mnie szczegóły jej umiejętności, a z drugiej bałem się poznać całą prawdę. Jednocześnie coś wtedy do mnie dotarło. Omal nie wdusiłem hamulca do podłogi i nie spowodowałem wypadku. Pomyślałem, czy aby nie popełniłem błędu i nie sprowadzam na swoją rodzinę niebezpieczeństwa. Ponownie ogarnęło mnie to przytłaczające uczucie, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy siedem lat temu. Spojrzałem na nią, jak przypatrywała mi się ze smutnym uśmiechem.

 

– Nie musi się pan obawiać o rodzinę. Soczewki ograniczają moje zdolności. Nikomu nic nie grozi, nie będę tego używać przeciwko nim – oznajmiła spokojnie i wróciła do patrzenia przez szybę.

 

Odetchnąłem, ale nie wiem, czy była w tym jakakolwiek ulga. Brzmiała tak, jakby nie raz wypowiadała te słowa albo była świadoma ich wagi. Czy ktoś jej powiedział, że jest zagrożeniem, nazwał ją potworem, a może sama wyciągnęła taki wniosek? A co jeśli nie był on błędny? Może Martha podświadomie czuła, że wzięcie Lucretii to zła decyzja? Coś grozi mojej żonie i synom w jej obecności? A co jeśli ktoś jeszcze wie o jej zdolnościach? Nie miałem kontaktu z ojcem dziewczyny przez siedem lat, przecież w tym czasie mogło się tyle zmienić. Jakie są jej możliwości i limity? Słabości? Co jeśli…?

 

Po chwili skarciłem się za takie myślenie, przecież to tylko dziecko. Nie planowała chyba przejąć kontroli nad światem. To niedorzeczne, stwierdziłem w końcu i trochę poluźniłem uścisk na kierownicy. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak mocno zaciskałem ręce na kole. Lucretia wciąż wpatrywała się w szybę, lecz miałem wrażenie, że dostrzegła moje zawahanie.

 

– Wiem, że inni się mnie boją. Przyzwyczaiłam się już. – Wzruszyła ramionami. – Tylko tata tego nigdy nie okazywał, od niego zawsze czułam miłość. I już nigdy więcej … – zamilkła, kiedy jej głos zaczął się łamać.

 

Skąd to wiedziała? Ktoś jej to powiedział bezpośrednio? Dotarło do mnie, że Lucretia nie jest zwyczajnym dzieckiem, które ucieszy kolejna zabawka albo wypad do Disneylandu. Zauważyłem już w niej tyle sprzeczności, chociaż wyglądała na radosne dziecko, miała w sobie tyle smutku i bólu, jakby zanadto rozumiała już działanie tego okropnego świata.

 

Bałem się dowiedzieć czegoś więcej, dlatego reszta naszej podróży minęła nam w milczeniu. O co miałbym się zresztą jeszcze zapytać? Czy się denerwuje? A może powinienem jej opowiadać o chłopcach, o Marthcie? Mówić, że na pewno będzie się czuła u nas jak w domu, że się nią zaopiekujemy i będziemy rodziną. Nie wiedziałem, czy ona tego w ogóle chce. Zastanawiałem się, czy nie potrzebny będzie dla niej psycholog po tych wszystkich przejściach. Po powrocie do domu chciałem to przemyśleć, na szczęście był weekend i chociaż przez te dwa dni nie musiałem zajmować się pracą.

 

Spojrzałem na ekran w samochodzie, który wyświetlił mi nadchodzące połączenie od Hyacintha, odebrałem i samochód rozbrzmiał jego nastoletnim głosem.

 

– Tato, Victor się pyta, kiedy w końcu przywieziesz mu do domu siostrę?

 

– Jesteśmy w drodze, nie musi się o to martwić – powiedziałem, uśmiechając się mimowolnie. – Będziemy za dwadzieścia minut.

 

– Dobrze, bo nie wytrzymam z nim dłużej. Nie rozumiem jego migania, jak jest taki podekscytowany. – Usłyszałem jakiś hałas, prawdopodobnie Victora uraziły słowa starszego brata. – Dobra, na razie – mruknął Hyacinth i rozłączył się.

Zerknąłem na Lucretię, która nieco uniosła się zaciekawiona tą rozmową. Zastanawiałem się, co ona czuła. Czy może rozmyślała nad tym, że zaopiekujemy się nią, ponieważ musimy i będzie u nas tylko na przechowanie, dopóki nie stanie się pełnoletnia? Wydawało mi się, że takie myśli mogły krążyć po jej głowie, lecz trudno było z niej wyczytać cokolwiek. Miewałem trudności ze zrozumieniem własnych dzieci, a co dopiero kiedy było mi ono zupełnie obce.

 

– Powinienem cię chyba uprzedzić, że Victor nie mówi, jesteście w tym samym wieku i wierzę, że jakoś się dogadacie – powiedziałem spokojnie.

 

– Wiem – odpowiedziała Lucretia. – Znam też podstawy języka migowego.

 

– Skąd wiedziałaś? – zapytałem zszokowany. – Nie mówiłem o tym twojemu ojcu.

 

– Ale tata czytał gazety, a pan i pana żona jesteście trochę sławni w okolicy prawda? Czasem też pisali tam o waszych dzieciach. Tata cały czas miał nadzieję, że pan mnie przygarnie, więc przygotował mnie na to – odpowiedziała.

 

Miała trochę racji, moja kancelaria prowadziła wiele głośnych spraw. Sieć sklepów Marthy i jej kolekcje odnosiły spore sukcesy, więc często gościliśmy w lokalnych mediach, ale staraliśmy się, aby wiązało się to głównie z działalnością charytatywną, a nie z naszymi osiągnięciami zawodowymi.

 

– Był ze mnie dumny? – zapytałem pod wpływem ogromnej tęsknoty, która mnie ogarnęła w tym momencie.

 

– Bardzo – odpowiedziała. Poczułem wtedy bolesny ucisk w sercu. – Nigdy nie mówił o panu źle. Zawsze powtarzał z dumą, że jego przyjaciel jest znanym i cenionym prawnikiem, i że do tego ma dobre serce.

 

Dobrze, że właśnie w tym momencie dojechaliśmy, bo czułem, jak kolejne łzy już biegną po moich policzkach. Poczucie winy zabijało mnie od środka. Zacisnąłem bezsilnie ręce na kierownicy, trzęsąc się jednocześnie ze złości i smutku. Wtedy dziewczęca rączka dotknęła mojej, spojrzałem na Lucretię, która patrzyła na mnie, jakby rozumiała wszystko, przez co przechodzę.

 

– Tata czuł często to samo, ale nikt nie jest winny poza mną. Prosiłam go, żeby nie tak nie myślał, proszę też o to pana, dobrze?

 

Jej słowa trochę mną wstrząsnęły, dlatego szybko otarłem łzy i wysiadłem z samochodu. Zdawałem sobie sprawę, że chłopcy już pewnie wiedzą, że jesteśmy na podjeździe. Jeśli niedługo nie wprowadzę Lucretii, Victor tu przyjdzie i sam to zrobi. Otworzyłem drzwi od strony pasażera i pomogłem dziewczynce wysiąść. Nie mogło ujść mojej uwadze, że mocniej ściska pluszaka, lecz starała się nie pokazywać żadnych emocji, po prostu szła krok za mną, niepewnie rozglądając się na boki. Kiedy zbliżyliśmy się do drzwi, jej głowa znieruchomiała, a wzrok wbiła w ziemię, jakby widziała tam coś niezwykle interesującego. Nie wiedziałem, jak ją pocieszyć, dlatego początkowo wyciągnąłem rękę, żeby pogłaskać ją po głowie, ale po chwili zrezygnowałem z tego pomysłu.

 

Wtedy otworzyły się drzwi, a Victor nie miał skrupułów, by rzucić się na szyję Lucretii, zdecydowanie przekraczając granice jej przestrzeni osobistej. Najpierw zaczął do niej migać, chcąc się przywitać, lecz po chwili zrezygnował, widząc, że na niego nie patrzy, szybko więc wyciągnął telefon i zaczął pisać na nim “Cześć, jestem Victor, twój starszy brat”. Podsunął jej urządzenie pod nos i oczekiwał, na odpowiedź, w końcu doczekał się cichego: “Cześć, jestem Lucretia”.

 

Mój młodszy syn chyba nie oczekiwał takiej reakcji, jego mina ewidentnie wyrażała niezadowolenie. Pogoniłem go, żeby wrócił do środka i dał nowemu członkowi rodziny możliwość wejścia do środka. Zaprowadziłem ją do salonu, gdzie czekał Hyacinth nerwowo przebierając nogami, mimo całej otoczki obojętności, też denerwował się zaistniałą sytuacją. Podszedł jednak do niej i wyciągnął rękę.

 

– Hyacinth – powiedział nieco drżącym głosem.

 

– Lucretia – przedstawiła się i uścisnęła jego dłoń, lecz nadal jej wzrok był skierowany w podłogę.

 

Czułem, że ta sytuacja będzie dla wszystkich bardzo niekomfortowa, więc poprosiłem starszego syna, aby poszedł do samochodu po rzeczy Lucretii, zaś Victorowi kazałem pokazać pokój, który miał do niej należeć. Gestem pokazał dziewczynce, że ma iść za nim. Widziałem, że nie czuje się dobrze, do tej pory dom oznaczał dla niej tylko ojca, nagle otaczało ją więcej osób, które mogła nazywać rodziną. W międzyczasie uszykowałem dla dzieci ciepłe kakao i ciastka. Zawołałem ich po chwili do kuchni. Sam zaparzyłem sobie kawę, myśląc o tym, co będzie dalej.

 

– I jak podoba ci się pokój Lucretio? – zapytałem, kiedy już wszyscy przyszli. – Jeśli czegoś potrzebujesz, to od razu mi powiedz, dobrze? Nie mamy zbytnio doświadczenia w urządzaniu pokojów dla dziewczyn.

 

– Jest super – odpowiedziała. – Większy niż ten w domu.

 

– Przyzwyczaisz się. – Uśmiechnąłem się. – Mam nadzieję, że będziesz się w nim dobrze czuła. Martha wróci dopiero po w poniedziałek i pewnie zobaczysz się z nią dopiero po szkole…

 

– Będziemy w tej samej klasie – zamigał Victor. – Wszystkim już powiedziałem, że będę miał siostrę i że niedługo ją zobaczą. Wiecie, że nikt mi nie chciał uwierzyć.

 

– Musisz dać Lucretii też trochę czasu Victorze – powiedziałem. – Pamiętaj, żebyś nie przesadzał w szkole.

Młodszy z moich synów dał znać, że rozumie, ale sądziłem, że dla Lucretii pierwszy dzień w szkole nie będzie łatwy, cieszyłem się jednak, że ktoś będzie cały czas przy niej. Obok wciąż trzymała swojego pluszowego żółwia i chyba tylko on dawał jej względne poczucie bezpieczeństwa.

 

– Lubisz żółwie? – pytał Victor.

 

– Tak – odpowiedziała Lucretia. – Mają skorupy, w których mogą się schować. Też chciałabym mieć taką.

 

– Ale są bardzo powolne – migał mój młodszy syn.

 

– A po co mają być szybkie? – odpowiedziała Lucretia.

Z Hyacinthem obserwowaliśmy przez chwilę ich wymianę zdań, a potem musieliśmy wrócić do swoich planów. Nastolatek miał do zrobienia projekt do szkoły, ja zaś chciałem ugościć Lucretię w pierwszy dzień domowym obiadem i potrzebowałem trochę czasu, aby go przyrządzić. Dziewczyna poszła do swojego pokoju, z zamiarem rozpakowania swojego niewielkiego dobytku. Victor chciał jej pomagać, ale mu nie pozwoliłem, czując, że Lucretia potrzebuje teraz chwili spokoju.

 

Dwie godziny później w czasie obiadu milczała, jakby sytuacja nagle zaczęła ją za mocno przytłaczać, dlatego później pozwoliłem jej znowu zniknąć w swoim nowym pokoju i nadal trzymałem Victora z daleka. Jednak wieczorem, kiedy myślałem, że chłopcy już śpią, chciałem sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Podejrzewałem, że może jeszcze nie spać lub mieć problemy z zaśnięciem, dlatego szedłem do jej pokoju ze szklanką ciepłego mleka. Wypuściłem ją jednak z rąk, kiedy rzuciłem się na pomoc młodszemu synowi, który upadł na ziemię, trzymając się za głowę, po tym jak zajrzał do jej pokoju. Podbiegłem do niego i popchnąłem już otwarte drzwi. Lucretia upadła na kolana z płaczem.

 

– Przepraszam, nie chciałam – powtarzała.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • kigja dwa lata temu
    *Nie śmiałem jednak o to zapytać, jednak - warto pozbyć się pierwszego 'jednak'
    *pomogłem dziewczynie - bardziej pasuje dziewczynce, bo ma mniej niż 14 lat
    *i dał dziewczynie - więcej synonimów - nowemu domownikowi, może?
    *przedstawiła się dziewczyna - wystarczy czasownik określający płeć
    *rozpakowania się. - rozpakowania rzeczy - im mniej się, tym lepiej i nie straszy na końcu zdania
    *ją jednak z rak, - rąk

    Czy mała bohaterka ma moce Avengersów? ;)
    ___________
    Jeśli główną rolę bohaterką jest dziecko, to książka skierowana jest do dzieci.
    A ten rozdział, niestety, dłuży się, jak wizyta teściowej xd
    Choć metrykalnie nie jestem dzieckiem, to wynudzilam się, jak mops?
    Przepraszam za szczerość, ale chyba każdy autor tego oczekuje.
    Trochę mniej filozoficznych rozważań pana prawnika, a więcej dynamiki i młodzi czytelnicy będą zachwyceni.
    Pozdrawiam?
  • ryba dwa lata temu
    Nie znam się na Avengersach, więc trudno mi odnieść się do tego pytania. Oczywiście, doceniam szczerość i dziękuję za uwagi :). Już je wprowadziłam. W kolejnym rozdziale jest spory przeskok czasowy, a te dwa rozdziały miały mieć bardziej rolę wprowadzającą. Bardzo mi jednak zależy by przekazywać nieco rozważań i myśli bohaterów, by podkreślać ich wewnętrzne konflikty.

    Pozdrawiam :)
  • kigja dwa lata temu
    Podstawowe pytanie: Kto jest targetem serii?
    Jeśli dzieciaki, to rozważania nudnego adwokata jest kompletną pomyłką.
    Jeśli zaś starsza młodzież i dorośli, to ośmioletnia bohaterka również jest pomyłką.

    (Wczoraj w głowie miałam lepszy komentarz?)

    Poczekam na kolejną część ?
    Pozdrawiam!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania